50 lat temu, 2 czerwca 1967 roku w Berlinie Zachodnim z ręki policjanta będącego agentem Stasi zginął student Benno Ohnesorg. Ta śmierć wstrząsnęła opinią publiczną w RFN i doprowadziła do powstania skrajnie lewicowego terroryzmu. Historycy mówią o cezurze w dziejach RFN.
Od połowy lat 60. Berlin Zachodni pełnił rolę jednego z bastionów zachodnioeuropejskiej młodzieży zbuntowanej przeciwko systemowi kapitalistycznemu oraz tradycyjnej obyczajowości. Na radykalizm młodych Niemców wpływał dodatkowo problem nierozliczonej przez pokolenie ich rodziców nazistowskiej przeszłości.
Lewicowe środowiska studenckie szczególnie mocno angażowały się w protesty przeciwko interwencji USA w Wietnamie, domagając się równocześnie reformy szkolnictwa wyższego i demokratycznych zmian politycznych. W rozpolitykowanym Berlinie Zachodnim, będącym w dodatku miastem frontowym zimnej wojny, panowała napięta atmosfera.
Za symbol zła i publicznego wroga środowiska lewicowe uważały szacha Iranu Rezę Pahlawiego - władcę, który utrzymał się na tronie dzięki puczowi zorganizowanemu w 1953 roku przez CIA. Jego wizyta w Berlinie Zachodnim stała się dla antysystemowych organizacji, wspieranych przez przedstawicieli irańskiej opozycji, dogodną okazją do protestów.
Gdy 2 czerwca 1967 roku wieczorem szach i jego małżonka Farah Diba Pahlawi zjawili się przed Deutsche Oper, by podziwiać nową inscenizację "Czarodziejskiego fletu" Mozarta, przed gmachem opery czekali już demonstranci. Zza barierek rozstawionych po drugiej stronie ulicy na parę królewską i ich świtę posypał się grad pomidorów, surowych jajek oraz kamieni. "Morderco, won z Berlina" - brzmiał napis na jednym z transparentów.
Wszystko wskazywało na to, że po rozpoczęciu spektaklu protest zakończy się pokojowo. Jednak właśnie wtedy ochraniająca operę policja dostała rozkaz rozpędzenia demonstrantów siłą.
Krótko po godz. 20 umundurowani policjanci wspomagani przez tajnych funkcjonariuszy zaatakowali uczestników demonstracji. W ruch poszły pałki, pojawiły się armatki wodne. "Funkcjonariusze wyciągali z tłumu pojedynczych ludzi i okładali ich pałkami" - wspomina jeden z organizatorów demonstracji, Tilman Fichter. "Nie wiem, kto i po co wydał rozkaz do ataku" - mówi były policjant, Hartmut Moldenhauer.
"Byliśmy zaskoczeni brutalnością policjantów" - wspomina Wolfgang Wieland, do niedawna deputowany Zielonych do Bundestagu, wówczas student prawa na Wolnym Uniwersytecie w Berlinie. Na zachowanych zdjęciach widać leżących na jezdni zakrwawionych rannych, także kobiety.
Krótko po godz. 20 umundurowani policjanci wspomagani przez tajnych funkcjonariuszy zaatakowali uczestników demonstracji. Właśnie tam zwracający na siebie uwagę czerwoną koszulą Ohnesorg otrzymał postrzał w głowę. Strzelił do niego cywilny funkcjonariusz policji kryminalnej Karl-Heinz Kurras. Strzał oddany z bardzo bliskiej odległości był śmiertelny.
Ścigani przez policję demonstranci chronili się w podwórkach okolicznych domów. Wśród uciekających był też 27-letni student germanistyki Benno Ohnesorg. Policjanci dopadli całą grupę na podwórku domu przy Krumme Strasse 66/67.
Właśnie tam zwracający na siebie uwagę czerwoną koszulą Ohnesorg otrzymał postrzał w głowę. Strzelił do niego cywilny funkcjonariusz policji kryminalnej Karl-Heinz Kurras. Strzał oddany z bardzo bliskiej odległości był śmiertelny. "To była egzekucja" - mówi PAP redaktor "Spiegla" Peter Wensierski. Ciężko ranny mężczyzna zmarł wkrótce potem w jednym z berlińskich szpitali.
"Zwariowałeś?" - miał zawołać jeden z kolegów policjanta po oddaniu przez niego strzału. "Tak jakoś wyszło" - odparł sprawca, jednak dokumenty potwierdzające ten dialog zaginęły, tak jak wiele innych dowodów w tej sprawie, w tym materiały filmowe.
Usuwanie dowodów, które mogłyby świadczyć o odpowiedzialności policji, rozpoczęło się natychmiast po śmierci studenta. W akcie zgonu Ohnesorga mowa jest o śmierci w wyniku uderzenia tępym narzędziem. Jak twierdzi "Spiegel", czaszkę zmarłego spreparowano tak, by ukryć prawdziwą przyczynę zgonu. "To było polecenie z samej góry" - tłumaczy pełniący wówczas dyżur lekarz, do którego niedawno dotarli dziennikarze.
W 1970 roku sąd ostatecznie uniewinnił Kurrasa od zarzutu nieumyślnego zabójstwa; Kurras podczas procesu twierdził, że działał w obronie własnej. "Policjanci, którzy byli świadkami wydarzeń, milczeli jak zaklęci. Nic nie widzieli i nie słyszeli. To jasne, że tak się umówili" - mówi Otto Schily, wówczas młody adwokat reprezentujący rodzinę zabitego.
Z odnalezionych w 2009 roku dokumentów wynika, że Kurras - były członek Hitlerjugend i ochotnik w II wojnie światowej - był w latach 60. informatorem enerdowskiej policji politycznej Stasi. Aż do śmierci w 2014 roku w spokoju pobierał wysoką emeryturę.
Schily wyklucza świadomą prowokację ze strony władz NRD. "Nie wierzę w teorie spiskowe" - zastrzega. Jego zdaniem strzał do Ohnesorga był raczej następstwem nastrojów panujących w zachodnioberlińskiej policji, by "wreszcie zrobić porządek ze studentami".
Śmierć Ohnesorga doprowadziła do dalszego zaostrzenia sytuacji w Berlinie Zachodnim i do radykalizacji po obu stronach. 11 kwietnia 1968 roku doszło do kolejnej tragedii - ciężko postrzelony został przywódca ruchu studenckiego Rudi Dutschke. W odpowiedzi na to wydarzenie przez RFN przetoczyła się potężna fala demonstracji, w wielu miastach doszło do zamieszek i walk z policją.
"Przekroczony został próg przemocy" - ocenia historyk Manfred Goertemaker. Podobnie jak wielu jego kolegów twierdzi, że wydarzenia z lat 1967-1968 były cezurą w historii RFN.
Fichter twierdzi, że zaraz po śmierci Ohnesorga zgłosiła się do niego młoda kobieta, która powiedziała mu: "Z pokoleniem, które jest odpowiedzialne za Auschwitz, nie ma co rozmawiać, zabiją nas wszystkich. Musimy zaatakować komendę policji i zdobyć broń". Była to Gudrun Ensslin, która kilka lat później stała się czołową postacią terrorystycznej organizacji Frakcja Czerwonej Armii (RAF). Seria zamachów, których w latach 70. dokonali terroryści z RAF, wstrząsnęła fundamentami RFN.
Z Berlina Jacek Lepiarz (PAP)
lep/ akl/ ap/