Ponad 40 osób wyprowadzono siłą z teatru, dochodziło do rękoczynów, obrzucano się wyzwiskami - wszystko z powodu premiery baletu "Święto wiosny" Igora Strawińskiego 29 maja 1913 r. w Paryżu. Utwór ten uznawany jest dziś za fundament muzyki nowoczesnej XX-wieku.
Premiera "Święta wiosny" Igora Strawińskiego 13 maja 1913 r. w Paryżu stała się jednym z najważniejszych wydarzeń kulturalnych XX wieku.
"Ten burzliwy wieczór słusznie stał się symbolem swojej epoki i punktem zwrotnym naszego wieku - zauważa kanadyjski historyk Modris Eksteins. - Zaczynając od miejsca, nowo wybudowanego, ultranowoczesnego Theatre des Champs Elysees w Paryżu, poprzez idee i intencje głównych protagonistów, do burzliwej reakcji widzów, premiera +Święta wiosny+ stanowi kamień milowy w rozwoju modernizmu (...) rozumianego jako kult sensacyjnego wydarzenia, poprzez które sztuka i życie stają się siłą i stapiają ze sobą".
29 maja 1913 r., około ósmej wieczorem, przed paryskim Theatre des Champs Elysees zaczęły gromadzić się tłumy. Większość przybyłych była elegancko ubrana - od tygodni świat kulturalny grzmiał o dziele, ceny biletów stale podnoszono. Mówiło się, że w Paryżu zawita "autentyczna sztuka". Śmietanka towarzyska miasta zastanawiała się, co przygotuje kompozytor wraz z impresario Siergiejem Diagilewem i choreografem Wacławem Niżyńskim, na otwarcie nowego sezonu Baletu Rosyjskiego w Paryżu.
"+Święto wiosny+ jest utworem muzyczno-baletowym. Pokazuje pogańską Rosję i jest zjednoczone jedną ideą: tajemnicą i wielką mocą twórczej siły Wiosny. Utwór nie ma fabuły" - notował we własnoręcznie napisanym libretcie Igor Strawiński. "Przyśnił mi się pogański obrzęd, podczas którego wybrana dziewica tańczy, aż umrze" - tłumaczył.
"+Święto wiosny+ jest utworem muzyczno-baletowym. Pokazuje pogańską Rosję i jest zjednoczone jedną ideą: tajemnicą i wielką mocą twórczej siły Wiosny. Utwór nie ma fabuły" - notował we własnoręcznie napisanym libretcie Igor Strawiński. "Przyśnił mi się pogański obrzęd, podczas którego wybrana dziewica tańczy, aż umrze" - tłumaczył.
Tematem utworu jest napięcie między życiem i śmiercią, a także eksponowanie pierwiastka prymitywnej gwałtowności. Niżyński pisał w liście do Strawińskiego: "Już wiem, czym będzie +Święto wiosny+, gdy wszystko pójdzie, jak obaj chcemy: czymś nowym, pięknym i całkowicie odmiennym, ale dla przeciętnego widza - wstrząsającym i emocjonalnym przeżyciem".
"Na tle białych gorsów, czerni fraków oraz szkarłatu pluszowych teatralnych obić i kotar, błyszczały brylantowe diademy, mieniły się jedwabie" - pisze w książce "Święto wiosny. Wielka Wojna i narodziny nowego wieku" Modris Eksteins. "Oprócz przepysznie wystrojonych snobów salonowych byli też snobi estetyczni, ubrani zwyczajnie (...) w miękkich filcowych kapeluszach najrozmaitszych fasonów, na znak buntu przeciwko sztywnym cylindrom i melonikom klas wyższych" - historyk kontynuuje opis publiczności. Francuski pisarz, malarz i reżyser filmowy Jean Cocteau napisał, że widownia odegrała "napisaną dla niej rolę".
Ledwie kilka chwil po rozpoczęciu utworu, na widowni wybuchły głośne protesty, które szybko zamieniły się w rękoczyny. Kurtyna poszła w górę, a publiczności spragnionej uduchowionej sztuki objawili się tancerze, niezręcznie i chaotycznie podskakujący na czubkach palców. W dodatku stopy mieli zwrócone do wewnątrz, nie - jak nakazuje sztuka - na zewnątrz.
Mimo wielu źródeł i wspomnień osób siedzących tamtego wieczora na widowni, nie wiadomo do końca, co dokładnie stało się podczas premiery. "Czy następnego ranka rzeczywiście stoczono pojedynek, jak zapewnia skłonna do melodramatyczności Romola Niżyńska; czy pewna dama rzeczywiście plunęła pewnemu dżentelmenowi w twarz; czy hrabina de Pourtales rzeczywiście, jak twierdzi Cocteau, wstała i z przekrzywionym diademem, wymachując wachlarzem, zakrzyknęła: +W całym moim 60-letnim życiu nikt nie ośmielił się ze mnie zakpić!+" - wylicza Eksteins. "Panował taki tumult, że muzyka chwilami ginęła w ogólnym zgiełku" - pisze.
Z licznych relacji wynika, że nikt, poza dyrygentem Pierrem Monteux, nie słyszał muzyki. Podobno Niżyński stał za kulisami na krześle i wykrzykiwał do tancerzy numery poszczególnych układów. Dyrektor teatru, Gabriel Astruc krzyczał z loży: "Najpierw słuchajcie! Gwizdać możecie potem!"
Zdaniem Valentine Gross, francuskiej artystki, którą jednak - jak zastrzega Eksteins - nieco ponosi pisarska fantazja, twierdzi, że Maurice Ravel był podczas premiery "zadziorny niczym kogut", poeta Leon-Paul Fargue "ciskał druzgocące obelgi", a kompozytor Florent Schmitt nazwał ambasadora Austro-Węgier "starym łajdakiem".
Premiera "Święta wiosny" zamieniła się w walkę nowoczesności z tradycją. Strawiński, czy tego chciał, czy nie, został ustawiony w pozycji piewcy współczesnej sztuki, odrzucającej zastygłe formy. Jego opowieść o prymitywnym, antyestetycznym człowieku, zakorzenionym w naturze była ideologicznie antyestetyczna.
"Była jedynie energia, tryumf i imperatyw (...) Wybrana dziewczyna przyłącza się do rytuału automatycznie, nie okazując zrozumienia, nie interpretując. Poddawała się losowi, który ją przerastał (...) Jeśli istniała jakakolwiek nadzieja, pojawiała się ona w energii i płodności, nie w moralności. Dla widzów tkwiących w wyrafinowanej cywilizacji takie przesłanie było wstrząsające" - tłumaczy Eksteins.
Premiera "Święta wiosny" zamieniła się w walkę nowoczesności z tradycją. Strawiński, czy tego chciał, czy nie, został ustawiony w pozycji piewcy współczesnej sztuki, odrzucającej zastygłe formy. Jego opowieść o prymitywnym, antyestetycznym człowieku, zakorzenionym w naturze była ideologicznie antyestetyczna.
Muzyka odpowiadała opowieści: odarta z ozdobników i melodii, o regularnym, somnambulicznym rytmie. W niczym nie przypominała muzyki wyrosłej z tradycji XIX-ego wieku. Zasady rytmu i harmonii zostały zarzucone, ustępując gwałtowności i dysonansom. Jeden z krytyków nazwał dzieło Strawińskiego "najbardziej nieharmonijną kompozycją, jaką kiedykolwiek napisano". "Nigdy kult niewłaściwej nuty nie był stosowany z takim przemysłem, zapałem i żarliwością" - pisał.
Carl Van Vechten, ówczesny krytyk "New York Timesa", nadawał z Paryża: "Wybuchła istna burza wrzasków kontrowana głośnymi oklaskami. Toczyliśmy wojnę o sztukę. Około czterdziestu protestujących wyprowadzono z teatru, lecz to nie uspokoiło zamieszania. Zapalono wszystkie światła na sali, lecz hałasy trwały (...)".
Van Vechten wspomina, że mężczyzna siedzący za nim podczas premiery dał się ponieść muzyce i począł rytmicznie uderzać go po głowie. "Ja zaś znajdowałem się w stanie takiej emocji, że przez dłuższy czas niczego nie czułem. Uderzenia były idealnie zsynchronizowane z muzyką (...) Obaj zapomnieliśmy o bożym świecie" - przyznawał w książce "Music After the Great War".
Mimo przepychanek na widowni między oburzonymi estetami a bijącymi brawo zwolennikami rosyjskiego kompozytora, spektakl dokończono. Rozentuzjazmowany tłum wylał się z teatru, by kontynuować dyskusje, nierzadko kłótnie, w kawiarniach na Polach Elizejskich.
W maju 1913 r. odbyły się jeszcze trzy paryskie przedstawienia "Święta wiosny". Żadne nie wzbudziło takich emocji jak premiera. Na kompozytora spadła lawina krytyki, oskarżającej go o uśmiercenie nie tylko baletu, lecz sztuki jako takiej. Jednocześnie rosyjski muzyk trafił na szczyty sławy, którą cieszył się do końca życia.
"Wydarzenie to zyskało taki rozgłos, że nawet trzydzieści lat później Walt Disney wykorzystał jego potencjał komercyjny, włączając fragmenty dzieła do innowacyjnego filmu +Fantazja+ z 1941 r. Wyimki ze +Święta wiosny+ pojawiają się w filmach po dziś dzień, ilekroć trzeba podkreślić mroczną naturę człowieka, sięgając po +muzykę prymitywną i barbarzyńską, muzykę Zulusów+, jak krytycy określili ten utwór" - ocenia Charles M. Joseph w swojej książce "Strawiński. Geniusz muzyki i mistrz wizerunku". (PAP)
pj/ mrt/ mag/