Rozśmieszał innych, sam jednak podkreślał, że nigdy nie śmieje się ze swoich dowcipów. "Nie lubię śmiać się z własnych żartów. To jest tragedia, gdy ktoś to robi" - mówił. Bohdan Smoleń - legenda polskiego kabaretu, aktor i satyryk - zmarł w czwartek. Miał 69 lat.
Największą popularność zdobył dzięki występom w kabarecie Tey, u boku Zenona Laskowika. Kojarzony również z serialową rolą listonosza Edzia ze "Świata według Kiepskich".
Jak twórcę wrażliwego, artystę obdarzonego niezwykłym talentem satyrycznym określił Smolenia wicepremier, minister kultury Piotr Gliński. "Potrafił rozbawić do łez, wskazując jednocześnie absurdy PRL-u. Pozostanie polską ikoną sztuki kabaretowej. Bardzo będzie nam go brakowało na polskiej scenie" - napisał Gliński.
"Był typowym naturszczykiem, który życie odbierał wprost i który znajdował puenty do każdej okazji i sytuacji" - tak wspominał Smolenia w rozmowie z PAP dyrygent, kompozytor Zbigniew Górny. Zdaniem wieloletniego współpracownika i przyjaciela artysty Krzysztofa Deszczyńskiego, Smoleń był bardzo ważną postacią, której kabaret polski nigdy nie zapomni. "Był kimś wyjątkowym, jedynym w swoim rodzaju" - powiedział.
Jak twórcę wrażliwego, artystę obdarzonego niezwykłym talentem satyrycznym określił Smolenia wicepremier, minister kultury Piotr Gliński. "Potrafił rozbawić do łez, wskazując jednocześnie absurdy PRL-u. Pozostanie polską ikoną sztuki kabaretowej. Bardzo będzie nam go brakowało na polskiej scenie" - napisał Gliński w przesłanym w czwartek PAP komentarzu.
Zdaniem współtwórcy kabaretu Tey, Krzysztofa Jaślara Smoleń "miał to coś". "To się nazywa vis comica. Jego komizm wynikał także z jego postury – to był ten mały, chudy, który się odgryzał temu dużemu. To był artysta z cicha pęk – zaskakiwał puentą w bardzo nieoczywistym momencie" - powiedział PAP. Wspominał, że Smoleń lubił kontakt z publicznością, a w towarzystwie - zwłaszcza takim, którego nie znał - był zamknięty.
Bohdan Smoleń był dyplomowanym zootechnikiem - w 1975 roku ukończył studia kierunkowe na Akademii Rolniczej w Krakowie. Zanim związał się z poznańskim kabaretem Tey, przez kilka lat występował w krakowskim kabarecie Pod Budą, z którym triumfował w 1972 roku, jako zdobywca głównej nagrody na koszalińskiej Famie. Już wówczas dał się poznać jako artysta o wielkiej umiejętności rozśmieszania publiczności.
Lata występów w duecie z Zenonem Laskowikiem to okres największej popularności Smolenia i corocznych kabaretonów na festiwalu w Opolu, które rozsławiły skecze, takie jak: "Pelagia", "Ani me, ani be, ani kukuryku", "Maluch", "Polska w kryzysie", "Z tyłu sklepu", czy "Aaa tam, cicho być!". Ten ostatni przyniósł Smoleniowi nagrodę główną w Opolu w 1983 roku i odgórny zakaz wykonywania zawodu, nałożony przez kierownika Wydziału Kultury KC PZPR.
"Duet Laskowik-Smoleń jeszcze długo nie znajdzie innego duetu, który w sensie artystycznym mógłby mu zagrozić. To było niezwykłe zjawisko, którego najpiękniejszym zwieńczeniem było przedstawienie +S tyłu sklepu+ na festiwalu w Opolu w 1980 roku. To, co z tego zostało nam w oczach, uszach, pamięci - to kwintesencja kabaretu i ich partnerstwa na scenie" – powiedział PAP w czwartek współtwórca kabaretu Tey, Krzysztof Jaślar.
Zdaniem współtwórcy kabaretu Tey, Krzysztofa Jaślara Smoleń "miał to coś". "To się nazywa vis comica. Jego komizm wynikał także z jego postury – to był ten mały, chudy, który się odgryzał temu dużemu. To był artysta z cicha pęk – zaskakiwał puentą w bardzo nieoczywistym momencie" - powiedział PAP.
Przez całe lata 70. i 80., kabaret Tey kojarzył się z Poznaniem bardziej niż koziołki, rogale marcińskie czy pyry z gzikiem. "Gdzieś w połowie lat osiemdziesiątych wystarczyło powiedzieć, że jest się z Poznania, a już każdy wołał: +Laskowik, tej! Smoleń, tej!+" - pisał Radosław Nawrot ("Gazeta Wyborcza", 2011).
Swoją przygodę z kinem Smoleń rozpoczął od filmowej roli "fachowca" w komedii "Filip z konopi" Józefa Gębskiego (1981). Później zagrał jeszcze w kilku filmach, pojawiając się jako pan Stasio w "Kochankach mojej mamy" Radosława Piwowarskiego, z Krystyną Jandą (1985), Komol w "Cesarskim cięciu" Stanisława Moszuka (1987), kierowca Jarząbek i gubernator Manuel Karmello de Bazar w słynnym filmie dla dzieci "Pan Kleks w kosmosie" Krzysztofa Gradowskiego, z Piotrem Fronczewskim, Henrykiem Bistą i Marylą Rodowicz (1988) oraz ojciec "Borsuka" w filmie dla młodzieży "To my" Waldemara Szarka (2000).
W 1999 roku związał się na prawie dziesięć lat z serialem komediowym "Świat według Kiepskich", gdzie kreował charakterystyczną rolę listonosza Edzia. Poza tym pojawił się gościnnie na planie sitcomów: "13 posterunek" i "Niania".
Pod koniec lat 80 ub. wieku przeżył tragedię życiową - w ciągu niespełna roku stracił żonę i jednego z synów, przestał publicznie występować. Swoje losy z Wielkopolską związał na resztę życia. Zamieszkał w jednej z tamtejszych wsi, hodował kuce szkockie i prowadził założoną przez siebie Fundację Stworzenia Pana Smolenia, zajmującą się hipoterapią dla osób niepełnosprawnych.
Smoleń, pytany w jednym z wywiadów czy będzie jeszcze występował, odpowiedział: "Na razie nie czuję się na tyle dobrze. Przyjdzie czas, będę miał coś do powiedzenia, to wejdę na scenę i powiem. Ale nie mam już takiej pazerności, żeby mówić na siłę. Na razie przerwa. Przerwa mać".
Od kilku lat chorował. Na początku tego roku Fundacja Stworzenia Pana Smolenia informowała, że aktor jest sparaliżowany i potrzebuje intensywnej terapii neurologopedycznej. Fundacja zbierała pieniądze na jego leczenie.
Smoleń urodził się 9 czerwca 1947 roku w Bielsku-Białej. W 2009 r. z rąk ministra kultury Bogdana Zdrojewskiego odebrał srebrny medal Gloria Artis. Był także laureatem orderu Ecce Homo roku 2012, przyznawanego tym, którzy swoją działalnością dowodzą prawdziwości słów: "Człowiek - to brzmi dumnie".
W lutym br. wicepremier, minister kultury prof. Piotr Gliński przyznał Bohdanowi Smoleniowi Nagrodę Specjalną "w uznaniu nieocenionych zasług dla kultury polskiej, zwłaszcza sztuki kabaretowej". Wręczono ją 29 lutego br. podczas koncertu w warszawskim Teatrze Kamienica, z którego dochód był przeznaczony na terapię artysty.
Krzysztof Deszczyński, wspominając w rozmowie z PAP Smolenia, mówił, że był on dla polskiej kultury i kabaretu "kamieniem milowym". "Był bardzo ważną postacią, której kabaret polski nigdy nie zapomni, kimś wyjątkowym i jedynym w swoim rodzaju. On był uwielbiany ponad wszystko, publiczność polska bardzo go kochała, szczególnie w okresie, gdy byliśmy pod tzw. zaborem. Laskowik był jako ciemiężca i Moskal, a ten niepozorny człowieczek - Smoleń to był Polak, który się odszczekuje Moskwie. Na wieki będzie się kojarzył z numerem +Cicho być+" – opowiadał.
"Boguś miał to coś, co się nazywa vis comica. Jego komizm wynikał także z jego postury – to był ten mały, chudy, który się odgryzał temu dużemu. To był artysta z cicha pęk – zaskakiwał puentą w bardzo nieoczywistym momencie. Bardzo długo uczył się tekstów, ale gdy się ich nauczył, to bardzo ładnie, bardzo dużo oddawał od siebie" - wspominał Krzysztof Jaślar.
Opowiadał, że Smoleń lubił kontakt z publicznością, w kontaktach pozascenicznych był bardzo ciepłą osobą, a w torzarzystwie - zwłaszcza takim, którego nie znał - był zamknięty; otwierał się dopiero w kontaktach z bliskimi i przyjaciółmi.
Wieloletni współpracownik, przyjaciel artysty Krzysztof Deszczyński, wspominając w rozmowie z PAP Smolenia, mówił, że był on dla polskiej kultury i kabaretu "kamieniem milowym". "Był bardzo ważną postacią, której kabaret polski nigdy nie zapomni, kimś wyjątkowym i jedynym w swoim rodzaju. On był uwielbiany ponad wszystko, publiczność polska bardzo go kochała, szczególnie w okresie, gdy byliśmy pod tzw. zaborem. Laskowik był jako ciemiężca i Moskal, a ten niepozorny człowieczek - Smoleń to był Polak, który się odszczekuje Moskwie. Na wieki będzie się kojarzył z numerem +Cicho być+" – opowiadał.
Dyrygent, kompozytor Zbigniew Górny, który przez wiele lat współpracował przy różnych okazjach z Bohdanem Smoleniem, powiedział PAP, że Smoleń był "stworzony do tego, co robił na estradzie".
"Był typowym naturszczykiem, który życie odbierał wprost i który znajdował puenty do każdej okazji i sytuacji. Był znakomitym partnerem, kompanem na estradzie – zwłaszcza dla Zenka Laskowika. Ze Smoleniem spotkaliśmy się jeszcze, gdy działał Pod Budą, pracowaliśmy wspólnie krótko w Teyu, a potem, po Teyu już przy różnych projektach, wspólnie z Krzysztofem Jaślarem. Potem życie go boleśnie doświadczyło, złamało go psychicznie. Zgubił swój naturalny sposób bycia, przestał być bon vivantem, uciekł w samotność; bardziej po drodze było mu ze zwierzętami niż z ludźmi" - mówił Górny.(PAP)
agz/ rpo/ mow/