Jeden z największych malarzy flamandzkich, już za życia uważany za najwybitniejszego w Europie, Peter Paul Rubens (1577-1640) potrafił połączyć geniusz artystyczny z talentem przedsiębiorcy i umiejętnościami PR.
Wszystkie te zdolności podziwiać można na wystawie w paryskim Musee du Luxembourg, zatytułowanej „Rubens, portrety książęce”. Jak przyznaje komisarz ekspozycji Dominique Jacquot, mogłaby się ona nazywać „Malarz książąt i książę malarzy”.
Protestancka rodzina Petra Paula – ojciec był prawnikiem – przeszła na katolicyzm, co pozwoliło jej na powrót do rodzinnej Antwerpii. Zanim zajął się nauką malarstwa, chłopiec otrzymał wszechstronne wykształcenie humanistyczne i był paziem na arystokratycznym dworze flamandzkim.
Od 1600 r. przebywa na dworze księcia Mantuy Wincentego I Gonzagi - jest tam nie tylko nadwornym malarzem, ale i dworzaninem. Z tego tytułu zapewne uczestniczy we Florencji w uroczystościach ślubnych Marii Medycejskiej, która poślubiła per procura króla Francji Henryka IV.
Maria Medycejska, zwana „matką królów” jest krewną wszystkich książąt i głów koronowanych, których portrety figurują na wystawie. A wystawa mieści się w Pałacu Luksemburskim, w tym samym, gdzie w 1625 r., umieszczono cykl 24 obrazów alegorycznie ilustrujących życie królowej. Obecnie pałac jest siedzibą senatu francuskiego, a dzieła Rubensa od początku XX w. oglądać można w Luwrze.
W służbie Gonzagów udał się Rubens w pierwszą podróż dyplomatyczną. Książę posłał go do Madrytu z prezentami dla hiszpańskiego monarchy. Następnie mnożył misje dyplomatyczne na rzecz korony hiszpańskiej i w pewnych okresach prawie nie malował.
Uważa się, że oprócz zaszczytów i dochodów zaangażowaniem dyplomatycznym Rubensa kierował patriotyzm antwerpski. Mistrz pragnął rozkwitu swego miasta, a pomyślność mógł mu zagwarantować tylko pokój. Stąd wysiłki by uniknąć lub zakończyć wojny ze Zjednoczonymi Prowincjami (Holandią, wyzwoloną spod okupacji hiszpańskiej) i Francją.
A przecież nie zapominał, że jest artystą. Miał wielki szacunek dla włoskich mistrzów. Gdy był młody, we Włoszech uczył się na ich dziełach i czerpał całymi garściami z Tycjana. Kiedy później w Madrycie poznał młodego Velazqueza, olśniony jego talentem, namówił go na podróż do Włoch - niezbędne uzupełnienie edukacji artystycznej malarza, zapowiadającego się na geniusza. Przez całe życie Rubens kopiował wielkich Włochów.
Oficjalne portrety książęce imponują majestatem. Rubens zapewne umyślnie nie stronił w nich od pewnej urzędowej sztywności. Jego wirtuozeria widoczna jest przecież tu w świetle na zbroi, tam w misternie oddanych koronkach Marii Medycejskiej, czy w odblasku naszyjnika jej pereł.
Dwa są nadzwyczaj ciekawe i nieoczekiwane obrazy na tej wystawie. Pierwszy to portret infantki Izabeli Klary Eugenii, zwanej Izabelą Austriacką, żony hiszpańskiego suwerena Flandrii arcyksięcia Alberta. Księżna, w ozdobnym stroju, siedzi na werandzie, na tle na wpół odwiniętej kotary, odsłaniającej piękny, niemal bajkowy pejzaż ze stawem i dalekim pałacem.
Niezwykłość tego dzieła polega na tym, że kobietę namalował Rubens, a krajobraz Jan Brueghel starszy, zwany Aksamitnym. Choć nie jest to jedyny raz, gdy Rubens tworzył „na cztery ręce” ze współczesnymi mistrzami, ten obraz szczególnie zadziwia spójnością dwóch jakże różnych od siebie części, z których każda zachowuje indywidualny styl autora.
Drugą niespodzianką jest alegoryczny portret króla Hiszpanii Filipa IV na koniu. Namalował go wielki Diego Velazquez, ale jest to kopia obrazu Rubensa, spalonego w pożarze. Hiszpan niewątpliwie chciał w ten sposób złożyć hołd starszemu od siebie Flamandowi i dzięki temu uratował dla potomności jego wizję.
Ostatnim obrazem na wystawie jest autoportret Rubensa namalowany w r. 1623. Kupił go pewien dworzanin księcia Walii, by podarować swemu panu, przyszłemu Karolowi I. Obraz Rubensa był godnym prezentem dla następcy tronu. A mogła to być podobizna autora dlatego, że w tym dziele nie ma najmniejszych aluzji do jego profesji. Rubens nobilitowany przez Filipa IV, namalował się w charakterze szlachcica i dworzanina. W podwójnej roli, w której czuł się równie swobodnie, jak w roli artysty. (PAP)
autor: Ludwik Lewin
edytor: Paweł Tomczyk