Film „Krzyżacy” nigdy by nie powstał, gdyby nie ideologiczne zapotrzebowanie państwa – mówi dr Łukasz Jasina z Muzeum Historii Polski. Opartą na powieści Henryka Sienkiewicza fabułę nasycono antyniemieckimi treściami politycznymi.
PAP: „Krzyżacy” to jeden z pierwszych polskich filmów nakręconych w kolorze...
Dr Łukasz Jasina: Tak. I stały za tym konkretne polityczne przyczyny. W Polsce w drugiej połowie lat 50. nie kręcono zbyt wielu filmów kolorowych, bo potrzebna do nich taśma była towarem deficytowym. Dlatego często używano często poniemieckich rolek, które pochodziły jeszcze z czasów II wojny światowej. W takiej sytuacji, decyzja o wyprodukowaniu filmu kolorowego z konieczności musiała mieć charakter polityczny. Co więcej, „Krzyżacy” zostali zrealizowani na nowoczesnej taśmie „Kodak”, którą trzeba było wywoływać w Paryżu, co automatycznie podrażało koszty produkcji.
PAP: Dlaczego zdecydowano się na tak deficytową taśmę filmową?
Dr Łukasz Jasina: Polscy przywódcy partyjni doskonale zdawali sobie sprawę z sensu leninowskiego hasła, które mówiło, że film jest dla komunistów najważniejszą ze sztuk. Wiedzieli, że jest on istotnym narzędziem dialogu i porozumienia ze społeczeństwem. Jeszcze za Bolesława Bieruta film rozwijał się w Polsce dość powoli, ale na początku rządów Władysława Gomułki mamy już do czynienia z eksplozją polskiego kina. Kręcono filmy popularne i artystyczne, a Polacy chętnie chodzili do kina. Pojawiła się więc pokusa czysto komercyjnego zdyskontowania tego sukcesu – stworzenia monumentalnego filmu historycznego, który mógłby równać się z zachodnimi produkacjami, takimi jak „Ben Hur” Wiliama Wylera.
Dr Łukasz Jasina: Zbliżał się chyba najważniejszy w tym czasie w PRL jubileusz - 550. rocznica bitwy pod Grunwaldem, która miała być obchodzona z wielką pompą. Uznano, że impreza jest niepowtarzalną okazją do umocnienia narracji historycznej, zgodnie z którą przez blisko 1000 lat napór germański niszczył Polskę.
PAP: Wybór padł na „Krzyżaków”. Dlaczego?
Dr Łukasz Jasina: Ponieważ w drugiej połowie lat 50. ludzie coraz bardziej zapominali o wojnie i o tym, co Niemcy zrobili Polakom. Władze chciały społeczeństwu o tym przypomnieć. Do tego zbliżał się chyba najważniejszy w tym czasie w PRL jubileusz - 550. rocznica bitwy pod Grunwaldem, która miała być obchodzona z wielką pompą. Uznano, że impreza jest niepowtarzalną okazją do umocnienia narracji historycznej, zgodnie z którą przez blisko 1000 lat napór germański niszczył Polskę. I zapewne też stąd wzięły się - bardzo mocne i dające mu całkowicie współczesny kontekst - ingerencje w polityczną wymowę filmu, od których odżegnywałby się pewnie Henryk Sienkiewicz.
PAP: To znaczy?
Dr Łukasz Jasina: Przypomnijmy sobie: kto walczył w bitwie grunwaldzkiej? Po stronie krzyżackiej byli to Niemcy, Francuzi i Anglicy, po stronie polskiej – Litwini, pułki smoleńskie, Tatarzy i Czesi. Biorąc pod uwagę ówczesny kontekst polityki międzynarodowej, ten podział z grubsza odpowiadał... konfliktowi Układ Warszawski vs. Pakt Pólnocnoatlantycki. Dalej, w filmie Krzyżaków ewidentnie wystylizowano na hitlerowców, by wspomnieć tylko ich gest „hajlowania” na powitanie, czy postać Wielkiego Mistrza Ulricha von Jungingena.
Ten obraz wpisywał się w pewien sposób opowiadania niemieckiej historii, zgodnie z którym Krzyżacy byli częścią procesu dziejowego, którego zbrodniczym finałem był nazizm. Film miał więc bardzo ściśle określony cel: pokazanie w 1960 roku złych Niemców i dobrych Polaków oraz ich sąsiadów ze Wschodu.
PAP: Czyli to kwestie ideologiczne były głównym motorem powstania tego filmu?
Dr Łukasz Jasina: Dokładnie tak. On by nigdy nie powstał, gdyby nie był potrzebny. Producentem było państwo, a państwo nie tworzy filmów z miłości do sztuki - niech to sobie wybiją z głowy zwolennicy mecenatu państwowego. A przynajmniej tak było w państwie autorytarnym, jakim była gomułkowska Polska.
Jeśli była wola polityczna, to nie mogło też zabraknąć na tę realizację pieniędzy. Film nakręcono w rekordowym tempie kilku miesięcy 1959 roku. Bardzo szybko powstał wcześniej scenariusz. Przygotowano gigantyczną kampanię reklamową na Zachodzie i w kraju. Nawet specjalnie na premierę zbudowano w Polsce nowe kino „Kopernik” w Olsztynie.
PAP: Intrygujące jest to, że w stosunkowo dobrym świetle pokazany jest w tym filmie kościół...
Dr Łukasz Jasina: Rzeczywiście, by osiągnąć zamierzony cel dyskredytacji Niemców, nie wahano się, by przedstawić katolicyzm jako istotny element kultury polskiej. W 1960 roku nawet komuniści nie mogli pozwolić sobie na to, by w filmie rycerstwo polskie nie zaśpiewało „Bogurodzicy”. Po prostu widzowie by tego nie „kupili”.
Interesujące jest również to, że księża polscy występują w filmie jako dobry element kościoła, przeciwstawiony kościelnym błędom i wypaczeniom, które ucieleśnia zakon krzyżacki. Złośliwi widzieli w tym przeciwstawieniu współczesny konflikt pomiędzy komunistycznymi księżmi-patriotami a „złym” kościołem prymasa Stefana Wyszyńskiego. Zresztą, należy odnotować, że lata 1959-60 to jeszcze okres rozejmu między kościołem a władzą po epoce stalinizmu. Choć wkrótce zacznie się ostateczne usuwanie lekcji religii ze szkół i cała kampania antyreligijna przed millenium chrztu Polski. Zaczną tez powstawać filmy o ewidentnie antykościelnej wymowie, jak choćby „Drewniany różaniec”, czy – chyba najlepsza polska produkcja historyczna - „Faraon”. Ale rzeczywiście, w „Krzyżakach” widoczny jest sygnał, że – w oczach komunistycznego ustroju – katolicy dzielą się na „dobrych” i „złych”.
Dr Łukasz Jasina: By osiągnąć zamierzony cel dyskredytacji Niemców, nie wahano się, by przedstawić katolicyzm jako istotny element kultury polskiej. W 1960 roku nawet komuniści nie mogli pozwolić sobie na to, by w filmie rycerstwo polskie nie zaśpiewało „Bogurodzicy”. Po prostu widzowie by tego nie „kupili”.
PAP: Czy dla polskich widzów te wątki polityczne były czytelne?
Dr Łukasz Jasina: Gdy film pojawił się na ekranach kin, to większości ludzi w ogóle nie w głowie były takie głębokie politologiczne analizy, które próbowała im zaserwować władza. Cieszyli się po prostu tym, że powstał film dorównujący jakością tym monumentalnym produkcjom, które powstawały na Zachodzie.
PAP: A jak ten film odebrali Niemcy?
Dr Łukasz Jasina: Różnie, ale też dowcipnie. W ogóle Niemcy mieli humorystyczny stosunek do obchodów rocznicy grunwaldzkiej w 1960 roku. Gazeta „Der Spiegel” opublikowała zdjęcie z uroczystości, na którym – pod świeżo odsłoniętym pomnikiem bitwy – parkuje gigantyczna liczba polskich rządowych Mercedesów. Podpis pod fotografią głosił: „My też tu byliśmy!”. Wywołało to gigantyczną aferę w Polsce, w wyniku której flotę niemieckich aut rząd wymienił na francuskie.
Sam film nie doczekal się przesadnej krytyki. Co prawda, nie pokazywano go na wszsystkch festiwalach, ale nikt nie odbierał go jako antyniemieckiego. W ogóle „Krzyżacy” zostali dobrze przyjęci na świecie. Pojawiali się w kinach i na festiwalach. Pisano o nich w prasie i poświęcano im całe rozdziały książek filmoznawczych. Natomiast na pewno film nie odgrywał zakładanej przez polskie władze roli propagandowej.
PAP: A czy Niemcy Wschodnie – jako „bratnia demokracja ludowa” - nie czuły się urażone polityczną wymową filmu?
Dr Łukasz Jasina: Nie, absolutnie. Pamiętajmy, że Niemiecka Republika Demokratyczna znajdowała się w „awangardzie walki z faszyzmem”. Dlatego w NRD robiono też filmy o podobnej wymowie. Na przykład film „Zamrożone błyskawice”, o tym, jak Polacy wykradają plany rakiet V-1 i V-2, czy „tu mówią Gliwice” o prowokacji gliwickiej. Filmy tworzone w NRD atakowały często Niemców bardziej, niż robili to sami Polacy. Wspólnie z Polską koprodukowano też filmy historyczne, jak choćby „Sąsiedzi” o masakrze w Bydgoszczy w 1939 roku. Zreszta później Polska zaczęła również produkować filmy razem z RFN, kiedy – w okresie gierkowskim – relacje z Niemcami Zachodnimi uległy poprawie. Było to bardzo korzystne. Czasem ta współpraca prowadziła do komicznych sytuacji - podczas jednego festiwalu w RFN pokazano „Kanał” Wajdy z... niemieckim dubbingiem! Musiało to być szokujące przeżycie.
PAP: A gdy obrać „Krzyżaków” z ideologicznej skórki, to co dziś zostaje z tego filmu?
Dr Łukasz Jasina: Całkiem dobry kawałek monumentalnego kina z przełomu lat 50. i 60. I to wcale nie gorszy od np. podobnych hollywoodzkich produkcji tamtych lat. „Krzyżacy” w reżyserii Aleksandra Forda rozpoczęli też w polskim kinie twającą ponad 20 lat epokę, w której powstało kilkanaście filmów monumentalnych, takich jak „Lalka”, „Noce i dnie”, „Potop”, „Ziemia obiecana”, czy wspomniany „Faraon”. W pewnym sensie, wszystko to zawdzięczamy Władysławowi Gomułce.
Rozmawiał Robert Jurszo (PAP)
jur/ ls/