2 października 1914 r. w Berlinie w rodzinie urzędnika ubezpieczeniowego urodził się Zdzisław Antoni Jeziorański. W 1943 r. przybrał konspiracyjny pseudonim „Jan Nowak” pod którym dotarł do Londynu. Ze swoją nową tożsamością nie rozstał się już nigdy i tak przedstawił się słuchaczom za Żelazną Kurtyną, gdy 3 maja 1952 r. na falach radiowych popłynęły słowa „mówi Radio Wolna Europa – głos Wolnej Polski”. W trakcie trwającej niemal pół wieku zimnej wojny zetknął się z najważniejszymi postaciami ówczesnego świata i polskiej emigracji.
Warszawa: znakomite przygotowanie
Jego pamięć zachowała pojedyncze obrazy I wojny światowej, rozpoczynającej stulecie, którego miał być świadkiem. Z okna rodzinnej kamienicy na ul. Pięknej w Warszawie obserwował patriotyczny pochód 3 maja 1918 r. W swoich wspomnieniach Jeziorański pisał o patriotycznej atmosferze, która panowała w jego domu: „od dziecka wbijano nam w głowę, że we wszystkich bez wyjątku powstańczych zrywach brali udział jacyś Jeziorańscy”. Podobnie jak wielu jego kolegów z konspiracji uczęszczał do elitarnych warszawskich liceów: Batorego i Mickiewicza. Dzięki znakomitemu przygotowaniu pod okiem znanego ekonomisty Edwarda Taylora ukończył studia ekonomiczne na Uniwersytecie Poznańskim. Ukończył również podchorążówkę artylerii we Włodzimierzu Wołyńskim.
W swoich wspomnieniach Jeziorański pisał o patriotycznej atmosferze, która panowała w jego domu: „od dziecka wbijano nam w głowę, że we wszystkich bez wyjątku powstańczych zrywach brali udział jacyś Jeziorańscy”.
Pierwszym sprawdzianem dla jego pokolenia miała okazać się kampania polska 1939 r.: „nikt z nas nie zdawał sobie sprawy, że w tym momencie przekraczamy próg, który przecina życie na dwoje”. W połowie września po bitwie pod Uściługiem na Wołyniu zostaje wzięty do niemieckiej niewoli. Większość oficerów z jego oddziału trafiła kilka dni później do niewoli sowieckiej, a ich nazwiska Jeziorański odnalazł potem na Liście Katyńskiej.
17 września 1939 r. w obozie przejściowym poznał młodego oficera związanego z antykomunistycznym skrzydłem PPS-u Józefa Cyrankiewicza, niepodobnego pod żadnym względem „do późniejszego spasionego jak wieprz współwłaściciela Polski Ludowej”. Wraz z późniejszym premierem PRL Jeziorański uciekł z bydlęcego wagonu podążającego do obozu jenieckiego w Rzeszy. Do Warszawy dotarł tuż po kapitulacji. Niemal natychmiast włączył się w działania powstającego w Generalnym Gubernatorstwie podziemia.
Sztokholm: wielka dezinformacja
Propaganda komunistyczna nazywała Jeziorańskiego agentem zachodniego imperializmu dezinformującym z polecenia Amerykanów i ich sojuszników opinię publiczną w Polsce. Rzeczywiście Jeziorański miał ogromną rolę w tego typu działaniach dywersyjnych, lecz podejmował je niemal 10 lat przed powstaniem Wolnej Europy, biorąc udział w jednej z największych operacji polskiego podziemia: Akcji N. Zakrojona na ogromną skalę akcja dezinformacyjna i dywersyjna prowadzona wśród niemieckich funkcjonariuszy i żołnierzy była dla Jeziorańskiego szkołą konspiracji i wymagającej ogromnej skrupulatności pracy dziennikarskiej. Jak sam powiedział: „ot pokonany naród stać na akcję ofensywną i to w momencie, gdy Hitler jest u szczytu swych powodzeń”.
Jeziorańskiemu przydzielono zadanie przewożenia spreparowanych materiałów propagandowych z Generalnej Guberni na terytorium Rzeszy w mundurze niemieckiego kolejarza: „z odległości kilkudziesięciu lat pamiętam jak dziś nastrój tych godzin”. Według Jeziorańskiego największym osiągnięciem jego i wszystkich zaangażowanych w Akcję N był jej olbrzymi zasięg. Ukryte w listach i książkach defetystyczne ulotki mogły dotrzeć „pod Smoleńsk i Stalingrad albo pod Tobruk i Bengasi, albo wreszcie na daleką północ do garnizonów w Norwegii”. Dalekosiężnym celem Akcji N było przyspieszenie procesu demoralizacji niemieckich żołnierzy. Zdaniem Jeziorańskiego, jego dowódcy żyli wspomnieniami listopada 1918 r., gdy niemieccy żołnierze z ulgą oddawali swą broń często przypadkowym warszawiakom. Jak mylne były te kalkulacje miał pokazać rok 1944.
Według Jeziorańskiego największym osiągnięciem jego i wszystkich zaangażowanych w Akcję N był jej olbrzymi zasięg. Ukryte w listach i książkach defetystyczne ulotki mogły dotrzeć „pod Smoleńsk i Stalingrad albo pod Tobruk i Bengasi, albo wreszcie na daleką północ do garnizonów w Norwegii”. Dalekosiężnym celem Akcji N było przyspieszenie procesu demoralizacji niemieckich żołnierzy.
Doświadczenia nabyte w Akcji N predestynowały przyszłego Kuriera z Warszawy do wykonywania jeszcze bardziej ryzykownych zadań. Wielka operacja dezinformacyjna miała zostać rozszerzona. Spreparowane materiały propagandowe planowano przerzucić do państw neutralnych i alianckich. Opinia publiczna tych krajów miała otrzymać sensacyjną informację o istnieniu wielkiej antynazistowskiej opozycji wewnątrz Wehrmachtu. Droga kurierów przewożących bibułę wieźć miała przez Sztokholm. Wyznaczony do tego zadania Jeziorański pragnął jednak udać się jeszcze dalej: „dostać się do Londynu, to tak jak gdyby dostać się do nieba i oglądać Pana Boga”. Ostatecznie, w kwietniu 1943 r. świeżo upieczony kurier otrzymał zgodę na podróż od polskiego poselstwa w Sztokholmie i natychmiastowy powrót do kraju. Do stolicy Szwecji dotrzeć miał pod pokładem statku przewożącego węgiel z Gdyni, nazywanej przez Niemców Gotenhafen.
Trwającą niemal 90 godzin podróż Jeziorański wspominał jako wyjątkowe doświadczenie: „nigdy jeszcze nie przeżywałem takiego stanu zawieszenia między niebem a ziemią i nigdy nie miałem tyle czasu na rozmyślanie i modlitwę”. Dotarcie do siedziby polskiego poselstwa wynagrodziło ten trud: „poczułem, że pierwszy raz od początku wojny znalazłem się na skrawku suwerennego terytorium polskiego”. Sztokholmska wyprawa, poza kolejnym sukcesem Akcji N pozwoliła Jeziorańskiemu na trzeźwą ocenę sytuacji politycznej w jakiej znalazła się Polska. Rozmowy z polskimi dyplomatami nie nastrajały optymizmem. W kontekście ujawnionej wówczas zbrodni katyńskiej podkreślano cynizm zachodnich aliantów, którzy nie staną po stronie Polski nie chcąc narażać swoich stosunków z Sowietami. Spędzony w Sztokholmie czas upłynął Jeziorańskiemu na przygotowywaniu raportu zaadresowanego do premiera Władysława Sikorskiego poświęconego szczegółom prowadzonego przez Niemców terroru.
Londyn: Sosnkowski, Churchill, BBC
Swoją misją pod pokładem szwedzkiego węglowca Jeziorański zwrócił uwagę Komendy Głównej AK, które postanowiło uczynić go emisariuszem do Naczelnego Wodza w Londynie. Przygotowania do pierwszej misji trwały latem 1943 r. Każdy z wyruszających emisariuszy musiał przed misją zapoznać się z jak największą problemów związanych z funkcjonowaniem państwa podziemnego, aby następnie przekazać tę wiedzę rządowi emigracyjnemu. Uwieńczeniem przygotowań była rozmowa z nowym komendantem Armii Krajowej generałem Tadeuszem „Borem” Komorowskim. Jeziorański niezwykle dokładnie opisuje tamto spotkanie dając nam bezcenną możliwość wglądu w kontakty pomiędzy krajem a stolicą RP w Londynie w przełomowym dla Polski momencie. Jak podkreślił komendant główny Jeziorański miał być pierwszym emisariuszem z okupowanego kraju po śmierci Władysława Sikorskiego i aresztowaniu Stefana Grota-Roweckiego. Dowództwo AK zauważało również coraz większe zagrożenie wpadnięciem Polski w orbitę sowieckich wpływów i słabnięcie pozycji polskich władz w kontaktach z aliantami. Bór instruował Jeziorańskiego: „musi pan dotrzeć do Anglików i przekonać ich, że wspieranie naszego wysiłku wojskowego leży w ich interesie”.
Obawy Jeziorańskiego dotyczące politycznego położenia sprawy polskiej potwierdziły się w Londynie w rozmowie z Naczelnym Wodzem gen. Kazimierzem Sosnkowskim. Nie pozostawiał on żadnych wątpliwości w kwestii politycznego ładu, jaki zapanuje w Polsce po wkroczeniu Armii Czerwonej: „jeżeli Stalinowi uda się zająć Polskę, czeka ją wcielenie do Związku Sowieckiego jako siedemnastej republiki”. Słowa te padły w wieczór wigilijny 1943 r., który Jan Nowak-Jeziorański spędził w rezydencji Naczelnego Wodza popijając whisky i słuchając długich wywodów Sosnkowskiego. W „Kurierze z Warszawy” wspominał, że Naczelny Wódz w zasnutym dymem salonie zaczął zlewać się ze znanymi mu opowieściami o marszałku Piłsudskim: „Sosnkowski bezwiednie imituje swego Komendanta”. Jeziorański, poza oceną sytuacji politycznej, wyniósł również z tego spotkania wrażenie egocentryzmu generała. Jego „jaskrawym przeciwieństwem” był premier Stanisław Mikołajczyk. Emisariusz żałował, że te dwie odmienne osobowości nie łączyły swoich wysiłków dla dobra Polski.
W Londynie Jeziorański zdobył pierwsze radiowe doświadczenia. Z polskiej stolicy na emigracji do kraju nadawała Polska Sekcja BBC, będąca swoistą kontynuacją Polskiego Radia, które zakończyło nadawanie 28 września 1939 r. W najlepszym czasie antenowym Jeziorański wygłosił pogadankę o Polskim Państwie Podziemnym. Po raz pierwszy ujawnił się jego talent dziennikarski: „audycja doczekała się wyróżnienia. [...] Po wojnie znalazła się w angielskim zbiorze najlepszych audycji wojennych nadawanych przez BBC”.
Obawy Jeziorańskiego dotyczące politycznego położenia sprawy polskiej potwierdziły się w Londynie w rozmowie z Naczelnym Wodzem gen. Kazimierzem Sosnkowskim. Nie pozostawiał on żadnych wątpliwości w kwestii politycznego ładu, jaki zapanuje w Polsce po wkroczeniu Armii Czerwonej: „jeżeli Stalinowi uda się zająć Polskę, czeka ją wcielenie do Związku Sowieckiego jako siedemnastej republiki”.
Uwieńczeniem misji w Londynie miało być spotkanie z Winstonem Churchillem. Premier Wielkiej Brytanii zrobił na Jeziorańskim ogromne wrażenie onieśmielając sobą Emisariusza i towarzyszącego mu Mikołajczyka: „nie można było łatwo wypowiedzieć wobec tego człowieka słowo: nie!”. Emisariusz przekazał broszurę przygotowaną przez redaktorów Akcji N. Jeziorański relacjonował: „Nowak – zapytał – czy potrafiłby pan zamknąć, to co pan chce mi powiedzieć, na jednej stronie maszynopisu? [...] Jeśli materiał nie będzie dłuższy, obiecuję panu, że przeczytam każde słowo z uwagą”. Następnie zwrócił się do Mikołajczyka z prośbą o przekazanie memoriału w formie osobistej wiadomości. Spotkanie trwało zaledwie siedem minut z zaplanowanych dziesięciu.
Jeziorański spędził w Londynie trzy miesiące. Tuż przed zaplanowanym odlotem do okupowanej Polski, podczas próbnego skoku spadochronowego złamał rękę. Wypadek o kilka tygodni opóźnił jego powrót do kraju. W tym czasie historia coraz bardziej przyspieszała.
Warszawa: dylemat Kasandry
„Całe moje życie wojenne to łańcuch cudownych ocaleń” wyznał Jeziorański w jednym z wywiadów. Nie ma w tym krzty przesady. Wiele jego „przygód” z okresu podziemnej walki zasługiwać może na scenariusz filmu wojennego. Jednak najważniejsza z misji Jeziorańskiego miała niewiele wspólnego z przygodą, była najbardziej gorzkim doświadczeniem Jana Nowaka-Jeziorańskiego.
W nocy z 25 na 26 lipca 1944, na pokładzie samolotu Dakota wyruszył z bazy lotniczej w Brindisi na południu Włoch. Po kilku godzinach wylądował w pobliżu Tarnowa. Jeziorański wspominał: „co za przeskok gwałtowny z jednego świata w drugi w ciągu jednej nocy [...] Ot jeszcze kilka godzin temu pędziliśmy jeepem na lotnisko po asfaltowej szosie, rozżarzonej południowym włoskim słońce. [...] A teraz o to wleczemy się chłopską furmanką po piaszczystej leśnej drodze”.
W podróży do Warszawy zatłoczonym pociągiem przysłuchuje się rozmowom pasażerów: „uderza to, że w rozmowach nie słyszę ani jednego słowa na temat co będzie, gdy miejsce Niemców zajmą Sowieciarze”. Jeziorański dotarł do Warszawy jako ostatni emisariusz przed wybuchem powstania. Miasto wydaje mu się wielką beczką prochu. W ciągu kolejnych kilku dni spotyka się z dowódcami AK i władz cywilnych. 29 lipca zdaje raport przed Komendantem Głównym i dowódcą Okręgu Warszawskiego. W trakcie spotkania poufnie przekazuje generałowi Pełczyńskiemu swoją ocenę sytuacji przestrzegając przed wybuchem powstania. To wówczas padły słynne słowa: „Jeżeli <Burza> w Warszawie została pomyślana jako demonstracja polityczno-wojskowa, to nie będzie ona miała żadnego wpływu na politykę sojuszników, a jeśli chodzi o opinię publiczną na Zachodzie, będzie to dosłownie burza w szklance wody”. Pełczyński odpowiada, że zdaje sobie sprawę z konsekwencji zajęcia Polski przez Sowietów, podkreślając jednak, że wszyscy muszą wypełnić swój obowiązek do końca”. „Wychodziłem z mieszkania na Śliskiej z ciężkim sercem”. Spotkanie uświadomiło Jeziorańskiemu głębię tragedii w jakiej znalazła się sprawa polska. Co gorsza stwierdził, że „misja była spóźniona, mogła co najwyżej pogłębić jeszcze bardziej wewnętrzną rozterkę tych ludzi w chwili, kiedy każda decyzja była zła”.
Jeziorański w Warszawie nabrał pewności, że dowództwo AK przestało brać pod uwagę decyzje podejmowane w Londynie i działa wyłącznie na własną rękę. Tego samego dnia spotkał się z Delegatem Rządu na Kraj. Stanisław Jankowski wysłuchuje raportu Jeziorańskiego i stwierdza, że wybuch powstania w Warszawie jest nieunikniony: „niech pan sobie wyobrazi – użył w tym miejscu plastycznego porównania – człowieka, który przez pięć lat rozpędza się do skoku przez jakiś mur, biegnie coraz szybciej i o krok przed przeszkodą pada komenda: stop! On tak się już rozpędził, że zatrzymać się nie może. Jeśli nie skoczy rozbije się o mur. Tak jest właśnie z nami”.
29 lipca 1944 r. Nowak-Jeziorański zdaje raport przed Komendantem Głównym i dowódcą Okręgu Warszawskiego. W trakcie spotkania poufnie przekazuje gen. Pełczyńskiemu swoją ocenę sytuacji przestrzegając przed wybuchem powstania. To wówczas padły słynne słowa: „Jeżeli <Burza> w Warszawie została pomyślana jako demonstracja polityczno-wojskowa, to nie będzie ona miała żadnego wpływu na politykę sojuszników, a jeśli chodzi o opinię publiczną na Zachodzie, będzie to dosłownie burza w szklance wody”.
Dylematem Kasandry określa się sytuację w której obawy i ostrzeżenia są ignorowane przez otoczenie. W Iliadzie Kasandra, córka Priama wiedziała o nadchodzącej zagładzie miasta, ale nie mogła ani zmienić przyszłości, ani przekonać Trojan do swoich racji. W podobnej sytuacji znalazł się Jan Nowak-Jeziorański pragnący ostrzec dowództwo AK przed konsekwencjami wybuchu powstania. Pomimo dysponowania ogromną wiedzą z samych szczytów londyńskiej stolicy przybywa, gdy decyzja o wybuchu jest już przesądzona.
W ciągu roku pomiędzy pierwszą misją Nowaka-Jeziorańskiego do Sztokholmu a jego lądowaniem pod koniec lipca 1944 r. faktycznym punktem ciężkości podejmowanych decyzji stała się Warszawa. W ostatnich dniach lipca rozumie jednak, że wrzenie miasta musi skończyć się wybuchem. Emisariuszowi pozostaje włączenie się do rozpoczynającej się walki: „Patrzę znów na zegarek. Punkt piąta! Godzina W! Zaczęło się. Nakładam opaski biało-czerwone z literami WP (Wojsko Polskie), niektórzy mają i orzełki”. Po latach stwierdzi, iż doświadczenie powstania pozwoliło przetrwać sowietyzację i terror komunistyczny kolejnych dziesięcioleci.
W końcu września w płonącej Warszawie Nowak-Jeziorański żeni się z łączniczką AK, Jadwigą Wolską, pseudonim Greta. Oboje podjęli tę decyzję w obliczu upadku powstania i jak sami oceniali, braku szans na przeżycie. Stało się inaczej. Po kapitulacji 2 października Jeziorańskim zostaje powierzona wspólna misja przewiezienia do Londynu najważniejszych materiałów Komendy Głównej AK.
Monachium: „nie rozdzieli nas żadna kurtyna”
Głos Wolnej Europy docierał do Polski dzięki potężnym antenom nadawczym zlokalizowanych w Portugalii i Niemczech Zachodnich. To poprzez nie 3 maja 1952 r., popłynęły skierowane do Polski słowa pełne, jak się wówczas wydawało bezpodstawnej nadziei. Na Kremlu wciąż rządził Stalin, w Korei trwała wojna mogąca przerodzić się w globalny konflikt, w Polsce uchwalano stalinowską konstytucję, więzienia były pełne więźniów politycznych, wciąż wykonywano wyroki śmierci – kto mógł przypuszczać, że Radio Wolna Europa przebije żelazną kurtynę. Jednak już miesiąc później na ręce dyrektora Polskiej Sekcji Radia Wolna Europa dotarł pierwszy list z Polski: „Słuchając waszych programów – pisała jakaś kobieta z Łodzi – mam wrażenie, że oddycham świeżym nie zatrutym powietrzem”.
Głos Jeziorańskiego i jego redakcyjnych kolegów przebijał nie tylko żelazną kurtynę, ale i monopol medialny reżimu komunistycznego. Bardzo szybko dyrektor rozgłośni stał się emisariuszem idei wolności trafiającym nie jak w trakcie II wojny światowej do najważniejszych polityków brytyjskich i polskich, lecz domów zwyczajnych ludzi.
Co najważniejsze radio prowadzone przez Jeziorańskiego nie ograniczało się do przekazywania niezakłamanych propagandą wiadomości, lecz stanowiła prawdziwe okno, przez które dostarczano Polakom kultury i rozrywki. Przez lata istnienia Rozgłośnia Polska Radia Wolna Europa gościła na swoich falach dziesiątki postaci będących symbolami polskiej emigracji, takich jak Marian Hemar, Janina Sempolińska, Witold Gombrowicz, Kazimierz Wierzyński.
W wydanym tuż po śmierci Kuriera z Warszawy tomie „Zeszytów Literackich” Barbara Toruńczyk podsumowała nieprzemijającą rolę, jaką odegrał w najnowszej historii Polski: „Dzisiaj sądzę, że ten harcerz i żołnierz, legendarny kurier Polski Podziemnej, mityczny dyrektor Radia Wolna Europa, w polityce, jego największej pasji, przebywał wśród nas jako wysłannik zapomnianej tradycji. Potrafił jej wzorzec przenieść w czasy nam współczesne. Rozpoznaję w nim rysy bohatera zaginionej powieści, jedynego wspólnego dzieła Sienkiewicza i Żeromskiego. To dobrze, że odnalazła się za naszych czasów”.
Michał Szukała, Muzeum Historii Polski