Następne kilkanaście dni trwał odwrót strategiczny WP w głąb kraju. Można go określić jako wyścig polskich piechurów i niemieckich zgrupowań pancerno-motorowych, czyli jako konkurencję, której strona polska wygrać nie mogła. W dzień trwały zacięte walki. Przy rosnącej z dnia na dzień przewadze Luftwaffe przemarsze sił polskich musiały odbywać się przede wszystkim nocą. To oznaczało, że żołnierze WP byli coraz bardziej zmęczeni, a przez to słabła zdolność obronna poszczególnych oddziałów.
Przy załamaniu się systemu łączności, co nastąpiło na początku drugiej dekady września z chwilą ewakuacji końcowego rzutu polskiego dowództwa z Warszawy stawianie wytężonego oporu, który przedłużał walki, zadawał straty, a w końcu zmusił przeciwnika do modyfikacji planu operacyjnego graniczy nieomal z cudem.
Tak jednak się stało, choć właściwie każdy dzień przynosił kolejną wyrwę w odchodzącym na wschód i południowy wschód ugrupowaniu polskim.
5 września Armia “Łódź” została zepchnięta z pozycji nad Wartą i Widawką, a w rejonie Piotrkowa nastąpiło rozerwanie jej frontu przez jednostki pancerne 10. Armii niemieckiej.
6 września zgrupowanie 3. Armii niemieckiej sforsowało pod Różanem Narew bronioną przez wzmocnioną do tego celu Armię “Modlin”, co oznaczało konieczność odwrotu sił polskich na linię dolnego Bugu i wbicie klina między Armię “Modlin” i sąsiednią Samodzielną Grupę Operacyjną “Narew”.
Tegoż dnia doszło pod Piotrkowem do rozbicia jednostek północnego zgrupowania odwodowej Armii “Prusy”, które bezskutecznie usiłowały powstrzymać niemiecki zagon pancerny zmierzający w kierunku Warszawy. Lecz zaimprowizowana obrona stolicy odniosła sukces – napastnik, upojony spektakularnym przerwaniem frontu, został 8 września późnym popołudniem powstrzymany na skraju miasta skutecznym ogniem i jego natarcie zaległo.
Także na północy, w pasie działań SGO “Narew”, strona niemiecka odnotowała porażkę: mimo miażdżącej przewagi czołgi i piechota utknęły na parę dni pod Wizną, skutecznie powstrzymane przez polską pozycję umocnioną.
9 września otworzył nową kartę zmagań. Wycofujące się ze wschodniej Wielkopolski bez nacisku ze strony nieprzyjaciela oddziały Armii “Poznań” rozpoczęły w pasie Łęczyca-Łowicz uderzenie w kierunku południowym, na lewe skrzydło 8. Armii niemieckiej, która toczyła walki z resztą sił Armii “Łodź”. W ten sposób, nad Bzurą, rozpoczęła się największa batalia polskiego Września i początkowego etapu II wojny światowej w Europie.
Sukces wstępnego natarcia sił polskich zmusił Niemców do poniechania prób szybkiego zdobycia Warszawy i przegrupowania się w celu zlikwidowania niespodziewanego zagrożenia.
Przez następne dwa tygodnie na obszarze pomiędzy Wisłą i Bzurą toczyły się krwawe i nadzwyczaj zacięte walki połączonych Armii “Poznań” i “Pomorze” z 4. i 8. Armią niemiecką. Pozwoliło to stronie polskiej ustabilizować środkowy odcinek frontu na linii Wisły, osłaniany przez zaimprowizowaną Armię “Lublin”.
Jednak 10 września 3. Armia niemiecka głęboko odrzuciła oddziały Armii “Modlin” za Bug. Równocześnie pękła obrona Wizny, co oznaczało rozbicie sił SGO “Narew” i otwarcie drogi na Brześć nad Bugiem, będący miejscem postoju Sztabu Naczelnego Wodza.
11 września oddziały 14. Armii przekroczyły pod Jarosławiem San, rozdzielając zmęczoną długotrwałym, choć udanym, odwrotem znad granicy Armię “Kraków” od zreorganizowanej Armii “Małopolska” (dawna Armia “Karpaty”).
12 września ugrupowanie tej ostatniej zostało rozerwane zagonem pancernym z Sambora na Lwów i znalazło się w okrążeniu.
13 września Sztab Naczelnego Wodza przeniósł się do Kowla. Nazajutrz padła Gdynia, zamknęło się okrążenie Warszawy od wschodu, a czołgi niemieckie dotarły pod Brześć, nawiązując walkę z garnizonem twierdzy i oddziałami Samodzielnej Grupy Operacyjnej “Polesie”.
Po dwóch tygodniach walk polskie związki operacyjne spływały, utrudzone marszami i walkami, na obszar tzw. przedmościa rumuńskiego, które – w oparciu o granicę z Węgrami i Rumunią miało stanowić ostateczny punkt oporu i miejsce przetrwania władz.
Wieczorem 16 września, tj. w przeddzień spodziewanej ofensywy francusko-brytyjskiej, strona polska panowała jeszcze nad wschodnią połową kraju, od Grodna, przez Puszczę Knyszyńską i Białowieską, Kobryń, południowe Podlasie i Chełmszczyznę, linię górnego Bugu, aż po broniący się Lwów i łuk Dniestru.
Trwały bitwy izolowanych zgrupowań: pod Tomaszowem Lubelskim (Armia “Kraków”) i nad Bzurą (Grupa Armii gen. Tadeusza Kutrzeby).
Broniły się: Hel, twierdza Modlin, a nade wszystko Warszawa, gdzie prezydent Stefan Starzyński stworzył w istocie nieformalną ekspozyturę rządu walczącego państwa, kiedy ten, ze zrozumiałych powodów, musiał ewakuować się na pogranicze Rumunii.
Na morzu operowały jeszcze polskie okręty; także lotnictwo kontynuowało nierówną walkę.
Pogoda zaczęła zmieniać się na korzystniejszą dla obrońców – spadły pierwsze deszcze i zrobiło się chłodniej.
Najważniejsze zaś było to, że tempo posuwania się oddziałów niemieckich wyraźnie zmalało, a sytuacja na zapleczu zdawała się stabilizować – formowano nowe oddziały, reorganizowano służby; trwały przygotowania do odbioru sprzętu (przede wszystkim samolotów) zakupionego u sojuszników.
W Sztabie Naczelnego Wodza, stacjonującym od 16 września w Kołomyi, nastroje poprawiły się dostrzegalnie. Walka o czas wydawała się być – mimo nadspodziewanie wielkich strat obszaru, ludzi i sprzętu – wygrana. Nadzieje na dalszą, przynajmniej kilkutygodniową, zorganizowaną obronę miały uzasadnione podstawy.
Tymczasem na Zachodzie, w ciągu dwóch tygodni następujących po wypowiedzeniu wojny Niemcom, Wielka Brytania i Francja prowadziły podwójną grę. Z jednej strony, prowadząc ograniczone działania lotnicze (loty rozpoznawcze, zrzut ulotek) i morskie (rozwinięcie blokady, osłona własnych komunikacji), podjęły mobilizację i koncentrację wojsk lądowych do uderzenia na froncie zachodnim. Z drugiej jednak, prawdopodobnie wobec uświadomienia sobie nieuchronności pobicia Rzeczypospolitej wskutek zaskakująco szybkiego tempa pochodu Niemców oraz oczekiwanego wkroczenia do Polski sił sowieckich, Londyn i Paryż zdecydowały się ograniczyć bieżącą aktywność militarną tylko do demonstracji.
Decyzja w tej sprawie zapadła 12 września na konferencji w Abbeville. Premierzy Neville Chamberlain i Edouard Daladier oraz alianccy dowódcy wojskowi z gen. Mauricem Gamelinem na czele ustalili wtedy, że nie udzielą Polsce natychmiastowej pomocy, a zyskany wskutek poświęcenia Rzeczypospolitej czas przeznaczą na wzmocnienie własnego potencjału ofensywnego, z zamiarem zaatakowania III Rzeszy najwcześniej w 1940 r.
Przedstawiciele dyplomatyczni i wojskowi RP we Francji i Wielkiej Brytanii nie zostali o tym poinformowani; przeciwnie, przyjmowano ich interwencje na rzecz przyspieszenia pomocy, dając do zrozumienia, że zaangażowanie się sojuszników jest już niedalekie.
Moment zwrotny istotnie nadchodził. Miał on jednak wyglądać zupełnie inaczej, niż zakładali przywódcy naszego kraju.
dr Marek Piotr Deszczyński
Instytut Historyczny Uniwersytetu Warszawskiego