Mieszko I był jednym z najwybitniejszych polityków w dziejach Polski - uważa mediewista prof. Tomasz Jasiński z UAM i PAN (Biblioteka Kórnicka). Jak dodał, tylko jemu udało się osiągnąć to, czego nie mógł powtórzyć żaden z jego następców – stworzenie państwa.
PAP: Po co w ogóle Mieszkowi I był chrzest? Kult przodków był wtedy niezwykle silny. Nie bał się ich zdradzić, zmieniając swoją religię?
Prof. Tomasz Jasiński: Szalony raczej nie był i bardzo dobrze wszystko kalkulował. Dla pierwszych chrześcijan rzeczywiście było to trudne do zrozumienia, że przodkowie nie mogli wejść do tego raju, bo byli poganami. Wielu odrzucało nawrócenie właśnie z tego względu. W przypadku Mieszka to była raczej wyższa konieczność, chęć uzyskania pomocy cesarskiej i czeskiej. Z drugiej strony musiał zdawać sobie sprawę, że jeżeli nie dołączy, wraz z chrztem, do grona państw chrześcijańskich, to czeka go zagłada, czyli podzielenie losu Słowian połabskich.
PAP: Czy poza pozycją i sojuszami państwo Mieszka zyskało wtedy coś jeszcze?
Prof. Tomasz Jasiński: Oczywiście. Państwo, które przyjmowało chrzest, przyjmowało oświatę, mogło dysponować służbami dyplomatycznymi, posługiwało się pismem. Wraz z chrztem przyjmowano wszystkie dobra cywilizacji europejskiej, która liczyła 15 wieków, sięgając czasów okresu klasycznego w Grecji. W przyjęciu chrztu przez Mieszka wielką rolę odegrał także sam niemiecki cesarz, przed którym drżało pół Europy. Istotna była rola mnichów - wykształconych, niezwykle odważnych, podejmujących ryzyko - to niezwykle wtedy imponowało. I wiadome było, że tylko wspólna religia jest w stanie zjednoczyć państwo z kawałków.
PAP: A może Mieszkiem kierowały nie tylko czysto polityczne kalkulacje, może był po prostu zakochany w Dobrawie?
Prof. Tomasz Jasiński: Małżeństwa były wtedy kontraktowane, więc o romantycznym zakochaniu raczej nie było mowy. Poza tym o Dobrawie wiemy przede wszystkim, że była - można powiedzieć - kobietą konsekwentną i zdesperowaną. Ok. 1014 roku, czyli pół wieku później, kronikarz Thietmar opisywał okoliczności chrztu i tam m.in. wspominał o Dobrawie. Te jego opisy były jednak ukształtowane przez stereotypy - jak mogło to wyglądać z perspektywy biskupa, który udziela chrztu. Opisywał też, w pewnym schemacie, jak mógł żyć, o czym marzyć, taki poganin i barbarzyńca jak Mieszko.
Thietmar mówił wtedy, że Dobrawa przyjechała i od razu ze wszystkich sił chciała nawrócić księcia na wiarę chrześcijańską, ale nie wiedziała jak. Postanowiła więc go nie zrażać w czasie wielkiego postu i wraz z nim, mimo zakazu wynikającego z jej wiary, jadła mięso. Niemiecki kronikarz pisał wtedy: „zważ czytelniku, że robiła to dla dobra wiary i że go pozyskała, a potem byli wiernymi chrześcijanami".
PAP: Jak długo w taki sposób „nawracała" Mieszka?
Prof. Tomasz Jasiński: Thietmar podaje, iż krążyły dwie wersje. Według pierwszej trwało to rok, według drugiej - trzy lata. W tym czasie Mieszko był katechumenem. Choć Thietmar pisze, że to były tylko takie plotki, to mógł jednak coś na ten temat wiedzieć. W tamtym czasie Mieszko II, syn Bolesława Chrobrego, był w krótkiej niewoli w Niemczech. Można go więc było dopytać o tę historię.
PAP: To Dobrawa naprawdę nie stosowała żadnych „kobiecych sztuczek", żeby nawrócić Mieszka?
Prof. Tomasz Jasiński: Gall Anonim uważa, że jednak stosowała. Kiedy Dobrawa przyjechała do Polski, Mieszko miał już podobno siedem żon pogańskich. Wiadomo, że musiał je wszystkie wtedy odprawić. Gall Anonim opisywał to tak, że Mieszko - jak to z mężczyznami bywa - chciał już rozpocząć współżycie. Wtedy Dobrawa powiedziała: "nie pierwej z nim łoże podzielę, dopóki nie nawróci się na wiarę chrześcijańską". Właśnie pod wpływem tej presji Mieszko miał się nawrócić. Ale to też jest wizja mnicha, który tak sobie wyobrażał nawrócenie barbarzyńcy, chociaż polskiego księcia.
PAP: Nie szkoda było Mieszkowi tych siedmiu żon?
Prof. Tomasz Jasiński: To była chyba jednak jedynie pewna magiczna i symboliczna liczba, która, jak wiemy, odgrywała już wielką rolę w Starym Testamencie. A Gall Anonim jako mnich biegły w księgach bardzo dobrze zdawał sobie z tego sprawę. Moim zdaniem Mieszko spotykając Dobrawę był kawalerem. Kiedy w roku 963 kronikarz Widukind pisał o Mieszku, to opisywał go tak, jakby był to młody, początkujący, zupełnie nieznany nikomu władca „lestkowiców".
PAP: Wielożeństwo w czasach Mieszka nie było jednak popularne?
Prof. Tomasz Jasiński: U Słowian właśnie nie, chociaż wspomina o nim czeski kronikarz Kosmas.
Polanie mieli bardzo dobrze wypracowany system matrymonialny. Pozycja kobiety była bardzo wysoka. Jeżeli mężczyzna: rycerz, wojownik, chciał poślubić jakąś kobietę, to przychodził do jej ojca i prowadził pertraktacje. W czasie tych rozmów ustalano wysokość wiana i posagu. Jeżeli ojciec chciał odprawić konkurenta to podnosił posag, wówczas rycerz musiał dać równie wysokie wiano, a często nie było go na to stać. Kobieta w momencie zawarcia małżeństwa otrzymywała i posag i wiano - ono stanowiło jej cześć majątku. Zarządzał tym co prawda mąż, ale nie mógł tego sprzedać bez zgody krewnych żony. Już wtedy z kobietą trzeba było się w Polsce liczyć.
Wiemy też od Ibrahima Ibn Jakuba o wspaniałomyślności Mieszka wobec jego drużyny w tym względzie. Kiedy rycerzowi urodził się syn, płacił on rodzicom pieniądze na wiano. Gdy córka - dawał pieniądze na posag. Program „Rodzina 500 plus" nie jest więc nowością, bo pojawił się już za czasów pierwszego polskiego władcy.
PAP: Cały czas mówimy o chrzcie Mieszka i mimo wątpliwości co do miejsca i daty przyjmujemy, że faktycznie chrzest miał miejsce. Ale świętujemy w tym roku przecież jubileusz chrztu państwa polskiego - czy wtedy też to było tożsame?
Prof. Tomasz Jasiński: Ależ tak. Za czasów Mieszka ustrojem była monarchia patrymonialna. Kiedy chrzcił się Mieszko, czyli główny gospodarz, wraz z nim musieli zostać ochrzczeni wszyscy jego rycerze, wojowie i wszyscy poddani. Taka zależność może też wskazywać właśnie na Poznań jako miejsce chrztu - miejsce, gdzie wszyscy poddani widzieli, że po kontakcie z wodą święconą Mieszko nadal żyje. Że Swaróg, którego tu czcili jako najważniejsze bóstwo, nie trzasnął go piorunem. Nie było to jednak tak, że nagle wszyscy zaczęli być gorliwymi wyznawcami Chrystusa.
PAP: Ukrywali się?
Prof. Tomasz Jasiński: Na wsiach na pewno, choć cześć poszła też za księciem. To było przeświadczenie, że skoro on wybiera największego Boga, to i oni idąc za tym przykładem będą mieli lepsze życie. Nie wszystko się jednak zmieniło. Relikty pogańskości trwały przez okres co najmniej półtora wieku, najczęściej w obrządku pogrzebowym. Za czasów Mieszka, przed chrztem, wszystkie ciała palono na stosach. Po przyjęciu chrztu nie wolno było tego robić - zaczęły pojawiać się groby. Pogrzeby ciałopalne spotykano jeszcze w XI, XII wieku. Podobnie szlachta - jeszcze do XV wieku przysięgała na piśmie na Słońce, na pogańskie bóstwo. Skoro taka przysięga tak długo funkcjonowała wśród szlachty, to co możemy powiedzieć o prostych ludziach, którzy na pewno długo jeszcze czcili bóstwa i demony.
PAP: Czy Mieszko faktycznie był osobą pobożną?
Prof. Tomasz Jasiński: Mało jest tych źródeł, ale są też takie, które pokazują Mieszka jako człowieka bardzo pobożnego. Kiedy w czasie jednego starcia trafiła go w rękę zatruta strzała wówczas kazał odlać rękę ze srebra i posłać jako wotum za zdrowie św. Udalrykowi, czczonemu w jednym z bawarskich klasztorów. Ten zwyczaj był później kontynuowany i popularny. Podobnie uczynił np. Władysław Herman ze swoją małżonką Judytą, kiedy nie mogli mieć dzieci. Posłali więc do św. Idziego, do dzisiejszej Prowansji, złote dziecko.
PAP: Dlaczego Mieszko nie został świętym, jak np. św. Wacław? Czy był on rzeczywiście tak okrutnym pogańskim księciem?
Prof. Tomasz Jasiński: Nie można Mieszka demonizować. Na pewno nie tak, jak to miało miejsce niedawno w polskim Senacie. To były zupełnie inne czasy i trzeba powiedzieć głośno, że Mieszko był wybitnym władcą. Zupełnie niesłusznie zrobiono z niego bandytę, gwałciciela i mordercę.
Mieszko był jednym z najwybitniejszych polityków w dziejach całego państwa polskiego. Przewyższał w tym względzie na pewno swojego syna Bolesława Chrobrego, nawet Władysława Jagiełłę czy Sobieskiego, którzy także są przede wszystkim znani z sukcesów militarnych. Mieszko był nie tylko wybitnym dowódcą, ale i dokonał czegoś, czego nie mogli powtórzyć jego następcy - tylko on potrafił stworzyć państwo.
PAP: Ale na świętość nie zasłużył…
Prof. Tomasz Jasiński: Naprawdę trudno powiedzieć, dlaczego nie został świętym. Były pewne próby kultu Bolesława Chrobrego, ale to i tak dopiero w XIII wieku. Najprawdopodobniej wyglądało to tak, że kiedy doszło do załamania państwa w 1038-1039 roku i książę czeski wszystko spalił, złupił, to upadła także religia. Zrujnowano wtedy też przecież kościoły, spalono grody, mordowano i kamienowano kapłanów, a ludność albo uciekła, albo została wzięta w niewolę. Nie zachowały się żadne księgi, kroniki. Gdyby nie było tego najazdu pewnie teraz wiedzielibyśmy wszystko, albo przynajmniej na tyle dużo, że nie trzeba by było pytać.
To była wielka przerwa i kulturowa i cywilizacyjna. Nie było nikogo, kto mógłby ten kult podtrzymywać. Mieliśmy też już jednego świętego, prawie od razu - św. Wojciecha. Kiedy państwo odrodziło się na nowo, to ta przerwa i brak męczenników z dynastii Piastów spowodowała, że wszystko, łącznie z chrześcijaństwem, rozpoczęło się w Polsce na nowo. A Mieszko był już wtedy dalekim przodkiem. I nie był męczennikiem.
Rozmawiała: Anna Jowsa (PAP)
ajw/ ls/