Dzisiejsi przestępcy zdjęli dresy i założyli garnitury - mówi PAP reżyser Patryk Vega, którego film "Pitbull. Nowe porządki" wchodzi w piątek do kin. Główną rolę - policjanta - gra Piotr Stramowski, w jego antagonistę, gangstera, wciela się Bogusław Linda.
PAP: "Pitbull. Nowe porządki" w Pana reżyserii i na podstawie Pana scenariusza to kontynuacja - nie bezpośrednia, bo niektóre postaci powracają, ale główni bohaterowie są nowi - serialu "Pitbull", emitowanego w TVP w latach 2005-2008.
Patryk Vega: Przez 10 lat zmieniła się i policja, i przestępczość. Miałem coś nowego do powiedzenia w temacie "Pitbulla". Już przy okazji ostatniej serii serialu miałem poczucie, że odmieniamy niekiedy rzeczy przez przypadki i trochę wyczerpaliśmy pomysły. Jednym z bezpośrednich impulsów do nakręcenia nowego "Pitbulla" była książka "Złe psy. W imię zasad" (2015 - PAP), którą napisałem po śmierci Sławka Opali, pierwowzoru postaci "Despero" z serialu.
Byłem przeświadczony, że kręcenie bezpośredniej kontynuacji trzeciej serii "Pitbulla" skończyłoby się fiaskiem, byłby to odgrzewany kotlet. Potrzebowaliśmy nowej historii, która zachowa jednocześnie ducha "Pitbulla". Narodziła się idea, by stworzyć film oparty na historii Grupy Mokotowskiej i "Gangu obcinaczy palców". Historia Grupy Mokotowskiej jest opisana w książce "Złe psy". Na potrzeby filmu wykonałem dodatkowo dokumentację "Gangu obcinaczy palców", odpowiedzialnego za serię porwań.
W nowym "Pitbullu" postanowiłem posunąć się dalej, nie tylko opowiedzieć o policji, ale pokazać też drugą stronę barykady, świat przestępców. Do tej pory w polskim kinie przestępcy ukazywani byli poprzez optykę policjanta, który ich ścigał. W "Pitbullu. Nowych porządkach" jest inaczej. Uważam, że udało mi się, pokazując przestępczy świat, stworzyć pełnokrwiste postaci, mające swoją psychologię, język. Było to zadanie trudne. Musiałem wykonać równie drobiazgową, jak w przypadku policji, dokumentację świata przestępczego. O ile rozmowa ze świadkiem koronnym nie jest - powiedzmy - niemożliwa dla dziennikarza czy dla tzw. zwykłego śmiertelnika, to porozmawianie z czynnym przestępcą i nakłonienie go, by opowiedział o poważnych przestępstwach, za które nie został skazany, jest wyzwaniem. Tym niemniej udało mi się to przeprowadzić i powstał film, który nie ma nie tylko żadnej wymyślonej sceny, ale też żadnego wymyślonego dialogu.
Rzadko udaje się przenieść coś na ekran z precyzją jeden do jednego. W serialu postaci pięciu głównych policjantów stworzone zostały na bazie życiorysów kilkunastu oficerów operacyjnych. Również w przypadku filmu kinowego moja praca sprowadziła się do konstruowania historii z gotowych elementów "zassanych" z rzeczywistości. To nie jest jednak dokument, lecz film fabularny, wszystko jest prawdziwe na poziomie szczegółu, natomiast wymagało kompilacji.
Patryk Vega: W nowym "Pitbullu" postanowiłem posunąć się dalej, nie tylko opowiedzieć o policji, ale pokazać też drugą stronę barykady, świat przestępców. Do tej pory w polskim kinie przestępcy ukazywani byli poprzez optykę policjanta, który ich ścigał. W "Pitbullu. Nowych porządkach" jest inaczej.
PAP: W serialu główną rolę policjanta "Despero" grał Marcin Dorociński. W filmie głównym bohaterem jest policjant o pseudonimie "Majami", w którego wciela się Piotr Stramowski.
Patryk Vega: Uznałem, że "Pitbull" wymagał liftingu i że musimy powołać do życia nową ikonę policyjnego bohatera. Zdecydowałem się obsadzić Piotrka Stramowskiego. To aktor debiutujący na dużym ekranie, grał w serialach, ale nie miał głównych ról, które wsadziłyby go do jakiejś szuflady. Nie chciałem, by był to aktor, który przywodzi na myśl serial X czy Y, gdyż pragnąłem stworzyć w tym filmie zupełnie nowego bohatera.
Mój mentor jeśli chodzi o filmy dokumentalne, Andrzej Fidyk, nauczył mnie, że bohatera trzeba kochać i skoro autor filmu decyduje się o nim opowiedzieć, powinien spróbować przedstawić jego racje, pokazać świat poprzez jego optykę.
PAP: Jak to wyglądało w Pana wykonaniu?
Patryk Vega: Można zadać pytanie, dlaczego przestępcy godzą się w ogóle ze mną rozmawiać, skoro tworzyłem produkcje policyjne. Uważam, że wynika to z faktu, że nigdy nikogo nie oszukałem. Rozmowy ludzi ze mną to forma spowiedzi. W trakcie dokumentacji rozmówcy opowiadali mi o najbardziej intymnych rzeczach, o których nie powiedzieli nawet najbliższym. Mam poczucie ogromnej odpowiedzialności. Począwszy od dokumentu, który kręciłem w przeszłości, "Prawdziwe psy" (2001, o policji - PAP); rejestrowaliśmy rzeczy niezgodne z prawem, sytuacje, za sprawą których policjanci poszliby siedzieć, ja te materiały zawsze na drugi dzień kasowałem. Tworzy mi to pewną renomę w tzw. środowisku.
Nie jestem policjantem. Wysłuchuję historii, nie znając nazwisk, dat. Mnie interesują emocje, postawy ludzkie. Dotychczas nie miałem sytuacji, że ktoś opowiedział mi historię przestępstwa, z którą ja tak silnie bym się zidentyfikował, że uważałbym, iż należy coś zgłosić na policję.
Jestem przeciwny sytuacjom, gdy idzie się do przyszłego bohatera filmu i nie przedstawia się całej prawdy; gdy tworzy się przed nim inną wizję tego, co naprawdę ma powstać, wykorzystuje się niewiedzę bohatera, by się przed nami otworzył; gdy wykorzystuje się jego historię, mając świadomość, że w rzeczywistości pokażemy go w stricte negatywnym świetle. Bohaterowi należy otwarcie powiedzieć, co zamierzamy zrobić. To kwestia etyczna. Źle bym się czuł jako człowiek, jako katolik, gdybym kogoś oszukał.
PAP: Rozmawia Pan ze środowiskami będącymi po przeciwnych stronach barykady. Łatwo zachować neutralność?
Patryk Vega: Nie oceniam tego moralnie. Kręcąc film, nie wychodzę od tezy i nie tworzę rzeczywistości mającej jakąś tezę poprzeć. Rozmawiając z człowiekiem, czy to jest przestępca, policjant, pedofil czy matka zabitego dziecka, szukam świetnych scen i dialogów. To służy mi do konstruowania historii. Gdy mam już tego dostatecznie dużo, siadam do pisania scenariusza. Patrzę na to wszystko nie przez pryzmat moralno-etyczny, lecz jak dramaturg.
PAP: Powiedział Pan, że chce pokazać przestępców tak, jak oni sami siebie widzą. Jaki obraz siebie mają?
Patryk Vega: To kwestia indywidualna. Nie jest łatwo znaleźć przestępców, którzy zdecydują się na ekshibicjonizm emocjonalny, autorefleksję. W przypadku policjantów to prostsze. Ponadto przestępcy się zmieniają. W przeszłości to byli często ludzie prymitywni, bo ich fach był związany z siłą i brutalnością, to nie byli ludzie mający specjalne przemyślenia na temat psychologii własnego działania.
Dzisiejsi przestępcy zdjęli dresy i założyli garnitury. Wielu to ludzie, którzy w kontakcie z nami przywodziliby na myśl prawnika lub pracownika korporacji. I nie chodzi o to, że noszą garnitur i nie klną - w nich w ogóle nie wyczuwa się cwaniactwa. Są przestępcami na poziomie luk prawnych i krętactw finansowych. Ale oczywiście mają swoje armie oprychów, którzy w razie konieczności sięgną po broń. Ci przestępcy działają w białych rękawiczkach. Z nimi rozmawia się prościej, bo są w stanie, między innymi dzięki wykształceniu, opowiadać w sposób dla filmowca ciekawy. Trudniej znaleźć dobrych bohaterów "po najciemniejszej stronie mocy" - dobrych w sensie ciekawych, takich, którzy opowiedzą o tym, co robili, w sposób interesujący. Oczywiście ci ludzie sami nie wiedzą, co jest interesujące w sensie dobre dla filmu. Podobnie, jak nie wie tego większość z nas. Prawda jest taka, że każdy z nas ma przynajmniej jedną świetną historię do opowiedzenia o samym sobie, jednak większość nie zdaje sobie z tego sprawy.
PAP: Mógłby Pan opowiedzieć o głównych bohaterach filmu? W policjanta Dariusza Wolkowskiego pseud. "Majami" wciela się Stramowski, a w jego antagonistę - gangstera - Bogusław Linda.
Patryk Vega: Jak mówiłem, rzeczywistość policyjna się zmieniła. Dawniej nie było policjantów, którzy chodzili po ulicach z irokezem, wytatuowani. Tak wygląda "Majami", wzorowany na prawdziwym policjancie, który chodzi po Warszawie, mając nota bene tę samą ksywę. Film jest opartą na faktach historią policjanta, który doprowadził do rozbicia grupy przestępczej. To wątek z życia wzięty, jeden do jednego przeniesienie z rzeczywistości, metodą kopiuj-wklej.
Nikt w tym filmie nie jest do końca dobry lub do końca zły. Zależało mi, by pokazać wielowymiarowość postaci. Interesujące dla widzów będzie, jak myślę, to, że jest odwrócony schemat. Bohater pozytywny jawi się na początku negatywnie, gangster wydaje się postacią pozytywną.
Bohater grany przez Lindę z jednej strony wzbudza empatię, z drugiej - widzimy, że zachowuje się jak skurczybyk. A przy tym podoba się kobietom. To facet, którego kochamy i nienawidzimy jednocześnie. Kobiety z jednej strony mają gęsią skórkę, oglądając niektóre sceny, ale tak naprawdę rozumieją tego gangstera jako człowieka.
Podobnie jest z policjantem. On w punkcie wyjścia w filmie, ze względu na metody, jakie stosuje, przez kilka minut przywodzi na myśl gangstera. Widzom może się wydać, że obserwują przestępcę, dopiero po chwili okazuje się, że to policjant. Potem odkrywamy, że pod całą tą brutalnością kryje się wrażliwy facet. "Majami" jest emocjonalnie pokaleczony, bo przez dwa lata działał pod przykryciem w grupie handlującej narkotykami, udawał przestępcę. Potem wyszedł z tej grupy, ale nie może z powrotem odnaleźć się w rzeczywistości. Dalej funkcjonuje jak przestępca. Dopiero spotykając na swej drodze przeciwnika, który jest jego niemal lustrzanym odbiciem, policjant ten wchodzi na drogę pozwalającą mu wrócić na właściwą stronę.
PAP: Mają sporo cech wspólnych.
Patryk Vega: Istotne jest, na rzecz czego działają: dobra czy zła. I różniące ich zasady. Generalnie w dzisiejszym świecie, również tym przestępczym, zasady zanikają. Nie ma sztywnych przestępców. Gdy zamyka się grupę, najtwardsi przestępcy z reguły licytują się między sobą, kto zostanie świadkiem koronnym i wkopie pozostałych - kto pierwszy się zdecyduje, ten wychodzi na wolność i sypie kolegów. Grupa Mokotowska była szczególna. W jej skład wchodzili ludzie, którzy znali się od małolata, z podwórka. Była to grupa bardzo hermetyczna, oparta na tak silnych relacjach, że nie była ich w stanie skłócić dziewczyna. Byli sztywni, nie pruli się na policji, używając języka ulicy.
Bohater grany przez Lindę jest takim przestępcą, który ma kodeks zasad przestępczych. Jakkolwiek jest skurczybykiem i robi złe rzeczy, można powiedzieć, że to facet z zasadami, który nie jest zdemoralizowany do końca. Chociaż w trakcie tej historii on przesuwa granice własnej moralności, robiąc coraz gorsze rzeczy.
Patryk Vega: Gdy zamyka się grupę, najtwardsi przestępcy z reguły licytują się między sobą, kto zostanie świadkiem koronnym i wkopie pozostałych - kto pierwszy się zdecyduje, ten wychodzi na wolność i sypie kolegów.
PAP: Kogo jeszcze zobaczymy na ekranie? Ciekawą rolę ma podobno np. Krzysztof Czeczot.
Patryk Vega: Jeśli chodzi o bohaterów znanych z serialu, wrócą "Gebels" grany przez Andrzeja Grabowskiego, Barszczyk, którego gra Michał Kula i grany przez Pawła Królikowskiego Igor. W nowe postaci wcielają się np.: Krzysztof Czeczot, Maja Ostaszewska, Agnieszka Dygant, Beata Kawka, Julia Pogrebińska, Anna Karczmarczyk.
Bohater grany przez Krzysztofa Czeczota to facet, który ma przyjemną powierzchowność, wygląda na miłego chłopaka, który mógłby być informatykiem czy pracownikiem agencji reklamowej. To jednak bodaj najbardziej przerażająca postać w całym filmie. Jest reprezentantem bananowej młodzieży, pochodzi z dobrego domu, jego rodzice są uznanymi lekarzami. On tymczasem jest zdegenerowany, robi najbardziej złe rzeczy w zasadzie dla sławy, poważania, bo w jego przypadku pieniądze nie są istotne.
Co się może wydać ciekawe, umożliwiałem aktorom poznawanie protoplastów ich postaci.
PAP: Spotykali się z nimi?
Patryk Vega: Tak. Na przykład Maja Ostaszewska, wcielająca się w dziewczynę gangstera, odbyła wiele rozmów z autentyczną dziewczyną gangstera, która zakochała się w policjancie. Dzięki temu zbudowała swą rolę genialnie. Patrząc na Maję, miałem poczucie, że ona stała się wręcz tamtą osobą - bo przejęła jej sposób mówienia, poruszania się, zrozumiała emocje tej kobiety, jej marzenia, potrzeby.
Wyjątkowe warunki, jeśli chodzi o przygotowania do roli policjanta, miał Piotrek Stramowski. Uczestniczył razem z prawdziwymi policjantami w ich działaniach. Wcześniej przygotowania do gry w tego typu filmach wyglądały w Polsce z reguły tak, że aktor szedł na strzelnicę, oddawał dziesięć strzałów do tarczy i to był cały trening, polegający na obeznaniu z bronią. Piotrek spędził dziesiątki godzin z funkcjonariuszami. W uniformie, w całym oporządzeniu brał udział w działaniach policjantów niczym jeden z nich. Można długo i namiętnie tłumaczyć, na czym polega zawód policjanta, jednak jeśli ktoś tego nie poczuł na własnej skórze, nie brał udziału w szturmowaniu mieszkania, nie zrozumie, jakiego rodzaju to emocje.
Policjanci, którzy oglądają "Pitbulla. Nowe porządki" na pokazach testowych, mówią, że "Majami" zachowuje się jak policjant z krwi i kości. To jednocześnie postać, która podoba się kobietom - wiem to też na podstawie pokazów testowych. To bohater tajemniczy, niedostępny, stanowczy.
PAP: Gdzie kręciliście zdjęcia?
Patryk Vega: Większość na stołecznym Mokotowie, bo akcja dotyczy tej dzielnicy. Realizowaliśmy zdjęcia w prawdziwych komendach. W filmie zagrali autentyczni policjanci. A także prawdziwi przestępcy, niektórzy z elektronicznymi bransoletkami na nogach, odbywający wyrok na wolności. To buduje realizm tej historii. Gdy patrzy się na Bogusława Lindę, gdy idzie w towarzystwie dwustu gości nie wyglądających jak pracownicy biblioteki... Mieliśmy wiele scen zbiorowych. Są ustawki, w których udział bierze po czterysta osób. Są sceny z setkami policjantów. Przebieranie amatorów i tłumaczenie, jak się mają zachowywać, skończyłoby się fiaskiem.
Mieliśmy ambicję stworzyć najbardziej realistyczny film o policji w polskim kinie. Widz będzie miał też okazję zobaczyć materiały dokumentalne z autentycznych przygotowań do policyjnych akcji. Byliśmy z kamerą w komendach, obserwując np. przygotowania antyterrorystów. Widz poczuje się, jakby sam tam był.
Rozmawiała: Joanna Poros (PAP)
jp/ agz/