29 października 1944 r. 1 Dywizja Pancerna gen. Stanisława Maczka wyparła po walce Niemców z holenderskiej Bredy, otwierając sobie drogę w kierunku Mozy. Ku uciesze miejscowej ludności miasto zostało oswobodzone bez strat w cywilach i zniszczeń zabytkowej zabudowy. Polscy żołnierze byli witani jak bohaterowie, podejmowano ich w domach i obdarowywano kwiatami. Wielu z nich na stałe osiadło po wojnie w Bredzie i innych miastach Holandii.
„Breda czekała na uwolnienie. Breda - stolica prowincji północnego Brabantu - stolica katolickiej części Holandii. Breda się niecierpliwiła. I to z dużą dozą słuszności, gdyż wiadomości, daleki huk dział, nerwowe przesuwanie oddziałów niemieckich - wszystko to wskazywało, że alianci już blisko; a tymczasem w oczach ginęli poszczególni członkowie holenderskiego ruchu oporu, a wyobraźnia zatrzymywała się z przerażeniem przed wizją możliwych okropności wojny” – pisał we wspomnieniach gen. Maczek.
Kierunek: Polska
Kiedy 7 września 1944 r. 1 Dywizja Pancerna przekraczała granicę francusko-belgijską, jej żołnierze wykonywali kolejny krok w kierunku upragnionej ojczyzny. Zadaniem Polaków był pościg za wycofującymi się z terenu Francji wojskami niemieckimi, pokonanymi przy sporym udziale polskiej dywizji w bitwie pod Falaise (8-21 sierpnia 1944 r.). „Falaise była dla dywizji nie końcem, lecz początkiem nowej kampanii” – pisał we wspomnieniach gen. Franciszek Skibiński.
Znalezienie się na terytorium Belgii dawało polskim żołnierzom okazję do częściowego choćby wytchnienia – inicjatywa bojowa znajdowała się w rękach aliantów, a nieprzyjaciel, choć ciągle niebezpieczny, był w odwrocie. Wchodząc do Belgii pierwszy raz od lat pięciu poczuliśmy się zwycięzcami... Normandia była krwawą rzeźnią. Tam zdobyliśmy ostrogi rycerskie w zażartych zmaganiach, płacąc ciężko krwią za każdy kawałek terenu i za każdy rozbity niemiecki czołg... „Wchodząc do Belgii, poczuliśmy swoją moc, ścigając odgryzającego się wroga... Zaczęliśmy być pijani sukcesami — winem, szaloną radością wyzwalanych Belgów, owacjami tłumów. Na wieżach powiewały biało-czerwone chorągwie, a w złotych księgach miast spoczęły nazwy pułków... Na rynku grała orkiestra i tańczono w lokalach... a groby poległych tonęły w kwiatach” - wspominał ppłk Stanisław Koszustki.
Po zajęciu Ypres, miasta słynącego z krwawej batalii z czasów I wojny światowej, polska dywizja skierowała się w kierunku Gandawy, której zdobycie miało zapewnić kontrolę nad szosą do Antwerpii oraz przeprawą przez Kanał Gandawski. 19 września padł niemiecki punkt oporu w mieście Axel nad kanałem Axel-Hulst.
Następnym zadaniem 1DPanc było przekroczenie granicy holenderskiej i opanowanie ujścia Mozy; plan ten był częścią większej operacji alianckiej 21 Grupy Armii gen. Bernarda Lawa Montgomery’ego (w jej składzie walczyła 1 Armia Kanadyjska, której podporządkowana została 1 DPanc), której celem było dalsze spychanie Niemców na wschód.
Wyzwolenie Bredy
Realizując powierzone zadanie, Polacy, atakując klinem z rejonu kanału Turnhaut w kierunku na Alphen, opanowali miejscowość Merksplas, a następnie po wkroczeniu do Holandii (4 października) - Baarle-Nassau. Walki były niezwykle ciężkie, Niemcy bowiem – tłumaczy gen. Maczek we wspomnieniach – ściągali w rejon bojów coraz to nowe odwody. Ponadto, podobnie jak na terytorium Belgii, polskie siły musiały walczyć w terenie poprzecinanym licznymi kanałami. Nie bez znaczenia była także dająca się we znaki żołnierzom jesienna słota.
6 października polscy żołnierze otrzymali rozkaz zaprzestania działań zaczepnych. Mieli zabezpieczyć zdobyty obszar do czasu nadejścia posiłków. 22 października ruszyła nowa ofensywa wojsk sprzymierzonych na Tilburg, Roosendaal i Hollandsch Diep. 26 października rozkazy bojowe otrzymała także 1 DPanc: celem był atak na Oosterhout, Haansberg i Gilze. Polacy mieli związać walką nieprzyjacielskie oddziały (trzy niemieckie dywizje piechoty – 256, 711 i 719), posuwając się wzdłuż szosy biegnącej z Bredy do Tilburga; chodziło o odciągnięcie uwagi wroga od głównego uderzenia aliantów.
„Ze względu na barierę lasów od Bredy do Alphen, łatwych do skutecznej obrony, jedynym sposobem wykonania zadania zdawało mi się skupić oddziały dywizji na jej prawym, tj. wschodnim skrzydle i uderzyć silnie poprzez lukę w lasach z obszaru Alphen-Terover w kierunku Oostervijk-Gilze i przez ściągnięcie na siebie Niemców, nie dać im możności do przerzucenia sił z tego rejonu na zachód” – zapisał we wspomnieniach gen. Maczek.
Pierwsze walki po wznowieniu ofensywy przez 1 DPanc były udziałem 10 Brygady Kawalerii Pancernej i 3 Brygady Strzelców; wspierały je inne pododdziały wprowadzane stopniowo do walki przez gen. Maczka. Polakom udało się opanować Gilze, Dorst i Molenschot, zdobywając dogodne pozycje do uderzenia na Bredę. Najkrótsza droga do Mozy wiodła właśnie przez to brabanckie miasto, stanowiące ważny węzeł komunikacyjny.
Jak wspominał gen. Maczek, Niemcy uczynili z rejonu Bredy silny bastion obrony, spodziewali się jednak ataku wojsk alianckich od strony zachodniej. Ten natomiast, ku zdziwieniu okupantów, przyszedł ze wschodu. O niemieckim zaskoczeniu świadczyły relacje jeńców, wziętych do niewoli przez polskich żołnierzy. Po nocnych bojach (z 28 na 29 października) polskie oddziały opanowały wschodnie przedmieścia Bredy – Ginneken i Ijpellar.
Właściwe walki o miasto rozpoczęły się rankiem 29 października. Po przegrupowaniu sił 1 DPanc atakowała na dwóch kierunkach: 3 BS nacierała z południa na zachodnią dzielnicę Prinsenhagen, a 10 BKPanc na północno-wschodni rejon miasta z zadaniem m.in. zdobycia mostu w rejonie Oranjeboom. Choć walczono w terenie zabudowanym, szczęśliwie uniknięto ofiar cywilnych oraz poważniejszych zniszczeń w mieście. Przed walką bowiem - wspominał żołnierz 1 DPanc Kazimierz Psuty – „Maczek zakazał strzelania z armat, bo taka była ładna Breda, oszczędzić ją chciał. Ani lotnictwa żeby nie było, ani artylerii, ani armat z czołgów”.
30 października zlikwidowano ostatnie punkty oporu Niemców w Bredzie. Po wyparciu wroga żołnierze gen. Maczka od razu zaczęli oczyszczać okolicę z Niemców (przez pewien czas miasto ciągle znajdowało się w zasięgu wrogiej artylerii). Nieprzyjaciel został następnie odrzucony za kanały Mark i Wilhelminy. Łącznie w walkach o Bredę polska dywizja odniosła straty 151 zabitych i kilkuset rannych. Liczba poległych po stronie niemieckiej nie jest znana. Do polskiej niewoli dostało się natomiast 576 żołnierzy Wehrmachtu (wśród nich 7 oficerów).
Do 9 listopada udało się zdobyć strategicznie ważny przyczółek Moerdijk, opanowując most kolejowy i drogowy. Po dojściu do Mozy front aż do wiosny przyszłego roku ustabilizował się na linii rzeki. Zbliżającą się zimę Polacy spędzili w Bredzie, dozorując jednocześnie zdobyty obszar. „Tylko jeździliśmy od czasu do czasu nad Mozę. Z jednej strony rzeki byli Niemcy, a z drugiej Polacy. Na Boże Narodzenie z jednej strony stali Niemcy, śpiewali +Stille Nacht+, a my +Cicha noc+. Kto głośniej. Moza nie jest taka szeroka, to się niosło” – zapamiętał żołnierz dywizji Franciszek Gdaniec.
Dziękujemy Wam, Polacy!
Tym, co z pewnością zapadło polskim żołnierzom na długo w pamięci, było serdeczne przyjęcie, jakie zgotowali im mieszkańcy wyzwolonej Bredy. Po wkroczeniu do miasta Polakom ukazał się widok szczególny - ulice miasta, przystrojone na tę okazję polskimi flagami, były wypełnione wiwatującym tłumem. Na witrynach sklepowych umieszczano napisy „Dziękujemy Wam, Polacy!” Dla miejscowej ludności Polacy byli bohaterami, witano ich kwiatami oraz oklaskami, na ich część wydawano obiady.
„Mimo tak wielkiej różnicy w uosobieniach i zwyczajach, nieznajomości języka holenderskiego, żołnierz polski witany był z radością i entuzjazmem, przewyższającym wszystko, co go spotkało nie tylko we Francji, ale i gościnnej Flandrii; poczuł się jakby we własnym kraju i płacił za wszystko prawdziwym uczuciem i poświęceniem, gdy było trzeba” – pisał gen. Maczek.
W rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości, 11 listopada, władze Bredy urządziły w mieście defiladę zwycięskiego wojska polskiego. „Jesteśmy Wam, Polacy, głęboko wdzięczni za Wasz udział w wyzwoleniu nas. Nie zapomnimy tego nigdy. My, Holendrzy, zawsze czuliśmy wielką sympatię dla Waszego Narodu” – mówił tego dnia do polskich żołnierzy burmistrz Bredy Bartholomeus W. T. Van Slobbe.
Holandia (podobnie jak Belgia) stała się po wojnie dla kilkuset polskich żołnierzy nową ojczyzną. Wielu z nich otrzymało po wojnie honorowe obywatelstwa miast, którym przywracali wolność. W uznaniu zasług 1 DPanc uhonorowana została Wojskowym Orderem Wilhelma, stanowiącym najstarsze i najwyższe odznaczenie Królestwa Niderlandów. Dowódcy dywizji przyznano na wniosek mieszkańców Bredy honorowe obywatelstwo Holandii. O szczególnych związkach polskich pancerniaków z holenderskim miastem przypomina znajdujące się w nim Muzeum gen. Maczka.
Generał zmarł w Edynburgu 11 grudnia 1994 r. Miał 102 lata. Zgodnie z jego życzeniem, został pochowany wraz z żołnierzami dywizji poległymi przy wyzwalaniu Bredy, na tamtejszym polskim cmentarzu wojennym.
Waldemar Kowalski