W przypadku konfliktu zbrojnego z NATO LWP miało stworzyć front nadmorski wzdłuż Bałtyku i w ciągu 10-15 dni zdobyć Danię, północną część RFN i Holandii - mówi PAP dr Jarosław Pałka z Domu Spotkań z Historią. 14 maja mija 60 lat od powołania Układu Warszawskiego.
PAP: Czym był Układ Warszawski? Czy było to przedłużenie zbrojnego ramienia Moskwy?
Dr Jarosław Pałka: Układ Warszawski usankcjonował zależność tzw. „krajów socjalistycznych” oraz ich armii od Moskwy. Był on odpowiedzią na powstanie Paktu Północnoatlantyckiego, czyli NATO. Kluczowe decyzje dotyczące Układu podejmowano w Moskwie. Sowieccy oficerowie stali na czele sztabu Układu Warszawskiego i stanowili większość na wszystkich szczeblach jego dowództwa. Planowanie wojenne opierało się całkowicie na sowieckiej doktrynie wojennej.
W 1968 r. zrealizowano jedyną operację wojenną Układu Warszawskiego, operację „Dunaj”, czyli zbrojne stłumienie wolnościowych aspiracji w Czechosłowacji. W 1969 roku zmieniła się struktura: powstał sztab Zjednoczonych Sił Układu Warszawskiego, ale decydujący głos mieli nadal sowieccy dowódcy.
PAP: Co dziś wiemy o doktrynie wojennej Układu Warszawskiego?
Dr Jarosław Pałka: Była to doktryna wybitnie ofensywna. Sowiecki sztab opracował unowocześnioną wersję blitzkriegu. Na manewrach i ćwiczeniach przeprowadzano niemal wyłącznie działania ofensywne. W początkowej fazie konfliktu przewidziano użycie broni masowego rażenia, przenoszonej za pomocą rakiet z głowicami nuklearnych i bomb lotniczych. Takie działania doprowadziłyby do zniszczeniem miast przeciwnika i przyniosłyby zagładę ludności cywilnej, ale same wojska Układu poniosłyby ogromne straty, sięgające 60 proc. stanu. Większość żołnierzy zmarłaby na skutek choroby popromiennej.
Drugą fazę uderzenia realizować miały dywizje pancerne i zmechanizowane Był to ponury, absurdalny scenariusz. Dziś można się zastanawiać, ilu żołnierzy Układu przeżyłoby atak i czy byliby w stanie realizować zadania okupacyjne na skażonym terenie.
Dr Pałka: Sowiecki sztab opracował unowocześnioną wersję blitzkriegu. (...) W początkowej fazie konfliktu przewidziano użycie broni masowego rażenia, przenoszonej za pomocą rakiet z głowicami nuklearnych i bomb lotniczych. Takie działania doprowadziłyby do zniszczeniem miast przeciwnika i przyniosłyby zagładę ludności cywilnej, ale i same wojska Układu poniosłyby ogromne straty, sięgające 60 proc. stanu. Większość żołnierzy zmarłaby na skutek choroby popromiennej.
PAP: Jaka była rola Ludowego Wojska Polskiego w Układzie Warszawskim?
Dr Jarosław Pałka: Wojsko Polskie odgrywało kluczową rolę drugiej pod względem wielkości armii Układu Warszawskiego. Liczebność polskich oddziałów wynosiła 400-440 tys. żołnierzy. LWP podzielono na dwie zasadnicze części. Lepiej wyposażone jednostki pancerne, zmechanizowane i powietrzno-desantowe miały brać udział w ataku na kraje NATO. Pozostałe stanowiły obronę terytorialną i zaplecze frontu.
W przypadku konfliktu zbrojnego z NATO LWP miało stworzyć odrębny front nadmorski wzdłuż Bałtyku. Przewidziano, że polskie jednostki w ciągu 10-15 dni zdobędą Danię, północną część RFN i północną Holandię. Początkowo zakładano, że oddziały Układu pokonają nawet 90 kilometrów w ciągu doby. Później szacowano, że realne jest pokonanie 50-60 km na dobę. W kolejnym etapie oddziały polskie miały rozpocząć działania okupacyjne. Uderzenie na wyspy duńskie i północną część Niemiec nie było jedynym możliwym wariantem podczas ewentualnego konfliktu z Zachodem. W latach 70. w ramach ćwiczeń polskie dywizje przeprowadzały pozorowany atak na południe Norwegii.
PAP: Czy LWP dysponowało bronią masowego rażenia?
Dr Jarosław Pałka: Początkowo polskie oddziały dysponowały jedynie środkami przenoszenia broni masowego rażenia (samoloty). Na terytorium Polski miała być ona dostarczana koleją lub transportem morskim z ZSRS. W przypadku konfliktu mogło jednak dojść do opóźnień w ich dostawie. Konieczne było przesunięcie broni nuklearnej na zachód.
W 1967 roku rozpoczęto realizację planu „Wisła”. W okolicach Białogardu, Jastrowia i Trzemeszna Lubuskiego powstały zespoły schronów-magazynów głowic nuklearnych. Ich budowę zakończono na początku 1970 r. Łącznie miało tam znajdować się 178 głowic bojowych. Obiekty były chronione i obsługiwane przez oddziały sowieckie z Grupy Armii „Północ”. W przypadku konfliktu Sowieci mieli jednak udostępnić stronie polskiej obiekty i przechowywane tam głowice.
PAP: Czy kraje członkowskie Układu miały możliwość podejmowania suwerennych decyzji?
Dr Jarosław Pałka: W 1960 roku Albania wystąpiła ze struktur Układu. Także Rumunia próbowała realizować własną, niezależną politykę. W 1968 roku armia rumuńska nie uczestniczyła w inwazji na Czechosłowację. Decydujący głos w Układzie należał zawsze do sowieckiego dowództwa. Dotyczyło to zwłaszcza Polski, która leżała na głównym kierunku uderzenia na Zachód. Przez Polskę przebiegały linie komunikacyjne z zaopatrzeniem dla armii sowieckiej w NRD. Nie więc było mowy o jakiejkolwiek samodzielności polskiego dowództwa i podejmowaniu suwerennych decyzji.
PAP: Czy dowództwo NATO obawiało się konfliktu z armiami Układu Warszawskiego?
Dr Jarosław Pałka: Głównym zagrożeniem była sowiecka doktryna wojenna zakładająca użycie broni masowego rażenia już na początku konfliktu. Istniało realne zagrożenie, że Sowieci użyją jej, co oznaczałoby ogromne straty po obu stronach, a ponadto zniszczenie miast i zagładę ludności cywilnej. Układ Warszawski dysponował silnymi wojskami pancernymi.
Na początku lat 70. wprowadzono silnie uzbrojony i opancerzony śmigłowiec Mi-24 przeznaczony do niszczenia czołgów i celów naziemnych. W przypadku wojny była to niezwykle groźna broń. Poważnym zagrożeniem dla NATO były również oddziały powietrzno-desantowe oraz dywizje zmechanizowane. Dysponowały one dużą ilością amfibii i czołgów pływających niezbędnych podczas desantu morskiego. Wprawdzie NATO posiadało sprzęt lepszy jakościowo, lecz pod względem ilości przewaga była po stronie Układu.
Rozmawiał Maciej Replewicz (PAP)
rep/ ls/