Trwającą 799 dni wyprawę zorganizowaną dla upamiętnienia polskiego podróżnika Kazimierza Nowaka, który w latach 1931-1936 przemierzył Afrykę z północy na południe i z powrotem, opisuje Piotr Tomza w książce "Afryka Nowaka". Pozycja właśnie trafia do księgarń.
Sztafeta, której peregrynacje opisuje Tomza, wyruszyła z Polski w listopadzie 2009. Jej uczestnicy starali się przemierzyć Afrykę tą samą trasą i przy użyciu tych samych środków lokomocji, co Kazimierz Nowak. Zajęło im to trzy lata, o dwa mniej niż Nowakowi, ale on podróżował samotnie, a ci, którzy podążali jego śladami, podzielili trasę na 30 etapów. Z każdym z nich mierzyła się inna ekipa.
Patron wyprawy, urzędnik Poznańskiego Towarzystwa Ubezpieczeniowego, stracił posadę i przez wiele miesięcy bezskutecznie szukał pracy. W marcu 1925 roku zdecydował się wyjechać z kraju, by jako korespondent prasowy i fotograf zarobić na utrzymanie rodziny. Podróżował po Europie rowerem, aby zaoszczędzić na biletach. W 1928 roku dotarł do Afryki Północnej i tam, zafascynowany nieznanym kontynentem, wpadł na pomysł, że zostanie pierwszym człowiekiem, który samotnie, na rowerze przemierzy Czarny Ląd. Ten plan miał także rozwiązać problemy finansowe jego rodziny - atrakcyjny i unikatowy materiał reporterski dawał szansę na przyzwoity zarobek.
Wyczyn Nowaka przez wiele lat był zapomniany. Dopiero w 2000 r. ukazało się pierwsze wydanie książki "Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd" z reportażami przedrukowanymi z przedwojennych pism. Gdy w 2006 r. książka trafiła do rąk Ryszarda Kapuścińskiego, który zachwycił się wyczynem Nowaka i wziął udział w odsłonięciu tablicy jego pamięci na dworcu Poznań Główny, historia podróżnika przyciągnęła uwagę mediów i stała się szerzej znana.
26 listopada 1931 roku Nowak ruszył swym siedmioletnim wysłużonym rowerem z Trypolisu na południe ku odległemu o kilkanaście tysięcy kilometrów Przylądkowi Igielnemu, ale włoskie władze zawróciły go z drogi z uwagi na niespokojną sytuację w Cyrenajce. Nowak pojechał więc do Aleksandrii i stamtąd ruszył wzdłuż Nilu na południe szlakiem Wielkich Jezior Afrykańskich.
Samotny podróżnik zaopatrywał się w żywność w miejscowych wioskach Tuaregów, egipskich fellachów, Szilluków, Watussi, Pigmejów, Hotentotów, Buszmenów. Z mijanych miast wysyłał do polskiej prasy ("Naokoło Świata", "Na Szerokim Świecie", "Przewodnik Katolicki") korespondencje, w których pisał o pięknie kontynentu, ale i grozie afrykańskiej dziczy, o kolonializmie i egzotycznych obyczajach tubylców. Codziennie pisał też do żony i dzieci, za którymi bardzo tęsknił. Honoraria dawały rodzinie podróżnika utrzymanie, wystarczyło też na aparat fotograficzny, który żona wysłała mu do Afryki. Nowak wykonał nim ponad 10 tys. zdjęć.
Nowak bardzo krytycznie oceniał kolonialne zapędy białych w Afryce. Wbrew nadziejom przedstawicieli Ligi Morskiej i Kolonialnej, nie podzielał kolonialnych ambicji państwa polskiego, dlatego też nie doczekał się ze strony ojczyzny żadnego wsparcia. Jedynie firma Stomil przesyłała mu opony rowerowe.
Ostatniego dnia kwietnia 1934 roku Nowak dotarł do Przylądka Igielnego. Jego podróż miała zakończyć się w Kapsztadzie, ale zdecydował się wracać w ten sam sposób - znów samotnie, rowerem przez cały kontynent, choć trasą prowadzącą przez zachodnią część Afryki.
Gdy popsuł mu się rower skorzystał z pomocy rodaka, Mieczysława Wiśniewskiego, który podarował mu konia o imieniu Ryś. Uczestnicy sztafety dotarli do córki Wiśniewskiego, która nadal mieszka w Namibii. 86-letnia Izabela Bensdorff z domu Wiśniewska, wspomina, że Ryś był jej ulubionym koniem i nadal ma do Nowaka pewien rodzaj żalu, że go zabrał. Kolejne 3 tys. km. Nowak przemierzył w siodle. Konia zostawił na farmie hrabiego Zamoyskiego w Angoli, gdzie pożyczył rower, którym dotarł nad rzekę Kassai. Tam przesiadł się na tubylcze czółno, które jednak rozbiło się na katarakcie burzliwej rzeki. Dalej Nowak brnął pieszo setki kilometrów aż do Lulua, gdzie nabył łódź, nazwaną na cześć żony „Maryś”. We wrześniu 1935 roku w Leopoldsville (obecnie Kinszasa w Demokratycznej Republice Konga) zakończył dwumiesięczny okres samotnej żeglugi, następny etap do jeziora Czad pokonał znów rowerem.
Kiedy władze nie zezwoliły mu na samotną przeprawę przez Saharę, zalecając przyłączenie się do karawany, Nowak kupił dromadera, najął poganiacza i tak dotarł do Uargla. Ostatnie 1000 km do Algieru pokonał rowerem i w listopadzie 1936 roku zakończył liczącą przeszło czterdzieści tysięcy kilometrów podróż. Do domu wrócił, po pięciu latach podróży, za pożyczone pieniądze. W Polsce odbył kilka wykładów, planował wydanie książki i kolejną podróż, ale nawroty malarii przykuły go do łóżka. Nabawił się też zapalenia płuc i w niespełna rok po powrocie do kraju, 13 października 1937 roku, zmarł.
Wyczyn Nowaka przez wiele lat był zapomniany. Dopiero w 2000 roku ukazało się pierwsze wydanie książki "Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd" z reportażami przedrukowanymi z przedwojennych pism. Gdy w 2006 roku książka trafiła do rąk Ryszarda Kapuścińskiego, który zachwycił się wyczynem Nowaka i wziął udział w odsłonięciu tablicy jego pamięci na dworcu Poznań Główny, historia podróżnika przyciągnęła uwagę mediów i stała się szerzej znana.
W 2009 roku ruszyła sztafeta Afryka Nowaka, w której śladami podróżnika rowerami jechało ponad 100 osób wymieniając się na kolejnych odcinkach. Na trasie uczestnicy wyprawy umieścili 88 tabliczek przypominających o polskim podróżniku, próbowali też odnaleźć scenerię jego fotografii i w kilku wypadkach udało się rozpoznać miejsce (na przykład w libijskim Gamadasie). W sumie udało im się odnaleźć 6 osób, które pamiętały polskiego podróżnika, na przykład w libijskiej oazie Zellah. Przed laty Nowak zabłądził i dotarł tam zupełnie wyczerpany wzbudzając sensację swoim rowerem. Saleh Ali Badran miał wtedy osiem lat i zapamiętał, że z Nowakiem dało się rozmawiać po włosku i po arabsku.
Historię sztafety rowerowej śladami Nowaka opisał Piotr Tomza, jeden z inicjatorów wyprawy. Książka "Afryka Nowaka" ukazała się nakładem wydawnictwa W.A.B. (PAP)
aszw/ mlu/