25 lat temu, 31 grudnia, Krzysztof Wielicki dokonał samotnie pierwszego zimowego wejścia na czwarty szczyt świata Lhotse. "To był skromny sylwester. Piłem tylko herbatę" - wspomniał piąty himalaista na Ziemi, który sięgnął po Koronę Himalajów i Karakorum.
Jak zaznaczył, nie przywiązuje wagi do dat i symboli. "Żyję emocjami dnia dzisiejszego. To była jedna z tych akcji, w której chyba trochę przesadziłem. Byłem o krok od hipotermii. Miałem po prostu po raz kolejny więcej szczęścia niż koledzy. Była niezła pogoda, jak na warunki zimowe. Pamiętam szczególnie dramatyczne, z powodu urazu kręgosłupa, którego doznałem latem, zejście" - powiedział PAP Wielicki.
Urodzony w Szklarce Przygodzickiej (gmina Ostrzeszów) jako jedyny na świecie wszedł zimą samotnie na Lhotse (8516 m). Dokonał tego podczas wyprawy polsko-belgijskiej kierowanej przez prekursora zimowego himalaizmu Andrzeja Zawadę.
Urodzony w Szklarce Przygodzickiej (gmina Ostrzeszów) jako jedyny na świecie wszedł zimą samotnie na Lhotse (8516 m). Dokonał tego podczas wyprawy polsko-belgijskiej kierowanej przez prekursora zimowego himalaizmu Andrzeja Zawadę.
"Fizycznie to było jedno z trudniejszych wejść właśnie ze względu na kręgosłup. Jak idzie się do góry i widzi szczyt to człowiek głupieje, więc nie czułem tak bardzo kręgosłupa, mimo że miałem specjalny gorset. Ale przy zejściu poznałem smak cierpienia. Robiłem po piętnaście kroków i stawałem, a nawet kładłem się i liczyłem do dwudziestu" - dodał.
Jak podkreślił, największą przeszkodą nie były trudności techniczne, a wychłodzenie organizmu.
"Trudności techniczne oceniam na podobne do wielkich dróg tatrzańskich. Zresztą szedłem bez liny. Największym problemem był lód i wychłodzenie. Pewnie zasnąłem nie raz, ale w pewnym momencie przebłysku świadomości zobaczyłem jak z obozu drugiego do trzeciego wyruszył punkcik. To był Leszek Cichy, który mimo że wcześniej chorował i nie miał na tyle sił, by iść ze mną na szczyt, postanowił przyjść z pomocą. Gdy dotarłem do obozu trzeciego Leszek już był i czekał na mnie z herbatą. To był piękny gest i przykład partnerstwa w górach" - zaznaczył.
Noc obydwaj himalaiści, którzy wspólnie zdobyli zimą także Mount Everest w 1980 roku, spędzili w małym namiocie w trudnych warunkach na wysokości 7200 m.
"Obecność Leszka i jego pomoc była bardzo ważna, choć żartem mogę powiedzieć, że cóż to za sylwester wyłącznie z herbatką oraz facetem w jednym namiocie. Wolałbym, żeby zamiast niego przyszła do obozu III Belgijka Ingrid. Najważniejsze, już mówiąc serio, było to, że mogłem się napić ciepłej herbaty i czuć wsparcie drugiej osoby" - przyznał.
Jak wspomniał, jego organizm długo nie mógł wyrównać bilansu energetycznego. Był bardzo mocno zziębnięty.
Wybitny alpinista nie planował specjalnego świętowania rocznicy sukcesu. "Jak mi teraz pani o tym przypomniała, to nie pozostaje mi nic innego, jak przepytać rodzinę, czy pamięta tamtego sylwestra sprzed 25 lat" - powiedział mieszkający w Dąbrowie Górniczej Krzysztof Wielicki, który 5 stycznia skończy 64 lata.
"Pamiętam, że przez dwie godziny miałem w namiocie drgawki i dreszcze, których nie potrafiłem opanować, mimo że dużo gorącej herbaty wypiłem. Przydałaby się góralska, czyli wzmocniona spirytusem, ale taką można pić tylko w bazie, nie zaś tak wysoko" - dodał.
Na dziesięć spośród 14 ośmiotysięczników jako pierwsi zimą wspięli się Polacy, w tym na jeden z Włochem Simone Moro (Shisha Pangma z Piotrem Morawskim). Wielicki zimą zdobył także, oprócz Lhotse i najwyższej góry świata, Kanczendzongę (8586 m) w 1986 roku z Jerzym Kukuczką.
"Wspinaczka zimowa to przede wszystkim dużo lodu i mało śniegu oraz silne, przenikliwe wiatry. Na Lhotse miałem szczęście, bo podmuchy nie były tak duże, a temperatura znośna. Podjąłem ryzyko, bo nie miałem pewności, co do pogody. Ponad 20 lat temu nie mieliśmy tak precyzyjnych, godzinnych prognoz, jakie teraz są dostępne. Moja decyzja to była taka ułańska fantazja, coś zrodziło się z pasji, jaką jest dla mnie himalaizm" - przyznał.
Wybitny alpinista nie planował specjalnego świętowania rocznicy sukcesu. "Jak mi teraz pani o tym przypomniała, to nie pozostaje mi nic innego, jak przepytać rodzinę, czy pamięta tamtego sylwestra sprzed 25 lat" - powiedział mieszkający w Dąbrowie Górniczej Krzysztof Wielicki, który 5 stycznia skończy 64 lata.
Dziewicze pozostały zimą jeszcze dwa ośmiotysięczniki - Nanga Parbat (8126 m) i K2 (8611 m).
Rozmawiała: Olga Miriam Przybyłowicz (PAP)
olga/ kali/