Decyzja władz PRL z jesieni 1975 r. zapowiadająca umieszczenie w konstytucji zapisu o „przewodniej roli PZPR” oraz „braterskiej więzi ze Związkiem Radzieckim” oburzyła społeczeństwo i zaktywizowała część intelektualistów. Chociaż oba sformułowania były jedynie potwierdzeniem reguł obowiązujących w polskiej polityce od 1944 r., jawne zadekretowanie niedemokratycznego oraz wasalnego statusu państwa odczytano jako sygnał, że ekipa Gierka odrzuca dotychczasowe pozory liberalizmu.
Najważniejszym efektem działalności KOR było przełamanie społecznej rezygnacji i lęku przed komunistyczną dyktaturą. Akcje zapoczątkowane przez Komitet przyciągały podobnie myślących, a rosnące sieci znajomości i kontaktów obejmowały coraz to nowe miasta i środowiska.
Zamysł publicznego sprzeciwu narodził się w kręgu, który powstał w latach 70. z wzajemnych kontaktów różnych środowisk: przywódców studenckich protestów z 1968 r., członków konspiracyjnej organizacji „Ruch”, działaczy Klubu Inteligencji Katolickiej, dawnych uczestników spotkań Klubu Krzywego Koła. Zredagowany przez Jana Olszewskiego, Jakuba Karpińskiego i Jacka Kuronia list otwarty do Sejmu PRL zawierał protest przeciwko dyktaturze partii komunistycznej i wszechwładzy cenzury.
W odróżnieniu od protestów z poprzednich lat, wśród 59 sygnatariuszy listu znaleźli się nie tylko wybitni uczeni i literaci, ale także działacze opozycji. „Stałem na stanowisku, że to ma być szeroki list, który mają podpisać również ludzie działania bezpośredniego, ponieważ sądziłem, że nadchodzą czasy działania i trzeba, żeby pewne nazwiska znalazły się w obiegu.” – mówił później Kuroń.
Okres próby dla środowisk opozycyjnych miał nadejść już niebawem. 24 czerwca 1976 r. premier Piotr Jaroszewicz zapowiedział w telewizji podwyżkę cen – podstawowe produkty żywnościowe miały zdrożeć od 30 do 100 procent. Jedzenie stanowiło najważniejszą pozycję w budżecie większości rodzin robotniczych, toteż informacja oznaczała dla nich prawdziwą katastrofę. Nazajutrz w wielu miastach – przede wszystkim Ursusie, Radomiu i Płocku – wybuchły protesty. Robotnicy ogłosili strajki i wyszli na ulice, w Radomiu zdemolowano i podpalono Komitet Wojewódzki PZPR. Po kilkunastu godzinach władze odzyskały inicjatywę: przybyłe na miejsce oddziały ZOMO spacyfikowały manifestacje. Rozpoczęły się masowe aresztowania (objęły co najmniej 2,5 tys. osób) i brutalne represje – robotników wyrzucano z pracy, katowano w czasie śledztwa, w szykowanych procesach groziły im wieloletnie wyroki.
Te same środowiska, które zorganizowały protest przeciwko zmianom w konstytucji, teraz wystąpiły w obronie prześladowanych. Początkowo powtórzono akcje pisania listów otwartych. Nie przyniosła ona jednak większych rezultatów, zaś wśród opozycjonistów pojawiło się przeświadczenie, że konieczne są bardziej zdecydowane kroki.
W połowie lipca grupa działaczy, wśród których znajdowali się między innymi Jacek Kuroń, Jan Józef Lipski, Antoni Macierewicz, Jan Lityński i Henryk Wujec, stawiła się w gmachu Sądu Wojewódzkiego w Warszawie, gdzie toczył się proces robotników z Ursusa.
„To było tak, że na korytarzu sądowym stała milicja. – wspominał Lityński – Nie wpuścili nas oczywiście ani na salę, ani na korytarz, więc tych sześciu (bodajże) oskarżonych z Ursusa nie widzieliśmy, ale ktoś nawiązał pierwsze kontakty: odważył się podejść do rodzin oskarżonych i zaczął z nimi rozmawiać. Proces trwał kilka dni, kontakty były coraz lepsze, ci ludzie opowiadali nam o tym, co się działo w Ursusie, szybko zebraliśmy jakieś pieniądze, udało się znaleźć oskarżonym pomoc prawną – to znaczy ich rodziny zaczęły się zgłaszać do poszczególnych adwokatów (mieliśmy taki stały zespół).”
Jako pierwsi akcję udzielania pomocy robotnikom podjęli Macierewicz i Piotr Naimski wraz z grupą harcerzy z „Czarnej Jedynki”; wkrótce w działalność tę włączyły się też inne kręgi opozycyjne, tworząc kilka niezależnych od siebie sieci wsparcia. Starano się ustalić nazwiska i adresy represjonowanych robotników, co wcale nie było rzeczą prostą. „Wtedy ze zdumieniem stwierdziliśmy, że robotnicy nie mają czegoś takiego jak więzy środowiskowe. – wspominała Teresa Bogucka – Kiedy usiłowaliśmy sporządzić listę aresztowanych, zaraz po wydarzeniach w Radomiu i Ursusie i udało nam się dotrzeć do fabryk, to słyszeliśmy: »No był tu, przy tej maszynie, podobno przyzwoity, ale ja nie wiem, jak się nazywał«. Okazało się, że robotnicy są osadzeni przede wszystkim w kręgu sąsiedzko-rodzinnym, nie mają czegoś takiego jak środowisko, znajomości z miejsca pracy.”
Fragment „Apelu do społeczeństwa i władz PRL": Ofiary represji nie mogą liczyć na żadną pomoc i obronę ze strony instytucji do tego powołanych, np. związków zawodowych, których rola jest żałosna. Pomocy odmawiają też agendy opieki społecznej. W tej sytuacji rolę tę musi wziąć na siebie społeczeństwo, w interesie którego wystąpili prześladowani. Społeczeństwo bowiem nie ma innych metod obrony przed bezprawiem jak solidarność i wzajemna pomoc.
Ponieważ często aresztowani lub wyrzuceni z pracy byli jedynymi żywicielami rodzin, potrzebna była też pomoc finansowa. Zbiórki, organizowane głównie wśród warszawskiej inteligencji i studentów, pozwalały zdobyć środki na stałe zasiłki dla najbardziej potrzebujących. Załatwiano pomoc lekarską dla chorych, a także namawiano pobitych do poddania się obdukcji w szpitalach (takie zaświadczenia stanowiły potem mocny argument w sądzie). Z kolei działający w opozycji lub sympatyzujący z nią adwokaci podejmowali się prowadzić sprawy za darmo.
Szybko okazało się, że konieczne jest powołanie jakiegoś formalnego ciała, które będzie zajmować się koordynowaniem pomocy, a jednocześnie – przynajmniej w pewnej mierze – osłoni uczestników akcji przed represjami. Potrzebny był też rozpoznawalny szyld, który uwiarygodniałby niosących pomoc w oczach robotników.
Na początku września odbyło się w Warszawie w prywatnych mieszkaniach kilka zebrań, głównie z udziałem sygnatariuszy „listu 59”. Pierwsze spotkanie miało miejsce w mieszkaniu Edwarda Lipińskiego; rozważano wtedy powołanie Komitetu Obrony Praw Człowieka, ale ostatecznie nie zapadła żadna decyzja. Kolejne rozmowy z przyczyn konspiracyjnych prowadzono już w kilkuosobowych gronach, głównie z udziałem Kuronia, Lipskiego, Macierewicza, Naimskiego, Olszewskiego i Onyszkiewicza. Uzgadniano wówczas decyzje, co do nazwy i charakteru przyszłej organizacji.
Zredagowany dokument Jerzy Andrzejewski wysłał 23 września 1976 r. na adres Kancelarii Sejmu wraz z listem przewodnim, zawiadamiający o powołaniu Komitetu Obrony Robotników. W „Apelu do społeczeństwa i władz PRL”, podpisanym obiegiem przez 14 osób, czytamy m.in. „Ofiary represji nie mogą liczyć na żadną pomoc i obronę ze strony instytucji do tego powołanych, np. związków zawodowych, których rola jest żałosna. Pomocy odmawiają też agendy opieki społecznej. W tej sytuacji rolę tę musi wziąć na siebie społeczeństwo, w interesie którego wystąpili prześladowani. Społeczeństwo bowiem nie ma innych metod obrony przed bezprawiem jak solidarność i wzajemna pomoc.”
Wśród członków KOR znaleźli się zarówno aktywni uczestnicy akcji pomocowej jak i osoby znane oraz obdarzone społecznym autorytetem – wśród nich m.in. pisarz Jerzy Andrzejewski, wybitny ekonomista prof. Edward Lipiński, przedwojenni działacze socjalistyczni Ludwik Cohn i Antoni Pajdak, kapelan AK ks. Jan Zieja. Ich nazwiska miały być gwarancją, że władze nie odważą się na zbyt daleko idące represje wobec opozycji.
Ideą działalności Komitetu była jawność – w publikowanym co miesiąc „Komunikacie” podawano nazwiska i adresy członków KOR. Konspiracja dotyczyła jedynie kanałów, którymi przekazywano pieniądze oraz lokalizacji podziemnych drukarń.
Dość prędko równorzędną pod względem znaczenia formą działalności stało się rozpowszechnianie informacji o represjach stosowanych przez władze wobec z jednej strony robotników a z drugiej – członków i sympatyków KOR. W „Komunikatach” opisywano szczegółowo przypadki esbeckich zatrzymań, rewizji, pogróżek, a także napaści dokonywanych przez „nieznanych sprawców”; podawano do wiadomości treść prokuratorskich zarzutów i sądowych wyroków. Obowiązywała zasada, że wszystkie sygnały o szykanach (najczęściej przekazywane telefonicznie Jackowi Kuroniowi) skrupulatnie sprawdzano i wystrzegano się publikowania niesprawdzonych informacji.
Wraz z amnestią dla wszystkich robotników uwięzionych za udział w czerwcowych protestach, pierwotny cel istnienia KOR został osiągnięty. Członkowie Komitetu postanowili jednak kontynuować dotychczasową działalność, za jej istotę uznając walkę z autorytarną władzą, prowadzoną w sposób jawny i pokojowy. W ten sposób doszło do utworzenia we wrześniu 1977 r. Komitetu Samoobrony Społecznej „KOR”. Nowa organizacja skupiała już 33 członków (oraz setki aktywnie współpracujących sympatyków), a jej zasadniczym celem miało być zmuszenie władzy do respektowania swobód politycznych i wolności słowa.
Szersza formuła polityczna wymusiła rozwój organizacyjny Komitetu: informacje o represjach zbierało Biuro Interwencyjne prowadzone przez Zofię i Zbigniewa Romaszewskich, pieniędzmi zarządzała Rada Funduszu Społecznego. Za pośrednictwem Niny, Aleksandra i Eugeniusza Smolarów najbardziej bulwersujące fakty nagłaśniano na Zachodzie (z którego opinią uzależniony od kredytów Gierek musiał się liczyć). Coraz większego znaczenia nabierała działalność wydawnicza KSS „KOR” – kierowana przez Mirosława Chojeckiego Niezależna Oficyna Wydawnicza drukowała periodyki, reprezentujące różne opcje ideowe występujące w KOR (m.in. „Biuletyn Informacyjny”, „Robotnika”, „Krytykę” i „Głos”), opublikowano także kilkadziesiąt tytułów książek.
Wraz z amnestią dla wszystkich robotników uwięzionych za udział w czerwcowych protestach, pierwotny cel istnienia KOR został osiągnięty. Członkowie Komitetu postanowili jednak kontynuować dotychczasową działalność, za jej istotę uznając walkę z autorytarną władzą, prowadzoną w sposób jawny i pokojowy.
Najważniejszym efektem działalności KOR było przełamanie społecznej rezygnacji i lęku przed komunistyczną dyktaturą. Akcje zapoczątkowane przez Komitet przyciągały podobnie myślących, a rosnące sieci znajomości i kontaktów obejmowały coraz to nowe miasta i środowiska. To właśnie ludzie KOR zainicjowali powstanie Studenckich Komitetów Solidarności, Ruchu Młodej Polski i Wolnych Związków Zawodowych.
KOR nie był organizacją masową, ale wypracowany przez jego członków model walki z systemem okazał się niezwykle skuteczny – czego dowiodły wydarzenia z lata 1980 r. „Jako rozbudowana, potężna instytucja, odgrywa wtedy niesłychanie ważną rolę – wspomina Bogucka – ponieważ przekazuje informacje o tym, co się dzieje na Wybrzeżu. Bo wydawało nam się, że najważniejsze jest, żeby tego strajku nie udało się tak jak przedtem w Lublinie stłumić, ani ograniczyć. Żeby wiedziano. I robotnicy w Stoczni też inaczej się zachowali, kiedy wiedziała o nich nie tylko cała Polska, ale – jak się okazało – nawet cały świat. A całą tę robotę informacyjną, to myśmy zrobili. To było tak, że tam pojechali ludzie i dzwonili, podawali jakieś telefony i się biegało, z kolejnych budek na nie dzwoniło. Przerywano rozmowy w budkach. Trzeba było biec do następnej, żeby ciąg dalszy wysłuchać. I wiadomości o strajku natychmiast dalej przekazać, tymi KOR-owskimi ścieżkami.”
Piotr Osęka