Cichociemni byli wysokiej klasy specjalistami wojskowymi z najprzeróżniejszych dziedzin, wysyłanymi do Polski w celu wzmocnienia struktur AK – powiedział PAP dr hab. Waldemar Grabowski z IPN. 15 lutego przypada 75. rocznica pierwszego zrzutu cichociemnych na teren okupowanej Polski.
PAP: Po klęsce września 1939 r. rząd na uchodźstwie znalazł się w sytuacji zupełnego odcięcia od kraju. Natychmiast pojawiły się pomysły stworzenia szlaków kurierskich służących kontaktom z rodzącą się konspiracją. Powstał jednak pomysł znacznie bardziej nowatorski, czyli stworzenia mostu powietrznego między Francją a okupowaną Polską. Kto zaproponował takie rozwiązanie?
Dr hab. Waldemar Grabowski: Ta idea była już przygotowywana przed wojną. Z jednej strony planowano działania dywersji pozafrontowej, czyli grup sabotażowych, przygotowywanych już od lat dwudziestych początkowo na ziemiach zachodnich na wypadek zajęcia tych terenów przez Niemców. Pod koniec lat trzydziestych takie struktury były organizowane również na pozostałych obszarach II RP. Nie przewidywano jednak sytuacji w której zajęte zostanie całe terytorium państwa.
Trzeba również pamiętać, że przed wojną szkolono skoczków spadochronowych na potrzeby działań wojennych i przygotowywano jednostkę mogącą działać na tyłach wroga. Nie udało się przeprowadzić takich działań we wrześniu 1939 r. na co złożyło się kilka przyczyn. Głównym powodem było tempo działań niemieckich i ich szybkie przeniesienie na wschód kraju. Szybko też utracono samoloty przeznaczone do zrzutów. Przygotowania te wskazują, że plany użycia spadochroniarzy były już dość zaawansowane.
Dr hab. Waldemar Grabowski: Często we współczesnych dyskusjach znika fakt, że naczelnym celem działań Związku Walki Zbrojnej-Armii Krajowej i innych struktur Polskiego Państwa Podziemnego było przygotowanie i przeprowadzenie powstania powszechnego. Wszystkie działania, które podejmowano miały służyć temu celowi.
W trakcie wojny obronnej powrócono do tego pomysłu w końcu września 1939 r. Za początek komunikacji lotniczej z krajem można uznać lot samolotu Sum z Rumunii do oblężonej Warszawy. Przerzucony został wówczas major Edmund Galinat, przywożący pełnomocnictwa Naczelnego Wodza do tworzenia organizacji konspiracyjnej.
Wkrótce później pojawiły się pomysły lotów do Polski z terenu Węgier za pomocą awionetek. Mimo, że koncepcja ta nie została zrealizowana to w końcówce 1939 r. zaczęto myśleć o wykonywaniu takich lotów z lotnisk francuskich. Rozważano pomysł wykorzystania samolotów pasażerskich PLL LOT, które udało się ewakuować na zachód. Okazało się, że samoloty te nie nadawały się do tego celu. Na poważnie przygotowania rozpoczęto dopiero po upadku Francji.
Pomysłodawców łączności lotniczej z krajem było co najmniej kilku. Można tu wymienić generałów Kazimierza Sosnkowskiego, Stefana Roweckiego i Władysława Sikorskiego. Również wyżsi oficerowie polskiego lotnictwa popierali te pomysły. Młodsi oficerowie zgłaszali się do swoich dowódców oferując udział w takich lotach.
Wysuwano również projekty lotów z lądowaniami na terenie Polski. Tego typu działania zrealizowane zostały dopiero w 1944 r. w postaci trzykrotnie przeprowadzonych Operacji Most.
PAP: Po zwycięstwie w Bitwie o Anglię pojawia się koncepcja działań dywersyjnych w okupowanej Europie. Na ile działania, które mieli podjąć Polacy były efektem strategii brytyjskiego Kierownictwa Operacji Specjalnych, a na ile polskich celów tej wojny?
Dr hab. Waldemar Grabowski: Często we współczesnych dyskusjach znika fakt, że naczelnym celem działań Związku Walki Zbrojnej-Armii Krajowej i innych struktur Polskiego Państwa Podziemnego było przygotowanie i przeprowadzenie powstania powszechnego. Wszystkie działania, które podejmowano miały służyć temu celowi.
Kierownictwo Operacji Specjalnych powstało w momencie szczególnie dramatycznym dla Wielkiej Brytanii, gdy była ona niemal zupełnie osamotniona w walce z Niemcami sprzymierzonymi, o czym często zapominamy z ZSRS. Wielka Brytania, wcześniej wraz Francją zastanawiały się jak rozerwać ten sojusz zdając sobie sprawę, że nie mogą walczyć z oboma potęgami. Nieudzielenie skutecznej pomocy Finlandii walczącej z Sowietami było skutkiem decyzji o nierozpoczynaniu otwartej wojny z ZSRS. Wysłanie korpusu ekspedycyjnego do Finlandii oznaczałoby przejście od niewypowiedzianej wojny do otwartego konfliktu. Brytyjczycy po klęsce Francji zdecydowali się więc na rozpoczęcie akcji wspierania ruchu oporu we wszystkich krajach okupowanych przez III Rzeszę za pomocą wysyłania broni i przeszkolonych żołnierzy.
Z czasem działania te miały zaowocować serią powstań zgranych w czasie z inwazją brytyjską na kontynent. Mówimy w tym momencie o planach z okresu między czerwcem 1940 a czerwcem 1941 r., czyli do wybuchu wojny sowiecko-niemieckiej, gdy sytuacja radykalnie się zmieniła. Możliwości realizowania naszych planów były skutkiem realizacji strategii brytyjskiej w którą się wpisywały. Mogliśmy więc pozyskać samoloty lub wykorzystywać do zrzutów lotnictwo brytyjskie.
PAP: Często postrzega się cichociemnych tak jak współczesnych komandosów i zakłada się, że ich jedynym celem była walka z bronią w ręku. Jest to chyba jednak błędny obraz.
Dr hab. Waldemar Grabowski: To zależy co rozumiemy przez walkę z bronią w ręku. Cichociemni nie byli komandosami. Brytyjski kurs komandosów ukończyło tylko 74 Cichociemnych, czyli mniej niż 1/4 wszystkich. Cichociemni byli wysokiej klasy specjalistami wojskowymi z najprzeróżniejszych dziedzin. Byli wysyłani do Polski w celu wzmocnienia struktur Armii Krajowej. Byli wśród nich dyplomowani oficerowie, którzy nie byli komandosami biegającymi po Warszawie i lasach z pistoletem, aby zabić jak najwięcej Niemców. Cichociemni byli wyznaczeni do ściśle określonych zadań na stanowiskach dowódczych, tak jak gen. Tadeusz Kossakowski, który został do Polski przerzucony w ramach Akcji Most II. Ich zadaniem była pomoc w realizacji planu powszechnego powstania. Dowódca Armii Krajowej gen. Rowecki wysyłał do Londynu informacje o zapotrzebowaniu na konkretnych oficerów, niekiedy wskazywał ich z imienia i nazwiska.
Oczywiście byli też spadochroniarze przeznaczeni do zadań ściśle bojowych, ale byli to żołnierze Brygady Spadochronowej, którzy mieli zostać przerzuceni do kraju w momencie wybuchu powstania.
PAP: A poza funkcjami dowódczymi jakie zadania pełnili cichociemni?
Dr hab. Waldemar Grabowski: Cichociemni trafiali do wszystkich struktur Armii Krajowej: od Komendy Głównej, poprzez wywiad i Kierownictwo Dywersji w którym dowodzili poszczególnymi komórkami. Było wśród nich wielu radiotelegrafistów ponieważ łączność z Londynem odbywała się głównie drogą radiową. W związku z planami wybuchu powstania powszechnego zakres łączności musiał ulegać rozbudowie, więc zapotrzebowanie na takich specjalistów stale rosło.
Warto również powiedzieć, że wśród cichociemnych były grupy przeznaczone do odtwarzania struktur wojskowych. Chciałbym wspomnieć o dwóch takich grupach.
W skład pierwszej wchodzili lotnicy. Plany powstania powszechnego zakładały, że Brygada Spadochronowa miała zostać przerzucona do Polski w celu zajęcia lotniska na którym miały lądować polskie dywizjony myśliwskie i wsparcia pola walki. Co najmniej 22 lotników przeszło przygotowanie w dowództwie Polskich Sił Powietrznych i zostali przeznaczeni do struktur lotnictwa odtwarzanego w kraju. Po zajęciu lotnisk była przecież konieczna obsługa techniczna samolotów.
Warto przy tym zauważyć, że wspomniana grupa 22 lotników została przeszkolona na zdobycznych samolotach niemieckich dostępnych w Wielkiej Brytanii, ponieważ zdawano sobie sprawę, że w powstaniu i w pierwszym okresie powojennym Wojsko Polskie będzie wyposażone w znacznej mierze w sprzęt niemiecki. Chodziło więc o to żeby znaleźli się tu ludzie umiejący obsługiwać taki sprzęt.
Podobnie wyglądała sprawa szkolenia żołnierzy wojsk pancernych. Na kursach udało się przeszkolić ponad 100 takich specjalistów. Dodatkowo w Wielkiej Brytanii kursy obsługi niemieckich pojazdów pancernych ukończyło 40 skoczków spadochronowych. Nie wszystkich udało się przerzucić do kraju.
W Warszawie odtwarzano Warszawską Brygadę Pancerno-Motorową, którą we wrześniu 1939 r. dowodził płk. Stefan Rowecki, do której na miejscu przygotowywano żołnierzy mających za sobą przedwojenne doświadczenie w wojskach pancernych, natomiast z Londynu przerzucano jej dowódców. Wśród nich był wspomniany już generał Kossakowski, który miał dowodzić wojskami pancernymi.
Cały ten proces szkoleń szkolenia pokazuje w jakim celu cichociemni byli wysyłani do okupowanego kraju.
PAP: Z perspektywy wydarzeń roku 1944 i naszego dzisiejszego stanu wiedzy wszystkie te plany mogą wydawać się mocno przesadzone.
Dr hab. Waldemar Grabowski: Nie można zgodzić się z taką opinią. Oczywiście plany te nie zostały zrealizowane, ale nie z naszej winy, ale dlatego, że sytuacja polityczna i militarna rozwinęła się inaczej niż byśmy tego chcieli. Decydujące były wydarzenia i decyzje polityków. W tym kontekście warto wspomnieć o brytyjskiej ofercie dużych zrzutów lotniczych w listopadzie 1944 r. W ich magazynach były spore zapasy broni wysyłanej wcześniej na Bałkany. Problemem był jednak sprzeciw władz sowieckich wobec lotów alianckich samolotów nad terenami kontrolowanymi przez Armię Czerwoną. Z tego powodu przerwano loty do Polski.
Warto również przyjrzeć się wydarzeniom w Jugosławii. Tam kierowano ogromne zrzuty zaopatrzenia a na terenach kontrolowanych przez partyzantów jugosłowiańskich znalazły się jednostki armii brytyjskiej i amerykańskiej, również lotnictwa. Nie były to więc pomysły oderwane od rzeczywistości, choć warto pamiętać, że powstały one przed wybuchem wojny sowiecko-niemieckiej i później były rozwijane w już zmienionych okolicznościach. Z planów powstania powszechnego nigdy nie zrezygnowano. Często błędnie twierdzi się, że Plan Burza zastąpił plany powstańcze. W rzeczywistości był on realizowany, choć w komendach okręgów AK trwało pogotowie do ogłoszenia wybuchu powstania. Gdyby sytuacja polityczna była inne to w styczniu 1945 r. gen. Okulicki nie wydawałby rozkazu rozwiązania Armii Krajowej ale - wybuchu powstania powszechnego na ziemiach jeszcze zajmowanych przez Niemców.
Dr hab. Waldemar Grabowski: Cichociemni trafiali do wszystkich struktur Armii Krajowej: od Komendy Głównej, poprzez wywiad i Kierownictwo Dywersji w którym dowodzili poszczególnymi komórkami. Było wśród nich wielu radiotelegrafistów ponieważ łączność z Londynem odbywała się głównie drogą radiową.
PAP: Część cichociemnych, wśród nich Jan Nowak-Jeziorański było nastawionych sceptycznie do planów powstańczych i możliwości udzielenia pomocy przez aliantów.
Dr hab. Waldemar Grabowski: Oczywiście alianci zachodni mieli swoje plany, ale w przypadku innego rozwoju sytuacji ich założenia mogły być diametralnie inne. Pamiętajmy, że istniały budowane przez Churchilla koncepcje inwazji na Europę od strony Bałkanów. Gdyby nie sprzeciw Stalina to być może do Polski wkroczyłaby nie Armia Czerwona i I Armia Wojska Polskiego, ale wojska amerykańskie, brytyjskie i polskie. Wówczas plan powstania powszechnego łącznie z przerzutem dywizjonów lotniczych i wojsk spadochronowych miałby szansę realizacji.
Zauważmy, że nad podobnymi planami powstania pracowano na Węgrzech. Alianci i Polacy rozmawiali z władzami węgierskimi nad zmianą frontu i przy innym rozwoju wydarzeń mogło się zdarzyć, że żołnierze węgierscy walczyliby ramię w ramię z polskimi, którzy od 1939 r. byli internowani w ich kraju i tworzyli tam oddziały Armii Krajowej. Kierunek uderzenia na Europę od strony Bałkanów był poważnie uwzględniany zarówno przez aliantów jak i Rząd Polski na Uchodźstwie oraz Armię Krajową.
PAP: Po wojnie dziewięciu cichociemnych zostało zamordowanych przez władze komunistyczne, wielu było więzionych... Jaki był wizerunek cichociemnych w całym okresie PRL?
Dr hab. Waldemar Grabowski: O cichociemnych nie pisało się zbyt wiele. W końcowym okresie PRL ich historia była opisywana głównie przez Jędrzeja Tucholskiego, którego publikacje były głównym źródłem informacji na ich temat. Były to monografie dobrze udokumentowane, rzetelne i rzeczowe.
Cichociemni byli traktowani przez władze PRL tak jak inni żołnierze Armii Krajowej. Rzeczywiście nimi byli już przed wylotem do okupowanej Polski, gdy składali przysięgę taką samą jak żołnierze AK. Z pewnością bezpieka przyglądała im się bardziej wnikliwie, bo byli przeszkoleni na zachodzie i w jej opinii mogli stanowić większe zagrożenie mając większe doświadczenie w działaniach specjalnych niż „zwykli” żołnierze AK.
Stawiano im także zarzuty współpracy z wywiadem brytyjskim, które pojawiały się także wobec innych żołnierzy Armii Krajowej. Podstawą do takich oskarżeń było odbywanie szkoleń w ośrodkach brytyjskich. Mimo, że mieliśmy własny ośrodek szkoleniowy to większość kursów cichociemnych, jakie przechodzili przed wylotem do Polski odbywała się w ośrodkach armii brytyjskiej.
Rozmawiał Michał Szukała (PAP)
Szuk/ ls/