14 kwietnia 1927 r. Oficerska Szkoła Lotnictwa została przeniesiona z Grudziądza do Dęblina. Moment ten jest uznawany za początek istnienia „Szkoły Orląt”, jednej z najbardziej prestiżowych i legendarnych szkół wojskowych w Polsce.
Wśród kawalerzystów, największych konkurentów „braci lotniczej”, dominował od zawsze pogląd – utrzymaj się w siodle a potem… to już kwestia umiejętności i genów narodowych, gdyż to właśnie jazda, a od 1924 r. kawaleria niejako są wpisane na stałe w polskie narodowe credo za pośrednictwem wielkich dzieł literackich czy też malarskich. A przecież orzeł lotniczy Polskich Sił Powietrznych ma dodane właśnie husarskie skrzydła, zatem element odziedziczony po jeździe, elitarnej formacji polskiej armii. Czy zatem w XX wieku wraz z pojawieniem się samolotu i fotelu pilota, szkolenie lotnicze wyglądało podobnie jak w przypadku konkurencyjnego siodła kawaleryjskiego? Marzenia o lataniu, które do lotnictwa sportowego, a następnie wojskowego, pchały pasjonatów tej nowej broni, w okresie Wielkiej Wojny uznanej za „piątą broń”, w tym wielu postkawalerzystów, nie były jedynym kryterium.
W służbie innych armii
W pionierskich czasach lotnictwa szkolenie pilotażu opierało się na aeroklubach bądź prywatnych szkołach, skąd już w mundurze można było trafić do wojskowych szkół lotniczych, takich jak np. znana w Europie szkoła w Wiener Neustadt. Aby zrozumieć doznania młodego chłopca czy mężczyzny związane w pierwszym lotem, jak i kolejnymi, warto każdemu czytelnikowi polecić wspomnienia Polaka, lotnika Wielkiej Wojny 1914-1918 r. Wiktora Willmanna (Wspomnienia wojenne lotnika, Kraków 2014), będące świetnym materiałem poglądowym w kwestii odpowiedzi na pytanie, od czego zaczynało Lotnictwo Polskie w XX wieku. System szkolenia w każdej z armii zaborczych, w której służyli wówczas Polacy, w siłach powietrznych państw Ententy, jak i później w okresie II Rzeczpospolitej wymagał poddania się bardzo specjalistycznym badaniom lekarskim oraz zdania szeregu testów praktycznych. W przypadku lotnictwa Austro-Węgier, z 210 rekrutów, którzy w 1914 r. zgłosili się do służby, nadawało się 110, a w roku 1915 w c.k. siłach powietrznych potrzebowano 300 rekrutów. Do końca 1914 r. 13 bojowych c.k. Fliegerkompanien (Flik.) straciło w walce 12 proc. personelu latającego i 32 proc. samolotów. Tym samym w 1915 r. pojawiła się konieczność powołania do życia tzw. Fliegerersatzkompanie (Flek.), czyli specjalistycznych szkolnych jednostek lotniczych, stworzonych celem szkolenia personelu latającego do frontowych Flik. Podobnie wyglądało to i w innych armiach, przez które przewinęli się Polacy, lotnicy Wielkiej Wojny.
Teoretycznie dla personelu latającego, mającego za sobą szkolenie wstępne, pilotowanie samolotu należało do „rzeczy prostych”, jednak wraz z rozwojem techniki lotniczej oraz pojawieniem się nowinek niemieckich, brytyjskich czy też francuskich okazało się, że to właśnie owe nowinki w wyposażeniu samolotów stawały się utrudnieniem dla pilotów-rutyniarzy przyzwyczajonych do swych ulubionych konstrukcji. Nie jest dziś żadnym novum w nauce, że w okresie Wielkiej Wojny Polacy, piloci, piloci lotnictwa morskiego, obserwatorzy czy też obserwatorzy balonowi, znaleźli się w siłach powietrznych głównie rosyjskich, austro-węgierskich, czy w mniejszej liczbie niemieckich lub francuskich armii. W 1918 r. to właśnie oni stanowili pierwsze kadry powstającego Lotnictwa Polskiego, wprowadzając do niego nie tylko zapożyczenia regulaminowe – np. rusycyzmy wprowadzone przez pilotów z carskich Awiaotriadów czy ekstrawagancję, jak choćby latanie z monoklem w oku w przypadku Leutnanta Mieczysława Garsztki z niemieckiej Jasta 31 (Jagdstaffel 31) – jak i wspomniane „zawodowe przyzwyczajenia”.
To spowodowało, że już w grudniu 1918 r. po szeregu kraks lotniczych wywołanych nieumiejętnością pilotowania samolotów niemieckich przez lotników polskich z byłej armii carskiej, w Warszawie zaczęto „szkolić” ich na niemieckim sprzęcie latającym, tak by uniknąć niepotrzebnych strat w ludziach i sprzęcie w chwili, gdy II Rzeczpospolita w walkach o granice do 1921 r. potrzebowała zarówno każdego lotnika, jak i każdego samolotu. Wytyczne dla jednostek wojskowego lotnictwa i wojskowych szkół lotniczych w kwestii szkolenia personelu lotniczego na okres letni i zimowy pojawiły się dopiero w latach 1925–1930, zaś „Regulamin lotnictwa” ukazał się dopiero w 1931 r.
Największa liczba naszych rodaków, którzy trafili do „piątej broni”, przewinęła się przez Awiotriady carskiej Rosji. Warto nadmienić, że w 1917 r. właśnie w armii carskiej warz z powstaniem I, a po nim II i III Korpusów Polskich na wschodzie – Białoruś, Ukraina oraz teren nad Morzem Czarnym – powstały pierwsze polskie jednostki lotnicze, jako Polskie Oddziały Awiacyjne. Obecny stan badań dotyczący liczby Polaków służących w lotnictwie, w tym i w lotnictwie morskim Austro-Węgier, pozwala na wymienienie blisko 180 nazwisk. Najmniejsza liczba Polaków przewinęła się przez siły powietrzne kajzerowskich Niemiec.
Warto wymienić lotników o polskich korzeniach walczących w siłach powietrznych Francji (stąd wywodził się późniejszy dowódca lotnictwa myśliwskiego Polskich Sił Powietrznych na Zachodzie w okresie II wojny światowej płk. pil. Stefan Pawlikowski), jak np. Jan Pańczyk z Lublina - mechanik we francuskiej eskadrze Caudron C 89 S latającej na samolotach typu Caudron na froncie salonickim czy Oberleutnant von Reisky, czyli Ludomił Antoni Rayski, znajdujący się w 1918 r. w rejonie Dardaneli. Dowodzą tego wieloletnie badania Jerzego Butkiewicza, polskiego pasjonata historii lotnictwa Wielkiej Wojny i płk. dr. Tomasza Kopańskiego. A ilu Sapiehów z książęcego rodu z Galicji poszło w okresie Wielkiej Wojny do c.k. lotnictwa? Nie jeden - aż trzech!
Początki polskich szkół lotniczych
Od 1919 r. zapleczem liniowych jednostek Lotnictwa Polskiego były Lotnicze Bataliony Uzupełnień, po nich zaś Lotnicze Dywizjony Zapasowe, zaś za stan sprzętu latającego - płatowce i silniki - odpowiadały Ruchome Parki Lotnicze, Centralne Warsztaty Lotnicze i Centralne Składy Lotnicze. Aby zwiększyć pierwotny stan liczebny personelu latającego (ok. 40 wyszkolonych oficerów i podoficerów) i naziemnego, stworzono w Warszawie 20 grudnia 1918 r. Wojskową Szkołę Lotniczą, w 1919 r. przenosząc ją do Krakowa. W maju 1919 r. ruszyło szkolenie lotnicze w krakowskiej I Niższej Szkole Pilotów, skąd po wstępnym i podstawowym pilotażu adepci sztuki latania trafiali na kolejny, wyższy kurs do Warszawy - II Szkoła Pilotów.
We wrześniu 1919 r. w Krakowie utworzono Niższą Szkołę Pilotów, we wrześniu 1920 r. przenosząc jej siedzibę do Bydgoszczy. Obok tych ośrodków szkolenia lotniczego z korzeniami galicyjskimi i królewiackimi w 1920 r. personel lotniczy szkoliła także Wojskowa Szkoła Pilotów w podpoznańskiej Ławicy, zaś „terenowo obcym” ośrodkiem szkolenia lotniczego stała się w 1919 r. Francuska Szkoła Pilotów, która znalazła się w Warszawie wraz z przybyłą z terenu francuskiego sojusznika Armią Polską, tzw. „Błękitną Armią”. Na Lotnisku Mokotowskim, obecnie kojarzonym głównie jako teren rekreacyjny mieszkańców stolicy, a w 1919 r. będącym głównym ośrodkiem szkoleniowym Lotnictwa Polskiego, szybko stało się tak „tłoczno”, że władze wojskowe podjęły decyzję o przeniesieniu Francuskiej Szkoły Pilotów w odpowiednio zlokalizowane miejsce, z odpowiednimi warunkami dla zorganizowania stałego szkolenia lotniczego. Tym sposobem już w maju 1920 r. na lotniczej mapie Polski pojawił się po raz pierwszy Dęblin. Wojna polsko-rosyjska 1920 r. i zagrożenie, jakie wytworzyło się na linii ujścia Wieprza do Wisły tam gdzie istniała dęblińska twierdza, spowodowała jednak kolejne „lotnicze przenosiny” na Kujawy - do Bydgoszczy. W grudniu 1920 r. Francuska Szkoła Pilotów została połączona z krakowską Niższą Szkołą Pilotów, tworząc Szkołę Lotników, zaś po pięciu latach, 5 listopada 1925 r. utworzono Oficerską Szkołę Lotnictwa (OSL) z tymczasową lokalizacją w Grudziądzu. Ta zaś 14 kwietnia 1927 r. została przeniesiona ostatecznie do Dęblina, gdzie od 1928 r. rozpoczęto zorganizowane szkolenie personelu latającego Lotnictwa Polskiego (okres nauki w Szkole Podchorążych Lotnictwa – SPL - wynosił dwa, zaś od 1935 r. trzy lata).
Dęblin
W drugiej połowie lat 20. lotnictwo potrzebowało ośrodka szkoleniowego z prawdziwego zdarzenia. Ośrodek dębliński położony na swoistym „słonecznym biegunie” – największy w skali II RP stan nasłonecznienia tak ważnego w ówczesnym szkoleniu lotniczym - był miejscem wręcz idealnym i miał swego promotora w osobie płk. a niebawem gen. bryg. pil. inż. Ludomiła A. Rayskiego, do wiosny 1939 r. dowodzącego Lotnictwem Polskim. Spory teren wykupiony przez państwo z rąk rodu Jabłonowskich nadawał się idealnie nie tylko do zorganizowanego szkolenia personelu latającego – głownie obserwatorów, zaś z biegiem czasu i pilotów – ale także do stworzenia infrastruktury tak potrzebnej nowoczesnym siłom powietrznym. I trudno nie zgodzić się z poglądami apologetów wspomnianego dowódcy, Galicjan dr Lucjana Faca i Zygmunta Bąka, iż to właśnie postawa gen. bryg. pil. inż. Ludomiła A. Rayskiego doprowadziła do powstania mitu „Szkoły Orląt” będącej szkołą marzeń dla młodego, wolnego pokolenia mieszkańców II RP. A jak „magicznym miejscem” był Dęblin dla ówczesnych podchorążych, spełniających swe marzenia o lataniu, niech świadczą słowa asa Polskich Sił Powietrznych na Zachodzie z okresu II wojny światowej, kpt. pil. Wacława Króla: „1 października 1935 r. rozpocząłem naukę na drugim roczniku Szkoły Podchorążych Lotnictwa w Dęblinie. Było nas razem około pięćdziesięciu – połowa rekrutowała się z kursu unitarnego, a połowa z kursu rezerwy lotnictwa. Warunki bytowe, jakie zastaliśmy w szkole, były doskonałe. Mieszkaliśmy po sześciu w dużych pokojach w nowym budynku, nieprzypominającym w niczym typowych koszar wojskowych, wyposażonym w łazienki i umywalki, w sale do nauki własnej i salę sportową, w piękną dużą salę jadalną i nowocześnie urządzoną kuchnię”.
W wyniku przeprowadzonych przez gen. bryg. pil. inż. Ludomiła A. Rayskiego zmian organizacyjnych, w 1929 r. Lotnictwo Polskie posiadało nie tylko Centrum Wyszkolenia Oficerów Lotnictwa (CWOL) w Dęblinie, lecz także Centrum Wyszkolenia Podoficerów Lotnictwa (CWPL) w Bydgoszczy i Lotniczą Szkołę Strzelania i Bombardowania w Grudziądzu.
Na trzyletni okres kształcenia w SPL w Dęblinie składały się: unitarny czteromiesięczny kurs w Szkole Podchorążych Piechoty (SPP - w latach 1925-1934 o przyjęcie do lotnictwa mogli ubiegać się maturzyści po ukończeniu jednorocznego kursu w SPP w Ostrowie-Komorowie), egzamin wstępny w SPL z wiedzy ogólnej, matematyki, fizyki, badania lekarskie i psychotechniczne w Centrum Badań Lotniczo Lekarskich w Warszawie oraz kurs szybowcowy w Wojskowym Obozie Szybowcowym (WOS) w Ustianowej. W latach 1935-1937 rozszerzono program nauki adeptów wojskowego latania z dwóch do trzech lat, jesienią 1937 r. w Dęblinie utworzono zaś Centrum Wyszkolenia Lotnictwa (CWL) nr 1. W końcu lat 30. ostatecznego podziału na specjalności lotnicze – obserwatora i pilota – dokonywano w SPL podczas pierwszego roku nauki, po przejściu szkolenia w podstawowym pilotażu na pierwszym typie samolotów szkolnych. Wyszkolenie wojskowe i lotnicze obejmowało jednak nie tylko naukę latania, lecz i ogólny rozwój sprawności fizycznej.
Ppor. pil. Witold Łanowski: "Udział i waleczność polskich pilotów i załóg [bombowych] pod brytyjskim dowództwem [Air Ministry] podczas II wojny światowej są dobrze znane. Człowiek nie staje się pilotem o takuch kwalifikacjach i wyszkoleniu jak my [absolwenci SPL w Dęblinie] - docenianych przez naszych alianckich kolegów - w ciągu tygodni a nawet miesięcy. Były one wynikiem gruntownego szkolenia podstawowego oraz niezłomnej postawy wpajanej nam we własnym kraju. Jedynym oficerem z polskiego najwyższego dowództwa, który miał prawo przypisywać sobie zasługę za indywidualne dokonania i osiągnięcia polskich pilotów oraz dowódców eskadr - zwłaszcza podczas kampanii wrześniowej 1939 roku, jest nasz były głównodowodzący, generał [bryg. pil. inż. L. A.] Rayski, który nie szczędził wysiłków aby uczynić z lotnictwa polskiego wojskowego tarczę Polski, i to kosztem własnej kariery i pozycji. To on posiał ziarna pilotów myśliwskich, które rozkwitły i dowiodły swojej wartości za jego następców, gdy nadszedł wielki bój II wojny światowej”.
W szkoleniu lotniczym w Dęblinie początkowo preferowano na równi szkolenie obserwatorów i pilotów, z biegiem czasu promując szkolenie obserwatorskie, by w końcu lat 30 zdecydowanie postawić na szkolenie pilotów. Właśnie w tym miejscu należy oddać głos wówczas ppor. pil. Witoldowi Łanowskiemu, absolwentowi dęblińskiej „Szkoły Orląt”, którego słowa najlepiej dowodzą, kto odpowiadał za stworzenie kadry przyszłych „The Few…”, czyli „Nielicznych”, jak ich nazwał w 1940 r. podczas Battle of Britain brytyjski premier Winston Churchill: „Udział i waleczność polskich pilotów i załóg [bombowych] pod brytyjskim dowództwem [Air Ministry] podczas II wojny światowej są dobrze znane. Człowiek nie staje się pilotem o takuch kwalifikacjach i wyszkoleniu jak my [absolwenci SPL w Dęblinie] - docenianych przez naszych alianckich kolegów - w ciągu tygodni a nawet miesięcy. Były one wynikiem gruntownego szkolenia podstawowego oraz niezłomnej postawy wpajanej nam we własnym kraju. Jedynym oficerem z polskiego najwyższego dowództwa, który miał prawo przypisywać sobie zasługę za indywidualne dokonania i osiągnięcia polskich pilotów oraz dowódców eskadr - zwłaszcza podczas kampanii wrześniowej 1939 roku, jest nasz były głównodowodzący, generał [bryg. pil. inż. L. A.] Rayski, który nie szczędził wysiłków aby uczynić z lotnictwa polskiego wojskowego tarczę Polski, i to kosztem własnej kariery i pozycji. To on posiał ziarna pilotów myśliwskich, które rozkwitły i dowiodły swojej wartości za jego następców, gdy nadszedł wielki bój II wojny światowej”. Wspomniany dr Lucjan Fac, autor rozprawy doktorskiej poświęconej temu dowódcy Lotnictwa Polskiego, udowodnił w niej w sposób naukowy ponad wszelką wątpliwość sens owych słów.
„Tak wiele tak nielicznym”
Wg stanu z 1 czerwca 1939 r. w Lotnictwie Polskim służyło 12 170 oficerów, podoficerów i żołnierzy, co stanowiło 2,8 proc. całości armii. Wg ustaleń gen. bryg. dr. Jana Celka, 1 września 1939 r. Lotnictwo Polskie liczyło 43 eskadry wyposażone w 397 samolotów w pierwszej linii, zaś jego stan osobowy wynosił: 12 043 żołnierzy, w tym: 4 generałów, 1437 oficerów, 3602 podoficerów zawodowych oraz 7000 podoficerów i szeregowych służby zasadniczej. Personel latający liczył wówczas 1897 oficerów, podoficerów i podchorążych, w tym 1181 pilotów, 497 obserwatorów i 219 strzelców pokładowych.
W walkach w kampanii wrześniowej 1939 r. wzięło udział 1151 lotników z ww. grona (61 proc.), gdyż dla reszty zabrakło etatów oraz sprzętu latającego („w powietrzu” znalazło się 594 pilotów – 50 proc., 347 obserwatorów – 70 proc. i 210 strzelców pokładowych – 96 proc. - w tym gronie 438 oficerów, 544 podoficerów i 169 podchorążych, wśród których było 166 absolwentów XII promocji SPL – XIII promocja SPL liczyła 173 absolwentów SPL, których 1 września 1939 r. promowano do stopni ppor. lotnictwa). Tuż przed wybuchem działań wojennych w 1939 r. „Szkołę Orląt” opuściło 321 pilotów - spośród 120 absolwentów SPL promowanego w 1939 r. do stopnia oficerskiego rocznika, okres II wojny światowej przeżyło... 20.
Warto jednak pamiętać, że personel latający Lotnictwa Polskiego to nie tylko absolwenci „Szkoły Orląt”, gdyż w 1930 r. uruchomiono też w II RP Szkołę Podoficerów Lotnictwa dla Małoletnich (SPLdM) w Bydgoszczy, gdzie trafiali ci, którzy nie mieli szans – brak egzaminu dojrzałości - na dostanie się do „Szkoły Orląt”. Ośrodek szkoleniowy w Bydgoszczy w 1937 r. zmieniono na Centrum Wyszkolenia Lotnictwa nr. 2., w 1938 r. przenosząc go z Bydgoszczy do Krosna. Warto też wiedzieć, że dwie „sławy polskich skrzydeł” doby II wojny światowej, as myśliwski ppłk pil. Witold Łokuciewski (8 zwycięstw powietrznych) oraz czołowy as myśliwski Polskich Sił Powietrznych gen. bryg. pil. Stanisław Skalski (18 i 11/12 zwycięstw powietrznych), obaj będąc podchorążymi w dęblińskiej „Szkole Orląt”, byli „o włos od wydalenia ze szkoły i uniknęli tego tylko dzięki interwencji oficera sportowego oraz lekarza, doktora Letofta, który bardzo lubił nas wszystkich” – jak wspominał ich „kolega po fachu” kpt. pil. W. Łanowski. Obaj przyszli znani piloci myśliwscy ostatecznie nie zostali wydaleni z „Szkoły Orląt”, a gdyby tak się stało, to… Ot kaprysy lotniczego losu.
W „ludowym” Wojsku Polskim
Jednostki Wehrmachtu zajęły Dęblin we wrześniu 1939 r., zaś opuściły go 26 lipca 1944 r., niszcząc wcześniej większość obiektów „Szkoły Orląt”, użytkowanych w okresie II wojny światowej przez Luftwaffe.
Z dniem 13 kwietnia 1945 r. Sztab Główny Wojska Polskiego powołał do życia Wojskową Szkołę Pilotów, która w 1968 r. stała się Wyższą Oficerską Szkołą Lotniczą (WOSL). 1 października 1994 r. w III RP powstała Wyższa Szkoła Oficerska Sił Powietrznych, godna kontynuatorka „Szkoły Orląt” z okresu II RP.
Tradycje lotniczego Dęblina to „temat rzeka”, pełna pięknych kart bojowej chwały historia Polskich Sił Powietrznych na Zachodzie. Obrazuje ją 16 malowideł twarzy słynnych lotników Lotnictwa Polskiego powstałych w ramach projektu „Kosynierzy Warszawscy” z inicjatywy dwóch znanych historyków lotnictwa – Roberta Gretzyngiera i Wojtka Matusiaka. Wśród nich znajduje się twarz mjr pil. Zdzisława Henneberga, instruktora SPL i dowódcy 303. „Warszawskiego” Dywizjonu Myśliwskiego im. Tadeusza Kościuszki z okresu II wojny światowej, poległego w 1941 r. (na stateczniku samolotów typu MiG 29 nr 59 23. Bazy Lotnictwa Taktycznego (BLT) z Mińska Mazowieckiego); twarz mjr pil. Eugeniusza Horbaczewskiego, od 24 września 2011 r. patrona 41. Bazy Lotnictwa Szkolnego (BLSz) w Dęblinie (na stateczniku samolotu MIG nr 114); twarz gen. bryg. pil. Witolda Urbanowicza, przez podchorążych „Szkoły Orląt” nazywanego „Kobrą”, podczas Battle of Britain w 1940 r. drugiego polskiego dowódcy „Rafałów”, czyli 303. „Warszawskiego” Dywizjonu Myśliwskiego im. Tadeusza Kościuszki (na stateczniku samolotu nr 40).
Jednak najbardziej w okresie II wojny światowej wątek dębliński związany był z historią 315. „Dęblińskiego” Dywizjonu Myśliwskiego, którego piloci od liter kodowych jednostki PK nazywani byli wśród lotników Polskich Sił Powietrznych na Zachodzie „kolejarzami” („Pracownicy Kolei”). Najsłynniejszym z nich był wspomniany mjr pil. Eugeniusz Horbaczewski, zwany przez przyjaciół „Dziubkiem”.
Sława i zapomnienie idą ze sobą w parze Płk pil. Jerzy Bajan, ostatni komendant SPL w Dęblinie, zmarł w Londynie 27 czerwca 1967 r. Pochowany został na Northwood Cemetery w Northwood Middx. Jego mogiła mająca na sobie napis „Lwów Poland”, z roku na rok jest w coraz gorszym stanie. Nagrobek z dala od Dęblina, na brytyjskiej ziemi, rozpada się i tylko czarna, kamienna tablica przy wejściu na teren WSOSP w Dęblinie przypomina byłego „wodza podchorążych Szkoły Orląt”. oOby nadszedł taki dzień, kiedy jego mogiła na Wyspach Brytyjskich zostanie odnowiona.
Powrót do tradycji
Po 1989 r. przyszedł czas „powrotu do dęblińskich korzeni”. 3 września 1992 r. podczas Światowego Zjazdu Lotników Polskich w Warszawie sztandar Polskich Sił Powietrznych na Zachodzie przybył do kraju na pokładzie samolotu rejsowego Polskich Linii Lotniczych LOT wraz z pocztem sztandarowym Stowarzyszenia Lotników Polskich w składzie: płk dypl. pil. Tadeusz Andersz, mjr pil. Andrzej Jeziorski, mjr pil. Mieczysław Sawicki (chorąży) i kpt. Tadeusz Ruman.
Dzień później, na Placu Marszałka Piłsudskiego w Warszawie, sztandar przekazany został Wojskom Lotniczym i Obrony Powietrznej na ręce gen. broni pil. Jerzego Gotowały, w obecności min. Prezydenta RP Lecha Wałęsy, byłego Prezydenta RP na Uchodźstwie Ryszarda Kaczorowskiego oraz przedstawicieli strony brytyjskiej.
W 1993 r. w 1. Pułku Lotnictwa Myśliwskiego (PLM) „Warszawa” z Mińska Mazowieckiego przywrócono tradycje 1. Pułku Lotniczego z okresu II RP, zaś w 1996 r. weterani 303. „Warszawskiego” Dywizjonu Myśliwskiego im. Tadeusza Kościuszki z gen. bryg. pil. Witoldem Urbanowiczem na czele przekazali jego lotnikom pamiątki po tej jednostce.
W dniu uroczystej inauguracji roku akademickiego w „Szkole Orląt”, 6 października 2016 r. do „Szkoły Orląt” została przekazana flaga pogrzebowa Polskich Sił Powietrznych ufundowana w końcu lat 70. tych przez gen. bryg. pil. Tadeusza Andersza, członka Stowarzyszenia Lotników Polskich w Londynie, przez pewien czas prezentowana w Instytucie Historii Uniwersytetu Rzeszowskiego. W 2016 r. wróciła do „Szkoły Orląt” i została przekazana w kwietniu 2009 r. przez sekretarkę wyżej wymienionego stowarzyszenia, panią Danutę Sławińską, na ręce autora i dr Krzysztofa Mroczkowskiego z Uniwersytetu Rzeszowskiego. Życzeniem ofiarodawczyni było, aby flaga ta znalazła się w Polsce i by przypominała młodym ludziom, a głównie podchorążym „Szkoły Orląt” o tym, że „Miłość żąda ofiary”, jak głosi motto z lotniczego sztandaru. Dziś po „wojennym, dęblińskim pokoleniu”, pozostała tylko „niebieska eskadra” i pamiętne słowa z Pomnik Lotnika Polskiego – Polish War Memorial:
„W dobrych zawodach wystąpiłem, Bieg ukończyłem, Wiarę ustrzegłem”.
Jedno się jednak nie zmieniło w kwestii 90-letniej Jubilatki – Dęblin nadal jest „Szkołą Marzeń” młodego pokolenia, chcącego stawać w szranki z losem, nosząc stalowe mundury „husarii powietrznej”.
Prof. Andrzej Olejko – historyk, specjalizujący się w historii wojskowości i problematyce lotniczej, kierownik Zakładu Historii i Wychowania Patriotycznego Wyższej Szkole Oficerskiej Sił Powietrznych w Dęblinie.