Byłem w kinie na "Człowieku z marmuru" dwa razy – w Łodzi i Warszawie. Tylko wówczas zdarzyło mi się słyszeć w trakcie filmu huraganowe oklaski – powiedział PAP prof. Jerzy Eisler z Instytutu Historii PAN.
PAP: Dlaczego władze komunistyczne zdecydowały się na realizację "Człowieka z marmuru", który obnażał koszmar epoki stalinowskiej i dekonstruował mit przodowników pracy, a jednocześnie pokazywał degrengoladę moralną epoki gierkowskiej?
Prof. Jerzy Eisler: Tak się składa, że na temat tego filmu miałem okazję rozmawiać z Andrzejem Wajdą oraz ówczesnym ministrem kultury Józefem Tejchmą. Ogromną radością historyka jest sytuacja, w której relacje dwóch stron pokrywają się i uzupełniają. Wajda stwierdził, że ten film nie powstałby bez zaangażowania Tejchmy, który ćwierć wieku wcześniej pracował jako robotnik i działacz Związku Młodzieży Polskiej na budowie Nowej Huty. Widział on w filmie Wajdy opowieść o sobie i swoich koleżankach i kolegach. Wszyscy oni wierzyli w nowy porządek i socjalizm.
Jednocześnie miał świadomość, że później ci młodzi ludzie z powodu kierującego nim fanatyzmu, głupoty lub cynizmu starszych poczuli się w latach pięćdziesiątych zdradzeni. Stąd brał się ich skrajny radykalizm w dążeniu, aby system działał inaczej niż dotąd.
PAP: Ale miał wokół siebie innych "towarzyszy", którzy nie musieli zgadzać się z jego dążeniem do realizacji tego filmu.
Prof. Jerzy Eisler: Tejchma, gdy zobaczył scenariusz stwierdził, że ten film musi powstać. Niektórym działaczom nie mówił o żadnych szczegółach planowanego filmu. Inni zaś znali go bardzo pobieżnie i w złagodzonej przez niego wersji.
PAP: Musieli być więc zszokowani po premierze filmu w 1977 r.
Prof. Jerzy Eisler: Wówczas okazało się, że nie mogą ukazać się recenzje "Człowieka z marmuru". Dziennikarze byli zmuszeni przekazać reżyserowi ufundowaną przez siebie nagrodę w postaci cegły na korytarzu, podczas festiwalu filmowego w Gdańsku (później impreza została przeniesiona do Gdyni). Inaczej nie można było uhonorować tego filmu.
PAP: Uważa Pan, że jest to najlepszy film w dorobku Wajdy?
Prof. Jerzy Eisler: Tak, pamiętajmy że dziś mamy wiele filmów o takiej tematyce, ponieważ nie ma cenzury. Byłem w kinie na "Człowieku z marmuru" dwa razy – w Łodzi i Warszawie. Tylko wówczas zdarzyło mi się słyszeć w trakcie filmu huraganowe oklaski. Były to zwykłe pokazy, a nie premierowe.
Jest tam wiele scen tak przejmujących, że i dziś trudno mi się o nich mówi bez wzruszenia. Jedną z nich jest scena w sądzie, gdy Mateusz Birkut zeznaje "ja miałem się zamachnąć na niego, a on na mnie", bo obaj byli przodownikami pracy, a potem pokazuje ślady przesłuchań. W reakcji na to Wincenty Witek odwołuje wszystkie swoje dotychczasowe zeznania mówiąc: "możecie mi zrobić co chcecie, odwołuję wszystkie zeznania".
Zrobić wówczas taki film był ciężko, szczególnie w sytuacji, w której również sam Wajda był ukąszony przez system co zresztą sam pokazuje w filmie pod wzorowaną na sobie postacią reżysera Jerzego Burskiego. Dziś wszyscy mówią o trzech jego wielkich filmach z lat pięćdziesiątych: "Popiele i diamencie", "Kanale" i "Lotnej", ale zapomina się, że poprzedził je jego debiut "Pokolenie", który wciąż reprezentował w dużej mierze stylistykę sprzed 1956 r. Jego bohaterami byli żołnierze Gwardii Ludowej, a nie Armii Krajowej, a scenariusz oparty był na powieści prominentnego partyjnego pisarza Bohdana Czeszki.
PAP: Zdaniem wielu krytyków nawet w "Pokoleniu" widać wielki talent Wajdy. W czym tkwiła tajemnica sukcesu tak wielu jego filmów?
Prof. Jerzy Eisler: Jest to cecha, której nie umiem jednoznacznie nazwać, ale plasuje go wśród wielkich reżyserów światowego kina, takich jak Federico Fellini i Luis Buñuel. Wszyscy ci twórcy mają odwagę pokazywania rzeczy dziwnych, strasznych, śmiesznych i niewyobrażalnych, które zapadają nam w pamięć. Takie szalone pomysły, jak palące się kieliszki w "Popiele i diamencie" mogłyby zostać uznane za kiczowate, ale w twórczości Wajdy stawały się częścią historii kina światowego.
Steven Spielberg jako student szkoły filmowej namiętnie oglądał filmy Wajdy, ponieważ można było w nich podpatrzeć wiele śmiałych pomysłów. Sam dobór tematów jego filmów był niekonwencjonalny. Idea sfilmowania "Pana Tadeusza" była karkołomna, a uważam że obok "Katynia" jest to najlepszy z filmów Wajdy po 1989 r. Skoro wspomniałem o "Katyniu" to z niego w mojej pamięci zapadł spychacz zasypujący ciała zamordowanych polskich oficerów. Moim zdaniem to nawiązanie do scen z niemieckich nazistowskich obozów zagłady, gdzie takie same spychacze tworzyły góry ciał ofiar zbrodni. Nie wiem czy taki był zamysł reżysera, ale takie skojarzenie zapadło mi w pamięć. Ta efektowność koncepcji Wajdy sprawia, że pamiętamy jego filmy przez całe dziesięciolecia.
Zauważmy, że wędrówka przez kanały nie musiała zakończyć się na kracie z widokiem na Wisłę i drugi brzeg, gdzie mogło być ocalenie i z którego w domyśle tragedii miasta przyglądają się wojska sowieckie. Nawet ktoś oglądając "Kanał" tylko raz doskonale zapamięta tę scenę.
Rozmawiał Michał Szukała (PAP)
szuk/ ls/