Przyjazd Józefa Piłsudskiego do Warszawy w listopadzie 1918 roku uchodzi za jeden z najważniejszych momentów-symboli w polskiej historii. Zanim jednak osławiony legendą Legionów człowiek, po przejęciu władzy cywilnej i wojskowej, zakomunikował światu o powstaniu wolnej Polski, spędził ponad rok w magdeburskiej twierdzy. Nie był to łatwy epizod w życiu człowieka, uznanego w pewnym momencie przez Niemców za groźnego rewolucjonistę.
"Żołnierze niemieccy! Przemawia do was więzień stanu dotychczasowego waszego rządu. Rząd wasz doprowadził was nad brzeg przepaści, lecz wyście wydarli z jego rąk władzę i ustanowiliście swój własny, żołnierski rząd! (...) Znajdujecie się wśród narodu, który wasz dotychczasowy rząd traktował bezwzględnie, z całą brutalnością. Ja, jako przedstawiciel narodu polskiego, oświadczam wam, że naród polski za grzechy waszego rządu nad wami mścić się nie chce i ne będzie! Pamiętajcie, że dosyć krwi popłynęło, ani jednej kropli krwi więcej!" - przemawiał Piłsudski 11 listopada 1918 roku w Warszawie, dzień po przyjeździe do miasta z terytorium Niemiec.
Jeszcze półtora roku wcześniej nic nie zapowiadało tego triumfalnego przybycia. Piłsudski, aresztowany wraz z adiutantem - Kazimierzem Sosnkowskim, w nocy z 21 na 22 lipca 1917 roku w mieszkaniu swojego sekretarza, Michała Sokolnickiego, stał się z dnia na dzień niemieckim więźniem. Wcześniej "naraził" się cesarzowi Wilhelmowi II, odmawiając złożenia przysięgi na wierność, co było równoznaczne z rozwiązaniem I Brygady Legionów, do tej pory walczącej u boku państw centralnych przeciwko Rosji.
Piłsudski, którego oficjalnie zatrzymano "z powodu tajnej agitacji przeciwko dowództwu sojuszniczych wojsk niemieckich", miał zostać niebawem osadzony w magdeburskiej twierdzy, od XIX wieku wykorzystywanej jako więzienie. Władze niemieckie mówiły o "areszcie prewencyjnym", przy czym dowództwo Cytadeli nie otrzymało szczegółowych informacji o personaliach nowego więźnia. W ten sposób realizowano tajny rozkaz berlińskiego Ministerstwa Wojny.
Józef Piłsudski do Zdzisława Lubomirskiego: Proszę przede wszystkim o starania o to, czego najcięższym zbrodniarzom się nie odmawia - o sąd. (...) Wszystko mi jedno, jaki to sąd będzie - polski, austriacki czy niemiecki; cywilny, wojskowy czy polowy. Niech raz się dowiem, co popełniłem takiego, że już od roku nie mogę do nikogo przemówić słowa. Niech raz moje ciężkie przewinienia będą sądownie rozpatrzone i niech wreszcie na moją winna głowę spadną wyroki najsurowszego - ale prawa.
Pierwsze chwile po aresztowaniu tak zapamiętał Sosnkowski: "Umieszczono nas w przedziale drugiej klasy. Komendant, w szarym mundurze legionowym, zajął miejsce na jednej z ławek, mając z obu stron żandarmów. Jeden z nich był charakterystycznym typem Prusaka, ciężkiego, masywnego, z rudą, rozłożystą brodą. Ja, w ubraniu cywilnym, znalazłem się naprzeciwko Komendanta, również w towarzystwie dwóch +aniołów-stróżów+".
Obu zatrzymanych przewieziono do Gdańska, a następnie osadzono osobno w celach więzienia. Minęły zaledwie cztery dni, a Piłsudski i Sosnkowski byli w Spandau pod Berlinem (obecnie dzielnica miasta). 6 sierpnia, dokładnie trzy lata po wymarszu strzelców z podkrakowskich Oleandrów do Kielc, brygadier i jego bliski współpracownik trafili, pod czujnym okiem niemieckim strażników, do twierdzy Wesel nad Renem.
„Zarzutów osobistych im się nie stawia. Podkreślić jednak należy, że Piłsudski, który stał się głośnym za czasów rosyjskich dzięki swej śmiałej rewolucyjnej działalności, ma opinię człowieka posiadającego odwagę i zdolność do dokonania prób gwałtownego wydostania się na wolność” - pisał 2 sierpnia do komendanta twierdzy w Wesel płk William Nethe, szef sztabu Generalnego Gubernatorstwa.
To właśnie m.in. ze względu na obawy Niemców przed ucieczką wpływowych więźniów, zdecydowano o jeszcze większej ich izolacji, a także przeniesieniu do Magdeburga.
Był 23 sierpnia 1917 roku, gdy Piłsudskiego osadzono na terenie magdeburskiej cytadeli - w budynku zwanym "Stubenhaus". Warunki były surowe, ale do wytrzymania; okna okratowane. Piłsudski otrzymał do dyspozycji sypialnię oraz pokoje: dzienny i gościnny. Mógł korzystać też z przyległego do budynku ogrodu. Narzekał jednak na zupełną izolację od świata zewnętrznego, Niemcy nie od razu bowiem spełnili jego prośby dotyczące dostarczenia codziennych gazet. Doskwierała mu też samotność, Sosnkowski dołączył do niego bowiem dopiero w sierpniu 1918 roku, przetrzymywany wcześniej (początkowo bez wiedzy Piłsudskiego) w Więzieniu Wyższego Sądu Wojskowego w Magdeburgu.
Tygodnie spędzane w odosobnieniu Piłsudski wykorzystał na pisanie wspomnień. "Długo, długo pracowałem jedynie w myślach, aż nagle poczułem, jak już nieraz w trakcie moich więziennych przeżyć, że zaczynam żyć nierealnym życiem, że żyję jedynie jakąś pracą umysłu, przez co cała naturalna praca organizmu zaczyna obumierać. Postanowiłem z tym skończyć, a po wypróbowaniu swojej siły woli, rzucając dwa tygodnie temu palenie, doszedłem do przekonania, że najprostszym sposobem na uwolnienie się od ciężaru tęsknoty będzie próba spisania swoich wspomnień" - tłumaczył więzień magdeburskiej twierdzy.
Dopiero w marcu 1918 roku Niemcy wydali Piłsudskiemu przepustkę, zezwalając na czasowe opuszczenie więzienia. Wtedy też po raz pierwszy od miesięcy spotkał się z dawnym kompanem. Jeszcze miesiąc wcześniej Komendant nie mógł liczyć na choćby na krótki urlop, nawet w związku z narodzinami córki - Wandy.
"Marzec 1918 był miesiącem szczególnie ciężkim moralnie dla więźnia stanu, odciętego od świata zewnętrznego z całą precyzją niemieckiej organizacji. Izolacja była całkowita; listy od rodziny podlegały drobiazgowej i skrupulatnej cenzurze (...). Wiadomości z Polski, podawane przez +Magdeburgische Zeitung+, były nader skąpe, dobierane tendencyjnie, utrzymane w tonie niechętnej, uszczypliwej ironii. Trudno było na ich podstawie zrozumieć, co się właściwie w kraju dzieje; jeszcze trudniej odnaleźć na łamach prasy najmniejszą choćby wzmiankę o rozpoczynającym się w polskiej opinii publicznej potężnym ruchu na rzecz oswobodzenia Komendanta" - notował Sosnkowski.
"Marzec 1918 był miesiącem szczególnie ciężkim moralnie dla więźnia stanu, odciętego od świata zewnętrznego z całą precyzją niemieckiej organizacji. Izolacja była całkowita; listy od rodziny podlegały drobiazgowej i skrupulatnej cenzurze (...). Wiadomości z Polski, podawane przez +Magdeburgische Zeitung+, były nader skąpe, dobierane tendencyjnie, utrzymane w tonie niechętnej, uszczypliwej ironii. Trudno było na ich podstawie zrozumieć, co się właściwie w kraju dzieje; jeszcze trudniej odnaleźć na łamach prasy najmniejszą choćby wzmiankę o rozpoczynającym się w polskiej opinii publicznej potężnym ruchu na rzecz oswobodzenia Komendanta" - notował Sosnkowski.
Jego zwierzchnik domagał się od Niemców podania przyczyn zatrzymania, a więc działania zgodnego z prawem. Dokładnie w rocznicę swego aresztowania, 22 lipca 1918 roku, pisał do ks. Zdzisława Lubomirskiego, członka Rady Regencyjnej:
"Nie jestem wcale internowany, jak to czytałem w pismach i jak, zdaje się, wyobraża sobie wielu z moich rodaków. Jestem uwięziony, a warunki, stworzone dla mnie, mówią albo o karze bez sądu, albo o ostrym więzieniu śledczo-prewencyjnym. Wobec tego, gdy się zwracam do Księcia, to proszę przede wszystkim o starania o to, czego najcięższym zbrodniarzom się nie odmawia - o sąd. (...) Wszystko mi jedno, jaki to sąd będzie - polski, austriacki czy niemiecki; cywilny, wojskowy czy polowy. Niech raz się dowiem, co popełniłem takiego, że już od roku nie mogę do nikogo przemówić słowa. Niech raz moje ciężkie przewinienia będą sądownie rozpatrzone i niech wreszcie na moją winna głowę spadną wyroki najsurowszego - ale prawa".
Wydarzenia na froncie diametralnie zmieniły sytuację przetrzymywanych więźniów. W sierpniu 1918 roku klęska Niemiec była już przesądzona. W międzyczasie starania o uwolnienie Polaków podejmowali przedstawiciele różnych polskich opcji politycznych, w tym Rada Regencyjna. Polacy liczyli na zmianę ostrego kursu Wilhelma II, który niedawno powołał na kanclerza ks. Maksymiliana Badeńskiego, zapowiadając koniec cesarstwa. Nieprzejednane stanowisko wciąż zajmował za to Hans von Beseler, generalny gubernator urzędujący w Warszawie. Przestrzegał przed zwalnianiem z więzienia człowieka o, jak podkreślał, dyktatorskich zapędach.
Tymczasem wieści o rychłym uwolnieniu komendanta dochodziły do mieszkańców Warszawy. Szczególny pod tym względem był październik, kiedy to w zasadzie spodziewano się Piłsudskiego w mieście lada dzień. Przewidziano dla niego nawet stanowisko ministra obrony.
"Panowie są wolni…" - oznajmił 8 listopada obu więźniom niemiecki dyplomata, przedstawiciel Ministerstwa Wojny hr. Harry Kessler. Tydzień wcześniej proponował Piłsudskiemu zwolnienie w zamian za złożenie deklaracji lojalności, ale teraz - w obliczu wybuchu rewolucji listopadowej - nie miał już żadnych argumentów. Na uwolnionych czekał już podstawiony samochód. Pośpiesznie obrano kurs na Berlin.
"Piłsudski i jego szef sztabu Sosnkowski o niczym za swoimi kratami i drewnianymi palisadami nie wiedzieli, przechadzając się przy pięknym poranku po ogrodzie, toteż, kiedy stanąłem przed nimi (...), mieli twarze nieco zdziwione. Wiadomość o swym uwolnieniu przyjęli z grzecznością pełną godności +a la polonaise+. Zakomunikowałem im, że ponieważ w mieście wybuchły rozruchy, musimy się spieszyć, i że mogę im z tego powody dać zaledwie dziesięć minut na spakowanie. Każdej chwili twierdza i jej warty mogły być zaatakowane" - relacjonował niemiecki hrabia.
Dalsze wypadki są dobrze znane. Niemalże wraz z odzyskaniem wolności przez Piłsudskiego, narodziła się niepodległa Polska.
Waldemar Kowalski
ls/