Przed Centrum Konserwacji Wraków Statków w Tczewie (Pomorskie) stanęła kabina nurków Meduza II. Powstały w 1968 roku obiekt ma blisko pięć metrów długości, trzy wysokości i waży ponad trzy tony. Jest on reklamą i zwiastunem wystawy „W toni” Narodowego Muzeum Morskiego w Gdańsku.
„Kabina powstała w 1968 roku na zamówienie Przedsiębiorstwa Robót Czerpalnych i Podwodnych, które również sfinansowało jej wykonanie. Projektantami i budowniczymi byli płetwonurek i mechanik okrętowy Antoni Dębski oraz dwaj inżynierowie, Aleksander Lassaud i Jerzy Kuliński” – wyjaśnił we wtorek na konferencji prasowej w Tczewie kustosz Działu Oceanografii i kierownik prac podwodnych Narodowego Muzeum Morskiego w Gdańsku Wojciech Joński.
Meduza II ma blisko pięć metrów długości, trzy wysokości i waży ponad trzy tony. Była przystosowana do zanurzenia na głębokość do 25 metrów, mogła utrzymywać się w toni, albo osiąść na dnie. Mieściły się w niej trzy osoby, a czas przebywania był nieograniczony. Wyposażona była w system grzewczy, miała instalację sanitarną oraz trzy małe koje.
„Była połączona ze statkiem bazą na powierzchni morza, powietrze oraz energia elektryczna były dostarczane wężami. Miała również awaryjne systemy zaopatrzenia w powietrze, które znajdowały się w butlach przemysłowych oraz baterie akumulatorów. Utrzymywana była stała łączność telefoniczna ze statkiem. Do samodzielnego funkcjonowania kapsuła była zdolna przez 50 godzin” – dodał Joński.
Eksperymentalne zanurzenie rozpoczęło się 9 listopada 1968 roku, a razem z Dębskim i Kulińskim w kabinie pod wodę zszedł nurek Polskiego Ratownictwa Okrętowego Bogdan Bełdowski.
„Nurkowie, na zlecenie Przedsiębiorstwa Robót Czerpalnych i Podwodnych, badali na Bałtyku niedaleko Helu wrak trałowca. Firma była zainteresowana wydobyciem jednostki i sprzedaniem na złom, ale to przedsięwzięcie okazało się nieopłacalne i niebezpieczne. Okręt znajdował się w kiepskim stanie, był bardzo zniszczony i ciężko byłoby go wydobyć w całości. Poza tym wokół roiło się od min z okresu drugiej wojny światowej” – powiedział.
Sukcesem zakończyła się jednak pierwsza misja Meduzy II.
„Zanurzenie na głębokości 25 metrów trwało 157 godzin, czyli prawie siedem dób. W tym czasie nurkowie wychodzili do wraku, który znajdował na 54 metrach, na cztery-sześć godzin dziennie. Ta sama praca wykonywana tradycyjną metodą, czyli przez schodzenie ze statku bazy, trwałaby trzy miesiące. Statkiem bazą był wówczas holownik oceaniczny Koral. Jako ciekawostkę podam, że w kabinie można przetrzymywać żywność, ale w czasie dziewiczego zejścia jedzenie było dostarczane za pomocą bańki po mleku, którą spuszczano na linie” – zdradził.
Kabina zwiększała również bezpieczeństwo pracujących nurków.
„Cała idea polega na tym, że nurkowie przebywający na głębokości 25 metrów podlegają ciśnieniu 3,5 atmosfery i kiedy wracają do kabiny z wraku znajdującego się na poziomie 54 metrów, nie wymagają dekompresji. A każde zejście ze statku bezpośrednio do wraka na 54 metry trwałoby 25 minut i wymagało godzinnej dekompresji. Nasi śmiałkowie byli obserwowani po zakończeniu eksperymentu i nie stwierdzono u nich żadnych objawów choroby ciśnieniowej” – podkreślił.
Meduza II wykorzystywana była do 1975 roku. Brała udział w badaniach stopnia zagęszczenia gruntów przy budowie portów w Gdańsku i Gdyni, złóż kruszywa budowlanego znajdującego się na dnie Ławicy Słupskiej, pomiarów nośności dna za pomocą sondy udarowej oraz prac archeologicznych przy wraku zatopionego w 1627 roku w Bitwie pod Oliwą szwedzkiego okrętu „Solen”.
„Dzięki niej naprawiano także tamę na Jeziorze Solińskim w Bieszczadach, słyszałem, że baza została również przetransportowana do Zatoki Gwinejskiej. Ta wspaniała konstrukcja paradoksalnie przegrała z ekonomią. Firmy rozliczały się na podstawie godzin nurkowych, a dzięki Meduzie II znacznie skróciła praca, zatem nie mogły na tym zarobić” – stwierdził.
Pracownik Narodowego Muzeum Morskiego zauważył, że w Polsce nie było specjalistycznych firm, które zajmowały się projektowanie i budowaniem podobnych obiektów.
„Powstanie Meduzy zawdzięczamy pasji, entuzjazmowi oraz pomysłom zapaleńców i miłośników nurkowania, którzy stworzyli ją własnym sumptem. Materiały, które zostały wykorzystane przy budowie, pochodziły z odzysku, to były odpady i resztki z innych produkcji i przedsięwzięć” – podsumował.
Meduza II, która stanęła przed tczewskim odziałem NMM - Centrum Konserwacji Wraków Statków, jest zwiastunem i reklamą wystawy „W toni. Pojazdy podwodne ze zbiorów NMM”. Od 28 kwietnia w głównej siedzibie NMM na wyspie Ołowiance w Gdańsku prezentowanych będzie osiem zabytków: pojazdów podwodnych.(PAP)
Autor: Marcin Domański
md/ pat/