W 1863 r. powstańcy styczniowi uważali, że prawo Polaków do wolności zrównoważy rosyjskie karabiny i armaty. Walka nawet przy niepewnych szansach, jeśli trzeba, mimo wszystko, była jednak typowa dla polskich dziejów – mówi PAP publicysta Tomasz Łubieński.
Łubieński, redaktor naczelny miesięcznika „Nowe Książki”, jest publicystą, pisarzem i tłumaczem literatury pięknej. Napisał m.in. wielokrotnie wznawianą książkę „Bić się czy nie bić”, poświęconą polskim powstaniom narodowym.
PAP: Jaka była specyfika zrywu niepodległościowego z 1863 r.? Czym Powstanie Styczniowe różniło się od Powstania Listopadowego?
Tomasz Łubieński: To były zupełnie inne powstania, zarówno jeśli chodzi o charakter walk, jak i wnioski, które z tych powstań wynikły. Inna była ich atmosfera i etos.
Tomasz Łubieński: "Powstanie Listopadowe to właściwie regularna wojna polsko-rosyjska, w której Polacy niespodziewanie odnosili nawet znaczne sukcesy. Z kolei Powstanie Styczniowe jest desperackim, trochę przypadkowo wywołanym, zrywem. Piosenka powstańcza: „Poszli nasi w bój bez broni” dobrze określa ideę Powstania Styczniowego".
Powstanie Listopadowe to właściwie regularna wojna polsko-rosyjska, w której Polacy niespodziewanie odnosili nawet znaczne sukcesy. Z kolei Powstanie Styczniowe jest desperackim, trochę przypadkowo wywołanym, zrywem. Piosenka powstańcza: „Poszli nasi w bój bez broni” dobrze określa ideę Powstania Styczniowego. Powstańcy uważali, że racja moralna, prawo Polaków do wolności zrównoważą rosyjskie karabiny i armaty. Sądzili, że słuszność sprawy doprowadzi ich do zwycięstwa.
Chociaż z drugiej strony myślenie romantyczne wydawało się wówczas nawet racjonalne - jeśli brać pod uwagę tylko stosunek sił, Powstania Styczniowego w ogóle powinno nie być.
Powstanie Listopadowe skończyło się kacem moralnym, wiele regularnych polskich dywizji przekroczyło granice rosyjskiego zaboru. Z przeświadczeniem, że nie wykorzystano szansy na sukces. Powstanie, które wybuchło 33 lata później trwało aż 1,5 roku. Ono „wypaliło się do końca” i od początku nie miało szans.
PAP: Jak w Rosji i innych krajach Europy przyjęto wiadomość o wybuchu powstania?
Tomasz Łubieński: Wybuch powstania stanowił trudną próbę dla rosyjskich demokratów i liberałów. Byli oni za liberalizacją stosunków w Polsce, ale w ramach Imperium. Tymczasem powstanie oznaczało chęć wybicia się Polaków na całkowitą niepodległość. Prasa rosyjska, nawet postępowa, podnosiła fakt, że powstańcy styczniowi jako awanturnicy szkodzą reformom. Sympatie propolskie słabły, wyjątkiem był przebywający na emigracji rosyjski pisarz i myśliciel Aleksander Hercen.
Gdyby powstała jakaś namiastka państwa polskiego, Polacy próbowaliby odzyskać ziemie sprzed rozbiorów. Niewola polska cementowała wówczas europejski ład; Rosja, Austria i Prusy podzieliły się Polską. Mimo wielu wojen jakiś europejski pokój trwał mniej więcej przez sto lat. Europa się rozwijała, rosły jej imperia kolonialne. Towarzyszył temu ogromny postęp cywilizacyjny. Było to możliwe, mimo że Polski brakowało na mapie. Żadne państwo w Europie nie było na serio zainteresowany zmianą tego stanu rzeczy.
Uważano, że sprawa polska jest wewnętrzną sprawą Imperium Rosyjskiego. Ponadto, los Polski zależał od trzech potężnych państw z wielkimi armiami, co odstraszało siły dążące do europejskich rewolucji wolnościowych.
PAP: Stosunek do Rosji był przyczyną podziałów także między Polakami. Jak Pan ocenia politykę zwolennika autonomii w ramach Imperium hr. Aleksandra Wielopolskiego?
Tomasz Łubieński: Aleksander Wielopolski, wybitny, odważny polityk próbował przeciwstawić się opinii publicznej i forsował koncepcje sojuszu z Rosją, który przewidywać miał istnienie jakiejś formy autonomicznego państwa polskiego ze spolszczoną administracją. Wybuch powstania oznaczał klęskę takiej polityki, Wielopolski stracił do końca oparcie w społeczeństwie zarządzając brankę, której celem było wcielenie do wojska radykalnie nastawionej młodzieży.
Tomasz Łubieński: "Gdyby powstała jakaś namiastka państwa polskiego, Polacy próbowaliby odzyskać ziemie sprzed rozbiorów. Niewola polska cementowała wówczas europejski ład. Mimo wielu wojen jakiś europejski pokój trwał mniej więcej od 100 lat, Europa się rozwijała, a wraz z nią jej imperia kolonialne".
Przed przywódcami stronnictw insurekcyjnych stanął problem: co ważniejsze? Dążenie do niepodległości czy uwłaszczenie chłopów, zniesienie pańszczyzny? Choć stronnictwo Czerwonych próbowało przeprowadzić te reformy, wyprzedził ich car (Aleksander II).
Stefan Żeromski w opowiadaniu „Rozdzióbią nas kruki, wrony” drastycznie pokazał, że problem narodowy i społeczny „nie rymują się” ze sobą. W ciemnościach, w błocie ginie z kozackiej ręki bojownik o wolność, a chłop ściąga umarłemu bohaterowi buty.
Czy polityka Wielopolskiego miała szansę na sukces? Wydaję mi się, że nie. Była podstawowa sprzeczność, że Polacy i Rosjanie nie mogą być w jednym państwie, prędzej czy później musiało dojść między nimi do rywalizacji – podobnie było w Królestwie Kongresowym, które miało przecież ogromną autonomię. To przyzwyczajenie Polaków do wolności, styl sprawowania władzy przez cara, konflikt wyznaniowy i ekonomiczny - doprowadzały do kolejnych powstań.
PAP: W kontekście powstania mówi się o funkcjonowaniu pierwszego w dziejach Polski państwa podziemnego. Na czym polegał fenomen konspiracji z lat 1863-1865?
Tomasz Łubieński: Państwo podziemne to chyba najwspanialsze osiągnięcie Powstania Styczniowego. Pod względem wojskowym powstańcy wiele nie mogli osiągnąć, ale wypracowano wówczas zasady konspiracji, z których czerpały kolejne pokolenia.
Józef Piłsudski wychował się w legendzie Powstania Styczniowego. Natchnieniem Polski międzywojennej stali się weterani powstania z 1863 r.; otaczano ich czcią, oddawano honory wojskowe. Piłsudski podkreślał znaczenie pieczątki rządu narodowego, znaku legalnej powstańczej władzy, znaku podziemnego państwa.
Istniało ono w realiach okupacyjnych. Państwo podziemne, tam gdzie i jak długo było to możliwe, ściągało podatki, pobierało rekruta, wymierzało kary zdrajcom; istniała powstańcza poczta, rozbudowany system łączności. Funkcjonowanie takich struktur było ogromnie kłopotliwe dla zaborcy.
Rozstrzygnięcie wojskowe nie wystarczało, przeniknąć do struktur konspiracji i złamać solidarność społeczną było bardzo trudno.
Tomasz Łubieński: "Czy polityka Wielopolskiego miała szansę na sukces? Wydaję mi się, że nie. Była podstawowa sprzeczność, że Polacy i Rosjanie nie mogą być w jednym państwie, prędzej czy później musiało dojść między nimi do rywalizacji (...). przyzwyczajenie Polaków do wolności, styl sprawowania władzy przez cara, konflikt wyznaniowy i ekonomiczny - doprowadzały do kolejnych powstań".
Ten schemat powtórzył się w znacznej mierze podczas okupacji hitlerowskiej. Historycy niemieccy opracowali studium o Powstaniu Styczniowym, którego celem było poznanie zasad działania polskiej konspiracji, partyzantki, i sposobów ich zwalczania.
PAP: Wspominał Pan o karaniu zdrady. Czy konfidenctwo było poważnym problemem?
Tomasz Łubieński: Egzekucje na konfidentach i zdrajcach wykonywali sztyletnicy. Ale poważniejszym problemem była nielojalna rywalizacja między poszczególnymi przywódcami. Kłócono się o kompetencje, oskarżano o zdradę. Klęska powstania wynikała jednak głównie ze zmęczenia walką, dezercji, niewiary w powodzenie powstania, obawy przed represjami.
PAP: Jak wyglądały struktury oddziałów powstańczych?
Tomasz Łubieński: Charakter polskich oddziałów był bardzo różny – od oddziałów chłopskich uzbrojonych w kosy (choć w wielu rejonach chłopi występowali także przeciwko powstaniu), po oddziały regularne. W powstaniu walczyli zarówno ochotnicy, jak i ludzie wcielani w szeregi, również zawodowi żołnierze.
Wielu dowódców powstańczych było wcześniej oficerami armii carskiej. Wyróżniali się absolwenci Akademii Petersburskiej, którzy zdobywali szlify bojowe, m.in. tłumiąc ruchy wyzwoleńcze na Kaukazie. Oni świetnie znali taktykę wojsk rosyjskich. Nasz bohater narodowy Romuald Traugutt walczył wcześniej na Węgrzech przeciwko Józefowi Bemowi; uczestniczył także w wojnie krymskiej (1853-1856), na froncie bałkańskim.
Inni dowódcy uczyli się w szkole założonej przez Ludwika Mierosławskiego w Genui i Cuneo, gdzie fachowo przygotowywano ich do działań partyzanckich.
PAP: W jakim stopniu powstańców wspierali zagraniczni rewolucjoniści?
Tomasz Łubieński: Można powiedzieć, że Powstanie Styczniowe było dla rewolucjonistów z różnych krajów kolejną okazją do walki z porządkiem panującym w Europie. Między innymi włoski pułkownik, garibaldczyk, Francesco Nullo, wraz ze swoim oddziałem ochotników walczył w Powstaniu Styczniowym i poległ w bitwie w 1863 r. Nawiasem mówiąc udziałowi Włochów w Powstaniu Styczniowym niechętny był włoski bohater narodowy Giuseppe Garibaldi.
Innym znanym dowódcą zagranicznym był francuski oficer Francois Rochebrune, który sformował elitarny oddział Żuawów Śmierci wyróżniający się mundurami, na których widniał biały krzyż na czarnym tle.
W szeregach powstańców walczył również Ukrainiec, oficer armii carskiej Andrij Potebnia, który – podobnie jak Nullo – zginął w 1863 r.
W jednym z oddziałów powstańczych przebywał szwajcarski pułkownik Franz von Erlach. Spędził on z Polakami wiele miesięcy po to, aby obserwować jak wygląda taktyka działań partyzanckich. Efektem pobytu wśród Polaków była praca „Kriegsführung der Polen im Jahr 1863” („Partyzantka w Polsce w roku 1863”).
PAP: Jaki jest obraz Powstania Styczniowego w literaturze i filmie?
Tomasz Łubieński: "Józef Piłsudski wychował się w legendzie Powstania Styczniowego. Natchnieniem Polski międzywojennej stali się weterani powstania z 1863 r.; otaczano ich czcią, oddawano honory wojskowe. Piłsudski podkreślał znaczenie pieczątki rządu narodowego, znaku legalnej powstańczej władzy, znaku podziemnego państwa".
Tomasz Łubieński: Powstanie Styczniowe miało olbrzymi wpływ na świadomość Polaków. W twórczości Stefana Żeromskiego zajmuje ono szczególnie ważne miejsce. Pisali o nim także Jarosław Iwaszkiewicz (opowiadanie „Heidenreich”), Stanisław Rembek („Dwie gawędy styczniowe”), a także Władysław Terlecki, autor powieści i opowiadań takich jak m.in. „Dwie głowy ptaka”, „Powrót z carskiego sioła” czy „Spisek”.
O Powstaniu Styczniowym nakręcono też kilka filmów, m.in. „Wierną rzekę” Leonarda Buczkowskiego – adaptację powieści Żeromskiego o tym samym tytule oraz „Szwadron” Juliusza Machulskiego.
PAP: Powstanie Styczniowe funkcjonuje w społecznej świadomości jako mit narodowy. Jakie są tego skutki?
Tomasz Łubieński: Przywołam tu refleksję człowieka politycznego sukcesu, niemieckiego kanclerza Ottona von Bismarcka, zresztą nieprzyjaciela Polaków, który mówił, że w każdej klęsce jest szansa myślenia o przyszłej wygranej, a zwycięstwo usypia.
Niewątpliwie, w odniesieniu do dziejów Polski można nieraz mówić o fascynacji klęską. W polskim XIX w. daje się zauważyć prawidłowość kolejnych walk o niepodległość co parę dziesiątków lat. Bardzo często uczestnicy poprzedniego powstania byli sceptyczni wobec aktualnych zrywów – tak było w przypadku Powstania Listopadowego. Oficerowie napoleońscy, generałowie listopadowi, nie wierzyli w powodzenie walk z Rosjanami. Powstanie Styczniowe na dłużej, bo mniej więcej 50 lat, zatrzymało polskie dążenia do wolności. Stworzyło jednak ich niepodległą legendę.
Z ducha Powstania Styczniowego wywodzi się niejako Powstanie Warszawskie, czyli walka nawet przy niepewnych szansach, jeśli trzeba, mimo wszystko. Klęska walk o stolicę w 1944 r. odegrała ogromną rolę w najbardziej udanym zrywie, jakim było powstanie Solidarności. Jej narodzinom tym razem sprzyjała zarówno sytuacja międzynarodowa, jak i trzeźwe myślenie, aby nie ryzykować walki zbrojnej.
Powstawali również i to krwawo, wielokrotnie, m.in. Bułgarzy, Włosi, Hiszpanie i Irlandczycy.
PAP: Porównał Pan Powstanie Styczniowe do Powstania Warszawskiego. W czym tkwi podobieństwo obu zrywów wolnościowych?
Tomasz Łubieński: Oficerowie, którzy wywołali Powstanie Warszawskie, w większości legioniści, wychowani zostali w duchu Powstania Styczniowego, w kulcie ofiary. Tylko w 1944 r. poniesiono ofiary zbyt wielkie i niestety w dużej mierze poszły one na marne.
Wiara, że słuszność sprawy potrafi zrekompensować różnice w uzbrojeniu i przekonanie, że Europa jest niejako moralnie zobowiązana do udzielenia Polakom pomocy wydawała się prawie oczywiste wielu powstańcom, zarówno z 1863 r., jak i z 1944 r.
Tomasz Łubieński: Z ducha Powstania Styczniowego wywodzi się niejako Powstanie Warszawskie, czyli walka nawet przy niepewnych szansach, jeśli trzeba, mimo wszystko (...). Oficerowie, którzy wywołali Powstanie Warszawskie, w większości legioniści, wychowani zostali w duchu Powstania Styczniowego, w kulcie ofiary. Tylko w 1944 r. poniesiono ofiary zbyt wielkie i niestety w dużej mierze poszły one na marne.
Żadne z polskich powstań nie miało większego znaczenia dla Europy. W przypadku drugiej połowy XIX w., najlepszym momentem na wywołanie antyrosyjskiego zrywu była wojna krymska, kiedy Anglia, Francja, Turcja i Sardynia walczyły z Rosją. Ale na ziemiach polskich nic się wówczas nie działo, a sprawa polska nawet nie stanęła na pokojowym kongresie w Paryżu w 1856 r.
Klęska powinna uczyć mądrości, aby nie podejmować lekkomyślnie walki aby nie niszczyć tego, co już zostało osiągnięte. Zadałem kiedyś pytanie „Bić się czy nie bić”? Uważam, że należy się bić, ale tak, aby odnieść zwycięstwo.
PAP: Co by było, gdyby walki z Rosjanami w 1863 r. nie wybuchły?
Tomasz Łubieński: Uważam, że walki musiały wybuchnąć; istniał immanentny konflikt między Imperium Rosyjskim a ambicjami polskimi. Jednak gdybyśmy uniknęli zrywu z 1863 r., być może Polska stałaby się ważną, ale integralną już częścią Imperium.
PAP: Jakie przesłanie powinno płynąć z obchodów 150-lecia Powstania Styczniowego?
Tomasz Łubieński: Budujący był fakt przyjęcia przez Sejm przez aklamację uchwały o uczczeniu 150. rocznicy wybuchu powstania. Niezależnie od jego krytyki, zryw z 1863 r. jest szalenie ważny dla polskiej historii i mentalności.
Zawsze znajdą się ludzie, którzy będą twierdzić, że powstania w historii Polski musiały wybuchać – mimo klęsk, które przyniosły. Ta legenda powstańcza niebezpiecznie łączy się z myśleniem, że wszyscy nas opuścili, nikt nam nie pomógł. Skwapliwie zapominamy, że nie tylko nasz naród walczył z bronią w ręku o wolność. To szkodliwe, polskocentryczne, nieładne myślenie.
Rozmiłowanie się w klęsce i pretensja do świata jest według mnie jedną z przyczyn emigracji, która jest polskim zwyczajem co najmniej od 200 lat. Niezależnie od tego, czy w Polsce jest lepiej czy gorzej, nasze myślenie o przegranych powstaniach i braku zrozumienia Polski przez świat, zdaje się przekonywać nas, że jesteśmy pechowym narodem. Nikt nie chce należeć do takiego narodu, nie chce, żeby jego dzieci żyły w kraju, który ma zawsze przegrywać.
Najbardziej szkodliwy jest zatem nasz pesymizm historyczny. Oczywiście nie można gloryfikować powstań, należy je rzetelnie badać i wyciągać mądre wnioski.
Rozmawiał Waldemar Kowalski (PAP)
wmk/
Wideo:
"Poszli nasi w bój bez broni". Charakter walk Powstania Styczniowego
"Zauroczenie klęską". Powstanie Styczniowe jako mit narodowy
Państwo podziemne - najwspanialsze osiągnięcie Powstania Styczniowego