Władze doskonale zdawały sobie sprawę, że NZS będzie kolejną organizacją opozycyjną. W tym należy upatrywać głównej przyczyny oporu reżimu wobec legalizacji NZS-u – powiedział PAP dr Kamil Dworaczek z Instytutu Pamięci Narodowej. 17 lutego przypada 35. rocznica zarejestrowania Niezależnego Zrzeszenia Studentów.
PAP: Życie studenckie przed wybuchem II wojny światowej było bardzo intensywne. Trudno zliczyć jak wiele różnych organizacji akademickich funkcjonowało w okresie II RP. Tymczasem w epoce stalinizmu zostało ograniczone do jednej masowej organizacji na wzór sowiecki. W 1956 r. aktywność studencka odradza się, ale potem znów zostaje podporządkowana reżimowi. Czy władze komunistyczne bały się aktywności studenckiej?
Dr Kamil Dworaczek: Władze komunistyczne dążyły do kontroli nad każdym aspektem życia społecznego. Siłą rzeczy również nad środowiskiem studenckim. Należy pamiętać, że zakładano iż studenci będą zaczynem nowej inteligencji, lojalnej wobec systemu w przeciwieństwie do inteligencji przedwojennej. Temu celowi miała służyć indoktrynacja realizowana za pomocą takich zajęć jak podstawy nauk politycznych, ekonomia polityczna, a nawet zajęcia studium wojskowego, które były poświęcone nie tylko technicznym aspektom wojskowości, ale często przekazywaniu treści ideologicznych.
Tak zwane jednoczenie ruchu studenckiego miało ułatwić „transmitowanie” pewnych pożądanych przez władze treści. Znamiennym przykładem było utworzenie w 1973 r. Socjalistycznego Związku Studentów Polskich w miejsce Zrzeszenia Studentów Polskich. Już sama nazwa wskazywała na polityczne konotacje tego ruchu. Przydomek „socjalistyczny” nie pozostawiał wątpliwości, że jest to organizacja ideowa.
PAP: Z jakich pobudek wstępowano do takich organizacji? Czy była to chęć zrobienia kariery?
Dr Kamil Dworaczek: Bardzo często widziano w takich organizacjach trampolinę do przyszłej kariery. W wielu wypadkach tak rzeczywiście było – wystarczy prześledzić biografie niektórych polityków III RP. Z pewnością zdarzało się, że wstępowano do tych organizacji z powodów ideowych. Szczególnie w latach czterdziestych i pięćdziesiątych takie motywacje były dość częste. Później zwyciężał pragmatyzm.
Trzeba również wspomnieć o osobach, które po prostu chciały działać. Były to jedyne organizacje, które oferowały infrastrukturę i środki np. na rozwój żeglarstwa, turystyki, teatrów studenckich. Wszystkie tego typu aktywności objęte były parasolem organizacji studenckich, których nie można było pominąć jeśli chciało się podejmować takie działania.
PAP: Warto wspomnieć rok 1968, gdy studenci byli na ustach całej Polski, wybijając się ponad gomułkowską „małą stabilizację”. Dlaczego wówczas nie doszło do stworzenia alternatywnego ruchu studenckiego? Czy zniechęciły do tego prześladowania ze strony władz?
Dr Kamil Dworaczek: Kontrakcja władz była główną przyczyną porażki prób instytucjonalizacji niezależnego ruchu studenckiego. Były próby ogólnopolskiej koordynacji działań studentów, ale nie przekuły się w powstanie organizacji, Liderów protestu spotkały rozmaite represje, wielu zostało aresztowanych lub wcielonych do wojska. Niektórym co prawda pozwolono później kontynuować studia na innych uczelniach, ale zostali wyrwani ze swojego środowiska i ciężko było im budować struktury w zupełnie obcych warunkach.
Dr Kamil Dworaczek: Śmierć Pyjasa odegrała fundamentalną rolę, ponieważ zdecydowała, że studenci jawnie wystąpili przeciw władzy. Podobnie jak KOR rzecznicy SKS-ów działali pod własnymi nazwiskami. To była bardzo ważna zmiana. SKS-y były pewną formą „instytucjonalizacji” buntu powstałego w związku ze śmiercią Pyjasa.
PAP: W 1977 r. zamordowano krakowskiego studenta współpracującego z Komitetem Obrony Robotników Stanisława Pyjasa. Na wieść o tej tragedii na uczelniach zaczęto powoływać Studenckie Komitety Solidarności. Czy miały one na celu wyłącznie cele symboliczne, czy raczej miały charakter opozycyjny wobec władz?
Dr Kamil Dworaczek: Śmierć Pyjasa odegrała fundamentalną rolę, ponieważ zdecydowała, że studenci jawnie wystąpili przeciw władzy. Podobnie jak KOR rzecznicy SKS-ów działali pod własnymi nazwiskami. To była bardzo ważna zmiana.
SKS-y były pewną formą „instytucjonalizacji” buntu powstałego w związku ze śmiercią Pyjasa. Co najważniejsze, okazały się inicjatywą trwałą. Wskazać można dwa kierunki ich działań. Z jednej strony podejmowano działania na rzecz środowiska studenckiego. W Krakowie bardzo głośna była akcja związana z „resami”, jak nazywano „niebezpieczne” książki w bibliotecznych księgozbiorach (głównie pozycje wydawane na emigracji na przykład przez Instytut Literacki w Paryżu). Dostęp do nich był bardzo ograniczony, SKS dążył do ich szerszego udostępnienia,
Działania te były jednak mniej istotne w sytuacji, gdy na SKS-y spadły liczne represje i ich członkowie musieli skupiać się na obronie swoich relegowanych z uczelni czy zatrzymywanych przez milicję kolegów. Podejmowano również działalność wspierającą „dorosłą opozycję”, czyli KOR i Ruch Obrony Praw Człowieka i Obywatela. Na przykład, gdy w 1980 r. KOR ogłosił bojkot głosowania do Sejmu studenci roznosili ulotki przedstawiające barany zapędzane do urn,
PAP: W 1980 r. następuje przełom w funkcjonowaniu opozycji. Jaki był udział środowisk studenckich w karnawale Solidarności?
Dr Kamil Dworaczek: Bardzo istotny był fakt funkcjonowania na uczelniach organizacji opozycyjnych. Ich rola w trakcie strajków sierpniowych była bardzo duża. Studenci drukowali i roznosili ulotki, pod bramą Stoczni Gdańskiej utworzyli tzw. pocztę rowerową, która rozwoziła komunikaty do różnych zakładów.
Według Andrzeja Gwiazdy zwycięstwo strajków nie byłoby możliwe bez udziału studentów, dzięki którym rozpowszechniano informacje o wydarzeniach w Stoczni. Trudno powiedzieć, ile w tym prawdy, ale na pewno opinie Andrzeja Gwiazdy, który był jednym z liderów strajku, warto brać pod uwagę.
W trakcie „karnawału” Solidarności studenci utworzyli własną organizację: Niezależne Zrzeszenie Studentów. W przeciwieństwie do SKS-ów była to organizacja masowa – skupiała około 20 procent wszystkich studentów, czyli kilkadziesiąt tysięcy osób. Od początku działała na rzecz środowiska akademickiego, m.in. w celu realizacji jego postulatów zorganizowała dwa wielkie strajki.
PAP: Przed NZS stanęło tak jak przed Solidarnością pytanie czy tworzyć jedną potężną organizację, czy raczej działać lokalnie. I tak jak w przypadku NSZZ Solidarność reżim mocno sprzeciwiał się rejestracji NZS.
Dr Kamil Dworaczek: Władze doskonale zdawały sobie sprawę, że NZS będzie kolejną organizacją opozycyjną. W tym należy upatrywać główną przyczynę oporu reżimu wobec legalizacji NZS-u. Wystarczy spojrzeć na procesy rejestracji trzech głównych organizacji opozycyjnych tego okresu: NSZZ „Solidarność”, NZS, NSZZ Rolników Indywidualnych „Solidarność”. Wszystkie zmagały się z piętrzonymi przez władze trudnościami. Komuniści wszelkimi sposobami chcieli zahamować rewolucję. nie mieli zamiaru dawać opozycji kolejnych narzędzi, a legalizacja dawała przecież tych narzędzi wiele
PAP: Obawy władz o stanie się przez NZS radykalną opozycją sprawdzają się w maju 1981 r. przy okazji manifestacji trzeciomajowych. Czy można powiedzieć, że członkowie tej organizacji szli dalej w swoich postulatach niż Solidarność?
Dr Kamil Dworaczek: W wielu sytuacjach tak właśnie było. Widać to szczególnie wyraźnie w dwóch momentach. Pierwszym charakterystycznym przykładem były marsze protestacyjne wzywające do uwolnienia więźniów politycznych w maju 1981 r. Solidarność była im przeciwna. Również wśród hierarchii kościelnej pojawiały się głosy krytyczne. Obawiano się, że wielkie marsze mogą doprowadzić do prowokacji, ulicznej wojny mogącej spowodować interwencję sowiecką.
Studenci nie przejęli się tymi ostrzeżeniami i zorganizowali manifestacje, Okazały się one dużym sukcesem. Był to moment, w którym NZS mimo sojuszu z Solidarnością wyraźnie się jej sprzeciwił i okazało się, że to jego kalkulacje były trafne.
Drugim takim momentem w którym ujawniły się różnice był strajk radomski jesienią 1981 roku. Solidarność naciskała na NZS, aby ograniczyć protest lub go zakończyć. Liderzy związku zawodowego starali się wówczas wygaszać lokalne strajki, dostrzegając, że służą one rządowi do forsowania tezy o panującej anarchii, za którą winę ponosi Solidarność. Nie bez oporów, ale studenci w końcu zdecydowali się na zakończenie protestu, mimo niespełnienia ich postulatów. Strajki studenckie wygasały w grudniu 1981 r. więc niektóre uczelnie weszły w okres stanu wojennego strajkując.
PAP: Strajki, o których Pan mówi, w zasadzie były lekceważone przez władze PRL zajęte przygotowaniami do 13 grudnia. Czy nie jest tak, że środowisko studenckie było traktowane jako radykalna przybudówka Solidarności, która jednak nie ma zbyt wielkiego wpływu na jej strategię?
Dr Kamil Dworaczek: W tym kontekście przypomniałbym o wcześniejszych strajkach ze stycznia i lutego 1981 r., które postulowały rejestrację NZS. Wówczas do studentów przyjechał minister szkolnictwa wyższego Janusz Górski. Rozpoczęły się długie negocjacje zakończone rejestracją NZS. Widać było, że władzom – przynajmniej w ostatniej fazie - zależy na zakończeniu strajku i porozumieniu.
Zupełnie inaczej było jesienią 1981 r., gdy żadne negocjacje nie były prowadzone. Nie był to tyle wyraz lekceważenia, co raczej zmiany strategii władz. Należy pamiętać, że przygotowania do stanu wojennego były już niemal zapięte na ostatni guzik. Negocjacje nie miały już sensu, a strajki były wręcz na rękę władzom. Były one wskazywane jako objaw anarchii, którą można było zwalczyć jedynie poprzez rozwiązanie siłowe.
Dr Kamil Dworaczek: Po 13 grudnia nie było już miejsca na działania środowiskowe, takie jak walka o stypendia itp. Przed studentami z NZS stała tylko jedna droga: przeciwdziałanie systemowi w różnych strukturach i poprzez różnorakie formy działalności: druk ulotek i czasopism, kolportaż, malowanie napisów, udział w manifestacjach.
PAP: Po 13 grudnia 1981 r. członkowie NZS zasilają szeregi podziemnej Solidarności. Sam NZS ma jednak spore problemy z odrodzeniem się w podziemiu. Czy wynikało to z faktu, że po wprowadzeniu stanu wojennego tego typu organizacja nie jest już potrzebna a młodzież mogła odnaleźć się w niektórych radykalnych nurtach Solidarności? Być może sami członkowie NZS stwierdzili, że ich misja się wyczerpała i czas na działania czysto polityczne?
Dr Kamil Dworaczek: Po 13 grudnia nie było już miejsca na działania środowiskowe, takie jak walka o stypendia itp. Przed studentami z NZS stała tylko jedna droga: przeciwdziałanie systemowi w różnych strukturach i poprzez różnorakie formy działalności: druk ulotek i czasopism, kolportaż, malowanie napisów, udział w manifestacjach. Trzeba również zauważyć, że w okresie stanu wojennego internowano ponad 400 członków NZS, w tym większość członków jego władz krajowych i liderów uczelnianych m.in.: Jarosława Guzego, Jacka Czaputowicza, Wojciecha Bogaczyka, Zbigniewa Rykowskigo czy Wojciecha Walczaka. Odrodzenie organizacji było więc bardzo trudne.
PAP: NZS odradza się w okresie przełomu okrągłostołowego. Gdy spojrzy się na nazwiska, które wówczas tworzyły w podziemiu nowy NZS to są one wciąż obecne na polskiej scenie publicznej. Mimo wielu talentów w swoich szeregach NZS nie przerodził się w organizację, która decydowałaby o kształcie transformacji. Czy ludzi tych łączył wyłącznie sprzeciw wobec komunizmu?
Dr Kamil Dworaczek: Antykomunizm był wspólnym mianownikiem, który powodował, że znaleźli się w tej samej organizacji. Kiedy system upadł, jak grzyby po deszczu wyrastały nowe stronnictwa i każdy z nich szukał swojego miejsca.
Była oczywiście możliwa inna droga. Mogło powstać stronnictwo polityczne bazujące na NZS, tak stało się na Węgrzech, Fidesz, którego bazą również było środowisko studenckie, podjął decyzję o przekształceniu się w partię polityczną, która walczyła o władzę i w końcu ją zdobyła.
NZS nie poszedł tym szlakiem. Jego działacze znajdują się dziś na dwóch różnych biegunach sceny politycznej. Można wymienić z jednej strony Marka Jurka, Mariusza Kamińskiego, Ryszarda Czarneckiego, a z drugiej Bogdana Zdrojewskiego, Grzegorza Schetynę czy Bogdana Klicha.
Rozmawiał Michał Szukała (PAP)
szuk/ ls/