W ramach konspiracyjnej akcji „Iskra-Dog” spisano 300 relacji warszawiaków na temat powstania. Wszystko to niemal na gorąco, gdy w stolicy wciąż toczyły się walki oraz w tygodniach już po ich zakończeniu. Personalia zostały zaszyfrowane. Dokumentację następnie zakopano w konwiach na mleko, a po przejściu frontu wydobyto i przekazano organizującemu się Instytutowi Zachodniemu - mówi prof. Stanisław Żerko z Instytutu Zachodniego.
PAP: Relacje ludności cywilnej z Powstania Warszawskiego były zbierane przez działaczy organizacji „Ojczyzna”. Jaki był program jej działalności i okoliczności powołania?
Prof. Stanisław Żerko: Jest to pytanie o genezę Instytutu Zachodniego, powołanego w konspiracji w grudniu 1944 r. Tę istniejącą do dziś placówkę niemcoznawczą utworzyli działacze „Ojczyzny”. Była to jedna z najciekawszych organizacji konspiracyjnych w okresie okupacji niemieckiej. Utworzona w Poznaniu wczesną jesienią 1939 r., kadrowa i elitarna (jej liczebność chyba nie przekroczyła 500 osób), wywodziła się z obozu narodowego, miała silny rys katolicki, ale przede wszystkim kontynuowała tradycje tzw. myśli zachodniej.
Jako myśl zachodnią określano ten nurt polskiej myśli politycznej, który w okresie międzywojennym nie tylko przeciwstawiał się ówczesnym rewizjonistycznym koncepcjom niemieckiego nacjonalizmu, ale także stawiał w sposób ofensywny sprawę dawnych polskich ziem zachodnich i uzasadniał prawo Polski do tych obszarów, utraconych w dawnych wiekach na rzecz zachodnich sąsiadów. Bardzo się to przydało podczas wojny, gdy prowadzono prace koncepcyjne o wytyczeniu na nowo polskiej granicy zachodniej po klęsce Niemiec.
Prof. Stanisław Żerko: Jako myśl zachodnią określano ten nurt polskiej myśli politycznej, który w okresie międzywojennym nie tylko przeciwstawiał się ówczesnym rewizjonistycznym koncepcjom niemieckiego nacjonalizmu, ale także stawiał w sposób ofensywny sprawę dawnych polskich ziem zachodnich i uzasadniał prawo Polski do tych obszarów, utraconych w dawnych wiekach na rzecz zachodnich sąsiadów.
PAP: Kto był twórcą tego środowiska?
Prof. Stanisław Żerko: Najwybitniejszą osobistością był Zygmunt Wojciechowski. Profesor Uniwersytetu Poznańskiego, historyk ustroju (zajmował się głównie średniowieczem, Polską piastowską), ale też działacz polityczny, ideolog i publicysta. Był endekiem, lecz w latach trzydziestych szukał możliwości współdziałania z obozem sanacyjnym. Organizacja „Ojczyzna” obejmowała jednak głównie grono osób młodych, dla których oprócz walki z niemieckim okupantem ważna była sprawa uzyskania po wojnie możliwie najkorzystniejszych granic na zachodzie. „Ojczyźniacy” szybko zgłosili akces do Polskiego Państwa Podziemnego i organizowali jego struktury w Wielkopolsce.
PAP: W okresie okupacji niemieckiej znaczna część działaczy tej organizacji musiała przenieść się do Generalnego Gubernatorstwa.
Prof. Stanisław Żerko: W Wielkopolsce została tylko część, kontynuując tu działalność i tworząc w Poznaniu Główną Delegaturę Rządu RP dla ziem wcielonych do Rzeszy czy Okręg Poznański Związku Walki Zbrojnej oraz Korpus Zachodni Armii Krajowej. Inni musieli jednak opuścić te ziemie. Prof. Zygmunt Wojciechowski już pod koniec 1939 r. wyjechał z Poznania do Generalnego Gubernatorstwa w obawie przed aresztowaniem. Inni działacze „Ojczyzny” zostali do tego zmuszeni przez władze niemieckie, wysiedlające ludność polską z tzw. Kraju Warty, wcielonego do Rzeszy. Niektórzy znaleźli się w Generalnym Gubernatorstwie z rozkazu organizacji.
PAP: Czym się tam zajmowali?
Prof. Stanisław Żerko: Z inicjatywy działaczy „Ojczyzny” powołano Biuro Delegata Rządu dla ziem wcielonych, później przekształcone w Biuro Zachodnie Delegatury Rządu na Kraj. Działali w Biurze Oświatowo-Szkolnym Ziem Zachodnim oraz w podziemnym Uniwersytecie Ziem Zachodnich. Wzięli też udział w pracach nad tworzeniem Departamentu Informacji i Prasy Delegatury Rządu na Kraj. W lipcu 1944 r. ówczesny kierownik Ojczyzny Jan Jacek Nikisch wszedł w skład kilkunastoosobowej Rady Jedności Narodowej, która była swego rodzaju reprezentacją polityczną Polskiego Państwa Podziemnego.
PAP: Czym było Studium Zachodnie? Czego dotyczyły działania analityczne tej struktury?
Prof. Stanisław Żerko: Już w roku 1940 działacze „Ojczyzny” uznali, że przyszłą granicę zachodnią należy oprzeć na linii Odra – Nysa. Stworzyli koncepcję tzw. ziem postulowanych, które ich zdaniem powinny być włączone do Polski po wojnie. W czerwcu 1941 roku powołali Studium Zachodnie, którego zadaniem było dostarczenie rządowi polskiemu argumentów na rzecz nowej granicy. Celem bardziej długofalowym była pomoc przy przejęciu i zagospodarowaniu tych ziem przez Polskę. Kierownikiem Studium Zachodniego został prof. Zygmunt Wojciechowski.
Czy można powiedzieć, że był to rodzaj think tanku?
Prof. Stanisław Żerko: Można by użyć tego sformułowania. Ale prawdziwym think tankiem stał się dopiero Instytut Zachodni, utworzony jeszcze w warunkach okupacyjnych w grudniu 1944 roku na konspiracyjnym zebraniu w Milanówku pod Warszawą. Wiosną roku następnego siedzibą Instytutu Zachodniego stał się Poznań.
PAP: Kiedy i w jakich okolicznościach pojawił się pomysł zbierania relacji mieszkańców Warszawy o zbrodniach niemieckich w okresie powstania?
Prof. Stanisław Żerko: Działacze „Ojczyzny” prowadzili również prace dokumentacyjne, zbierając materiały o polityce okupanta. W połowie sierpnia 1944 r. zapadła decyzja, by spisywać relacje warszawiaków, którzy opuścili stolicę. Akcji, prowadzonej w warunkach konspiracyjnych w podwarszawskich miejscowościach, nadano kryptonim „Iskra-Dog”.
Inicjatorem i kierownikiem akcji był Edward Serwański, także działacz „Ojczyzny”. Spisał swą relację (kilka dni walczył w powstaniu) w połowie sierpnia, opracował też kilka okólników ze wskazówkami dla osób zbierających relacje. Byli wśród nich i intelektualiści, jak wybitny historyk prof. Kazimierz Tymieniecki, i zwykli ludzie. Patronat naukowy nad całością objął prof. Zygmunt Wojciechowski. Zespół początkowo liczył kilka osób, a wkrótce kilkadziesiąt. Spisano ponad 300 protokołów, uzyskano też pewną liczbę osobno sporządzonych wspomnień. Wszystko to niemal na gorąco, gdy w stolicy wciąż toczyły się walki oraz w tygodniach już po ich zakończeniu. Personalia zostały zaszyfrowane. Dokumentację następnie zakopano w konwiach na mleko, a po przejściu frontu wydobyto i przekazano organizującemu się Instytutowi Zachodniemu.
Prof. Stanisław Żerko: Działacze „Ojczyzny” prowadzili również prace dokumentacyjne, zbierając materiały o polityce okupanta. W połowie sierpnia 1944 r. zapadła decyzja, by spisywać relacje warszawiaków, którzy opuścili stolicę. Akcji, prowadzonej w warunkach konspiracyjnych w podwarszawskich miejscowościach, nadano kryptonim „Iskra-Dog”.
PAP: Jakie było znaczenie tych relacji podczas procesu norymberskiego?
Prof. Stanisław Żerko: W kwietniu 1946 roku Instytut Zachodni wydał wybór tych dokumentów pod tytułem „Zbrodnia niemiecka w Warszawie 1944 r.”. Książkę przesłano polskiej delegacji uczestniczącej w procesie głównych zbrodniarzy hitlerowskich przed Międzynarodowym Trybunałem Wojskowym w Norymberdze. Fragmenty zostały odczytane 5 sierpnia przez prokuratora brytyjskiego i włączone do materiałów oskarżenia.
PAP: Jak układała się współpraca Instytutu Zachodniego z władzami komunistycznymi?
Prof. Stanisław Żerko: Po przejściu frontu działacze „Ojczyzny” uznali, że placówka naukowa nie może funkcjonować w warunkach konspiracyjnych. W połowie lutego 1945 roku Zygmunt Wojciechowski został przyjęty przez premiera Rządu Tymczasowego, Edwarda Osóbkę-Morawskiego, którego poinformował o istnieniu Instytutu Zachodniego. Uzyskał zgodę i środki finansowe. Placówka przystąpiła do prac dokumentacyjnych, badawczych, eksperckich i wydawniczych na dużą skalę. Jednak już po kilku latach w Instytut uderzyły represje, atakowano też placówkę jako ośrodek skupiający „nacjonalistów” i „klerykałów”.
PAP: Był to jednak dopiero początek represji wobec Instytutu Zachodniego…
Prof. Stanisław Żerko: W 1948 roku aresztowano Edwarda Serwańskiego oraz dwóch innych dawnych działaczy „Ojczyzny”, Kiryła Sosnowskiego i wspomnianego już Jana Jacka Nikischa. W 1950 r. całą trójkę skazano na karę więzienia pod zarzutem kontynuowania działalności konspiracyjnej. Po przedterminowym wyjściu na wolność Serwański mógł wrócić do Instytutu Zachodniego, gdzie pracował jako historyk okupacji, zrobił doktorat i habilitację, lecz jeszcze w latach siedemdziesiątych był rozpracowywany przez Służbę Bezpieczeństwa. W raporcie z grudnia 1976 roku charakteryzowano go jako „nieprzejednanego wroga naszego ustroju o zdecydowanie reakcyjnych nacjonalistycznych poglądach”.
PAP: Czy relacje zawarte w książce wydanej w 1946 r. są dziś dostępne dla czytelników?
Prof. Stanisław Żerko: Książka będąca wyborem relacji została ostatnio przez Instytut Zachodni wznowiona jako reprint, z dodatkowym wstępem. Trzeba przy tym zaznaczyć, że na stronie Instytutu można też bezpłatnie pobrać PDF tego tomu, pod adresem:
http://www.iz.poznan.pl/publikacje/monografie-i-prace-zbiorowe/zbrodnia-niemiecka-w-warszawie-1944-r
Rozmawiał Michał Szukała (PAP)
Fragmenty relacji zamieszczonych w tomie „Zbrodnia niemiecka w Warszawie 1944 r.”
Wola:
„Niemcy otaczają kamienicę, wydają rozkaz opuszczenia mieszkań; straszny krzyk dzieci, kobiet, u wyjścia padają strzały – kilka osób zabitych i rannych już przy wyjściu na ulicę; wypędzają na kartoflisko, każą się kłaść w bruzdy – wokoło pilnują –nie ma mowy o ucieczce; po kilku minutach każą wstać prowadzą pod pobliski most: nie ma wątpliwości, co z nami będzie; na pytanie jakiejś pani, gdzie nas prowadzą – odpowiadają: „Z waszej winy giną niemieckie kobiety i dzieci, dlatego wy wszyscy musicie ginąć”.
(6) Protokół nr 53: świadek Aleksandra Kreczkiewicz, zamieszkała w Warszawie, Górczewska 45; protokołowała Irena Trawińska dnia 8. IX. 44 w szpitalu w Podkowie Leśnej.
Ochota:
„Tego się nie zapomni. Jak duszący koszmar będzie nieraz w potwornych snach widmo Zieleniaka u tych, którzy przezeń przeszli, którzy go przeżyli. Wygnano nas z domu 9 sierpnia około godz. 13. Banda Ukraińców pijanych, rozczochranych, o zdziczałych twarzach, w porozpinanych mundurach lub bez mundurów, ale opakowanych granatami, z rewolwerami, karabinami lub rozpylaczami w rękach opróżnia schrony i piwnice, przebiega mieszkania, krzycząc, strzelając na postrach, rabując, co wpadnie w rękę. Ograbionych i zbitych wypędzają na ulicę. Pędzą tłum wśród płonących domów, wśród nieustających detonacyj i gwiżdżących często około uszu kulek.
[…]
Na placu płacz, krzyki rozpaczy, strzały. Tuż przy murze rozstrzelano 3 młode kobiety. A co się dzieje za murem? Odgłosy powoli milkną. Godzina 24. Trzy kobiety rodzą. Ich prośby o pomoc brzmią bez echa. Nowonarodzone maleństwa umierają. Matki leżą w cierpieniach na ziemi, pod gołym niebem.
(66) Protokół nr 107: świadek Halina Kaźmierczakowa, lat 35, wdowa po działaczu niepodległościowym, zamieszkała w Warszawie, ul. Glogera 3.
Śródmieście:
W piekle powstania warszawskiego byłam tylko 7 dni. To co przeżyłam i widziałem w ciągu tego czasu wystarczy mi do końca życia. Gdy piasek sypać będą mi na oczy, uprzytomnię sobie wyraźnie tę nieszczęsną 3-cią godzinę w dniu wybuchu powstania, bo o 3-ej nieubłagany los rozłączył mnie z jedyną córką moją 18-letnią Hanią, która nie zważając na moje prośby wyszła z domu i do dziś ślad po niej zaginął. Z listu pozostawionego przez moją córkę domyślałam się, iż poszła na ul. Niemcewicza 7/9. Przerażenie moje nie miało granic, gdy 1-go sierpnia o godz. 4-tej z okna mojego mieszkania usłyszałam przerażający huk i zobaczyłam snopy ognia właśnie w kierunku, dokąd udała się moja córka. Boże Wielki! Zaczęłam się modlić. Uprzytomniłam sobie trudności wyjścia mojego dziecka spod gradu bezustannych salw, huku dział i snopów ognia, który bezustannie wzmagał się wokoło. Wkrótce zaczęło się straszne bombardowanie Warszawy, wskutek czego prawie bez przerwy siedzieliśmy w piwnicach. Nagle, może po godzinie, ustało bombardowanie. Słońce nęciło ludzi do wyjścia z piwnic na powietrze. Wtem nadleciały nisko, tuż nad piwnicami, niemieckie samoloty, zrzucając ulotki. Fakt ten cokolwiek ludzi ośmielił do wyjścia po to, aby przeczytać ulotkę. Ulotki nawoływały ludność polską do poddania się. Zaledwie zdążyliśmy przeczytać ulotkę zaczęły z tych samych samolotów spadać ciężki bomby i kule z karabinów maszynowych. A więc ulotki były tylko pretekstem, aby jak najwięcej ludzi wywabić z piwnic i zastrzelić.
Protokół nr 195:
Od wyewakuowanej z Warszawy osoby otrzymałem następującą kartkę. Kartki te były umieszczane w paczkach z herbatą, zrzucanych przez lotników anglo-amerykańskich w czasie powstania nad Warszawą. (Oryginał kartki załączamy w pierwszym egzemplarzu protokołu, w następnych podajemy tekst) „Przyjaźń naszą ukryj w sercu, słowa spamiętaj, a herbatę wypij. Resztę niszcz. Bez potrzeby życia nie narażaj. Potrzebne będzie do zwycięstwa – do budowy nowego świata. OD WALCZĄCEJ AMERYKI DO WALCZĄCEJ POLSKI Wiemy, że jesteście głodni. Wiemy, że Waszą żywność rabują żołdacy i złodzieje z Gestapo. Spuchnie na niej wzdęty kadłub Goeringa i wykarmi się zgniły mózg Himmlera. Zapłacą za swe zbrodnie i oni i inni hitlerowscy zbrodniarze. Taką złożyliśmy przysięgę. Wiemy, że od trzech długich lat z cierpliwością zaciskacie pasy, a z heroizmem plujecie tyranom w twarz. Już niedługo zwycięskie armie Narodów Zjednoczonych przyjdą na odsiecz oblężonej Polsce. Ta mała przesyłka, która przybywa do Was wprost z Ameryki jest wyrazem naszej wdzięczności i rękojmią prawdziwej pomocy na przyszłość.
Prezydent Stanów Zjednoczonych oświadczył dnia 13 listopada 1942 r.: ‘Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, by dostarczyć krajom wyzwolonym z jarzma niewoli najdalej idącą pomoc. W krajach tych nikt nie będzie cierpiał głodu’.
Słowa Prezydenta staną się czynem. Gdy tylko sztandary Narodów Zjednoczonych wzniosą się nad oswobodzonymi krajami, zawiną do nich i statki z żywnością. Statki takie już przybijają do portów Afryki Północnej. Zapasy na dalsze transporty zbiera się, gromadzi w składach, skupuje w innych krajach. Wraz z nimi pojadą środki lekarskie. Za nimi wszystko czego Wam brak, by zaspokoić wasze palące potrzeby. Bądźcie dobrej myśli. Niemcy już się chwieją. Słońce znów zaświeci nad Polską, gdy zwycięstwem zakończymy walkę za: ZA WASZĄ WOLNOŚĆ I NASZĄ”.
Mokotów:
„...W dniu kapitulacji Mokotowa przy dole ok. Skarpy przy ul. Okocimskiej Niemcy zmasakrowali i rozstrzelali 98 chłopców z AK, którzy wyszli kanałami. Zostali oni zamordowani w bestialski sposób. Rozebranych, w pozycji klęczącej, z rękami do góry, tłuczono kolbami, a następnie dostrzelano. Było to około 100 do 150 m od szpitala na ul. Chocimskiej”.
(86) Protokół nr 218: świadek Władysław Czewski, lekarz weterynarii; jego relacje przekazał do protokołu Władysław Adamczewski; protokołowała Irena Trawińska dnia 1. X. 1944 r. w Pruszkowie.
Pruszków:
„Hala nr 2 stanowiła ambulatorium, gdzie lekarze niemieccy kwalifikowali chorych; stąd największa ilość ludzi z obozu wyszła pod pretekstem chorób, i tutaj miało miejsce największe nasilenie pracy personelu polskiego w kierunku wyswobadzania ludzi z obozu. Poszczególne hale, mieszczące od 2–5.000 ludzi każda, były zupełnie nieprzygotowane do mieszkania w nich ludzi. Brud straszliwy i błoto pokrywały betonowe podłogi pomiędzy rowami rewizyjnymi, wypełnionymi gnijącymi odpadkami pełnymi brudu i robactwa. Przez cały okres 2 miesięcy doły te ani razu nie były oczyszczane ani nawet zalewane wapnem”
(140) Protokół nr 190: dwaj świadkowie – Janusz Regulski, przemysłowiec, zamieszkały w Podkowie Leśnej, pracownik obozu pruszkowskiego, i Anna Chomiczowa, siostra obozu pruszkowskiego. Sprawozdanie I zespołu członków RGO w Pruszkowie.
Całość dostępna: