W rankingu prezydentów USA Franklin D. Roosevelt zajmuje dość wysoką pozycję z powodu jego polityki zagranicznej - mówi prof. Zbigniew Lewicki z Uniwersytetu Warszawskiego. 12 kwietnia przypada 70. rocznica śmierci 32. prezydenta USA, który w Polsce kojarzy się głównie z "jałtańską zdradą".
PAP: Franklin Delano Roosevelt jako jedyny prezydent USA sprawował władzę przez 12 lat. Jaka była sytuacja tego kraju, gdy obejmował urząd?
Prof. Zbigniew Lewicki: Gdy w 1933 roku Roosevelt zasiadł na fotelu prezydenta, Stany Zjednoczone znajdowały się w kryzysie gospodarczym. Kryzys zbiegł się z wielkim krachem giełdowym na Wall Street. Ówczesny prezydent Herbert Hoover nie reagował na informacje o złej sytuacji ekonomicznej, liczył na to, że kraj wyjdzie z kryzysu bez ingerencji Białego Domu, podobnie jak miało to miejsce w przeszłości.
Amerykańscy wyborcy uznali jednak, że Hoover jest prezydentem mało aktywnym, nie radzącym sobie w trudnej sytuacji. Wybrali Roosevelta, który miał już poważne doświadczenia polityczne jako gubernator stanu Nowy Jork.
Prof. Zbigniew Lewicki: Już w 1943 r., gdy odbyła się konferencja w Teheranie, Roosevelt wiedział, że Stalin do Polski wejdzie i nie opuści jej. Rozumiał, że nie można go do tego zmusić, że niewiele można dla Polski zrobić, choć wymógł na nim obietnicę wolnych, demokratycznych wyborów. Stalin nie dotrzymał słowa, zresztą nie po raz pierwszy i nie po raz ostatni.
PAP: Polakom Roosevelt kojarzy się przede wszystkim z Jałtą, która stała się symbolem zdrady zachodnich sojuszników wobec Polski. Jak opisać problem: Roosevelt a sprawa polska?
Prof. Zbigniew Lewicki: Myślę, że to pytanie powinno raczej brzmieć „Stalin a sprawa polska”. Już w 1943 r., gdy odbyła się konferencja w Teheranie, Roosevelt wiedział, że Stalin do Polski wejdzie i nie opuści jej. Rozumiał, że nie można go do tego zmusić, że niewiele można dla Polski zrobić, choć wymógł na nim obietnicę wolnych, demokratycznych wyborów. Stalin nie dotrzymał słowa, zresztą nie po raz pierwszy i nie po raz ostatni. To cicha propaganda komunistyczna obwiniała Roosevelta, że „sprzedał Polskę”, uwalniając tym samym Stalina od zarzutu, że to on właśnie Polskę okupował.
PAP: Jaki był stosunek Roosevelta do sowieckiej zbrodni w Katyniu?
Prof. Zbigniew Lewicki: Roosevelt znał prawdę o Katyniu, lecz milczał. Z jego punktu widzenia od krytykowania Stalina za zbrodnię na Polakach ważniejsza była jedność państw alianckich.
PAP: Roosevelt znał także raport Jana Karskiego o zagładzie Żydów w okupowanej Europie. Dlaczego pozostał bierny?
Prof. Zbigniew Lewicki: Roosevelt znał raport Karskiego, wiedział o Holokauście i nie reagował. Czy nalot na linię kolejową do Auschwitz zmieniłby los Żydów? To raczej wątpliwe. Auschwitz był obozem-symbolem, ale były także inne obozy zagłady Żydów: Bełżec, Sobibór, Treblinka. Nie sposób było dokonać nalotów na każdy z nich. Zresztą ówczesny stosunek Amerykanów do Żydów nie był pozytywny. Dziś nazwalibyśmy taką postawę antysemityzmem. Jeszcze przed wybuchem wojny Amerykanie mieli wiele na sumieniu. Znana jest historia zawrócenia do Europy statku z żydowskimi uchodźcami. Pomocy Żydom nie udzielił ani rząd federalny ani mniejszość żydowska w USA. Nie zwiększono ilości wiz wjazdowych dla Żydów.
PAP: Jak wyglądały relacje Roosevelta ze Stalinem i Churchillem?
Prof. Zbigniew Lewicki: Roosevelt uznał, że w czasie wojny USA, Wielka Brytania i ZSRS są sojusznikami i utrzymanie jedności aliantów jest kwestią nadrzędną. Dla niego najważniejsze było zwycięstwo w wojnie z Japonią i Niemcami. Nie był zafascynowany osobą Stalina, ale z pewnością imponowała mu, jak wielu Amerykanom, wielka liczba ofiar wojny w ZSRS, co skutkowało fascynacją Związkiem Sowieckim jako krajem.
Pod koniec wojny Roosevelt nie miał już złudzeń co do intencji Stalina, wiedział np. o podsłuchu podczas konferencji w Jałcie. Z Churchillem spotykał się kilkanaście razy, miał z nim dobre relacje, lecz rozumiał, że Wielka Brytania jest słaba, wykrwawiona, że na skutek wojny bezpowrotnie straci status wielkiego mocarstwa, imperium.
Prof. Zbigniew Lewicki: W rankingu prezydentów USA Roosevelt zajmuje zwykle dość wysoką pozycję. Dotyczy to jednak przede wszystkim polityki zagranicznej. Jego polityka ekonomiczna, New Deal, z lat 30. jest zwykle oceniana niżej.
PAP: Jak dziś Amerykanie oceniają postać Franklina D. Roosevelta?
Prof. Zbigniew Lewicki: Oceny tej postaci są silnie zróżnicowane. Osoby o poglądach socjalizujących oceniają go bardzo wysoko, uznając za prezydenta, który ocalił USA w czasie Wielkiego Kryzysu, i sprawił, że gospodarka nabrała tempa.
Ich przeciwnicy twierdzą, że Roosevelt nie pokonał kryzysu, a wręcz, że przez interwencję państwa pogłębił go. Kluczowym argumentem jest ingerencja administracji Roosevelta w system opieki społecznej. Zarzuca mu się, że odszedł od tradycyjnej amerykańskiej koncepcji indywidualizmu w kierunku państwa opiekuńczego.
Ale trudno zaprzeczyć, że Roosevelt przyczynił się do zwycięstwa aliantów w II wojnie światowej i dlatego niektórzy Amerykanie uznają go za prezydenta wybitnego. W rankingu prezydentów USA zajmuje on zwykle dość wysoką pozycję. Dotyczy to jednak przede wszystkim polityki zagranicznej. Jego polityka ekonomiczna, New Deal, z lat 30. jest zwykle oceniana niżej.
Rozmawiał Maciej Replewicz (PAP)
rep/ ls/ jra/