"Eichmann w Jerozolimie. Rzecz o banalności zła" - filozoficzny reportaż Hannah Arendt, ukazał się 50 lat temu. Arendt, niemiecka filozof żydowskiego pochodzenia, pisała o procesie Adolfa Eichmanna dla amerykańskiego magazynu "New Yorker".
"+Eichmann w Jerozolimie+ uzmysławia, że czynnikiem najbardziej niebezpiecznym w człowieku, czyniącym najwięcej zła, jest zwyczajna głupota i bezrefleksyjność. Adolf Eichmann robił tylko to, do czego zmuszało go nowe prawo i nowe poczucie moralności. W trakcie procesu podkreślał nawet, że osobiście nie czuł nigdy do Żydów nienawiści. Zło jest banalne, bezmyślne" - powiedziała PAP prof. Magdalena Środa z wydziału filozofii UW.
16 lutego 1963 r. na łamach "New Yorkera", Hannah Arendt opublikowała pierwszy z serii reportaży z odbywającego się w Jerozolimie, procesu nazistowskiego zbrodniarza, Adolfa Eichmanna. Niemiec sądzony był za "zbrodnie przeciw ludzkości".
Arendt - wówczas 56-letnia - była już uznaną myślicielką, specjalizującą się w filozofii polityki. Gdy jechała do Jerozolimy, by obserwować proces, miała już na swoim koncie takie publikacje jak "Źródła totalitaryzmu" (1951) i "Kondycję ludzką" (1958). To właśnie reportaż z procesu Eichmanna miał przynieść jej największą sławę.
"Mimo wysiłków oskarżyciela, jasne stało się, że ten człowiek nie jest +potworem+, jednak trudno było nie ulec wrażeniu, że jest klownem" - pisała Arendt o Eichmannie, głównym koordynatorem planu Ostatecznego Rozwiązania Kwestii Żydowskiej.
"Mimo wysiłków oskarżyciela, jasne stało się, że ten człowiek nie jest +potworem+, jednak trudno było nie ulec wrażeniu, że jest klownem" - pisała Arendt o Eichmannie, głównym koordynatorem planu Ostatecznego Rozwiązania Kwestii Żydowskiej.
Niemiecka filozof portretuje Eichmanna nie jako szaleńca czy wcielenie zła a jako zupełnie przeciętnego człowieka, bezrefleksyjnie wykonującego otrzymane rozkazy, działającego w nadziei awansu.
"Arendt pokazuje, że nie trzeba być Stalinem czy Hitlerem, by dokonywać rzeczy strasznych. Eichmann postępował jak wzór obywatela - przestrzegał prawa, był posłuszny wobec przełożonych, własne sumienie zastępując przykazaniem politycznym" - dodała Środa.
Podczas procesu, Eichmann przyznał nawet, że w życiu starał się zawsze kierować zasadą kantowskiego imperatywu kategorycznego, formuły która nakazuje: "Postępuj zawsze według takiej maksymy, abyś mógł zarazem chcieć, by stała się ona podstawą powszechnego prawodawstwa". Arendt zwraca uwagę, że oskarżony nie zrozumiał dokładnie zasady Kanta. Twierdzi ona, że zrozumiał on ją jako zbieżność ludzkiego działania nie z sumieniem, a z obowiązującym go prawem, które podlega zmianom.
Arendt twierdzi także, że oskarżony nie potrafi myśleć samodzielnie. Wypowiadając się, używa utartych sloganów, politycznej nowomowy. Podkreśla również bierność Eichmanna w jego karierze politycznej - nigdy nie był inicjatorem akcji, poddając się jedynie biegowi wydarzeń. Autorka "Kondycji ludzkiej" przygląda się mechanizmom funkcjonowania systemu totalitarnego.
"Totalitaryzm wyszukiwał jednostki myślące samodzielnie, jako najbardziej niebezpieczne. Jeśli ktoś myśli samodzielnie, podejmuje krytykę polityczną i nie postępuje ślepo w zgodzie z rozkazami, tylko z własnym sumieniem, jest wrogiem systemu" - tłumaczy Środa.
Gdy w 1951 r. nakładem wydawnictwa Schocken Books ukazały się "Korzenie totalitaryzmu", Arendt stała się intelektualną sławą w Ameryce, poszukującej wytłumaczenia dla okrucieństw świeżo zakończonej II wojny światowej. W 1961 "New Yorker" wysłał Arendt do Jerozolimy, by opisała dla gazety proces Eichmanna, schwytanego rok wcześniej w Argentynie. Jej artykuły, zebrane w formie książki, ukazały się dwa lata później jako "Eichmann w Jerozolimie", opatrzone jednym z najsłynniejszych podtytułów światowej literatury: "Rzecz o banalności zła".
Dzieło Arendt spotkało się z krytyką, w szczególności środowisk syjonistycznych. Gershom Scholem, filozof i badacz żydowskiego mistycyzmu zarzucał jej anty-żydowskie nastawienie. Twierdził, że autorka sugeruje, że Żydzi godzili się na swój los. Zarzucał Arendt, że "nie czuje solidarności z narodem żydowskim".
Hannah Arendt urodziła się w 1906 r. w niemieckim Linden (dziś dzielnica Hannoveru), w rodzinie zamożnych mieszczan. Dzieciństwo i wczesną młodość spędziła w Królewcu. W 1924 r. podjęła studia filozoficzne na uniwersytecie w Marburgu, gdzie poznała Martina Heideggera. Następnie uczyła się we Fryburgu, u niemieckiego fenomenologa Edmunda Husserla a także w Heidelbergu, gdzie uczęszczała na seminaria Karla Jaspersa, u którego napisała doktorat na temat pojęcia miłości w myśli Św. Augustyna.
Arendt obserwowała jak zmienia się niemiecki dyskurs polityczny, który zostaje zdominowany przez antysemityzm i faszyzm. Swoje refleksje i przemyślenia zebrała w pracy "Korzenie totalitaryzmu", w której omawiała genezę narodzin hitleryzmu i stalinizmu a także mechanizmy ich funkcjonowania. W 1933 r. przystąpiła do organizacji niemieckich syjonistów, starających się zwrócić uwagę światowej opinii publicznej na wydarzenia w Niemczech.
Została aresztowana przez Gestapo, jednak udało jej się uciec do Paryża, a w 1941 r. przedostać do Nowego Jorku. W 1950 r. przyjęła obywatelstwo amerykańskie; wykładała m.in. w Berkeley, Princeton, Yale i University of Chicago. Zmarła w 1975 r. na zawał serca. Miała 69 lat. (PAP)
pj/ ls/