Odpowiedzialność za wojnę spoczywa przede wszystkim na Niemczech. Wiadomo, że Hitler gotów był rozpętać wojnę już we wrześniu 1938 r., gdyby mocarstwa zachodnie nie ustąpiły podczas kryzysu czechosłowackiego – mówi PAP historyk prof. Stanisław Żerko.
PAP: Czy II wojna światowa musiała wybuchnąć?
Prof. Stanisław Żerko: II wojna światowa nie tyle wybuchła, co została zaplanowana, przygotowana i rozpętana przez Hitlera. Swe cele wyłożył on już w „Mein Kampf”, a po dojściu do władzy w 1933 r. wszystko podporządkował realizacji tego planu. To nie była wojna z powodu Gdańska i eksterytorialnej autostrady przez Pomorze Gdańskie czy nawet z chęci całkowitego przekreślenia traktatu wersalskiego. Hitlerowi chodziło o coś znacznie więcej, a mianowicie o dominację Niemiec na kontynencie, stworzenie wielkiego imperium na gruzach ZSRR i uczynienia z Rzeszy najsilniejszego mocarstwa w skali światowej. To zupełny obłęd, ale ze źródeł wynika niedwuznacznie, że takie właśnie były plany nazistowskiego dyktatora.
Ale wracając do pytania. Oczywiście można wyobrazić sobie wiele wariantów. Pod tym względem czynnikiem o charakterze kluczowym była sama postać Hitlera. Zdecydowana reakcja mocarstw zachodnich na łamanie przez Rzeszę kolejnych postanowień traktatu wersalskiego mogła na przykład spowodować obalenie dyktatora przez niemiecką generalicję, obserwującą rozwój sytuacji z rosnącym lękiem.
Prof. Stanisław Żerko: Na Zachodzie uznawano dość powszechnie, że niektóre postulaty niemieckie są zasadne. Uważano tam zresztą, że Hitlerowi chodzi jedynie o rewizję traktatu wersalskiego. Tzw. polityka appeasementu polegała na szukaniu wyjścia z kolejnych wywoływanych przez Niemcy kryzysów dyplomatycznych, ale jednak nie za wszelką cenę.
PAP: Kto ponosi największą odpowiedzialność za umożliwienie ekspansji Hitlerowi? W jaki sposób można było przed 1 września 1939 r. zatrzymać Hitlera?
Prof. Stanisław Żerko: Na Zachodzie uznawano dość powszechnie, że niektóre postulaty niemieckie są zasadne. Uważano tam zresztą, że Hitlerowi chodzi jedynie o rewizję traktatu wersalskiego. Tzw. polityka appeasementu polegała na szukaniu wyjścia z kolejnych wywoływanych przez Niemcy kryzysów dyplomatycznych, ale jednak nie za wszelką cenę.
W 1939 r. nastąpiła zmiana taktyki. Przywódcy zachodni łudzili się tym razem, że Hitler jednak nie postawi wszystkiego na jedną kartę i w końcu ustąpi. Był on jednak szaleńcem, gdyż nawet jego najbliżsi współpracownicy obawiali się, że wojna światowa przyniesie klęskę Rzeszy. Niemniej to właśnie polityka appeasementu rozzuchwaliła i ośmieliła Hitlera.
PAP: Czy gdyby Wielka Brytania i Francja wypełniły swoje sojusznicze zobowiązania Polska mogłaby przetrwać?
Prof. Stanisław Żerko: To są czyste spekulacje, ale wiele wskazuje na to, że uderzenie francuskie na praktycznie ogołocone z wojsk fortyfikacje niemieckie we wrześniu 1939 r. mogło spowodować załamanie się niemieckiego frontu zachodniego. Niestety, francuskie dowództwo myślało w kategoriach obronnych i nie wypracowało planów ofensywnych. Istnienie potężnej tzw. linii Maginota - pasa potężnych umocnień wzdłuż granicy z Rzeszą - fatalnie wpłynęło na stan ducha francuskiego dowództwa. Był to czarny okres francuskiej myśli wojskowej. Natomiast jeżeli chodzi o Wielką Brytanię, to brytyjskie siły lądowe w 1939 r. praktycznie nie istniały, a lotnictwo – RAF – dopiero było forsownie budowane.
PAP: Jak Pan ocenia politykę II RP wobec nazistowskich Niemiec?
Prof. Stanisław Żerko: To bardzo skomplikowana sprawa. Pamiętajmy, że pole manewru rządu w Warszawie w okresie ugodowej polityki Zachodu wobec Niemiec było niezwykle ograniczone. Po dojściu Hitlera do władzy Warszawa zmuszona była szukać na własną rękę normalizacji w stosunkach z Niemcami. Piłsudski i Beck podpisali z Hitlerem w 1934 r. układ o nieagresji wyłącznie dlatego, że Polska nie mogła liczyć na wsparcie ze strony Francji i Anglii, które dogadywały się z Berlinem kosztem polskich żywotnych interesów.
Przez kilka lat Polska balansowała więc między sojuszniczą Francją a Niemcami, z tym że Berlin bardzo szybko zaczął zachęcać Warszawę, by ta zerwała związki z Zachodem i stała się sojusznikiem Niemiec w wojnie, która miała dać Rzeszy panowanie w Europie. Możliwość taką odrzucił jednak już marszałek Piłsudski, którego nagabywał w tej sprawie Hermann Goering.
Polska prowadziła wobec Niemiec złożoną politykę. Z jednej strony starano się, by stosunki były jak najlepsze, ale z drugiej strony odrzucano niemieckie oferty przystąpienia przez Polskę do niemieckiego obozu. W Warszawie doskonale zdawano sobie sprawę, że skończyłoby się to degradacją Polski do roli wasala Rzeszy Niemieckiej i w dłuższej perspektywie także odebraniem ziem zachodnich. Sojusz z Niemcami był zresztą niemożliwy przede wszystkim na antyniemieckie nastroje społeczeństwa, korpusu oficerskiego, polskich elit. Uważam, że modne ostatnio dywagacje, czy Polska powinna w 1939 r. zostać sojusznikiem Hitlera są bezprzedmiotowe i ahistoryczne.
PAP: A sprawa Zaolzia i Słowacji?
Prof. Stanisław Żerko: Rok 1938 r. i kryzys czechosłowacki to niestety ze strony polskiej pasmo fatalnych błędów. Jestem przekonany, że m.in. Polska w dużym stopniu ułatwiła Hitlerowi grę w okresie tzw. kryzysu sudeckiego, którego kulminację stanowiła konferencja monachijska i okrojenie państwa czechosłowackiego. Minister Beck kierował się niechęcią wobec Czechosłowacji. Ultimatum Warszawy wobec Pragi w sprawie Zaolzia skompromitowało Polskę.
Oczywiście Rzeczpospolita nie była w stanie niczego uczynić, by ocalić Czechosłowację, skoro nie chciały jej pomóc Francja i Wielka Brytania, lecz nie oznacza to, ze trzeba było akurat wtedy wydzierać Czechom Zaolzie. Jesienią 1938 r. Polska miała reputację państwa, które naśladuje metody Hitlera i nawet jest z nim w zmowie. Podobnie było z żądaniami wobec Słowacji, które Polacy przedstawili niedługo później. W efekcie Słowacja zwróciła się ku Rzeszy, a 1 września 1939 r. u boku Niemców do Polski wkroczyli także żołnierze słowaccy.
Prof. Stanisław Żerko: Trzeba wyraźnie stwierdzić, że wielką odpowiedzialność za stan polskiej armii ponosił Józef Piłsudski, którego styl myślenia o wojskowości był mocno anachroniczny. Po śmierci Piłsudskiego Edward Rydz-Śmigły próbował wiele nadrobić w tym zakresie, lecz nie starczyło już czasu. Zresztą błędy popełniano do końca.
PAP: Czy Polska mogła być lepiej przygotowana do wojny w 1939 r.?
Prof. Stanisław Żerko: To nie ulega wątpliwości. Pod tym względem zaległości były ogromne. Trzeba wyraźnie stwierdzić, że wielką odpowiedzialność za stan polskiej armii ponosił Józef Piłsudski, którego styl myślenia o wojskowości był mocno anachroniczny. Po śmierci Piłsudskiego Edward Rydz-Śmigły próbował wiele nadrobić w tym zakresie, lecz nie starczyło już czasu. Zresztą błędy popełniano do końca. Na przykład nie daje się niczym uzasadnić eksportowania jeszcze w 1939 r. nowoczesnego sprzętu i uzbrojenia produkowanego w Polsce. Tej broni zabrakło polskiemu żołnierzowi podczas kampanii wrześniowej. Kontrowersje wzbudza także polityka finansowa wicepremiera Eugeniusza Kwiatkowskiego, który nawet w obliczu nadciągającej wojny niemal fanatycznie troszczył się o zachowanie równowagi budżetowej kosztem niedozbrojenia wojska.
PAP: W jakim stopniu wewnętrzne konflikty II RP wpłynęły na jej zdolności obronne?
Prof. Stanisław Żerko: W obliczu zagrożenia wojną konflikty wewnątrzpolityczne zeszły na plan dalszy. Władze czuły się zresztą na tyle pewne siebie, że odrzuciły możliwość utworzenia rządu jedności narodowej, w skład którego mogliby wejść również przedstawiciele opozycji. Nawet jednak najwięksi krytycy obozu rządzącego zachowali w obliczu próby lojalność. Znacznie bardziej skomplikowana była sytuacja wśród mniejszości narodowych.
PAP: Jak zatem wobec niemieckiej i sowieckiej agresji zachowały się mniejszości narodowe II RP?
Prof. Stanisław Żerko: Największy problem stanowili Ukraińcy, często nastawieni wobec państwa polskiego wrogo. Przyczyniła się do tego niestety również krótkowzroczna, nastawiona na represje polityka władz sanacyjnych we wschodnich województwach Rzeczypospolitej. Niemniej jednak problemu dywersji ze strony ukraińskich nacjonalistów nie należy wyolbrzymiać.
Najwięcej uwagi władze polskie poświęciły w ostatnich tygodniach pokoju mniejszości niemieckiej. Słusznie zresztą, gdyż mniejszość ta była silnie zinfiltrowana przez niemiecki wywiad i nastawiona wobec Polski na ogół wrogo lub przynajmniej niechętnie. Dziwi mnie, że po dziś dzień mało się w Polsce wie na przykład o spowodowanym przez polskiego Niemca zamachu bombowym na dworcu w Tarnowie 29 sierpnia 1939 r. Wskutek eksplozji bomby w przepełnionej poczekalni dworcowej zginęły przynajmniej 22 osoby, a ponad 30 odniosło rany. Aresztowany został sprawca, którym był obywatel polski narodowości niemieckiej, niejaki Anton Guzy.
PAP: Czy można powiedzieć, że Stalin jest w równym stopniu co Hitler odpowiedzialny za wybuch II wojny światowej?
Prof. Stanisław Żerko: Można nawet powiedzieć, że Stalin ułatwił Hitlerowi rozpętanie wojny. Niemniej jednak na podstawie wieloletnich studiów nad programem i polityką Hitlera jestem przekonany, że odpowiedzialność za wojnę spoczywa przede wszystkim na Niemczech. Wiadomo na przykład, że Hitler gotów był rozpętać wojnę już rok wcześniej, we wrześniu 1938 r., gdyby mocarstwa zachodnie nie ustąpiły podczas kryzysu czechosłowackiego.
Prof. Stanisław Żerko: Część historyków jest tego zdania. Stanowczo się z taką opinią nie zgadzam. Nie tylko dlatego, że takie rozumowanie oznacza zdejmowanie z Niemiec części odpowiedzialności za wojnę. Owszem, Stalin chciał wykorzystać wojnę dla własnych celów. Cieszył się z perspektywy rychłego zbrojnego konfliktu między dwoma grupami państw kapitalistycznych i liczył, że gdy dwa obozy „imperialistyczne” wykrwawią się w wojnie, będzie mógł skierować na pola bitewne potężnie uzbrojoną Armię Czerwoną.
Można nawet powiedzieć, że Stalin ułatwił Hitlerowi rozpętanie wojny. Niemniej jednak na podstawie wieloletnich studiów nad programem i polityką Hitlera jestem przekonany, że odpowiedzialność za wojnę spoczywa przede wszystkim na Niemczech. Wiadomo na przykład, że Hitler gotów był rozpętać wojnę już rok wcześniej, we wrześniu 1938 r., gdyby mocarstwa zachodnie nie ustąpiły podczas kryzysu czechosłowackiego. A wówczas nie tylko nie miał paktu ze Stalinem, ale był skłonny zaatakować Czechosłowację związaną sojuszami zarówno z Francją, jak i z ZSRR. To oczywiście spekulacje, ale myślę, że Hitler w 1939 r. zaryzykowałby wojnę także bez paktu Ribbentrop-Mołotow.
PAP: Czy obecna sytuacja w Europie uprawnia do analogii z latami 30-tymi bezpośrednio przed wybuchem II wojny światowej?
Prof. Stanisław Żerko: Przestrzegam zdecydowanie przez zbyt pochopnymi analogiami. Putin to nie Hitler, Rosja to nie Rzesza. Pamiętajmy, że historia nigdy się nie powtarza. Zbyt dużo jest różnic – i to pod każdym względem.
Rozmawiał Waldemar Kowalski (PAP)
wmk/ mjs/ mlu/
***
Prof. Stanisław Żerko jest pracownikiem Instytutu Zachodniego w Poznaniu oraz Akademii Marynarki Wojennej w Gdyni. Napisał kilka monografii o genezie II wojny światowej, m.in. „Stosunki polsko-niemieckie 1938-1939”, wydał też kilka tomów polskich dokumentów dyplomatycznych z lat trzydziestych. Obecnie na półki księgarskie trafia jego „Biograficzny leksykon II wojny światowej”.