10 listopada 1980 r. w Warszawie Sąd Najwyższy zarejestrował NSZZ "Solidarność". Wydarzenie to miało charakter bezprecedensowy. Po raz pierwszy w bloku wschodnim władza uznała niezależny od rządu i partii związek zawodowy.
10 listopada przed budynkiem Sądu Najwyższego w Warszawie na decyzję w sprawie "Solidarności" czekały tłumy ludzi. Gdy na schodach pojawił się Lech Wałęsa z ręką podniesioną do góry ze znakiem "V" wszystkich ogarnęła euforia. Legendarny lider gdańskich stoczniowców powiedział: "Mamy wszystko czego chcieliśmy".
Sąd Najwyższy uchylił poprawki wprowadzone 24 października do Statutu "Solidarności" przez warszawski Sąd Wojewódzki bez porozumienia ze stroną solidarnościową. Najważniejszą sprawą było przywrócenie prawa związkowców do strajku. Przedstawiciele "S" zgodzili się na dołączenie aneksu - postanowień konwencji Międzynarodowej Organizacji Pracy oraz fragmentu Porozumienia Gdańskiego, w którym Międzyzakładowy Komitet Założycielski "Solidarności" uznawał kierowniczą rolę partii w państwie.
10 listopada przed budynkiem Sądu Najwyższego w Warszawie na decyzję w sprawie "Solidarności" czekały tłumy ludzi. Gdy na schodach pojawił się Lech Wałęsa z ręką podniesioną do góry ze znakiem "V" wszystkich ogarnęła euforia. Legendarny lider gdańskich stoczniowców powiedział: "Mamy wszystko czego chcieliśmy".
Przygotowania do rejestracji związku zaczęły się kilka dni po podpisaniu porozumień sierpniowych w 1980 r. 17 września do Gdańska przyjechało ok. 300 delegatów z całej Polski reprezentujących regiony, branże i duże zakłady pracy. Obok przywódców strajków z Trójmiasta, byli m.in. liderzy ze Szczecina z Marianem Jurczykiem (Stocznia Szczecińska), z Warszawy ze Zbigniewem Bujakiem (Ursus) i Kazimierzem Świtoniem ze Śląska. Chodziło o wypracowanie modelu organizacji związkowej.
Kwestią zasadniczą i budzącą kontrowersje było to, czy będą one tworzone w zakładach i regionach, stanowiąc niejako samodzielne organizacje pracownicze, które decydowałyby o sobie, czy powstanie jednolita struktura o zasięgu krajowym. Zwolennikiem pierwszej koncepcji był Wałęsa. Niechętnie patrzył na wszelkie pomysły przypominające dawne, scentralizowane i kontrolowane przez komunistyczne władze związki zawodowe. W dyskusjach podkreślał, że wszelkie decyzje dotyczące spraw pracowniczych powinny zapadać w zakładach pracy i regionach.
Model ogólnopolski forsowali przede wszystkim przedstawiciele słabszych ośrodków. Popierali ich m.in. eksperci z Warszawy. Za stworzeniem jednolitej organizacji o zasięgu krajowym opowiadał się m.in. Jan Olszewski (adwokat, obrońca represjonowanych opozycjonistów). Ostatecznie zwyciężył kompromis. Centrala związku miała pełnić funkcje koordynacyjne w stosunku do cieszących się dużą autonomią organizacji regionalnych i zakładowych.
Podczas gdańskiego spotkania ustalono również nazwę organizacji: Niezależny Samorządny Związek Zawodowy "Solidarność". Dodanie słowa "Solidarność" zaproponował Karol Modzelewski (dysydent, współautor krytycznego listu otwartego do partii z 1965 r.), co było nawiązaniem do "Strajkowego Biuletynu Informacyjnego +Solidarność+", który po raz pierwszy ukazał się podczas protestów w Stoczni Gdańskiej w sierpniu 1980 r. "Solidarność" w nazwie miała również odróżniać nowy związek od innych "niezależnych" organizacji tworzonych z inspiracji władz.
Statut nowej organizacji pisali m.in. trzej prawnicy związani z opozycją: wspomniany wcześniej Jan Olszewski, Andrzej Stelmachowski i Wiesław Chrzanowski. Projekt składał się z ponad 40 punktów. Precyzował sprawy związane z działalnością organizacji, stanowił o zjazdach zwoływanych co dwa lata i wyborach władz.
22 września 1980 r. Krajowa Komisja Porozumiewawcza zatwierdziła dokument. A dwa dni później Lech Wałęsa złożył statut NSZZ "Solidarność" w Sądzie Wojewódzkim w Warszawie. Dokument nie zawierał zapisu mówiącego o kierowniczej roli PZPR.
Sąd Najwyższy uchylił poprawki wprowadzone 24 października do Statutu "Solidarności" przez warszawski Sąd Wojewódzki bez porozumienia ze stroną solidarnościową. Najważniejszą sprawą było przywrócenie prawa związkowców do strajku. Przedstawiciele "S" zgodzili się na dołączenie aneksu - postanowień konwencji Międzynarodowej Organizacji Pracy oraz fragmentu Porozumienia Gdańskiego, w którym Międzyzakładowy Komitet Założycielski "Solidarności" uznawał kierowniczą rolę partii w państwie.
1 października sąd w Warszawie wysłał pismo do Komitetu Założycielskiego NSZZ "S" z zastrzeżeniami dotyczącymi statutu. Czterostronicowy dokument podpisał sędzia Zdzisław Kościelniak. Zwracał w nim uwagę na brak zapisu o kierowniczej roli PZPR. Miał także zastrzeżenia do tego, że statut nie precyzuje terytorialnego zakresu działania związku.
3 października w całym kraju odbył się godzinny strajk ostrzegawczy. Wzięły w nim udział nie tylko zakłady, w których rodząca się "Solidarność" miała duże poparcie. Nawet w tych przedsiębiorstwach i instytucjach, gdzie związek formalnie nie istniał lub nie mógł swobodnie działać, wywieszono biało-czerwone flagi. Na znak wsparcia dla strajku zawyły syreny. Choć oficjalnym powodem protestu był brak realizacji przez władze postulatów przyjętych w porozumieniach sierpniowych. Dla rządzących był jednak wyrazem siły, jaką dysponował związek.
"Solidarność" rozbudowywała swoje struktury. Władze związku dysponowały już swoją siedzibę w Gdańsku. Doświadczeni działacze jeździli po kraju i doradzali, w jaki sposób zakładać niezależne organizacje pracownicze. Prowadzono także kampanię na rzecz rejestracji.
16 października w Sądzie Wojewódzkim w Warszawie pełnomocnicy Komitetu Założycielskiego NSZZ "Solidarność" podjęli rozmowy na temat zastrzeżeń przesłanych przez sędziego Kościelniaka, w tym zapisu o przewodniej roli partii. Następnego dnia odbyło się pierwsze posiedzenie zespołu powołanego przez rząd ds. nowej ustawy o związkach zawodowych. W spotkaniu uczestniczyli również przedstawiciele Krajowego Komitetu Porozumiewawczego z Lechem Wałęsą na czele. Wałęsa zażądał odłożenie prac zespołu do czasu zarejestrowania "Solidarności".
18 października podczas wiecu w Nowej Hucie przywódca nowego ruchu związkowego nie pozostawił władzom wątpliwości, oznajmił, że jeżeli nawet "Solidarność" nie zostanie zarejestrowana i tak będzie działała.
24 października Sąd Wojewódzki w Warszawie wpisał do rejestru związków NSZZ "Solidarność". Jednak sędzia Zdzisław Kościelniak samowolnie wniósł do statutu kilka poprawek: umieścił klauzulę o kierowniczej roli partii oraz skreślił zapis mówiący o prawie do strajku. Wałęsa wychodząc z sądu powiedział: "Wydaje mi się, że zarejestrowano inny związek, niż ja reprezentuję". Przedstawiciele "S" wydali oświadczenie, w którym oznajmili, iż poprawki zostały wprowadzone samowolnie przez sąd. Zapowiedzieli, że nie będą ich respektować i zaskarżą je do Sądu Najwyższego.
Uczestnik tamtych wydarzeń senator Jan Rulewski, b. szef regionu bydgoskiego "S" podkreśla w rozmowie z PAP, że związkowcy, byli nie tylko oburzeni faktem, iż do statutu wpisano kierowniczą rolę partii, ale także i tym, że sędzia dokonał tego samowolnie. "To oznaczało, że sześciomilionowy związek jest zdany na humory i kaprysy sędziego. Przeciw temu protestowaliśmy" - wspomina.
31 października premier Józef Pińkowski przyjął w Warszawie delegację "Solidarności". Związkowcy nie ukrywali, że w przypadku niepowodzenia rozmów, odbędzie się strajk generalny. Podczas spotkania z szefem rządu otrzymali zgodę na odwołanie się do Sądu Najwyższego. W kilka dni później zaczęły się negocjacje, które miały doprowadzić do porozumienia w sprawie rejestracji związku. Kompromisowi sprzyjał Lech Wałęsa.
9 listopada w Warszawie zebrała się solidarnościowa Krajowa Komisja Porozumiewawcza. "W wyniku zakulisowych działań, Andrzej Gwiazda, a zwłaszcza Karol Modzelewski, przy milczeniu innych osiągnęli kompromis. Zapis o kierowniczej roli PZPR, posłuszeństwu Układowi Warszawskiemu i własności społecznej środków produkcji miał zostać umieszczony w aneksie do statutu" - relacjonuje Rulewski.
Ostatecznie 10 listopada Sąd Najwyższy zatwierdził statut NSZZ "Solidarność". Po wpisaniu "S" do rejestru związków zawodowych Krajowa Komisja Porozumiewawcza odwołała ogłoszoną 27 października gotowość strajkową.
Wojciech Kamiński (PAP)
wka/ ls/