Jan Ruczaj, bohater powieści Eustachego Rylskiego "Obok Julii", zaczytuje się w Hemingwayu, usiłuje kultywować odziedziczony po przodkach etos bycia mężczyzną. "Szkoda, że męskość jest dziś w odwrocie, tracą na tym także kobiety" - mówił Rylski w rozmowie z PAP.
PAP :"Obok Julii" jest pierwszą Pana książką, w której w tak dużym stopniu wykorzystuje Pan fragmenty własnej biografii. Tak jak główny bohater, Jan Ruczaj, pracował Pan w młodości w bazie transportu leśnego, podobnie zresztą jak Marek Hłasko.
Eustachy Rylski: To nie jest powieść autobiograficzna, co nie znaczy, że nie mam z jej bohaterem nic wspólnego. Zasada, której dotychczas w swych próbach prozatorskich hołdowałem; jak najdalej od siebie, tym razem nie zadziałała. Jan Ruczaj to nie ja, ale jego młodość ma wiele wspólnego z moją młodością. Łączą nas manichejski pesymizm a jednocześnie oczarowanie bezużyteczną urodą świata. Mamy też obaj talent do odczuwania przyjemności. Z mojego życia Ruczaj dostał też upalne lato 1963 roku, kilkudniowe romanse, kąpiele w zielonym stawie, klan adoratorów Hemingwaya złożony z naprawdę pierwszorzędnych mężczyzn, pracę w bazie samochodowej. Tego lata, podobnie jak Ruczaj, mieszkałem z dwiema starymi kobietami - ciotką i babką. Ale wyliczanie tego co nas dzieli zajęło by więcej miejsca i w krótkiej rozmowie nie ma sensu.
Eustachy Rylski: Męskość jest wielką przyjemnością, bywa też czasem wielką przygodą. Mam na myśli etos bycia mężczyzną bardziej z książek Malraux, Montherlanta, Saint-Exupery'ego czy Camusa niż z "Obok Julii", taką prawdziwą męskość, która wiąże się z honorem, odwagą, odpowiedzialnością. Bardzo żałuję, że taka męskość jest w odwrocie, bywa kompromitowana.
PAP: Czytając "Obok Julii" starałam się rozpoznać opisywane przez Pana miejsca i mam wrażenie, że je znam. Czy scenerią powieści jest Kotlina Jeleniogórska?
Eustachy Rylski: Tak. To okolice Jeleniej Góry, co w powieści trochę ukrywam. W tej chwili trudno byłoby ją poznać próbując iść tropem bohaterów książki. To wspomnienia sprzed pół wieku. Byłem tam ostatnio dwa trzy lata temu na grobach moich dziadków w Cieplicach i zauważyłem, że wiele się tam zmieniło i to nie na lepsze. Strony straciły charakter. Stały się, jak reszta kraju, eklektyczne i tandetne choć nie posądzam nikogo o złą wolę. Tak to nam w Polsce wychodzi. Poza tym, przyroda, której tak wiele w "Obok Julii", została przez wątpliwą cywilizację bardzo tam poraniona. Za czasów mojej pracy w bazie transportu leśnego wycinano świerki wielkie jak sekwoje, ale bez tego elementu rabunku, który w kilkanaście lat potem przyczynił się do ich zagłady. Lasy będące ozdobą kotliny, zostały skutecznie zaatakowane przez brudnicę mniszkę, nie bez winy człowieka, i to co z nich pozostało to nędza.
PAP: Rzeczywistość Kotliny Jeleniogórskiej sprzed pół wieku, gdzie los rzucił najróżniejszych ludzi, m.in. z Kresów, opisuje Pan trochę jak Dziki Zachód, w konwencji westernu. Tacy są pracownicy bazy - hardzi mężczyźni na stalowych rumakach. A Ruczaj to już zupełnie westernowa postać, facet, który samotnie wymierza sprawiedliwość, działający w najlepszym razie na granicy prawa.
Eustachy Rylski: Ruczaj zasmakował w obcych jego naturze zuchwalstwie i brawurze, pod wpływem Julii, nauczycielki z podstawówki, która pojawia się w kluczowych momentach jego życia. Tak naprawdę, to Ruczaj jest człowiekiem pełnym wątpliwości, lęków, neuroz. Każdy z nas, czy tego chce, czy nie, ma jakiś swój sposób na walkę z poczuciem absurdu istnienia. Sposobem mojego bohatera staje się zuchwalstwo i brawura, oczywiście na miarę mizantropa, introwertyka i tchórza, którym on jest w gruncie rzeczy cały czas jest. Ruczaj cały czas walczy ze swoim tchórzostwem. Gdyby nie spotkał Julii prawdopodobnie prowadziłby spokojną egzystencję. Pewnie ożeniłby się z Halinką, z którą w powieści romansuje bez entuzjazmu, urodziłyby mu się dzieci, awansowałby w firmie, dostał podwyżkę, może udałoby mu się zaocznie skończyć studia. Krótko mówiąc, zakotwiczyłby się w małej stabilizacji lat sześćdziesiątych, która miała, mówię to bez ironii, swoje dobre strony.
PAP: Ruczaj dowodzi miejscowym klubem miłośników prozy Hemingwaya. Kiedy ostatnio czytał Pan coś tego pisarza?
Eustachy Rylski:Niedawno, ale ja jestem wyjątkiem, bo poza mną nikt już chyba nie czyta Hemingwaya. Nawet studenci polonistyki go nie czytają. Nie żal mi tego wcale, bo to był marny pisarz, choć jakoś ważny dla nas, dla mojego pokolenia. Hemingway wyostrzał apetyt na życie jak mało który pisarz. To trochę paradoks, bo on cały czas pisał o śmierci. Nie umiał pisać o miłości, o przyjaźni ani o obowiązku czy honorze - dobrze pisał tylko o śmierci i to chyba jedyna rzecz, która tak naprawdę go interesowała. Kręcił się zresztą cały czas wokół niej - polował, zabijał, był na wojnie, na końcu najprawdopodobniej sam się zabił.
PAP: Czy zgodziłby się Pan ze stwierdzeniem, że powieść "Obok Julii" afirmuje taki hemingwayowski etos męskości?
Eustachy Rylski: Jeżeli przyjedzie się do nieznanego miejsca i nagle się odkrywa, że jest ono znajome, rozpoznaje się topografię terenu, trafia się bezbłędnie w każdy zakątek, to niewykluczone, że odezwała się w nas pamięć genetyczna, no bo jaka inna? Doświadczyłem tego na Wołyniu, w stronach moich dziadków.
Eustachy Rylski: Owszem, choć nie zgodziłbym się z Dariuszem Nowackim, który w recenzji napisał, że książka ocieka testosteronem. Ta męskość w mojej powieści jest jakby wzięta w cudzysłów, podszyta różnymi neurozami, niepewnością.
PAP: Czy męskości trzeba w dzisiejszym świecie bronić?
Eustachy Rylski: Męskość jest wielką przyjemnością, bywa też czasem wielką przygodą. Mam na myśli etos bycia mężczyzną bardziej z książek Malraux, Montherlanta, Saint-Exupery'ego czy Camusa niż z "Obok Julii", taką prawdziwą męskość, która wiąże się z honorem, odwagą, odpowiedzialnością. Bardzo żałuję, że taka męskość jest w odwrocie, bywa kompromitowana. Wielka szkoda, że odeszliśmy od tradycyjnego kanonu męskości, szkoda, nie tylko w odniesieniu do mężczyzn, na tym tracą także kobiety.
PAP: Etos męskich cnót łączy się w powieści ze zjawiskiem, które opisuje Pan jako "pamięć genetyczną", tradycję przodków, którzy szli z Napoleonem na Moskwę. Jak można w sobie uruchomić taką pamięć?
Eustachy Rylski: Pamięć genetyczna to pojęcie, które wprowadziłem, przy okazji dyskusji na temat powieści "Warunek". Ten termin się przyjął, choć genetycy słysząc go rozkładają ręce. Niewątpliwie coś takiego istnieje, choć nie mam pojęcia, co można zrobić, aby pamięć genetyczną w sobie rozbudzić. Na pewno część ludzi doświadcza czegoś takiego. Jeżeli przyjedzie się do nieznanego miejsca i nagle się odkrywa, że jest ono znajome, rozpoznaje się topografię terenu, trafia się bezbłędnie w każdy zakątek, to niewykluczone, że odezwała się w nas pamięć genetyczna, no bo jaka inna? Doświadczyłem tego na Wołyniu, w stronach moich dziadków. Byłem w tamtych okolicach pierwszy raz w życiu, a znałem każdy kamień, każdy skrót, każdą drogę. To było dla mnie bardzo ekscytujące przeżycie. Dla twórcy pamięć genetyczna jest bardzo przydatna, wzbogaca, a jednocześnie sublimuje naszą wyobraźnię. Nie powinniśmy tego w sobie tłumić czy kwitować ironicznym uśmiechem.
Powieść "Obok Julii" ukazała się nakładem wydawnictwa Wielka Litera. (PAP)
Rozmawiała Agata Szwedowicz