Co było przyczyną sąsiedzkich konfliktów na Górnym Śląsku i jak starano się je rozwiązać można dowiedzieć się z książki pt. „Przeczytano, przyjęto, podpisano” wydanej przez Archiwum Państwowe w Opolu na podstawie akt sądów rozjemczych XIX i przełomu XX wieku.
Propagowana w ostatnich latach idea mediacji ma na Górnym Śląsku ponad stuletnią tradycję. Decyzją króla Fryderyka Wilhelma III z 14 sierpnia 1832 roku instytucję rozjemcy wprowadzono m.in. na terenie Śląska. Zadaniem rozjemcy było rozstrzyganie prostych sporów, związanych z codziennymi problemami mieszkańców, nie wymagających skomplikowanych procesów sądowych.
Jak wynika z dokumentów zgromadzonych w Archiwum Państwowym w Opolu, "rozjemca musiał mieć ukończone 24 lata, posiadać samodzielność w czynnościach prawnych, dobrą opinię, umiejętność pisemnego protokołowania mediacji i zaufanie społeczne. Nie musiał znać przepisów prawnych. Posada rozjemcy była funkcją społeczną". Z zachowanych akt dowiadujemy się także, że na Górnym Śląsku powinien znać język polski, którym na co dzień posługiwała się większość mieszkańców tego regionu - zwłaszcza na wsiach - pomimo jego funkcjonowania od kilku wieków w ramach niemieckojęzycznego obszaru państwowego i ponad stu lat rządów władców Prus.
Pracownicy AP w Opolu przytaczając m.in. schematyzmy biskupów wrocławskich z początku XIX wieku wskazują, że na terenie Górnego Śląska językiem polskim posługiwać się mogło ponad 70 procent mieszkańców. Potwierdzeniem tej tezy są dokumenty sądów rozjemczych, spisane zarówno w języku niemieckim, jak i polskim.
Same akta są źródłem nie tylko obyczajów i życia codziennego na terenie obecnego województwa opolskiego, ale i używanego na tych terenach języka, który (w zależności od umiejętności spisującego) został utrwalony w sądowych aktach.
Jako przykład może służyć protokół z rozprawy w Adamowizach z 17 czerwca 1880 roku, na której stawili się: "dziewka Thecla Solga z Nowej Wsi i komornik Jakob Lippok z Adamowitz". Jak skrzętnie spisano: "Dziewka Thecla Solga uskarza się, że ją Jakob Lippok 12tego Czerwca r. b. na polu przy zbieraniu trawy dwa razy w głowę uderzył. Obskarzony niewymawia się ztego, ale powiada, że on nie wiedział, iżeby skarzycielka na owym gruncie miała prawo do zbierania trawy. Jednakowoż się chce ugodzić i obowięzuje się 2 1 grosza zmudyi koszta ugody ponosić. Skarzycielka była z tem zakontent. Więcej nie było do ugody i wyżej spisany protokoł był partom przeczytany, od nich przyjęty i podpisany".
W tych samych Adamowicach w styczni 1881 roku przez rozjemcą stanęły dwie komorniczki: "Susanna Maciejtzyk" i "Viktoria Matuschtzyk". Jak odnotowano: "Komorniczka Susanna Maciejtzyk uskarza się, że ją komorniczka Victoria Matuschtzyk 14tego b.m. temi słowy: +Ty przeklęta czarna cygano, bo jeszcze masz swojego chłopa za mało, to jeszcze czyich wobisz i marki życzasz na gorzołę, aby się z nią jachrał, już przedtym jak świnia prosiąt, a jeszcze nie jest kontent na swoich chłopie, bo cie trzeba do caitungów postawić!+ obraziła. Obskarzona nie wymawia się ztego, ale powiada, że skarzycielka była pobudką do tego. Jednakowoż się chce ugodzić i obowięzuje się karę pieniężną 3 marków 50 Fyników do szkolnej kassy pod warunkiem sekucyi na 23go b. m. zapłacić, skarzycielom zmudy 2 marki nagrodzić i koszta ugody ponosić. Skarzycielka jest ztym zakontent, jednak żąda, żeby nigdy już wyrzutów względym tutejszej ugody nie było".
W październiku 1871 przed sędzią stanął Michel Felix, chałupnik i Julius Gruetzner. Powodem było niezadowolenie z pedagogicznych osiągnięć pozwanego. "Pierwszy się uskarza, ze Grütznerowi dał 5 talarow i 10 cieskich za wynauczeni jego syna na trombie, a on go nie wynauczył, i rząda pieniędzy nazad. Grützner udawa, że ten hłopak nie chodził do nauki. Po ustnem wygodaniu ugodzili się tak, ze Grützner zapłaci Felixowi 2 talary 15 cieskich do 3 tygodni, to jest połowa za 14 dni, a drugo połowa 8 dni pozni. Jak by pierwszy termin nie dotrzymał, to ma Felix te prawo zaraz sekucuja na cąłą sumem rządać. Kusta tej ugody ponosi Grützner" - ustalono podczas rozprawy.
Pod koniec XIX wieku w Kalinowie odbyła się rozprawa, w której stawili się (jak zaznaczono w protokole - trzeźwi) "Johann Swierzy, 28 lat stary, kołodziej Vinzent Piszczor, 26 lat stary. (...) Vinzent Pisczor obskarzył Jana Swierzy, poniewasz go 14 tego grudnia t. r. trzy razy ręką sztuchnoł, tak że się skarzyciel wywrócił. Obskarzony Jan Swierzy się nie zapiera, że Vincenta Pisczora sztuchnoł – ale nie trzy razy, tylko jeden raz, a to z tej przyczyny, że się na niego postawił i chciał go piznąć. Obskarzony Jan Swierzy się chce zgodzić na ten sposób, że zapłaci te schiedzmańskie kosta. Skarzyciel Vinzent Pisczor na to przystał i stała się ugoda. Ten protokoł był obiema przeczytany, oba na to przystali i własną ręką podpisali".
Nie zawsze rozprawy kończyły się polubownie. W październiku 1896 roku przed sędzią stawiła się Franciszka Blaut "dziewczyna z Kalinowa, 20 lat stara" i Marianna Lukaszczyk, "dziewczyna z Kalinowa, 19 lat stara. Obskarżona".
"Marianna Lukasczyk powiadała 8me go Wrzesnia t. r. w pańskim chlywie publicznie – t. j. przed wielu osobami, że skarzycielce Franciszce Blaut – żić gnije. Obskarzona Marianna Lukasczyk odpowiada na to, że ona nie powiadała, że i żić gnije – tylko, że ma wrzody wele dupy. Skarzycielka się nie chce zgodzić i żąda odpisu tego protokołu, aby tę rzecz na gericht oddać" - zapisano w protokole.
Co ciekawe, w wielu protokołach wprost zaznaczono, że obydwie strony są "w polskiej mowie potężne", lub, jak w przypadku rozprawy z maja 1869 roku w Płużnicy, "wszyscy szicmanowi osobiście znajomi i przy dobrem rozsądku, wszyscy tylko polskiej mowy a polskiego pisania ćwiczni". Zdarzały się przypadki protokołów pisanych tylko po polsku, ale z niemieckimi wyjaśnieniami na marginesach.
"Mieszkaniec śląskiej wsi, wyniósłszy ze szkoły powierzchowną znajomość języka niemieckiego, był zapewne bezradny w sytuacji wymagającej wypowiedzenia się w oficjalny sposób w tym języku. Ustawodawca umożliwił więc mniejszościom językowym używanie języka ojczystego podczas procesów odbywających się przed obliczem lokalnego sądu rozjemczego. Owocem tego postanowienia są polskojęzyczne protokoły sądowe, zapisywane od lat 40. XIX wieku aż po przełom XIX/XX stulecia. Jak się okazuje, ich trwała obecność w księgach protokolarnych była w znacznym stopniu niezależna od okoliczności zewnętrznych, jakimi niewątpliwie był rok 1872 (rozpoczęcie kulturkampfu) i lata następne" - wyjaśniają autorzy opracowania. (PAP)
Autor: Marek Szczepanik
masz/ mir/