12 kwietnia 1945 roku 1 Dywizja Pancerna dowodzona przez gen. Stanisława Maczka wyzwoliła niemiecki obóz jeniecki w Oberlangen, oswobadzając ponad 1700 uczestniczek Powstania Warszawskiego. Niecały miesiąc później, po zdobyciu niemieckiej bazy Wilhelmshaven, polscy żołnierze cieszyli się już z zakończenia wojny.
„Jeśli za trudy i straty polskiej dywizji pancernej należały się jej jakieś kwiaty, rzucane serdeczną ręką, to tymi kwiatami rzuconymi rękoma losu było uwolnienie - w wyniku działań dywizji - tego obozu. A stało się to całkiem nieoczekiwanie!” – pisał po wojnie gen. Maczek, autor wspomnień „Od podwody do czołga”.
Historia kołem się toczy
Kiedy 8 kwietnia 1945 r. polscy żołnierze przekraczali granicę Niemiec pomiędzy rzekami Ems i Wezerą, gen. Maczek zdawał sobie sprawę, że historia zatoczyła koło. „Niemcy nie przestały być wrogiem nr 1. Czyż dlatego, że nowy wróg – na odmianę +wróg aliant+ zagroził od wschodu – mamy zapomnieć o wrześniu 1939 r., zburzonej Warszawie, o Oświęcimiu o Dachau?” – pytał we wspomnieniach polski dowódca.
„Jeśli za trudy i straty polskiej dywizji pancernej należały się jej jakieś kwiaty, rzucane serdeczną ręką, to tymi kwiatami rzuconymi rękoma losu było uwolnienie - w wyniku działań dywizji - tego obozu. A stało się to całkiem nieoczekiwanie!” – pisał po wojnie gen. Maczek, autor wspomnień „Od podwody do czołga”.
Jego dywizja, podążając w kierunku północno-wschodnim, 12 kwietnia wyzwoliła obóz jeniecki w Oberlangen (Stalag VI C). Wcześniej Polacy uzyskali od Holendrów informacje o niemieckim obozie, zlokalizowanym ok. 10 km na wschód od miejscowości Ter Apel. Nie wiedzieli jednak dokładnie, czy Niemcy przetrzymują tam żołnierzy czy też więźniów politycznych. Z doniesień wynikało jednak, że jeńcami są Polacy.
Trudne życie w Oberlangen
Obóz jeniecki w Oberlangen, położony w powiecie Emsland w północno-zachodnich Niemczech, funkcjonował od 1933 roku. Początkowo przetrzymywano w nim tylko więźniów politycznych. Pierwsi Polacy – oficerowie, którzy dostali się do niemieckiej niewoli w czasie kampanii polskiej, przewieziono do obozu w 1940 roku. Potem, po przeniesieniu ich do innego oflagu, w Oberlangen przetrzymywano żołnierzy sowieckich.
Kobiety-żołnierze z AK trafiły do obozu w listopadzie 1944 roku, miesiąc po kapitulacji walk o Warszawę. Obozowe życie, choć trudne, zorganizowano na wzór konspiracyjny. Odbywały się tajne szkolenia, nauczanie, wydarzenia kulturalne, sportowe czy religijne.
Warunki panujące w Oberlangen były bardzo surowe. „Przegniłe, drewniane baraki z nieszczelnymi oknami i drzwiami, pomieszczenia na 200 osób z 3-piętrowymi pryczami, cieniutkie sienniki, dwa żelazne piecyki w każdym baraku opalane mokrym torfem, który więcej dymił niż grzał. W jednym z baraków rząd blaszanych korytek z ledwo cieknącą wodą (o ile w ogóle była woda), a za nim parę prymitywnych latryn, stanowiły całe wyposażenie sanitarne” – pisze Irena Skrzyńska w artykule „Zarys historii kobiet-jeńców wojennych”.
Jak podkreśliła, Oberlangen było dla Niemców obozem karnym, a osadzone tam Polki były uznawane za „element buntowniczy”, ponieważ wcześniej odmówiły okupantom pracy w przemyśle wojennym.
Osadzona w obozie Aleksandra Diermajer-Sękowska wspominała w rozmowie przeprowadzonej w ramach projektu „Wypędzeni z Warszawy 1944 – Losy dzieci”, że więźniarki otrzymywały głodowe racje żywnościowe. „Jeden spory, kanciasty chleb na sześć, to były dwie, trzy kromeczki chleba. Pod koniec racje się zmniejszały. Do tego chleba było dwa deko margaryny, łyżeczka cukru, czasem marmolada z brukwi. Na obiad zupa, głównie na bazie brukwi, kartofli było tam bardzo mało” – zapamiętała Diermajer-Sękowska.
Cel: oswobodzić obóz
Na wiadomość o istnieniu obozu jenieckiego blisko holenderskiej granicy, dowódca 2 Pułku Pancernego ppłk Stanisław Koszutski stanął na czele kilkunastoosobowej grupy zwiadowczej, złożonej z czołgu Sherman, dwóch kołowych transporterów opancerzonych typu Scout Car, jeepa i motocyklu, w celu rozpoznania okolicy. Kiedy informacje o polskich jeńcach się potwierdziły, patrol zbliżył się do obozowego ogrodzenia.
„Koszutski, siedząc w czołgu, słyszał, jak pociski niemieckiego karabinu maszynowego tłukły się o pancerz Shermana. Nie dał jednak rozkazu otwarcia ognia. Spokojnie paradował wzdłuż drutu. W pewnym miejscu druty się skończyły i ukazała się drewniana brama zabezpieczona drutem kolczastym” - pisze Kacper Śledziński w książce „Czarna kawaleria”.
Choć Niemcy wcześniej ostrzeliwali polską kolumną, teraz – gdy Polacy znajdowali się już u bram obozu – zaprzestali oporu. Załoga poddała się, ok. godziny 18 obóz był wyzwolony, obyło się bez strat po polskiej stronie. Na spotkanie z oswobodzicielami wyległy z baraków setki kobiet. Wiele z nich nie wiedziało jednak, jakiej narodowości są żołnierze, którzy przynieśli im wolność.
Polacy, panienko!
„English? Francais? Americano? Canada sind Sie? – krzyczy do nas (jedna z więźniarek – red.). – Polacy! Polacy, panienko! Pierwsza Dywizja Pancerna, kochanie! – wrzeszczy Witkowski (starszy strzelec pancerny Leopold Witkowski - red.). – Polacy! O Boże, Polacy! A my tu z Armii Krajowej. Z powstania. Z Warszawy” – dialog tej treści zamieścił we „Wspomnieniach z różnych pobojowisk” ppłk Koszutski.
Niebywałe, bo żołnierze gen. Maczka – jak wielokrotnie podkreślali w relacjach – z chwilą, gdy w sierpniu 1944 roku lądowali na plażach francuskiej Normandii, wierzyli, że przyjdą walczącym w Warszawie powstańcom z pomocą. Teraz, na niemieckiej ziemi, pomogli bohaterskim kobietom, który walczyły o okupowaną stolicę.
Łącznie w obozie w Oberlangen, stanowiącym od tej pory dla gen. Maczka „część wyzwolonej Polski”, oswobodzono ponad 1700 Polek. „Stan 1716 żołnierzy na placu, 20 w izbie chorych i 7 niemowląt” – brzmiał meldunek złożony ppłk. Koszutskiemu podczas apelu, zwołanego przez komendantkę obozu por. Marię Irenę Mileską „Jagę”.
Łącznie w obozie w Oberlangen, stanowiącym od tej pory dla gen. Maczka „część wyzwolonej Polski”, oswobodzono ponad 1700 Polek. „Stan 1716 żołnierzy na placu, 20 w izbie chorych i 7 niemowląt” – brzmiał meldunek złożony ppłk. Koszutskiemu podczas apelu, zwołanego przez komendantkę obozu por. Marię Irenę Mileską „Jagę”.
Polski dowódca był wyraźnie wzruszony. „Na żadnym przeglądzie nie śledziły mnie tak oczy żołnierzy, ani ja tak w żołnierskie oczy nie patrzyłem. Oczy są przeważnie niebieskie i przeważnie bardzo młode. Przeważnie we łzach. Ja też już dobrze nie widzę, trochę jak przez mgłę” – zapamiętał ppłk Koszutski.
Reakcje więźniarek
Rzeczywiście, w dniu wyzwolenia obozu, nikt nie krył emocji. Uśmiech mieszał się z płaczem, ze wzruszenia oczywiście.
„Wjechali do nas, po prostu przez druty wjechali! Na szczęście strażnicy z wieżyczek nie strzelali. Ja byłam w baraku. Wpadła jedna z koleżanek i powiedziała: – Chodźcie, chodźcie, bo uwolnili nas, czołg wjechał na teren obozu i jesteśmy uwolnione, chodźcie! – Myśmy już wiedziały, że to Polacy, bo i +Poland+ naszyte na ramieniu mieli. To było niesłychanie wzruszające, bo myśmy w ogóle nie wiedziały, że istnieje Dywizja Pancerna na Zachodzie, nie wiedziałyśmy, że jest tak blisko, dosłownie za rogiem, że oni nas uwolnią!” – wspominała po latach Hanna Niedzielska-Kępińska, której relację zamieszczono w książce „Żołnierze generała Maczka”.
Znalazły się w niej także słowa innej więźniarki Zofii Ruseckiej: „Emocje szalone, łzy, krzyki, płacz. Zdarzały się nawet z tej radości przypadki zaburzeń psychicznych u niektórych dziewczyn, lekarze to stwierdzili”.
Z kolei Diermajer-Sękowska podkreśliła we wspomnieniach, że część więźniarek spodziewała się rychłego nadejścia pomocy – „służba łączności była zorganizowana, tłumaczki były przygotowane, chorągiew z pierzyny została uszyta”. Pierwszy polski żołnierz, który ukazał się jej oczom – zapamiętała uczestniczka powstania – „był w mundurze, w hełmie, biegł niemal w pozycji kucznej przez środek obozu”.
Rodzinne spotkania
Wielu polskich żołnierzy odnalazło w obozie swych krewnych i znajomych. „Spotykał się brat z siostrą czy ojciec z córką w tym całym zamieszaniu. Dziewczyna spotkała swojego narzeczonego sprzed wojny. Później wyszła za niego za mąż. Koszutski spotkał młodą dziewczynę ze swojej rodziny. Rzucili się na siebie, całkowali się na oczach nas wszystkich. Takie szczęście” – czytamy we wspomnieniach Ruseckiej.
„Pociągnęły wozy załadowane wszystkim co było potrzebne, lub mogło się przydać. Każdy chciał się czymś przysłużyć, czymś pomóc. Na prośbę komendantki obozu por. Milewskiej musiałem wydać zakaz przywożenia prowiantu, bo magazyny pękały z przepełnienia” – wspominał gen. Maczek, który przybył do Oberlangen 13 kwietnia.
Ale front – tłumaczył dowódca 1DPanc – „oddalał się ku północy i trzeba było dywizji pożegnać dzielne koleżanki broni”. Niebawem, po likwidacji wyzwolonego stalagu, Polki przeniosły się do pobliskiego obozu w Niederlangen.
Triumf gen. Maczka
Ostatnim polskim sukcesem w Niemczech było zdobycie bazy niemieckiej marynarki wojennej w Wilhelmshaven. Nieprzyjacielska załoga skapitulowała przed Polakami 5 maja, trzy dni po zakończeniu walk o Berlin (2 maja), tydzień po śmierci Adolfa Hitlera (30 kwietnia). Klęska III Rzeszy w wojnie stała się faktem.
W latach 1944-1945 1 Dywizja Pancerna straciła ogółem ponad 5,1 tys. zabitych i rannych żołnierzy. W trakcie kampanii w Europie Zachodniej ponad 52 tys. żołnierzy Wehrmachtu dostało się do polskiej niewoli. Prawie 34 tys. z nich Polacy schwytali w Wilhelmshaven.
***
O pobycie uczestniczek powstania warszawskiego w niemieckim obozie opowiada fabularyzowany film dokumentalny „Oberlangen – prawdziwa historia” (2012) w reżyserii Małgorzaty Bramy.
Waldemar Kowalski