W czwartek w wieku 72 lat zmarł Andrzej Niemczyk, wybitny trener siatkarski. Jego "złotka" dwukrotnie sięgnęły po mistrzostwo Europy. W biografii "Życiowy tie-break" przyznał, że jego droga nie zawsze była usłana różami.
Niemczyk urodził się 16 stycznia 1944 roku w Łodzi. Grał w siatkówkę na pozycji rozgrywającego w miejscowych klubach Społem i Anilanie oraz Stali Mielec. Był powoływany do juniorskiej i seniorskiej reprezentacji.
"Gdy byłem młody, trenowałem koszykówkę, siatkówkę, piłkę nożną i tenis stołowy. Przy czym najwięcej uwagi poświęcałem dwóm pierwszym. W pewnym momencie moi szkoleniowcy tych dyscyplin pokłócili się o mnie i musiałem wybierać. Zdecydowałem się na siatkówkę i już jako początkujący zawodnik wiedziałem, że będę trenerem. Ta praca bardzo szybko mnie pochłonęła" - stwierdził w rozmowie z PAP przy okazji 70. urodzin.
Karierę zawodniczą zakończył w połowie lat 60. Był absolwentem warszawskiej AWF. Szybko zajął się pracą trenerską, a na sukcesy i poważne wyzwania nie musiał długo czekać. Mając zaledwie 31 lat objął kadrę narodową kobiet, z którą zajął czwarte miejsce w ME w 1977 roku w Finlandii. Wcześniej zdobył mistrzostwo Polski z ChKS Łódź.
"Obiecałem, że przywiozę brązowy medal z tych mistrzostw Europy. Nie udało się, przegrałem z Węgrami decydujący mecz, ale oszukali mnie sędziowie. Zajęliśmy czwarte miejsce, nie dotrzymałem obietnicy. Dlatego podziękowałem za współpracę i wyjechałem za granicę" - opowiadał.
W tym 2003 roku w Turcji jego podopieczne zdobyły mistrzostwo Europy i na stałe przylgnął do nich przydomek "złotka". Dwa lata później w Chorwacji obroniły tytuł, a w składzie były m.in. Małgorzata Glinka, Dorota Świeniewicz i nieżyjąca już Agata Mróz.
Następnie wiele lat spędził za granicą, prowadził m.in. aż dziesięć lat żeńską reprezentację Niemiec, a z zespołem klubowym SV Lohhov wywalczył szereg tytułów krajowych i Puchar CEV. Później sukcesy odnosił z klubami tureckimi.
Kiedy w 1995 roku polskie siatkarki uczestniczyły w kontynentalnym czempionacie w Holandii, Niemczyk przyjechał zobaczyć je w akcji.
"Warto z nimi pracować, są dobrze wyszkolone technicznie. Tak dobrego zespołu nie było od piętnastu lat, choć może w trudnych chwilach brakuje chyba liderki drużyny, która wzięłaby ciężar walki na siebie i pokierowałaby grą" - powiedział PAP ponad dwie dekady temu.
Na powtórną szansę pracy z kobiecą kadrą biało-czerwonych musiał poczekać do kwietnia 2003 roku, kiedy przejął zespół po Zbigniewie Krzyżanowskim. W tym samym roku w Turcji jego podopieczne zdobyły mistrzostwo Europy i na stałe przylgnął do nich przydomek "złotka". Dwa lata później w Chorwacji obroniły tytuł, a w składzie były m.in. Małgorzata Glinka, Dorota Świeniewicz i nieżyjąca już Agata Mróz.
"Ten sukces z 2003 roku był pierwszym, ale miał jeszcze inny wymiar. Gra drużyny nie była do końca dopracowana, ja wiele czasu poświęcałem na technikę, na eliminowanie błędów, a niektóre dziewczyny po prostu uczyłem, np. jak dogrywać piłkę sytuacyjną z pola. Wygrywaliśmy mecze, ale taktyka kulała. Dwa lata później w Chorwacji w podobnym składzie +przejechaliśmy się+ już po rywalach. Sięgnęliśmy po tytuł z kompletem zwycięstw" - przypomniał w wywiadzie z 2014 roku.
Trener Niemczyk zawsze słynął z ciętego języka, mimo że mnóstwo lat spędził na ławce kobiecych drużyn. Nie przeszkadzało mu to w... bezpośrednim wyrażaniu swych opinii, stąd zdarzały się mocne słowa, kłótnie, żale i pretensje. Ale też swych zawodniczek nie trzymał "krótko", dawał im swobodę.
W życiu prywatnym nie było inaczej, trzykrotnie był żonaty. Jego córki grywały w reprezentacjach Polski (Małgorzata) i Francji (Kinga).
"Byłem trzykrotnie żonaty i trzy razy się rozwiodłem. A z siatkówką ożeniłem się na całe życie" - to słowa Niemczyka, któremu temu sportowi poświęcił się bez reszty, nawet mimo poważnych problemów ze zdrowiem.
We wrześniu 2006 roku, m.in. ze względu na zły stan zdrowia, utytułowany szkoleniowiec podał się do dymisji. Swemu następcy (Włoch Marco Bonitta, przed nim krótko kadrę prowadził Ireneusz Kłos) proponował współpracę trenerską i dziennikarską, ale ten odmówił. Niemczyk był wówczas redaktorem naczelnym fachowego pisma "Super Volley", felietonistą i komentatorem telewizyjnym.
Niemczyk przez długi czas zmagał się z nowotworem węzłów chłonnych. Nie ukrywał swej choroby, przeciwnie - wielokrotnie mówił o niej na forum publicznym. Do pracy trenerskiej już nie wrócił, choć na brak propozycji nigdy nie mógł narzekać. W mediach był obecny, ale już w roli komentatora, czy krytyka.
"Często mi się wytyka, że tylko krytykuję, a ja po prostu mówię o tym, co złego dzieje się w siatkówce, pokazuję błędy. Telewizja daje mi szansę, bym mógł się podzielić opinią na temat pracy trenerów czy aktualnej sytuacji w tej dyscyplinie. Sprawia mi przyjemność, że mogę coś doradzić. Owszem, jeden czy drugi stwierdzi, że głupoty gadam, ale może ktoś inny skorzysta z tego" - mówił Niemczyk.
Swego czasu próbował sił w polityce, jednak prędko się z niej wycofał. Z wyborów na radnego Łodzi sam zrezygnował, a w walce o parlament zabrakło głosów. Później w Sejmie nazwisko Niemczyk się pojawiło - jego córka Małgorzata jest posłanką PO.
Jedną z pasji Andrzeja Niemczyka był brydż. Mówił, że "to najinteligentniejsza gra w karty, która rozwija umysł, uczy jak mało która logicznego myślenia oraz współpracy". Tajniki licytacji i rozgrywki poznał, gdy był uczniem technikum samochodowego w Łodzi. Potem grał, lecz w kasynie... Legendarny trener nie stronił też od alkoholu, o czym napisał w biografii "Życiowy tie-break". W czwartek 2 czerwca przegrał walkę z chorobą. (PAP)
giel/ krys/ kali/