60 lat temu, 30 grudnia 1963 roku, Karol Wojtyła został arcybiskupem metropolitą krakowskim, stając się jednym z najważniejszych ludzi w Kościele rzymskokatolickim w Polsce.
Dynamiczny duszpasterz inteligencji i studentów, publicysta „Tygodnika Powszechnego”, wykładowca Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego i seminariów duchownych, od 1958 r. biskup pomocniczy w Krakowie decyzją papieża Pawła VI z 30 grudnia 1963 r. został mianowany arcybiskupem metropolitą krakowskim. Ojciec Święty tuż po świętach Bożego Narodzenia osobiście zadzwonił do krakowskiej kurii z ważną dla Kościoła w Polsce wiadomością. Uroczysty ingres odbył się nieco ponad trzy miesiące później w katedrze na Wawelu.
Duszpasterz, wykładowca, organizator
Podczas Konferencji Plenarnej Episkopatu Polski 1–2 kwietnia 1964 r. – pierwszej, w której uczestniczył jako metropolita krakowski, ks. Wojtyła odczytał list prymasa Stefana Wyszyńskiego do premiera rządu PRL „w sprawie policyjnego planu akcji dywersyjnej na terenie parafii”. „To godne podkreślenia, że o odczytanie tego listu prymas zwrócił się do nowego metropolity krakowskiego. Tak abp Wojtyła […] wchodził w rzeczywistość, w której żył Kościół w Polsce pod rządami komunistów” – podkreślał ks. Jacek Urban.
Jedną z pierwszych decyzji abp. Wojtyły było otwarcie na poziomie archidiecezjalnym procesu beatyfikacyjnego siostry Faustyny Kowalskiej, z której „Dzienniczkiem” oraz orędziem Miłosierdzia Bożego zapoznał się wcześniej. Wspólnie ze współpracownikami opracował także program krakowskich obchodów Milenium Chrztu Polski. Od początku swojej posługi arcybiskupiej wspierał kleryków objętych obowiązkową służbą wojskową. Metropolita krakowski uznając politykę władz państwowych w tym zakresie za element konfrontacji z Kościołem w Polsce, prowadził osobistą korespondencję z alumnami. Do jednego z nich – ks. Jana Zająca, który wcześniej pisał do swojego biskupa o trudach kleryckiego życiu w wojsku, zwracał się: „Rozumiem ten żal, wyrażony w ostatnim liście – z powodu przerwanych studiów, opóźnionych egzaminów. To wszystko będzie można nadrobić, a próbę wojska zabierzecie, da Pan Bóg, jako doświadczenie na całe życie kapłańskie”.
Metropolita krakowski jeszcze bardziej niż w latach poprzednich zaangażował się też w sprawy Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Jagiellońskiego, który decyzją Rady Ministrów z 1954 r. przestał być częścią uczelni. Podczas publicznych wystąpień Wojtyła wielokrotnie podkreślał potrzebę uregulowania tej kwestii. Przypominał, że po Grudniu ’70 jego memoriały w tej sprawie kierowane do władz komunistycznych spotykały się z odrzuceniem. Ówcześni decydenci obawiali się bowiem, że metropolita krakowski dąży do przekształcenia wydziału w Papieską Akademię Teologiczną (rzeczywiście doszło do tego, jednak dekadę później). W maju 1972 r. abp Wojtyła zainaugurował obrady synodu archidiecezji krakowskiej.
„[To] doświadczenie nauczyło ludzi w archidiecezji czegoś o nich samych jako obywatelach. Nauczyli się, że mogą zorganizować i poprowadzić rozległy program studiów i działań, niezależny od pozwolenia rządu. Nauczyli się, że mogą w wolny sposób rozważać sytuację w społeczeństwie. Księża i świeccy, intelektualiści i robotnicy nauczyli się, że mogą pracować razem. To doświadczenie communio [...] było także doświadczeniem tego, co antykomunistyczni opozycjoniści w Europie Środkowowschodniej nazwali później +społeczeństwem obywatelskim+. Jego reperkusje przerosły wyobraźnię komunistycznych aparatczyków, którzy dziwili się, dlaczego wszyscy ci ludzie spędzają tyle czasu, rozmawiając o dokumentach kościelnych” – oceniał w książce „Świadek nadziei” konsekwencje synodu George Weigel. Mimo licznych obowiązków duszpasterskich metropolita krakowski systematycznie prowadził wykłady na KUL. W 1969 r. opublikował monografię z zakresu antropologii „Osoba i czyn”, a trzy lata później – jako aktywny uczestnik Soboru Watykańskiego II publikację „U podstaw odnowy. Studium o realizacji Vaticanum II”. Wciąż regularnie spotykał się ze studentami oraz inteligencją krakowską, zwłaszcza ze środowiskiem naukowym i artystycznym. W wolnych chwilach organizował wyprawy w Tatry i spływy kajakowe.
Na celowniku SB
Niemal każda aktywność (także słynne wyjazdy na narty) hierarchy była skrupulatnie odnotowywana przez komunistyczną bezpiekę – od kilku lat abp Wojtyła był obiektem zainteresowania SB w ramach sprawy ewidencyjno-obserwacyjnej pod kryptonimem „Pedagog”. Inwigilacja nasiliła się wraz z objęciem krakowskiego arcybiskupstwa. W mieszkaniu hierarchy zainstalowano podsłuch, a w jego pobliżu utworzono punkt obserwacyjny, z którego funkcjonariusze fotografowali przychodzących do Wojtyły gości. Do SB systematycznie trafiały donosy pochodzące od zwerbowanych księży i osób świeckich działających w otoczeniu krakowskiej kurii.
Bezpieka chciała wiedzieć o Wojtyle wszystko – jak wygląda rutyna duchownego po przebudzeniu, kto mu robi pranie, a kto prasuje sutannę, jakich kosmetyków używa, czy gra w brydża, jak często kontaktuje się z rodziną, czy lubi alkohol, z kim się przyjaźni, czy słucha Radia Wolnej Europy itd. Analizie poddawano: dokumenty podpisywane przez metropolitę, stosowane przez niego formy duszpasterstwa oraz wpływ na krakowskich studentów. Interpretowano – pod kątem obecności treści antysocjalistycznych – głoszone przez niego homilie oraz rekolekcje. Szczególne poruszenie wśród esbeków i ulokowanej wokół arcybiskupa Wojtyły agentury wywołała informacja o wyniesieniu hierarchy do godności kardynała już trzy lata po objęciu rządów w archidiecezji.
W trafiających do SB donosach były przytaczane krążące po Krakowie plotki dotyczące błyskawicznego awansu. Spekulowano m.in., że uzupełnienie kolegium kardynalskiego o Polaka wiązało się z wizytą generała Charlesa de Gaulle’a w Polsce. Papież chciał rzekomo, aby prezydenta Francji witał na Wawelu… gospodarz w purpurowym birecie. Jednak głównym celem prowadzonym przeciw Wojtyle gry operacyjnej było skłócenie go z prymasem Wyszyńskim.
Jak wskazywał Marek Lasota, autor książki „Donos na Wojtyłę” próby obliczone na skłócenie obu kardynałów z góry były jednak skazane na porażkę. „Zarówno Wojtyła, jak i Wyszyński, w pełni świadomi natury wrogiego im państwa komunistycznego, zdawali sobie sprawę, że staną się obiektem przeróżnych działań aparatu władzy prowadzących do ich poróżnienia, a tym samym do groźnych pęknięć w Episkopacie”. Podstawową metodą przeciwdziałania tego typu zabiegom bezpieki było demonstracyjne okazywanie solidarności i lojalności wobec prymasa. Taką postawę, mimo nierzadko odmiennego postrzegania spraw kościelnych i duszpasterskich, konsekwentnie realizował również kardynał Wojtyła.
Kardynał wspiera opozycję
Komunistyczne służby interesowały się jednym z najważniejszych hierarchów w Polsce z różnych powodów. Jednym z nich były kontakty Wojtyły z opozycją demokratyczną. Metropolita krakowski przez Bohdana Cywińskiego jesienią 1976 r. spotkał się w Warszawie z działaczami powstałego niedawno Komitetu Obrony Robotników – Janem Józefem Lipskim, Jackiem Kuroniem, Antonim Macierewiczem i Piotrem Naimskim.
Opozycjoniści rozmawiali z hierarchą m.in. o idei niezależnego nauczania. „Wyznaczonego dnia kazałem im przychodzić do mnie indywidualnie. Byli pół godziny wcześniej. Wtedy wyszedłem z domu, wsiadłem w samochód, pojechałem po kardynała na Wiślaną do sióstr urszulanek i przywiozłem na Akacjową. Spotkanie trwało z półtorej godziny. Wszyscy kolejno zabierali głos” – wspominał Cywiński. „Kardynał chciał przede wszystkim wiedzieć, jak sobie wyobrażamy działalność, do czego dążymy” – dodawał Lipski. Wojtyła pozostawał również w systematycznym kontakcie z członkami duszpasterstwa akademickiego w Krakowie, z którego to środowiska wywodzili się współtwórcy Studenckiego Komitetu Solidarności utworzonego 15 maja 1977 r. po „czarnym marszu” – żałobnej manifestacji upamiętniającej Stanisława Pyjasa.
Nieprzypadkowo metropolita krakowski w kazaniu wygłoszonym niedługo później, podczas procesji Bożego Ciała, udzielił, jak pisała SB, „publicznego poparcia uczestnikom wydarzeń majowych w Krakowie”. Jeden z działaczy SKS Andrzej Mietkowski, wspominał, że Wojtyła „wielokrotnie zwracał uwagę na to, co robią studenci, podkreślał konieczność takiej walki o pryncypia i z ogromną sympatią odnosił się do tych wszystkich poczynań”.
Jak analizowała Służba Bezpieczeństwa, metropolita krakowski, z uwagą śledził także inne działające w kraju struktury opozycyjne, „w pełni je akceptując”. „Z taktycznych tylko względów unika oficjalnego włączenia Kościoła do tej działalności”. Jak wskazywał Marek Lasota, SB kreśląc u schyłku 1977 r. obraz krakowskiego Kościoła pod przewodnictwem kardynała Wojtyły, „trafnie rozpoznała ewentualne zagrożenie dla reżimu. Ale nawet w najczarniejszym wariancie nikt nie zdołał wyobrazić sobie katastrofy, jaka miała nastąpić w Rzymie”.
16 października 1978 r. świat obiegła wiadomość o wyborze „papieża zza żelaznej kurtyny”. Komuniści nie byli na to gotowi. Dominowało niedowierzanie. Stanisław Kania, jeden z sekretarzy KC PZPR, który pierwszy otrzymał informację o wyniku konklawe z Agencji Reutera, natychmiast chwycił za telefon i wykręcił numer do Edwarda Gierka. Po drugiej stronie usłyszał jedynie: „O, rany boskie!”. Zdezorientowani działacze partyjni, podczas zwołanej pospiesznie narady w Komitecie Centralnym, zaczęli pocieszać się wzajemnie: „Ostatecznie lepszy Wojtyła jako papież tam niż jako prymas tutaj”. Kolejne lata kierowania Kościołem powszechnym przez Polaka pokazały, jak bardzo nietrafne były prognozy komunistycznych decydentów. Wybór kardynała Wojtyły na papieża stanowił ogromne wsparcie dla idei głoszonych przez opozycję w Polsce. Jan Paweł II stał się dla milionów rodaków autorytetem moralnym, a jego nauczanie o godności pracy oraz pielgrzymki do ojczyzny stanowiły dla zniewolonego komunizmem społeczeństwa impuls w walce o wolność.
dr Jan Hlebowicz (IPN Gdańsk)
Źródło: MPH