Na wzgórzu w Gibach, gdzie stoją dębowe krzyże symbolizujące ofiary obławy augustowskiej, obchodzono w niedzielę 73. rocznicę największej zbrodni dokonanej na Polakach po II wojnie światowej. Obława nazywana jest także małym Katyniem.
73 lata temu, 12 lipca 1945 r., oddziały NKWD i Smiersz rozpoczęły na Suwalszczyźnie operację, w której zginęło co najmniej 592 działaczy podziemia niepodległościowego. Operacja zwana była Obławą Augustowską.
Od ponad 20 lat w Gibach podczas rocznicowych uroczystości wspomina się tamte wydarzenia i poległych Polaków. Na początku lat 90. XX wieku na miejscu symbolizującym pochówek zaginionych postawiono 10-metrowy krzyż z napisem: "Zginęli, bo byli Polakami". Na kamiennych tablicach wyryto nazwiska 592 osób. Na wzgórzu stoi też 460 dębowych krzyży. Ma ich być w sumie 592.
"Spotykamy się od wielu lat na tym wzgórzu, zwanym ostatnio Wzgórzem Krzyży, i myślę, że to jest dobra nazwa. Kiedyś sądzono, że tutaj mogą spoczywać szczątki pomordowanych w obławie augustowskiej, ale okazało się, że nie. Miejsca faktycznego spoczynku wciąż nie znamy" - mówił w niedzielę podczas uroczystości wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Jarosław Zieliński.
Przypomniał, że ta zbrodnia ludobójstwa została dokonana po wojnie, w czasach pokoju, po kapitulacji Niemiec. "Ta zbrodnia była dokonana przez siły sowieckie, ale także przez polskich konfidentów" - dodał Zieliński.
Ks. Stanisław Wysocki, naoczny świadek, od lat działacz Związku Pamięci Ofiar Obławy Augustowskiej, który stracił w obławie ojca i dwie siostry, powiedział, że wszyscy pomordowani byli do końca wierni ojczyźnie. "Dziękujemy Bogu za ich niezłomność, za wierność Bogu i naszej ojczyźnie" - dodał.
Biskup ełcki ks. Jerzy Mazur mówił podczas mszy, że dobre intencje upamiętnienia bohaterów Obławy Augustowskiej nie mogą dzielić, nie powinny wprowadzać atmosfery wrogości i podziału. "Oni (bohaterowie) zapewne pragną, by wszyscy pamiętali i dążyli do prawdy" - powiedział biskup.
Wiceminister Zieliński przypomniał, że 17 czerwca stanął w Suwałkach jedyny Pomnik Ofiar Obławy Augustowskiej. Z granitowego postumentu wyłaniają się dwie skrępowane drutem kolczastym dłonie, w geście błagalnym trzymają znak Polski Walczącej.
"Bardzo się cieszymy z tego pomnika. W całej Polsce jest dużo dobrych skojarzeń, że ten pomnik jest wymowny, pokazujący tragizm tych, którzy zostali zamordowani za to, że byli Polakami i nie pogodzili się z nową okupacją. To byli żołnierze niezłomni. To byli żołnierze wyklęci. To byli żołnierze Armii Krajowej" - mówił wiceminister.
Białostocki oddział Instytutu Pamięci Narodowej od lat prowadzi śledztwo w sprawie obławy. Dotyczy ono zbrodni komunistycznej przeciwko ludzkości. Przyjęto w nim, że w lipcu 1945 r. w nieustalonym dotychczas miejscu zginęło około 600 osób, zatrzymanych w powiatach augustowskim, suwalskim i sokólskim. Zatrzymali je żołnierze sowieckiego Kontrwywiadu Wojskowego Smiersz III Frontu Białoruskiego Armii Czerwonej przy współudziale funkcjonariuszy polskich organów Bezpieczeństwa Publicznego, MO oraz żołnierzy I Armii Wojska Polskiego.
Od kilkudziesięciu lat o wyjaśnienie zbrodni zabiegają również Obywatelski Komitet Poszukiwań Ofiar Mieszkańców Suwalszczyzny Zaginionych w lipcu 1945 r. oraz Związek Pamięci Ofiar Obławy Augustowskiej, a także wielu historyków.
Wciąż nie wiadomo, gdzie są groby ofiar. W ramach śledztwa IPN biegli z zakresu kartografii, którzy analizowali powojenne zdjęcia lotnicze, wskazali ponad 60 miejsc na Białorusi - większość w okolicach miejscowości Kalety, które mogą być jamami grobowymi. Białoruś odmówiła pomocy prawnej w tej sprawie. Prace sondażowe we wskazanych miejscach po stronie polskiej stronie granicy nie dały odpowiedzi w sprawie miejsc pochówku. Znaleziono pojedyncze szczątki ludzkie, ale nie wiadomo, czy mają związek z obławą.(PAP)
autor: Jacek Buraczewski
bur/ wus/