20 maja 1982 r. w jednym z wrocławskich mieszkań na Biskupinie doszło do burzliwego spotkania, którego uczestnikami byli członkowie Regionalnego Komitetu Strajkowego we Wrocławiu: Władysław Frasyniuk, Kornel Morawiecki, Tadeusz Świerczewski, Mieczysław Sieradzki, Marek Muszyński, Piotr Bednarz, Józef Pinior, Barbara Labuda, Jan Pawłowski oraz Tadeusz Jakubowski. Przedmiotem sporu była taktyka walki z władzami, a największym zarzewiem całkowite odpuszczenie przez RKS obchodów święta pierwszego maja i niezorganizowanie własnych.
W zamian Frasyniuk i związani z nim ludzie propagowali ideę krótkich, 15 minutowych strajków, które miały doprowadzić do zrealizowania idei strajku generalnego. Efektem tych akcji protestacyjnych były represje wśród tajnych struktur zakładowych związku w postaci natychmiastowych zwolnień z pracy oraz rozbijanie z trudem budowanych podziemnych komisji zakładowych.
Kornel Morawiecki proponował inny sposób walki w postaci manifestacji, pokojowych demonstracji, związanych, np. ze składaniem kwiatów pod tablicą upamiętniającą strajk w sierpniu 1980 r. w zajezdni przy ul. Grabiszyńskiej. Okazją do pierwszej tego typu akcji była pół rocznica wprowadzenia stanu wojennego 13 czerwca. Kornel Morawiecki i osoby myślące w podobny sposób opuściły zebranie RKS i udały się do innego lokum.
W tym czasie, w jeszcze jednym mieszkaniu konspiracyjnym w stolicy Dolnego Śląska trwało podobne zebranie, którego uczestnicy zastanawiali się nad innymi metodami walki z komunistami. W obu miejscach konspiratorzy zdecydowali o powołaniu nowej organizacji o nazwie Solidarność Walcząca. Nikt z nich do końca istnienia Solidarności Walczącej nie kwestionował korzeni, z którego wywodziła się ich grupa, lecz w tym momencie liczyła się aktywna i widoczna walka z przeciwnikiem, a nie samoograniczająca się rewolucja – jak motywowali swój ruch.
Tak rodziła się Solidarność Walcząca.
Kornel Morawiecki rozstał się z RKS 1 czerwca 1982 r. Po nim kolejne osoby rezygnowały z członkostwa w tych strukturach. Pierwszym widocznym śladem działania nowej grupy było wezwanie wrocławian do demonstracji 13 czerwca 1982 r. oraz rozpoczęcie wydawania pisma, którego pierwszy numer ukazał się 9 czerwca 1982 r. (z datą 13 czerwca 1982 r.) pod nazwą “Solidarność Walcząca”. Taką też nazwę przybrała nowa organizacja. W pierwszym numerze wspomnianego periodyku znalazła się deklaracja SW, która brzmiała:
“Dlaczego walka?
– Aby zwyciężyć.
– Aby obronić najsłabszych i tych, którzy cierpią nędzę, głód i więzienie.
– Aby przywrócić zdeptane prawa obywateli i narodu.
– Aby nie dać się zniewolić.
– Aby być wiernym tradycji ojców i dziadów: „za waszą i naszą wolność”.
– Aby pokazać światu, że złu i przemocy można i trzeba się przeciwstawić.
– Aby nie zatracać się w biernym oporze, lecz wspomagać go czynem.
– Aby doprowadzić do sprawiedliwej społecznej ugody.
– Aby dać świadectwo naszej godności
-Aby żyć”.
Solidarność Walcząca zorganizowana była w dość oryginalny sposób, jak na struktury działające w podziemiu. Obowiązywał tzw. system fraktalny (większość założycieli była związana z naukami ścisłymi i technicznymi, stąd pomysł), który zapewniał niemożność nabycia informacji zbyt dużej ilości osób o pozostałych członkach organizacji i jej strukturze.
W przypadku wpadki Służba Bezpieczeństwa mogła zdobyć informację tylko o wycinku siatki, nie zaś o jej całości. To zapewniało też ochronę samemu Morawieckiemu. Aby zostać zaprzysiężonym na członka SW należało mieć dwóch wprowadzających oraz złożyć przysięgę. Jej treść brzmiała: “Wobec Boga i Ojczyzny przysięgam walczyć o wolną i niepodległą Rzeczpospolitą Solidarną, poświęcać swe siły, czas – a jeśli zajdzie potrzeba – swe życie dla zbudowania takiej Polski. Przysięgam walczyć o solidarność między ludźmi i narodami. Przysięgam rozwijać idee naszego Ruchu nie zdradzić go i sumiennie spełniać powierzone mi w nim zadania”.
Każdy powstający oddział miał bardzo dużą autonomię, a spoistość organizacji zapewniała osoba lidera i jego autorytet oraz wyznawanie podobnych idei oraz metod działania. Dla Służby Bezpieczeństwa zagrożeniem był fakt, że stworzony przez organizację pion kontrwywiadu skutecznie podsłuchiwał bezpiekę i wyprzedzał jej działania, co uniemożliwiało jej skuteczne rozpracowanie. Również brak sukcesów w walce z Radiem Solidarności Walczącej oraz systemem tzw. gadał powodowało nerwowość kierownictwa resortu spraw wewnętrznych żądającego sukcesów. Posuwano się nie tylko do ofensywy propagandowej w postaci oczerniania jej członków, lecz również prowokowania konfliktów, preparowania dowodów mających świadczyć o inklinacjach do terroryzmu (słynny transport materiałów optycznych oraz broni przejęty przez SB we wrześniu 1987). I choć organizacja rzeczywiście miała na swoim koncie takie akty, jak spalenie we Wrocławiu altanki (domku letniskowego) zastępcy szefa SB (celem był domek płk. Czesława Błażejewskiego, szefa SB we Wrocławiu, lecz w nocy pomylono domki), czy wybuch ładunku wybuchowego pod Komitetem Miejskim Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w Gdyni, były to przypadki incydentalne.
W swoich pismach kategorycznie wyrzekała się terroru i przemocy, jako takiej, dopuszczając możliwość samoobrony. Nie ukrywała, że w momencie fizycznego ataku na członków organizacji może odpowiedzieć tym samym. Była na to gotowa.
We wrześniu 1988 r. Kornel Morawiecki w artykule „Solidarność - tak, wypaczenia – nie“ jednoznacznie stwierdzał, że podjęcie rozmów przez Lecha Wałęsę z szefem MSW, gen. Czesławem Kiszczakiem było błędem i stwierdzał: „Solidarność Walcząca zawsze postulowała relegalizację Solidarności także wtedy, gdy przywódcy związkowi mówili jedynie o pluralizmie lub +pakiecie antykryzysowym+. Dziś jednak ten postulat – to mało. By powstrzymać upadek kraju i zapobiec katastrofie trzeba nie tylko legalnej Solidarności i zasadniczej liberalizacji ustawy o stowarzyszeniach. Trzeba więcej – komuniści muszą oddać władzę nad gospodarką”. Czy komuniści byli gotowi na taki krok, Morawiecki wątpił i dlatego, według niego, próby dogadywania się Wałęsy z Kiszczakiem były grą na przerzucenie na „S", a dalej na społeczeństwo, odpowiedzialności za stan państwa.
Od 9 kwietnia 1989 r. SW zaczęła wybijać na sztandary jeden postulat, mianowicie wolnych wyborów. Choć z radością i uznaniem witała ona legalizację „Solidarności” (17 kwietnia) i deklaracje władz o demokratyzacji życia gospodarczego mającej wyrażać się przekształceniach w kierunku gospodarki rynkowej, to kontrakt wynegocjowany przy okrągłym stole był dla organizacji nie do zaakceptowania. Choćby dlatego, że już od 30 maja, SW stanowczo protestowała przeciwko kandydaturze Wojciecha Jaruzelskiego na prezydenta RP. Hasło „Generał musi odejść“ było od tej pory jednym z warunków sine qua non realizacji drogi do obalenia komunizmu.
Wybory z 4 i 18 czerwca SW zbojkotowała. 5 czerwca ukazało się oświadczenie Kornela Morawieckiego dotyczące nieoficjalnych wyników wyborów. Przewodniczący SW napisał: “Okazała się dojrzałość Polaków. Ludzie nie ulegli oficjalnej propagandzie. I tylko można pożałować Lecha Wałęsy, który nie wiadomo po co swym autorytetem ratował listę krajową. Ale znaczna część społeczeństwa nie uległa również agitacji komitetów obywatelskich, rozgłośni zachodnich i niektórych księży odmawiających racji bojkotowi. Idziemy więc dalej różnymi drogami ale przecież do tej samej wolnej Polski“. Za sukces uznał on 38-proc. absencję wyborczą, szczególnie młodzieży, co zostało odczytane przez szefa SW, jako totalna niezgodę tej grupy wiekowej na komunizm w Polsce.
Po wyborach SW szukała swojego miejsca na mapie politycznej Polski. Nie zamierzała składać przysłowiowej broni w walce o swoje ideały. Z drugiej strony była zaciekle atakowana i inwigilowana przez SB. A SW nadal prowadziła walkę o dezawuowanie kandydatury W. Jaruzelskiego na prezydenta Polski. 8 czerwca 1989 r. Morawiecki wysłał list do wszystkich senatorów i posłów z list KO „S” namawiając ich do protestu przeciwko Jaruzelskiemu „odpowiedzialnemu za stan wojenny, za kryzys i upadek kraju […] to policzek zniewagi dla narodu, to igranie z losem społecznego buntu”. W zamian przewodniczący SW wysunął zaskakującą kandydaturę Jerzego Giedroycia, który według niego „jak żaden z żyjących Polaków, łączył [...] czyn i myśl, prawość i politykę, Kraj i Emigrację“. Giedroyć nie wyraził zgody. Wobec zmian w kraju dokonano ujawnienia czterech przedstawicieli SW: Wojciecha Myśleckiego, Macieja Frankiewicza, Marka Czachora i Antoniego Kopaczewskiego.
Następne tygodnie wypełniła SW walka o wywarcie presji na parlamentarzystów, aby nie dopuścić do głosowania nad kandydaturą Wojciecha Jaruzelskiego na prezydenta. 22 czerwca 1989 r. w całym kraju odbyły się manifestacje pod hasłem „Jaruzelski musi odejść“.
19 sierpnia premierem RP został Tadeusz Mazowiecki. Nadal ukrywający się Kornel Morawiecki wysłał do niego list pisząc: „Życzę Panu, żeby za Pańskiej kadencji rozkład komunizmu następował szybciej niż jego dopasowywanie się do nowej sytuacji. Życzę żeby z punktu i zdecydowanie rozszerzyła się przestrzeń wolności. Pod tym kątem nasza organizacja, pozostając w ciągłym sprzeciwie wobec systemu i w opozycji wobec rządu ciągle nie odzwierciedlającego woli narodu, będzie obserwować i publicznie oceniać Pańskie prace na stanowisku Premiera“.
Kolejne miesiące zaangażowania SW to między innymi udział w manifestacjach z okazji dziewiątej rocznicy strajków sierpniowych oraz ósmej rocznicy wprowadzenia stanu wojennego. SW nie poddawała się i zamierzała dalej walczyć o demokratyzację państwa, całkowite obalenie komunizmu, wyprowadzenie wojsk sowieckich z Polski i ponowne zaszczepienie w Polakach idei solidaryzmu społecznego. Na pytanie, dlaczego i po co to walka, Kornel Morawiecki zawsze odpowiadał niezmiennie: „aby żyć. Wolni i solidarni“.
Sebastian Ligarski
Źródło: MHP