Sejm Niemy miał charakter sejmu pacyfikacyjnego, czyli prowadzącego do zażegnania konfliktu między władcą a społeczeństwem – mówi dr hab. Urszula Kosińska z Instytutu Historycznego UW. 300 lat temu, 1 lutego 1717 r. w Warszawie zebrał się Sejm Niemy. Gwarantem zawartego porozumienia stała się Rosja.
PAP: Profesor Władysław Konopczyński w „Dziejach Polski nowożytnej” napisał, że w latach przed Sejmem Niemym król August II Mocny był „na drodze do zamachu stanu”. Czy rzeczywiście dążył do wprowadzenia w Polsce monarchii absolutnej, czy raczej obawy te były pochodną „obsesji” szlachty bojącej się ograniczenia „złotej wolności”?
Dr hab. Urszula Kosińska: Widzimy dwie „obsesje”: szlachty i samego Władysława Konopczyńskiego. Ta druga wynika w dużej mierze z tego, jakimi źródłami do badania tego okresu dysponował historyk. Zacznijmy jednak od szlachty. Rzekome zagrożenie wprowadzeniem absolutyzmu królewskiego było demonem krążącym nad polskim życiem publicznym od czasu pierwszej wolnej elekcji. Wśród szlachty panowało przekonanie, że ustrój Rzeczypospolitej gwarantuje maksimum wolności i każde odejście od jego zasad będzie równoznaczne z ograniczeniem swobód.
Szczególnie niebezpieczne miały być zmiany proponowane przez władcę, bo mogły prowadzić do wzmocnienia jego władzy, a w dalszej perspektywie wprowadzenia absolutyzmu. Przykłady z innych krajów pokazywały, że zmiany ustrojowe w całej Europie idą właśnie w takim kierunku. Wskazywano nie tylko na przypadek francuski, ale również krajów niemieckich, takich jak Brandenburgia - Prusy. Zauważalnymi wyjątkami były wyłącznie Wenecja i Anglia, po chwalebnej rewolucji z 1688 r. Każde oskarżenie króla o prawdziwą lub wyimaginowaną chęć wprowadzenia absolutyzmu wywoływało poklask szlachty. Warto jednak zauważyć, że w XVIII wieku alergia polskiej szlachty na próby wzmacniania władzy królewskiej była doskonale rozpoznana przez mocarstwa ościenne, głównie Prusy i Rosję. Ich strategią było tworzenie „faktów medialnych” o zagrożeniu absolutyzmem, które miały niewiele wspólnego z rzeczywistością, ale trafiały na podatny grunt tworzony przez nastroje szlachty i żyły własnym życiem.
PAP: Czy Rzeczpospolita w pierwszej i drugiej dekadzie wieku XVIII była jeszcze państwem suwerennym?
Dr hab. Urszula Kosińska: Z badań prowadzonych przeze mnie i innych historyków, szczególnie Jacka Burdowicza-Nowickiego, wynika, że suwerenność Rzeczpospolitej była już w znacznej mierze ograniczona. Nie powiedziałabym jednak, że Polska była krajem zupełnie pozbawionym niezależności. Historia nie ma liniowego, zdeterminowanego charakteru. W tym okresie było kilka momentów np. w latach 1714-15 czy 1718-20, gdy wydawało się, że możliwe jest odrobienie strat politycznych. Nigdy jednak nie udało się tego zrobić. Wciąż trwają dyskusje i badania zmierzające do odpowiedzi, jak wielkie były te szanse. Dla lat 1715-1717 badania dotyczące stosunków polsko-rosyjskich są niepełne. W tej sferze wielkie zasługi miał Józef A. Gierowski, który badał archiwa rosyjskie. Do dziś jednak nie mamy monografii konfederacji tarnogrodzkiej i Sejmu Niemego.
Wydaje się więc, że w tej sprawie ostatnie słowo nie zostało powiedziane. Można zaryzykować stwierdzenie, że Rzeczpospolita nie była państwem całkowicie niesuwerennym, ale takim, którego niezależność została w znaczącym stopniu ograniczona, czego dowodem był fakt, że jej władca w swoich decyzjach politycznych musiał liczyć się z wolą wschodniego sąsiada.
Dr hab. Urszula Kosińska: Można zaryzykować stwierdzenie, że Rzeczpospolita nie była państwem całkowicie niesuwerennym, ale takim, którego niezależność została w znaczącym stopniu ograniczona, czego dowodem był fakt, że jej władca w swoich decyzjach politycznych musiał liczyć się z wolą wschodniego sąsiada.
PAP: Czy w tym okresie mimo wszystko formułowano szerzej zakrojone programy reform i nie zdawano się wyłącznie na obronę "złotej wolności" i powoływanie kolejnych konfederacji?
Dr hab. Urszula Kosińska: Wiemy, że koncepcje reform pojawiały się już w pierwszym dziesięcioleciu panowania Augusta II. Były to dość ograniczone pomysły autorstwa Franciszka Radzewskiego, Jerzego Dzieduszyckiego, Stanisława Szczuki, ale nie weszły one do publicznej dyskusji. Najbardziej kompleksowy projekt przedstawił wówczas Stanisław Dunin-Karwicki.
O reformach myślano również na Walnej Radzie Warszawskiej w 1710 r., choć nie były to projekty całościowe i obejmowały głównie wojsko i skarbowość. Pod koniec panowania Augusta II i w okresie bezkrólewia po jego śmierci powstawały pierwsze projekty Stanisława Konarskiego i „Głos wolny wolność ubezpieczający” przypisywany Stanisławowi Leszczyńskiemu, lecz w rzeczywistości autorstwa litewskiego szlachcica Mateusza Białłozora. W środkowym okresie panowania pierwszego Wettyna nie powstawały szerokie projekty reform, ale planowano zmiany w niektórych dziedzinach życia państwowego. Wewnątrz gabinetu saskiego myślano o reformach idących w kierunku wzmocnienia władzy królewskiej. Ich autorami byli ministrowie obcego pochodzenia, tacy jak Piotr Lagnasco. Powstawały również kontrprojekty, autorstwa między innymi Jakuba Henryka Flemminga, który z myślą o zapewnieniu sukcesji tronu polskiego synowi Augusta II proponował w rządzeniu krajem oparcie się na sojuszu władzy i społeczeństwa oraz rządy zgodne z prawami Rzeczpospolitej.
Były to więc projekty w duchu podobne do tych z okresu późnojagiellońskiego, czyli panowania Zygmunta Augusta. Ustawodawstwo z okresu Sejmu Niemego również ma charakter nie tyle reformatorski, co usprawniający funkcjonowanie niektórych niedziałających elementów machiny państwa – wojska, skarbu, ministeriów.
PAP: Czy można powiedzieć, że drogę do zmian przeprowadzonych na Sejmie Niemym otwiera porozumienie z Rosją?
Dr hab. Urszula Kosińska: Nie zaryzykowałabym twierdzenia, że to Rosja otworzyła drogę do reform. W interesie tego państwa leżało przede wszystkim utrzymanie kontroli nad Rzeczpospolitą i uspokojenia jej sytuacji wewnętrznej, tak aby Piotr I uzyskał swobodę w prowadzeniu polityki międzynarodowej, głównie w negocjacjach ze Szwecją i w Rzeszy. Spokój w Polsce miał gwarantować, że będzie ona wygodną drogą przemarszu i terenem aprowizacji dla wojsk rosyjskich. Dość szybko po ograniczeniu władzy hetmanów na Sejmie Niemym Rosja zorientowała się, że ta reforma nie jest w jej interesie i już od 1719 r. szła ręka w rękę z hetmanami w dziele destabilizowania państwa dla przywrócenia dawnych przywilejów hetmańskich.
Dr hab. Urszula Kosińska: Nie zaryzykowałabym twierdzenia, że to Rosja otworzyła drogę do reform. W interesie tego państwa leżało przede wszystkim utrzymanie kontroli nad Rzeczpospolitą i uspokojenia jej sytuacji wewnętrznej, tak aby Piotr I uzyskał swobodę w prowadzeniu polityki międzynarodowej, głównie w negocjacjach ze Szwecją i w Rzeszy. Spokój w Polsce miał gwarantować, że będzie ona wygodną drogą przemarszu i terenem aprowizacji dla wojsk rosyjskich.
PAP: Czy architekci Sejmu Niemego zdawali sobie sprawę, że przybierze on tak wyjątkową formę jednodniowego posiedzenia?
Dr hab. Urszula Kosińska: Tak, ta specyficzna forma zatwierdzenia traktatu warszawskiego z listopada 1716 r. była zaplanowana wcześniej. Pamiętajmy, że przed Sejmem Niemym nie odbyły się wybory sejmikowe i przyjechali nań konsyliarze wyznaczeni do negocjacji traktatowych, którzy otrzymali plenipotencje do zatwierdzenia na jednodniowym sejmie wszystkiego, co postanowiono w traktacie warszawskim, jak też innych spraw uzgodnionych później, takich jak podatki i repartycje wojskowe.
Warto też pamiętać, że Sejm Niemy odbywał się pod laską marszałka konfederacji tarnogrodzkiej Stanisława Ledóchowskiego. W jego trakcie rozwiązano konfederacje tarnogrodzką i formalnie nadal obowiązującą sandomierską z 1704 r.
PAP: Czy podnoszono argument nielegalności sejmu, którego posłowie nie zostali wyłonieni w wyborach?
Dr hab. Urszula Kosińska: Ten argument nie pojawiał się. Zwracano jednak uwagę, że nie pozwolono na dyskusję. Głosu nie mógł zabrać np. hetman polny koronny Stanisław Rzewuski. Dlatego już w trakcie obrad określono sejm jako niemy i głuchy. Nazwa ta nie jest więc tworem historiograficznym, ale powstała współcześnie.
Wiedziano, że sejm miał charakter ekstraordynaryjny, dlatego zastrzeżono, że jego postanowienia mają być zatwierdzone na najbliższym sejmie walnym. Tak też się stało w 1718 r. na sejmie grodzieńskim, gdzie stoczono długą dyskusję o ratyfikacji traktatu „in toto”, czyli bez żadnych zmian.
PAP: Owa dyskusja toczyła się wyłącznie na sejmie, czy również na sejmikach? Jak do tej sprawy podchodziła szlachecka "opinia publiczna"?
Dr hab. Urszula Kosińska: Dla doby przedstatystycznej trudno oceniać nastroje opinii publicznej w ujęciu kwantytatywnym. Na pewno sprawa zatwierdzenia traktatu znalazła się w uniwersale królewskim na sejmiki, które miały się ustosunkować do ratyfikacji. Wątpliwości wyrażały głównie sejmiki kontrolowane przez hetmanów, którzy we własnym interesie dążyli do zmiany artykułu 5 traktatu warszawskiego o „opisaniu władzy hetmańskiej”. Do tej pory jednak nie wiemy, jaki był stosunek poszczególnych sejmików do tej kwestii, bo nie powstała monografia podsumowująca sejm z 1718 r. Znamy tylko niektóre instrukcje i lauda wydane drukiem.
PAP: Czy na Sejmie Niemym pojawiły się protesty przeciwko jego formie?
Dr hab. Urszula Kosińska: Bardzo nieliczne. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że nie będzie na nim czasu na dyskusje. Panował społeczny konsensus, że ograniczenie prawa głosu będzie możliwe wyłącznie w tym jednym przypadku. Rok później, na sejmie 1718 r. uchwalono konstytucję, która potwierdzała utrzymanie i respektowanie głosu wolnego na kolejnych sejmach.
PAP: Jakie były najważniejsze postanowienia Sejmu Niemego?
Dr hab. Urszula Kosińska: Jeśli chodzi o sferę ustrojową najważniejsze wydaje się uchwalenie stałego komputu. Był bardzo niski, odpowiadał mniej więcej pokojowej liczebności wojsk u schyłku XVII w. Zmianą było jednak wprowadzenie stałych podatków na utrzymanie siły zbrojnej, których nie trzeba było uchwalać na kolejnych sejmach i nie mogły być one podważone decyzjami sejmików.
Już w 1718 r. pojawił się projekt podniesienia komputu, który miał wynosić 18 tysięcy żołnierzy w Koronie i 6 tysięcy w Wielkim Księstwie. Realnie ta liczba była znacznie niższa ze względu na niewyznaczenie odrębnych pensji dla oficerów, które miały być wielokrotnością uposażenia zwykłego żołnierza. Niedochodzenie kolejnych sejmów w czasach Augusta II i Augusta III było spowodowane między innymi sprzeciwem państw ościennych w kwestii ewentualnego wzmocnienia siły militarnej Rzeczpospolitej.
Wielkie konsekwencje miało również ograniczenie, jak wówczas mówiono, „opisanie” kompetencji urzędów centralnych, głównie hetmańskich. Bardzo wyraźnie zawężono tak zwaną „władzę pióra”, czyli dysponowanie przez hetmanów finansami na wojsko, ale też prowadzenie przez nich samodzielnej polityki zagranicznej. Rozdawanie buław hetmańskich mogło się odtąd odbywać wyłącznie na sejmach ukonstytuowanych. Miało to wielkie znaczenie dla sejmów z końca panowania Augusta II, które z tego powodu zostały zerwane w latach 1729, 1730, 1732. Ta regulacja była więc bardzo szkodliwa ustrojowo. Ustawodawstwo Sejmu Niemego ograniczało też prawa dysydentów (niekatolików) do zajmowania urzędów i zasiadania na sejmach.
Dr hab. Urszula Kosińska: Jeśli chodzi o sferę ustrojową najważniejsze wydaje się uchwalenie stałego komputu. Był bardzo niski, odpowiadał mniej więcej pokojowej liczebności wojsk u schyłku XVII w. Zmianą było jednak wprowadzenie stałych podatków na utrzymanie siły zbrojnej, których nie trzeba było uchwalać na kolejnych sejmach i nie mogły być one podważone decyzjami sejmików.
PAP: Czy Rzeczpospolita wychodzi więc z Sejmu Niemego jako państwo wzmocnione?
Dr hab. Urszula Kosińska: Nie taki był cel sejmu 1717 r. Miał on charakter sejmu pacyfikacyjnego, czyli prowadzącego do zażegnania konfliktu między władcą a społeczeństwem. Miał on również usunąć najbardziej dolegliwe egzorbitancje, czyli naruszenia prawa. Chodziło głównie o zażegnanie rabunkowej gospodarki wojskowej. Temu służyć miała również ewakuacja wojsk cudzoziemskich. Wojska saskie opuściły kraj zaraz po sejmie, ale na wyjście Rosjan trzeba było czekać jeszcze dwa lata.
Sądzę, że niesłusznie interpretujemy Sejm Niemy jako ten, który miał gruntownie naprawiać państwo. Nie oczekiwano tego od sejmów pacyfikacyjnych. Sejm ten wprowadził oczywiście pewne zmiany oceniane jako reformy. Po jego obradach wszyscy, poza partią hetmańską, opowiadali się za utrzymaniem w całości tego ustawodawstwa.
PAP: Szlachta oczekiwała przede wszystkim spokoju...
Dr hab. Urszula Kosińska: Nie ma w tym pragnieniu niczego dziwnego. Od 1696 r. bez przerwy trwały niepokoje. Rzeczpospolita była krajem nieprawdopodobnie zrujnowanym, zarówno w sferze materialnej jak i demograficznej. Katastrofalne skutki miały przechodzące w latach 1708-1711 zarazy i późniejsze nieurodzaje.
Po wyjściu wojsk rosyjskich w 1719 r. znana mi korespondencja prywatna odnotowywała mnóstwo przypadków nadzwyczajnej aktywności gospodarczej szlachty. Nie wiemy, jaka dokładnie była skala powojennej odbudowy. To wielkie wyzwanie dla historyków gospodarki. Musimy się dowiedzieć, co działo się w Rzeczpospolitej w czasie, gdy „nic się nie działo”, czyli między 1720 a 1732 r. Nie prowadzono wówczas wojen i nie zawiązywały się konfederacje, a największe konflikty dotyczyły wewnętrznych walk o majątki i władzę - te dwie sfery szły ze sobą w parze. W tej kwestii ludzie nie zmienili się przez ostatnie trzy stulecia.
Rozmawiał Michał Szukała (PAP)
szuk/ mjs/ ls/