Podziały polityczne II RP miały swoje źródła m.in. w kryzysie przysięgowym z lipca 1917 r. – mówi dr hab. Piotr Szlanta z Instytutu Historycznego UW. 100 lat temu w odpowiedzi na wezwanie Józefa Piłsudskiego żołnierze I i III Brygady Legionów odmówili złożenia przysięgi na "braterstwo broni z Niemcami i Austro-Węgrami".
PAP: Stosunki pomiędzy dowództwem Legionów, a państwami centralnymi psuły się na długo przed kryzysem przysięgowym. Dlaczego już w lipcu 1916 r. Józef Piłsudski rozważał dymisję ze stanowiska dowódcy I Brygady?
Dr hab. Piotr Szlanta: Jego rozważania były związane z głębokim rozczarowaniem polityką państw centralnych wobec sprawy polskiej. W 1915 r. państwa centralne przełamały front pod Gorlicami i Tarnowem, wypierając Rosjan z całego terytorium Królestwa Polskiego i dużej części tak zwanych ziem zabranych. Piłsudski domagał się więc podjęcia przez państwa centralne konkretnych działań w sprawie powołania polskich instytucji będących zalążkiem władz niepodległej Polski. Od zajęcia Warszawy i reszty Królestwa Polskiego minął w 1916 r. już ponad rok i to skłaniało Piłsudskiego do podjęcia tak dramatycznych kroków.
PAP: Akt 5 listopada służył pozyskaniu polskich rekrutów do armii państw centralnych. Dlaczego więc po jego ogłoszeniu w sprawie powołania polskiej armii i rozwoju polskich władz działo się tak niewiele?
Dr hab. Piotr Szlanta: Było wiele przyczyn tego stanu rzeczy. Akt 5 listopada i ogłoszenie naboru do Polskiej Siły Zbrojnej nie przyniosło spodziewanych rezultatów. Państwa centralne szacowały liczbę potencjalnych rekrutów do Polnische Wehrmacht na około milion. Wezwania do tworzenia sił zbrojnych wywołały w polskim społeczeństwie nikły odzew. Dwóch „dioskurów”, czyli faktycznych dyktatorów rządzących Niemcami od lata 1916 r. – Paul von Hindenburg i Erich Ludendorff, bardzo szybko pożałowało wydania aktu 5 listopada. Niebyli oni specjalnie skłonni do rozwijania polskich instytucji mających zarządzać Królestwem Polskim. Wciąż aktualna była koncepcja stworzenia systemu państw Mitteleuropy, ale skoro nie powstała armia polska uzupełaniająca straty sił niemieckich i austro-węgierskich to perspektywa ta oddalała się. Do tego wciąż trwały, zresztą nigdy nie zwieńczone finalnym porozumieniem, negocjacje z Austro-Węgrami na temat rozwiązania sprawy polskiej po wojnie, czy szerzej na temat nowego ładu polityczno-terytorialnego w Europie Środków-Wschodniej.
Z polskiej perspektywy przelewanie krwi w interesie tych państw nie miało więc większego sensu. Mówiła o tym Narodowa Demokracja z Romanem Dmowskim na czele, który od początku wojny był niezwykle krytyczny wobec idei politycznych Piłsudskiego. Endecja uważała, że służy interesom Niemiec, a nie Polski.
Akt 5 listopada i ogłoszenie naboru do Polskiej Siły Zbrojnej nie przyniosło spodziewanych rezultatów. Państwa centralne szacowały liczbę potencjalnych rekrutów do Polnische Wehrmacht na około milion. Wezwania do tworzenia sił zbrojnych wywołały w polskim społeczeństwie nikły odzew.
PAP: Czy Piłsudski rozczarowany zachowaniem Austro-Węgier i Niemiec planował wielki zwrot w polityce? Część historyków sugeruje, że mógł nawet rozważać „odwrócenie sojuszy” i przejście na stronę ententy.
Dr hab. Piotr Szlanta: Rzeczywiście wiosną 1917 r. historia uległa przyspieszeniu. Obalenie caratu w Rosji, deklaracje Rządu Tymczasowego w Piotrogrodzie i tamtejszej Rady Delegatów Robotniczych i Żołnierskich przyznających Polakom prawo do samostanowienia oraz przystąpienie w kwietniu 1917 r. USA do wojny zmieniło międzynarodowy kontekst sprawy polskiej.
Zdaniem Piłsudskiego główny przeciwnik Polski, carska Rosja została pokonana. Należało zatem zwrócić się przeciwko Niemcom. Sprzyjały temu nastroje społeczne w Kongresówce, której ludność boleśnie odczuwał reżim okupacyjny (drożyzna, rekwizycje, brak żywności i opału, różnorakie ograniczenia administracyjne). Należało jednak postępować ostrożne i z rozwagą. Nie wydaje mi się, aby Piłsudski skłaniał się ku tak dramatycznemu krokowi, jak przejście na stronę ententy, natomiast otwarty sojusz z Niemcami coraz bardziej mu ciążył i szukał on sposobu, aby się od niego odciąć.
PAP: Czy Austro-Węgry i Niemcy miały wiedzę na temat nastrojów wśród polskich legionistów?
Dr hab. Piotr Szlanta: Z pewnością śledziły te nastroje. Te nie były najlepsze. W ramach przygotowań do tworzenia armii polskiej w kwietniu 1917 r. Austro-Węgrzy przekazali Legiony pod dowództwo Hansa von Beslera, niemieckiego gubernatora Warszawy. Przez Polaków zostało to bardzo źle odebrane, gdyż liczono, że władzę nad nimi obejmie Tymczasowa Rada Stanu, pierwszy, pochodzący z nominacji władz okupacyjnych, organ państwa polskiego, w którym zasiadł także Józef Piłsudski.
Do tego rozgoryczenie i obawy budziły plany wydzielenia z Legionów Galicjan (stanowili oni większość korpusu oficerskiego) i pozostawienie w szeregach samych Królewiaków, próba wprowadzania niemieckiego jako języka komendy, niemieckich oficerów na stanowiskach dowódczych czy nowych, wzorowanych na niemieckich mundurach. Obawiano się, że w dalszej perspektywie czasowej Legiony zostaną wcielone do armii niemieckiej i utracą swój polski charakter.
Wśród żołnierzy i oficerów zaczęto zakładać rady, intensywnie debatujące o taktyce, jaką należy przyjąć wobec okupantów. Niektóre formacje były wręcz na krawędzi otwartego buntu. Zatem zdawano sobie sprawę z niezadowolenia Polaków, choć oczywiście nie spodziewali się, aż takiej reakcji jak odmowa złożenia przysięgi, której treść negocjowano od kilku miesięcy, na dotrzymanie podczas trwającej wojny wiernego braterstwa broni z armiami państw centralnych.
PAP: W jaki sposób podjęto decyzję o zażądaniu złożenia przysięgi?
Dr hab. Piotr Szlanta: Jak powiedziałem treść przysięgi była przedmiotem ustaleń od wielu miesięcy i władzom niemieckim wydawało się, że jest kompromisem, którzy legioniści powinni zaakceptować. Poza tym jeśli nie byli oni nawet gotowi zobowiązać się, że do końca toczącej się wojny pozostaną lojalnymi sojusznikami Niemiec i Austro-Węgier, to tym bardziej należało te oddziały czym prędzej rozwiązać, aby nie stanowiły w przyszłości zarzewia otwartego buntu. Ze strony niemieckiej było to swoiste pokerowe „sprawdzam”. Za prowokacje można natomiast uznać, że przysięgę w nowej formule składać mieli Królewiacy, a Galicjanie już nie. To rozbijało ponadzaborową solidarność legionistów, leżącą wszak u podstaw powołania tej formacji latem 1914 r.
PAP: Piłsudski wprost zasugerował swoim żołnierzom odmowę złożenia przysięgi. Jak wielu z nich nie posłuchało komendanta i złożyło przysięgę oraz dlaczego II Brygada gremialnie przysięgała wierność państwom centralnym?
Dr hab. Piotr Szlanta: II Brygada, nazywana „Żelazną”, znajdowała się pod wielkim wpływem Józefa Hallera, a nie Józefa Piłsudskiego. Mówiło się, że w I Brygadzie są „obywatele”, a w II „pany”. Większość jej żołnierzy różniła się w poglądach od walczących w dwóch pozostałych jednostkach. Byli głównie konserwatystami, a nie socjalistami i republikanami. Znaczny odsetek stanowili poddani austro-węgierscy a nie rosyjscy. Odmienny był również szlak bojowy. To wszystko zadecydowało o złożeniu przez tych żołnierzy przysięgi w nowej formule i dalszej walce jej żołnierzy w ramach Polskiego Korpusu Posiłkowego. Natomiast Galicjanie z I i III Brygady Legionów Polskich często woleli już służyć w regularnej armii austro-węgierskiej niż w tej formacji. Zresztą samym Korpusie „wyczyszczono” kadry ze zwolenników linii politycznej Piłsudskiego. Co do liczby zaprzysiężonych żołnierzy, dla przykładu w oddziałach legionów stacjonujących w Warszawie na uroczystości w dniu 9 lipca z ponad tysiąca żołnierzy i podoficerów, przysięgę złożyło niespełna 500, ale lwia część z 45 oficerów.
II Brygada, nazywana „Żelazną”, znajdowała się pod wielkim wpływem Józefa Hallera, a nie Józefa Piłsudskiego. Mówiło się, że w I Brygadzie są „obywatele”, a w II „pany”. Większość jej żołnierzy różniła się w poglądach od walczących w dwóch pozostałych jednostkach. Byli głównie konserwatystami, a nie socjalistami i republikanami.
PAP: Część historyków uważa, że wobec złego traktowania polskich żołnierzy, w lipcu 1917 r. istniało poważne ryzyko stawienia przez Polaków zbrojnego oporu i prób dramatycznego przebijania się na wschód. Czy podziela Pan te opinie?
Dr hab. Piotr Szlanta: Nie sądzę. Jednostki Legionów rozlokowane były w garnizonach w Królestwie Polskim, a więc z dala od linii frontu. Próba przebicia się do Rosjan była zatem nierealna i musiałaby się zakończyć dla polskich żołnierzy krwawą łaźnią, bez osiągnięcia jakichkolwiek celów politycznych. W tym okresie legioniści nie dysponowali wystarczającą ilością ciężkiej broni ani amunicji Tak uważał sam Piłsudski, studząc nastroje wśród swoich dawnych podwładnych, którzy np. w maju 1917 r. gotowi byli maszerować na Warszawę, aby samodzielnie obwołać regenta i ustanowić polski rząd. Skłaniał się ku temu, aby dać się rozbroić i internować, widząc w tym niezbędny element strategii politycznej. Do tego – jak pokazała przyszłość- skutecznie namawiał legionistów.
PAP: Często zapomina się, że nie wszyscy żołnierze Legionów zostali internowani…
Dr hab. Piotr Szlanta: Tak. Legioniści, którzy byli austriackimi poddanymi zostali wcieleni do C.K. Armii i wysłani na front włoski. Tam do jesieni 1918 r. walczyli w Alpach i okopach nad rzeką Piawą. Jako element niepewny politycznie rozproszono ich po różnych jednostkach i stopniowo wycofywano z frontu do służby w etapach. Część z nich – wraz z innymi polskimi żołnierzami armii habsburskiej - trafiła jednak do niewoli. Pod koniec wojny władze włoskie zgodziły się na stworzenie w pobliżu Neapolu odrębnych obozów jenieckich dla Polaków i prowadzenie w nich agitacji na rzecz wstępowania do Błękitnej Armii.
Pozostali, a więc dawni poddani rosyjscy, trafili do obozów internowania w Szczypiornie pod Kaliszem, w Beniaminowie pod Zgierzem i w Łomży. Wbrew powszechnemu przekonaniu polskiej opinii publicznej nie byli jednak tam szczególnie źle traktowani czy wręcz maltretowani, choć oczywiście warunki bytowe nie należały do najłagodniejszych. Jednak obozy te nie okazały się drugim San Domingo. Aby ulżyć doli internowanych społeczeństwo polskie organizowało zbiórki pieniężne i materiałowe na ich rzecz. Część internowanych ze względu na trudne warunki bytowe i oderwanie od rodzin postanowiła jednak wstąpić w szeregi Polnische Wehrmacht tworzonego przez niemieckie władze okupacyjne. Co ciekawe, od obozu w Szczypiornie pochodzi popularna nazwa gry w piłkę ręczną, a mianowicie szczypiorniak, w którą uwięzieni legioniści chętnie grali w wolnym czasie, którego za drutami mieli nadmiar.
Niemcy wielokrotnie oferowali mu również zwolnienie w zamian za obietnicę niepodejmowania żadnych działań antyniemieckich. W oczach narodu polskiego stał się bohaterem narodowym i męczennikiem sprawy polskiej cierpiącym z powodu podjętej walki o wyzwolenie narodowe.
PAP: Mówi się, że kluczowe dla budowania legendy Piłsudskiego było jego internowanie w Magdeburgu. Czy jednak konsekwencje kryzysu przysięgowego nie są jeszcze dalej idące i nie skutkowały między innymi późniejszymi podziałami politycznymi?
Dr hab. Piotr Szlanta: Konsekwencje kryzysu przysięgowego były ogromne. Piłsudski wraz z Kazimierzem Sosnkowskim trafili do więzienia wojskowego w dawnej twierdzy magdeburskiej. Byli tam jednak poprawnie traktowani i mieli prawo wychodzenia na miasto na oficerskie słowo honoru. Brygadierowi nie udzielono jednak zgody na urlop w celu odwiedzenie jego partnerki Aleksandry Szczerbińskiej, która w lutym 1918 r. urodziła ich pierwszą córkę, Wandę.
Niemcy wielokrotnie oferowali mu również zwolnienie w zamian za obietnicę niepodejmowania żadnych działań antyniemieckich. W oczach narodu polskiego stał się bohaterem narodowym i męczennikiem sprawy polskiej, cierpiącym z powodu podjętej walki o wyzwolenie narodowe. W marcu 1918 r. w Królestwie Polskim i Galicji zorganizowano wielką kampanię wysyłania Piłsudskiemu kartek pocztowych z życzeniami imieninowymi. Miało to być podkreślenie solidarności z uwięzionym. Poprzez internowanie w Magdeburgu Piłsudski uwiarygodnił się jednocześnie w oczach przywódców państw ententy, którzy wcześniej traktowali go wyłącznie jako sojusznika Berlina i Wiednia. Słowem, tak, uwiezienie w Magdeburgu wzmocniło legendę Piłsudskiego.
Przychylam się do tezy, że podziały polityczne II RP miały swoje źródła między innymi w kryzysie przysięgowym z lipca 1917 r. Podobnie było z wieloma innymi konfliktami i podziałami w okresie I wojny światowej. Kluczowym przykładem mogą być losy późniejszego przeciwnika sanacji Władysława Sikorskiego. Pamiętajmy, że w latach 1916 i 1917, wbrew opinii Piłsudskiego opowiadał się za rozbudową Legionów. Konflikt tych dwóch polityków rozpoczął się już wówczas. Również Józef Haller, który dowodził II Brygadą, był głęboko skonfliktowany z piłsudczykami i obozem pomajowym. Te wzajemne urazy datują się na okres kryzysu przysięgowego, a nawet wcześniejszy okres I wojny światowej.
Rozmawiał Michał Szukała (PAP)
szuk/ ls/