Polska chce wstąpić do eurostrefy, ponieważ wyciąga wnioski ze swej historii i nie chce powtórki sytuacji, w której byłaby politycznie osamotniona – pisze prof. Norman Davies w czwartkowym "Timesie".
Według niego dawne państwa postkomunistyczne przyjęte do Unii Europejskiej w 2004 roku są obecnie w lepszym położeniu niż niektórzy członkowie eurostrefy. W grupie państw, które najbardziej ucierpiały wskutek kryzysu zadłużeniowego (Portugalia, Włochy, Irlandia, Hiszpania i Grecja), nie ma żadnego kraju Europy Wschodniej. Samą koncepcję Europy Wschodniej autor uważa zresztą za nieaktualną.
Polemizując ze sceptycznym stosunkiem do eurostrefy, widocznym zwłaszcza w brytyjskich mediach i debacie publicznej, oksfordzki profesor pisze, że kraje między Niemcami a Rosją mają inną wizję rzeczywistości: "Z pewnością rozumieją, że systemy polityczne i ekonomiczne mogą upaść, a osamotnione narody mogą zostać zgniecione".
Polemizując ze sceptycznym stosunkiem do eurostrefy, widocznym zwłaszcza w brytyjskich mediach i debacie publicznej, prof. Davies pisze, że kraje między Niemcami a Rosją mają inną wizję rzeczywistości: "Z pewnością rozumieją, że systemy polityczne i ekonomiczne mogą upaść, a osamotnione narody mogą zostać zgniecione".
Ta historyczna wiedza spowodowała, że "są nastawione pragmatycznie i ostrożnie" – tłumaczy. Cechy te wyrażają się jego zdaniem m.in. w tym, że w nowych krajach UE nie doszło do ekscesów sektora bankowego i nie zaciągnięto astronomicznych długów. Równocześnie nowi członkowie UE skorzystali na transferze unijnych środków.
"Polskie starania o wejście do strefy euro mogą zakrawać na szaleństwo, ale w tym szaleństwie jest metoda" – zaznacza Davies.
"Polacy wiedzą, z której strony chleb jest posmarowany i gołym okiem widzą, jak daleko odsunęli się od swych pobratymców na Ukrainie, Białorusi i w Rosji. Posiadanie Rosji za sąsiada zawsze dopingowało do skupienia myśli, a członkostwo w UE w dużym stopniu ochroniło Polskę przed wtrącaniem się Rosji w jej sprawy" – wyjaśnia.
Kluczem do stosunku Polski do eurostrefy jest zdaniem Daviesa "odwaga i ostrożność" wyrażająca się w tym, że rząd "gra na dwóch fortepianach": o ile minister Radosław Sikorski używa politycznych argumentów do przekonania wahających się, o tyle minister finansów Jacek Rostowski mówi o przeszkodach i ograniczeniach.
Cytując słowa premiera Donalda Tuska o tym, że Polska wejdzie do eurostrefy, gdy będzie to dla niej w stu procentach bezpieczne, Davies stwierdza, iż "Polska zmierza w stronę poczekalni, a nie rzuca się galopem do wejścia".
Stanowisko polskiego rządu wobec obecnego kryzysu w strefie euro interpretuje jako zajęcie dobrej pozycji wyjściowej, tak by polska gospodarka skorzystała na poprawie sytuacji w eurolandzie, gdy ona nastąpi. Tymczasem Polska zarabia na swą opinię wiarygodnego członka europejskiej wspólnoty i trzyma się blisko swego największego partnera handlowego, jakim są Niemcy. Nie podejmuje jednak nieodpowiedzialnych czy nieodwołalnych decyzji.
Autor "Bożego igrzyska" pisze dalej: "Oczywiście jeśli wspólna waluta upadnie, eurostrefa nie będzie nikogo przyjmować. W tym przypadku Polska będzie miała nadal lepszą pozycję niż Wielka Brytania, która wybrała stanie z boku i która całkiem dobrze może się znaleźć na drodze na śmietnisko".
"Co więcej, jeśli obecne pokolenie przywódców UE nie sprawdzi się, to ruch europejski będzie szukał nowych twarzy do ich zastąpienia. A najbardziej prawdopodobnym źródłem sprawnych polityków, którzy wiedzą, jak zaczynać od nowa, może być dawna Europa Wschodnia" - dodaje.
"Wielka Brytania miała szczęście. Więcej niż raz udało jej się przetrwać nie dzięki jej własnym zasługom, lecz albo dzięki temu, że miała potężnych przyjaciół, albo dzięki temu, że znajduje się na wyspie. W każdym razie w obliczu blitzkriegu w latach 1939-40 polska armia nie spisała się aż tak źle, jak francuska i brytyjska" - kończy swój artykuł Davies. (PAP)
asw/ dmi/ mc/ ura/