Anders nawet po śmierci był postrzegany jako zagrożenie dla komunistów. Uchylenie decyzji o pozbawieniu go obywatelstwa byłoby przyznaniem się przez nich do poniesionej klęski – mówi prof. Krzysztof Tarka z Uniwersytetu Opolskiego. 26 września 1946 r. komunistyczne władze pozbawiły obywatelstwa polskiego 76 oficerów PSZ na Zachodzie.
PAP: Pozbawienie obywatelstwa oficerów służących w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie poprzedziły żądania komunistycznych władz w Warszawie dotyczące szybkiej repatriacji polskich żołnierzy z Zachodu.
Prof. Krzysztof Tarka: Władzom tzw. Polski Ludowej chodziło przede wszystkim o podporządkowanie Polskich Sił Zbrojnych. Już we wrześniu 1945 r. gen. Karol Świerczewski samozwańczo mianował się dowódcą Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Oczywiście decyzja ta nie została uznana przez Brytyjczyków i Rząd RP na Uchodźstwie.
Pamiętajmy również, że w ówczesnej napiętej sytuacji międzynarodowej nie można był wykluczyć konfliktu zbrojnego pomiędzy ZSRS a aliantami zachodnimi. Żołnierze PSZ mogli odegrać pewną rolę w takim starciu, szczególnie podczas ewentualnych walk na terenie Polski. Władzom w Warszawie zależało więc na zneutralizowaniu tego czynnika. Świadectwem tych zamiarów była nominacja dla gen. Świerczewskiego oraz apele o powrót do kraju kierowane do emigrantów.
PAP: Dlaczego Brytyjczycy zdecydowali się na rozwiązanie Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie?
Prof. Krzysztof Tarka: W maju 1946 r. władze brytyjskie podjęły jednostronną decyzję o rozwiązaniu PSZ. Była to nieuchronna konsekwencja ogólnej demobilizacji sił alianckich. Mimo starań polskiego rządu i dowództwa, aby polska armia istniała jak najdłużej było to niemożliwe. Problemem dla Brytyjczyków stała kwestia co zrobić z ponad 200 tysięczną armią żołnierzy i oficerów, często nieprzystosowanych do życia cywilnego i rozgoryczonych swoją sytuacją. Znaczna ich część nie zamierzała wracać do Polski. Spośród ćwierć miliona na repatriację zgodziła się w pierwszych powojennych latach około połowa. Stworzenie przez Brytyjczyków Polskiego Korpusu Przysposobienia i Rozmieszczenia miało częściowo rozwiązywać ten problem poprzez przystosowanie żołnierzy do życia cywilnego, na przykład naukę zawodu i języka angielskiego.
Prof. Krzysztof Tarka: W swoim rozumieniu oficerowie zachowywali obywatelstwo polskie, ponieważ nie uznawali władz w Warszawie za legalne. Emigracja bojkotowała władze komunistyczne i uznawała Rząd RP na Uchodźstwie. W tym sensie wciąż byli obywatelami RP.
PAP: W jaki sposób gen. Władysław Anders i inni polscy dowódcy przedstawiali żołnierzom kwestię powrotu do opanowywanej przez komunistów Polski?
Prof. Krzysztof Tarka: Postawa oficerów i dowódców jest zawsze wzorem dla zwykłych żołnierzy. Większość z nich nie chciała wracać do Polski pozbawionej połowy terytorium i znajdującej się pod dominacją sowiecką. Taka Polska, która wyłoniła się z wojny była zaprzeczeniem tej o jakiej marzyli i o którą walczyli. O postawie oficerów decydowały motywacje patriotyczne oraz obawy przed prześladowaniami ze strony władz komunistycznych. Powrót do kraju, czyli wchodzenie w sidła wroga, byłby nieracjonalny. Wydawało się również, że pozostanie na Zachodzie umożliwi im dalszą walkę o niepodległą Polskę. Wojsko jest strukturą hierarchiczną i mimo że nie wydawano rozkazów o pozostaniu na emigracji decyzje dowództwa miały duże znaczenie. Postawa oficerów z pewnością więc wpływała na wybory dokonywane przez żołnierzy.
Do kraju wróciła połowa żołnierzy PSZ. Można się zastanawiać, czy jest to dużo czy mało. Gdy jednak przyjrzeć się bliżej, to można zauważyć, że grupa powracających była specyficzna, wyróżniała się na tle reszty polskich żołnierzy. Około 90 tysięcy spośród powracających pochodziło ze Śląska i Pomorza. Zostali oni przymusowo wcieleni do Wehrmachtu i jako jeńcy alianccy byli przekazywani Polskim Siłom Zbrojnym na Zachodzie. Odróżniali się więc od żołnierzy, którzy wraz z gen. Andersem wyszli z ZSRS, a potem przeszli długi szlak bojowy. Warto zauważyć, że najczęściej ci, którzy przeszli tę drogę, wracając po zakończeniu wojny do swoich rodzinnych stron, znaleźliby się już na sowieckiej Litwie, Białorusi czy Ukrainie, czyli we wrogim im kraju. Choć byli i tacy, którzy wybrali takie rozwiązanie. Nie miało to jednak dla nich pozytywnych konsekwencji.
PAP: Jakie konkretne zarzuty wysuwał Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej przeciwko gen. Andersowi i innym wysokim oficerom PSZ na Zachodzie?
Prof. Krzysztof Tarka: Warto na wstępie zauważyć, że TRJN podjął dwie uchwały o pozbawieniu obywatelstwa polskiego polskich oficerów. Pierwsza z nich dotyczyła 75 oficerów wstępujących do Polskiego Korpusu Przysposobienia i Rozmieszczenia (PKPR). Wśród nich byli między innymi dowódca Powstania Warszawskiego gen. Antoni Chruściel „Monter”, gen. Stanisław Maczek i gen. Stanisław Kopański. Tego samego dnia TRJN podjął oddzielną uchwałę o pozbawieniu obywatelstwa gen. Władysława Andersa, który nie wstąpił do PKPR. Z drugiej strony był niewątpliwym przywódcą i autorytetem żołnierskiej części emigracji.
Oskarżono go, że był organizatorem PKPR i namawiał żołnierzy do wstępowania do Korpusu. Komuniści twierdzili, że gen. Anders pozostając na emigracji działa na szkodę państwa polskiego. Jeszcze bardziej absurdalny był argument, wedle którego organizował ośrodki terrorystyczno-dywersyjne w kraju walczące z władzami w Warszawie.
PAP: Czy w narracji propagandowej TRJN pojawiało się dążenie do oddzielenia żołnierzy PSZ na Zachodzie od rzekomo manipulujących nimi dowódców?
Prof. Krzysztof Tarka: Tak, próbowano grać na poczuciu krzywdy zwykłych żołnierzy. Zauważmy, że sama decyzja o pozbawieniu obywatelstwa polskiego dotyczyła wyłącznie najwyższych oficerów. Nie dotyczyła oficerów poniżej stopnia majora. W jakimś sensie miała to być więc kara dla kadry dowódczej tworzącej PKPR. Z punktu widzenia władz w Warszawie, mówiąc ich językiem, pozbawienie obywatelstwa miało dotyczyć wyłącznie najważniejszych „szkodników”.
Odebranie obywatelstwa oficerom PSZ miało również oddziaływać na zwykłych żołnierzy i zniechęcić ich do wstępowania do Korpusu, a tym samym storpedować plany brytyjskie i podtrzymać stan tymczasowości wśród polskiej emigracji i grać na zniechęceniu i rozgoryczeniu polskich żołnierzy. Dążono również do wywołania napięć pomiędzy oficerami i żołnierzami PSZ.
PAP: Decyzje o pozbawieniu obywatelstwa oficerów PSZ poparł również wicepremier Stanisław Mikołajczyk...
Prof. Krzysztof Tarka: Nie tylko głosował za tą uchwałą, podobnie jak wszyscy ministrowie TRJN, ale odegrał o wiele bardziej niechlubną rolę. Mikołajczyk na posiedzeniu rządu „upomniał się” o gen. Andersa, stwierdzając, że na liście oficerów brakuje „głównego winowajcy”. Stwierdził, że inni, dobrzy żołnierze poniosą konsekwencje, a Anders nie.
PAP: Co zarzucał Mikołajczyk gen. Andersowi?
Prof. Krzysztof Tarka: Tego nie precyzował, ale warto zauważyć, że jego stanowisko mogło wynikać ze wspomnianego już faktu, że generał był największym autorytetem polskich żołnierzy i nieformalnym przywódcą emigracji. Był postrzegany jako ten, który wyprowadził Polaków z „nieludzkiej ziemi”. Mikołajczyk „upominając się” o Andersa niewątpliwie rewanżował się za krytykę polityki swego rządu w okresie II wojny światowej, a zwłaszcza za oskarżenia o zdradę po uznaniu postanowień konferencji w Jałcie i przystąpieniu do zdominowanego przez komunistów rządu.
W końcowej fazie wojny Mikołajczyk wybrał inną niż Anders drogę. Powrócił do kraju i uznał ustalenia jałtańskie. Liczył, że pozwoli mu to na zachowanie wpływu na sytuację w kraju i prowadzenia gry o niepodległą Polskę. Ceną miała być kohabitacja z komunistami i utrata Kresów. Wierzył również w obietnicę wolnych wyborów, które miał wygrać jego PSL. Jego kalkulacje okazały się mrzonką. Warto zastanowić się, kto był większym realistą: emigracja czy Mikołajczyk, choć „bitwę” o Polskę przegrały obie strony.
PAP: Czy uchwały z 26 września 1946 roku były legalne z prawnego punktu widzenia?
Prof. Krzysztof Tarka: Tryb podejmowania tej uchwały nie był zgodny z ustawą o obywatelstwie polskim z 1920 r. Ten wciąż obowiązujący akt mówił o utracie, a nie pozbawieniu obywatelstwa. Mogło to nastąpić tylko w dwóch wypadkach: przyjęcia innego obywatelstwa lub przyjęcia bez zgody polskich władz jakiegokolwiek urzędu innego państwa lub wstąpienia do obcej armii. Ten drugi powód był podnoszony przez władze w Warszawie. PKPR nie był jednak formalnie wojskiem, choć obowiązywała tam dyscyplina wojskowa, noszono mundury i otrzymywano żołd. Nie zachodziła więc ta przesłanka do odebrania obywatelstwa polskiego. Warto również wspomnieć, że władze polskie na uchodźstwie wydały formalną zgodę na wstępowanie do Korpusu.
Prof. Krzysztof Tarka: Anders nawet po śmierci był postrzegany jako zagrożenie dla komunistów. Uchylenie tej decyzji byłoby przyznaniem się przez nich do popełnienia błędu lub wręcz poniesionej klęski. W 1971 r. Rada Ministrów PRL formalnie uchyliła uchwałę z 1946 r., choć zrobiono to niemal potajemnie, ponieważ nie opublikowano jej w Dzienniku Ustaw. Na ten gest zdecydowano się po sugestiach polskich konsulatów w Londynie i Paryżu, które stwierdzały, że ten stan utrudnia im nawiązywanie kontaktów z emigracją i Polonią w USA.
PAP: Czy oficerowie pozbawieni polskiego obywatelstwa przyjmowali obywatelstwo brytyjskie, czy też pozostawali bezpaństwowcami?
Prof. Krzysztof Tarka: W swoim rozumieniu oficerowie zachowywali obywatelstwo polskie, ponieważ nie uznawali władz w Warszawie za legalne. Emigracja bojkotowała władze komunistyczne i uznawała Rząd RP na Uchodźstwie. W tym sensie wciąż byli obywatelami RP.
PAP: Od schyłku lat 60. władze PRL dążą do nawiązywania kontaktów ze środowiskami kombatanckimi w Wielkiej Brytanii. W 1971 r. wydają decyzje o przywróceniu obywatelstwa wszystkim oficerom, poza nieżyjącym już od półtora roku generałem Władysławem Andersem. Jemu obywatelstwo przywrócono dopiero w marcu 1989 r. Czy pominięcie Andersa oznaczało, że komuniści wciąż bali się jego mitu?
Prof. Krzysztof Tarka: Anders nawet po śmierci był postrzegany jako zagrożenie dla komunistów. Uchylenie tej decyzji byłoby przyznaniem się przez nich do popełnienia błędu lub wręcz poniesionej klęski. W 1971 r. Rada Ministrów PRL formalnie uchyliła uchwałę z 1946 r., choć zrobiono to niemal potajemnie, ponieważ nie opublikowano jej w Dzienniku Ustaw.
Na ten gest zdecydowano się po sugestiach polskich konsulatów w Londynie i Paryżu, które stwierdzały, że ten stan utrudnia im nawiązywanie kontaktów z emigracją i Polonią w USA. Kombatantów obowiązywanie tej decyzji zrażało do kontaktów z przedstawicielami PRL. Anulowanie tej uchwały miało mieć korzystny wpływ na wizerunek władz PRL.
Myślano również o osobie gen. Stanisława Maczka, którego planowano zaprosić do kraju na stałe lub z wizytą. Na przeszkodzie stało odebranie mu obywatelstwa. Maczek był jednak konsekwentny i nie uznawał prawomocności decyzji władz PRL. Nie dał się też skusić na przyjazd do rządzonego przez komunistów kraju.
Rozmawiał Michał Szukała (PAP)
szuk/ mjs/ ls/