Zwycięstwo w Bitwie o Anglię było kluczowe dla podtrzymania zdolności wolnego świata do kontynuowania walki i oporu przeciwko nazistom. Swoim niebywałym wsparciem Polacy uratowali Europę - przekonuje brytyjski historyk, Andy Saunders. 10 lipca przypada 75. rocznica początku najsłynniejszej bitwy powietrznej II wojny światowej.
PAP: Jakie były okoliczności Bitwy o Anglię? Dlaczego doszło do tej lotniczej konfrontacji?
Andy Saunders: Wszystko zaczęło się oczywiście od wybuchu wojny we wrześniu 1939 roku i inwazji Niemiec na Polskę. Zanim państwa sojusznicze były w stanie przygotować odpowiednią linię obrony, pod okupację trafiły również Francja i pozostałe kraje, w których obecni byli brytyjscy żołnierze. Po upadku Francji wycofali się na drugą stronę kanału - na Wyspy Brytyjskie.
Dla Hitlera, który już zdominował już część Europy, kolejnym oczywistym krokiem stała się próba zdobycia Wielkiej Brytanii. Jego intencją było zneutralizowanie kraju, który mógł jeszcze wpłynąć na przebieg wojny.
PAP: Z tym wiąże się oczywisty problem - kanał La Manche i Morze Północne. Konieczne jest wykorzystanie sił powietrznych.
Andy Saunders: Właśnie. Gdyby Hitler potrafił powstrzymać swoje ego, zaplanowałby strategiczne ataki na brytyjskie lotnictwo w celu uzyskania przewagi pozycyjnej. Dzisiaj wiemy, że to jest właśnie to, co sugerowali mu jego doradcy: chirurgiczne ataki na przetrzebione brytyjskie lotnictwo, aby zneutralizować zdolność Królewskich Sił Powietrznych RAF do obrony Wielkiej Brytanii. Zamiast tego Hitler jednak postanowił skupić się na celach spektakularnych, ale strategicznie niepotrzebnych, jak bombardowanie statków w portach, czy Londynu.
PAP: Hitler był wstrząśnięty bombardowaniem Berlina przez RAF...
Andy Saunders: Tak - i dlatego uznał, że musi zemścić się na Brytyjczykach. To miało negatywny wpływ na powodzenie całej jego kampanii. Brytyjskie lotnictwo, ewakuowane z Francji, miało problemy kadrowe i mogłoby mieć kłopoty z utrzymaniem ciągłego naporu niemieckich sił. O ile RAF miał do dyspozycji samoloty, to brakowało dobrych pilotów, bo podczas operacji na kontynencie wielu Brytyjczyków zostało zestrzelonych albo wziętych do niewoli. Tu rozpoczyna się kluczowa rola Polaków.
PAP: Jak ich przyjęto na Wyspach?
Andy Saunders: Z nadzieją. Wszystkim imponowała niesamowita determinacja, którą wykazali się docierając na Wyspy, byle kontynuować walkę z Niemcami. Często musieli przejść przez całą Europę - na Gibraltar lub do południowej Francji. Tam trafiali na statki, które zabierały ich przez Morze Śródziemne i Atlantyk na Wyspy Brytyjskie. Polacy wiedzieli, że to jest jedyne miejsce, gdzie dalej mogą efektywnie stawiać opór i walczyć o przyszłość swojego kraju.
Brytyjczycy byli Polakami zafascynowani i stworzyli wokół nich wyjątkową, niemal romantyczną, atmosferę. Pamiętajmy, to nie była Wielka Brytania, jaką znamy dzisiaj, zintegrowana, multikulturalna. Przybysze ze Wschodu, nieznający języka angielskiego, egzotyczni wzbudzali naturalne zainteresowanie. Wszystkim imponowało ich oddanie, determinacja, ale też wysoka kultura i zachowanie - byli niezwykle szarmanccy wobec kobiet, kulturalni.
Andy Saunders: Odważyłbym się powiedzieć, że gdyby zagraniczni piloci nie wsparli obrony Wysp Brytyjskich, być może dzisiaj żylibyśmy w Europie zdominowanej przez Niemcy. W popularnej kulturze brytyjskiej ich oddanie jest wręcz uznawane za legendarne. To wzbudzało szacunek, momentami może nawet większy niż do pilotów ze Wspólnoty Brytyjskiej.
PAP: W Polsce znamy głównie historię Dywizjonu 303, ale przecież Polaków było znacznie więcej.
Andy Saunders: Dywizjon 303 miał dużo szczęścia, bo stacjonował w Northolt w zachodnim Londynie i w naturalny sposób był bardziej aktywny w obronie Londynu i walce o Anglię, notując najwięcej strąceń wrogich samolotów. Ale był też Dywizjon 302, umiejscowiony dalej na północy, który pod względem umiejętności, oddania, pasji, w niczym nie ustępował swoim polskim kolegom z południa.
Nie zapominajmy też o technikach i obsłudze naziemnej rozsianej po całej Anglii. W powietrzu walczyło około pięćdziesięciu polskich pilotów, ale za nimi stało wielu innych, często dziś bezimiennych, bohaterów z Polski.
PAP: Jaki był ich wpływ na wynik Bitwy o Anglię?
Andy Saunders: Odważyłbym się powiedzieć, że decydujący. Gdyby nie ich wsparcie dla obrony Wysp Brytyjskich, być może dzisiaj żylibyśmy w Europie zdominowanej przez Niemcy. W popularnej kulturze brytyjskiej ich oddanie jest wręcz uznawane za legendarne. To wzbudzało szacunek, momentami może nawet większy niż do pilotów ze Wspólnoty Brytyjskiej.
Proszę mnie dobrze zrozumieć: Brytyjczycy na pewno też byli oddani, walczyli o swoje rodziny, miasta. Nie mieli jednak tego osobistego doświadczenia życia pod okupacją; być może nawet często myśleli, że inwazja na Wyspy jest czysto teoretycznym scenariuszem. Polacy - ale też Czesi, Francuzi, Belgowie, przedstawiciele wielu narodów - mieli świadomość tego, jaka jest stawka Bitwy o Anglię. Gdyby nie ich wsparcie - wolontariuszy z całego globu - wynik tego starcia byłby zupełnie inny.
PAP: Niektórzy historycy twierdzą, że gdyby Niemcy atakowali przez kolejne tygodnie, mogliby zwyciężyć. Czy zgadza się Pan z tą tezą?
Andy Saunders: Nie sądzę. Luftwaffe nie zostało pokonane dzięki temu, że zostały zniszczone jej samoloty. Luftwaffe zostało powstrzymane dzięki zdobyciu przestrzeni powietrznej, która byłaby kluczowa dla inwazji lądowej na Wyspy. Kiedy we wrześniu 1940 roku Niemcy byli wciąż od tego daleko, oczywiste stało się, że ich ambicje nie zostaną zrealizowane. Mam wrażenie, że główną przyczyną niepowodzenia tej operacji były katastrofalne błędy taktyczne po stronie niemieckiej: niezrozumienie brytyjskiego systemu zarządzania lotnictwem, radarów, systemu reagowania i nadmierne ego Hitlera, który za wszelką cenę chciał bombardować Londyn, byle zemścić się za Berlin.
Andy Saunders: Gdyby Niemcy zdobyli Wyspy Brytyjskie w 1940 roku - wówczas Stany Zjednoczone jeszcze nie dołączyły do wojny - nie dałoby się już tego zatrzymać. Zwycięstwo w Bitwie o Anglię było kluczowe dla podtrzymania zdolności wolnego świata do kontynuowania walki i oporu przeciwko nazistom. W pewnym sensie Polacy i ich nieprawdopodobny wkład w lotnicze operacje RAF, uratowały Europę.
PAP: Czy można pokusić się o stwierdzenie, że ta bitwa zdecydowała o przyszłości Europy?
Andy Saunders: Myślę, że tak. Gdyby Niemcy zdobyli Wyspy Brytyjskie w 1940 roku - wówczas Stany Zjednoczone jeszcze nie dołączyły do wojny - nie dałoby się już tego zatrzymać. Zwycięstwo w Bitwie o Anglię było kluczowe dla podtrzymania zdolności wolnego świata do kontynuowania walki i oporu przeciwko nazistom.
W pewnym sensie Polacy i ich nieprawdopodobny wkład w lotnicze operacje RAF, uratowały Europę.
PAP: Czy ich wsparcie jest dzisiaj odpowiednio doceniane przez Brytyjczyków?
Andy Saunders: Niestety, wielu ludzi wie naprawdę niewiele o przebiegu pierwszej lub drugiej wojny światowej. Cieszę się, że ambasada RP w Londynie robi dużo, aby podkreślić polski wkład w Bitwę o Anglię, ale myślę, że to my, Brytyjczycy, powinniśmy robić więcej. To smutne, że brytyjskie władze nie wykonują niezbędnej pracy, aby podkreślić rolę obcokrajowców, którzy uratowali nasz kraj w 1940 roku. To naprawdę ważne, szczególnie teraz, kiedy dyskutujemy o przyszłości Unii Europejskiej, relacjach polsko-brytyjskich i polskiej imigracji na Wyspy.
Muszę jednak przyznać, że wielu Brytyjczyków do dzisiaj czuje się niekomfortowo nie tylko z tym, że Polacy nie zostali należycie docenieni, ale także z tym, co zrobiliśmy z Polską po zakończeniu drugiej wojny światowej. Poszliśmy na wojnę bronić Polaków, a potem oddaliśmy ich w ręce reżimu, który był niemal równie radykalny i niebezpieczny. Okropne.
Oczekiwałbym od brytyjskiego rządu prowadzenia szerokiej polityki historycznej, która uczuliłaby Brytyjczyków na to, ile zrobiliście dla tego kraju. Za każdym razem kiedy spotykam jakiegoś Polaka, czuję się w obowiązku uścisnąć jego rękę, podziękować za wsparcie jego rodaków i przeprosić za to, że ich nie uratowaliśmy przed Sowietami. Mam nadzieję, że jeszcze uda nam się podziękować odpowiednio - póki obrońcy wolnej Europy z tamtego pokolenia są jeszcze z nami.
Andy Saunders jest historykiem, redaktorem naczelnym magazynu "Britain at War" i konsultantem programów historycznych brytyjskiej telewizji, m.in. BBC i Channel 4.
Z Londynu Jakub Krupa (PAP)
jak/ ls/