40 lat temu, 14 maja 1983 r., zmarł Grzegorz Przemyk, maturzysta dwa dni wcześniej skatowany w komisariacie MO przy Jezuickiej na warszawskiej Starówce. Bezpośrednią odpowiedzialność za jego śmierć ponosi grupa milicjantów. Bezkarność zapewniła im junta stanu wojennego, która bezwzględnie rozegrała tę tragedię.
Bohaterska walka żołnierzy Żydowskiej Organizacji Bojowej i Żydowskiego Związku Wojskowego oraz tysięcy skazanych na zagładę mieszkańców getta była reakcją na trwający od 1939 r. terror okupantów niemieckich. Żydowski opór przeszedł do historii jako pierwsze powstanie w okupowanej Europie.
Głównym celem sił zbrojnych Polskiego Państwa Podziemnego było przygotowanie do powstania, które miało wybuchnąć w momencie załamywania się potęgi Niemiec. Do tego czasu Związek Walki Zbrojnej i Armia Krajowa ograniczały swoje działania do operacji wymierzonych w niemiecki aparat terroru i machinę wojenną.
Wybuch największego zrywu doby zaborów poprzedzał długi okres napięcia i topniejących nadziei na zmianę wymierzonej w Polaków polityki imperium rosyjskiego. Bezpośrednim powodem wybuchu insurekcji była branka ogłoszona przez Aleksandra Wielopolskiego w styczniu 1863 r.
Pod koniec 1932 r. jeden z najzdolniejszych matematyków zatrudnionych w polskim wywiadzie, Marian Rejewski, pracował nad zadaniem, które w przyszłości miało odmienić losy II wojny światowej. Prawdopodobnie 31 grudnia odczytał pierwszą niemiecką depeszę, do której zaszyfrowania użyto Enigmy.
14 grudnia 1970 r. w Stoczni Gdańskiej wybuchł strajk wywołany ogłoszonymi podwyżkami na artykuły pierwszej potrzeby, zwłaszcza na żywność. Rozpoczął on falę protestów i manifestacji ulicznych, które objęły większość Wybrzeża i przybrały charakter powstania robotniczego, krwawo stłumionego przez komunistyczne władze.
Wprowadzenie przez reżim stanu wojennego zakończyło trwający od kilkunastu miesięcy karnawał „Solidarności”. Na zduszenie „kontrrewolucji” naciskał ZSRS, który dążył do rozwiązania tego problemu siłami polskich komunistów. Stan wojenny oznaczał nie tylko kres społecznych nadziei na zmiany, lecz i długotrwałe pogrążenie Polski w marazmie.
100 lat temu, 11 grudnia 1922 r., na urząd prezydenta został zaprzysiężony Gabriel Narutowicz. Wybitny inżynier i minister spraw zagranicznych zwyciężył głosami stronnictw lewicowych, centrowych i mniejszości narodowych. Jego wybór spotkał się z protestami środowisk endeckich.
Na przełomie października i listopada 1918 r. wobec rozpadu monarchii austro-węgierskiej i zapowiedzi bliskiej klęski Niemiec Polacy coraz wyraźniej odczuwali, że odbudowa niepodległego państwa polskiego jest bliska.