Pierwsze zawody w skokach narciarskich na ziemiach polskich odbyły się 19 stycznia 1908 roku w Sławsku. Zwycięzcą został Leszek Pawłowski z klubu Czarni Lwów. Kolejne organizowano m.in. w Parku Kilińskiego we Lwowie, na Magurce w Bielsku-Białej, czy na Kalatówkach w Zakopanem. Dziś, w czasach, gdy czeka się już na skok trzystumetrowy, ówczesne rekordy skoczni mogą przywoływać uśmiech – wynosiły zaledwie 8-20 metrów.
Moment przełomowy nastąpił w latach 20. ubiegłego stulecia – czytamy w opracowaniu pt. "Skoki narciarskie w Polsce (1907–1939)" prof. dr. hab. Stanisława Zaborniaka z Akademii im. Jana Długosza w Częstochowie. Polacy przystąpili do rywalizacji międzynarodowej, a w 1925 roku w Zakopanem oddano do użytku pierwszą skocznię o parametrach europejskich – dużą skocznię pod Krokwią.
Najwybitniejszym skoczkiem okresu międzywojennego był Stanisław Marusarz. W trakcie imponująco długiej, bo aż trzydziestoletniej kariery sportowej, oddał około 10 tys. skoków. Czterokrotnie wystąpił jako zawodnik na zimowych igrzyskach olimpijskich, pobił rekord świata w Planicy w 1935 roku, wywalczył wicemistrzostwo świata w Lahti 1938. Został okrzyknięty sportowcem roku 1938 przez dziennikarzy "Przeglądu Sportowego" oraz narciarzem 50-lecia PZN.
Skakał na tradycyjnych drewnianych nartach zjazdowych przerabianych przez stolarza. "Narty zjazdowe miały jeden rowek po środku. Żeby nadawały się do skakania, stolarz dodawał dwa rowki boczne. Sprzęt do skoków można też było poznać po plastrach. Podczas lądowania szpic narty zazwyczaj pękał. Aby temu zapobiec, obwiązywano go grubym plastrem, przeważnie lekarskim" – mówi Marek Zaniewski, współautor wystawy o historii skoków narciarskich "Z zazdrości ptakom".
W tamtym okresie skoczek musiał być przede wszystkim elegancki. Choć dziś trudno w to uwierzyć, zawodnicy występowali pod krawatem lub z muszką pod szyją. Do tego spodnie "pumpy" wpuszczane w skarpety, zgodnie z obowiązującą modą. "Niektórzy zawodnicy do spodni przypinali małe pomponiki, które ładnie powiewały w locie" – zdradza Zaniewski. I dodaje, że w dbałości o odpowiedni wygląd naszych sportowców, przed zawodami międzynarodowymi, w jednym z zakładów krawieckich w Poroninie, przez ponad dwadzieścia lat zamawiano skoczkom ręcznie robione swetry, w których reprezentowali nasz kraj.
Najwybitniejszym skoczkiem okresu międzywojennego był Stanisław Marusarz. W trakcie imponująco długiej, bo aż trzydziestoletniej kariery sportowej, oddał około 10 tys. skoków. Czterokrotnie wystąpił jako zawodnik na zimowych igrzyskach olimpijskich, pobił rekord świata w Planicy w 1935 r., wywalczył wicemistrzostwo świata w Lahti 1938. Został okrzyknięty sportowcem roku 1938 przez dziennikarzy "Przeglądu Sportowego" oraz narciarzem 50-lecia PZN.
Na uwagę zasługuje sposób poruszania się ówczesnych zawodników. Podczas lotu skoczkowie wykonywali płynne okrężne ruchy rękami. "Niepowtarzalny styl opracował Stanisław Marusarz i do dziś, nawet na słabych technicznie zdjęciach, po sylwetce bezbłędnie można rozpoznać naszego mistrza. Styl ten był wzorem dla zawodników ze Skandynawii i krajów alpejskich" – podkreśla Marek Zaniewski.
Stanisław Marusarz był nie tylko wybitnym sportowcem, ale i zasłużonym kurierem tatrzańskim. W czasie II wojny światowej dołączył do organizacji konspiracyjnej "Orzeł Biały" porucznika rezerwy Józefa Berestko, która weszła w skład Służby Zwycięstwu Polski. Marusarz przerzucał ludzi, pieniądze oraz materiały konspiracyjne na trasie Zakopane-Budapeszt. Był dwukrotnie aresztowany przez słowacką służbę graniczną. Trafił w ręce gestapo, odrzucił propozycję trenowania niemieckich skoczków i został skazany na karę śmierci. Wsławił się głośną ucieczką z więzienia z Montelupich w Krakowie. Po wojnie wrócił do Zakopanego. Ostatni skok oddał w 1981 roku w wieku 68 lat! Zmarł w 1993 roku.
Inny polski skoczek, który odmówił trenowania niemieckich zawodników, nie miał tyle szczęścia, żeby dożyć spokojnej starości. Bronisław Czech, 24-krotny mistrz Polski w różnych konkurencjach, olimpijczyk, trzykrotny rekordzista kraju w długości skoku, nazywany najbardziej wszechstronnym narciarzem okresu międzywojennego, za działalność konspiracyjną został aresztowany w maju 1940 roku. Trafił do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Uczestniczył w ruchu oporu rtm. Witolda Pileckiego, odmówił pracy z niemieckimi sportowcami, zmarł z wycieńczenia 5 czerwca 1944 roku w obozowym szpitalu.
Tragicznie zakończyła się również kariera wybitnego narciarza Zdzisława Hryniewieckiego – jednej z najbardziej barwnych postaci lat 50. XX wieku. W 1959 roku "Dzidek" wywalczył mistrzostwo Polski, wygrywał z najlepszymi skoczkami świata, był kandydatem na zimowe igrzyska w Squaw Valley, ale los miał dla niego inny, okrutny plan. 28 stycznia 1960 roku, na treningu przedolimpijskim na skoczni w Wiśle-Malince, za wcześnie odbił się z progu i upadł na zmrożone podłoże. Do końca życia jeździł na wózku inwalidzkim. Zmarł 17 listopada 1981 roku, w wieku zaledwie 43 lat.
Ciekawa historia wiąże się z postacią Henryk Mückenbrunna – siedmiokrotnego mistrza Polski w różnych konkurencjach, dwukrotnego rekordzisty kraju w długości skoku, narciarskiego mistrza Czechosłowacji z 1926 roku. Mückenbrunn, uciekając przed wojskiem, wyemigrował do Francji. Zamieszkał w Chamonix, kontynuował karierę sportową. Do Polski wrócił tylko raz, w 1933 roku, na międzynarodowe zawody żydowskich klubów sportowych "Makkabiada". Zmarł nagle w 1956 roku w tajemniczych okolicznościach. Jego ciało, wraz z dwoma innymi ciałami – przewodnika Paula Demarchiego i multimilionera polskiego pochodzenia Fryderyka Ebla – znaleziono w pobliskiej Dolinie Valee Blanche. Pikanterii dodaje fakt, że Ebel był znanym przemytnikiem złota.
W 1972 roku na zimowych igrzyskach olimpijskich w Sapporo zabłysnął polski skoczek Wojciech Fortuna. Oddał jeden wyjątkowy skok, który przyniósł mu złoty medal olimpijski i zapewnił wyjątkowe miejsce w panteonie polskiego sportu. Po latach Fortuna wspominał ten moment w rozmowie z Wojciechem Szatkowskim: "Jadę i w momencie odbicia poczułem, że wyszedłem z progu pół metra wyżej niż w każdym życiowym skoku. To było idealne, perfekcyjne wyjście z progu. No i lecę, nie mogę się wycofać, aż spadłem na czerwoną linię oznaczającą punkt krytyczny skoczni. Nie ruszyło mnie przy lądowaniu. Ręce uniosłem do góry, bo wiadomo, bardzo się ucieszyłem. Biłem sobie brawo, co widać na filmie. Cisza na stadionie. Słyszałem za to tysiące fleszy aparatów fotograficznych strzelających w moim kierunku. Patrzę na tablicę wyników: 111 metrów i 130,4 punktu – takiej noty nie pamiętam, nie widziałem nigdy w życiu".
W latach 70. XX wieku sportowcy skakali już w goglach, ale wciąż jeszcze bez kasków, na nartach kompozytowych – drewnianych, pokrytych tworzem, specjalnie przystosowanych do skoków. W powietrzu nogi wciąż ustawiano równolegle, a za jak najbliższe utrzymanie obok siebie nart przyznawano dodatkowe punkty. Nie rozumiano jeszcze, że im większa powierzchnia nośna, tym dłuższy lot. Próbowano po prostu jak najszybciej "przeciąć" powietrze. "Wydawało się, że ustawienie skoczka podczas lotu nie ma większego wpływu na wynik. Najważniejsze były odbicie oraz prędkość jaką uzyskiwało się na progu. Rolę powietrza w trakcie lotu zaczęto zauważać dopiero w latach 80. Przez pewien okres układano narty na bok, co zwiększało powierzchnię nośną. Dopiero potem szwedzki skoczek Jan Boklöv wprowadził styl V. Wtedy też zaczęto produkować szersze narty" – tłumaczy Marek Zaniewski.
W 1995 roku na zawodach Pucharu Świata w Innsbrucku zadebiutował Adam Małysz. W trakcie kariery zawodniczej czterokrotnie stawał na olimpijskim podium, cztery razy wywalczył tytuł indywidualnego mistrza świata i również cztery – Puchar Świata (w tym trzy razy z rzędu).
"Po wygranym Turnieju Czterech Skoczni pojechałem z żoną do centrum handlowego. Iza robiła zakupy, ja stałem przed wejściem i pozowałem do zdjęć. Nie mogłem normalnie funkcjonować" – pisał niedawno Małysz w felietonie dla "Przeglądu Sportowego".
W 2001 roku Polska zwariowała i to szaleństwo trwało całą dekadę. W Zakładzie Poligrafii Reklamowej w Ustroniu ruszyła produkcja gadżetów z podobizną sportowca. Podobno pierwsza partia breloczków do kluczy rozeszła się zaledwie w dwie godziny. Jak grzyby po deszczu zaczęły wyrastać fan kluby Adama Małysza, a każdy jego występ każdorazowo oglądało kilkanaście milionów fanów. W 2002 roku, podczas transmisji igrzysk olimpijskich w Salt Lake City, liczba ta sięgnęła 14 milionów! Przed benefisem skoczka w Zakopanem w 2011 roku ruszyła akcja "Cała Polska Nosi Wąsy". Zarost (prawdziwy lub doklejony) błyskawicznie wyrósł na twarzach kibiców, artystów, dziennikarzy. Widokiem tysięcy rozemocjonowanych wąsaczy, małych i dużych, mężczyzn i kobiet, zgromadzonych pod Krokwią 26 marca 2011 roku, można by dzisiaj straszyć dzieci.
Na koniec ciekawostka ekspercka od Marka Zaniewskiego. Jaka była najbardziej zaskakująca zmiana w skokach w okresie od Marusarza do Małysza? Na początku XX wieku punktowano także "odwagę skoku", dlatego w powietrzu zawodnik musiał mieć... odpowiednią minę.
Karolina Apiecionek