W 2013 roku obroty na polskim rynku książki spadły o około pół procenta - szacuje Łukasz Gołębiewski z Biblioteki Analiz. Jego zdaniem oznacza to ustabilizowanie się rynku, choć na bardzo niskim poziomie w stosunku do stanu sprzed wprowadzenia podatku VAT na książki.
"Dwa poprzednie lata - 2011 i 2012 - były dla polskiego rynku książki fatalne. W 2011 obroty spadły o 8 proc., w 2012 - o 2 proc. Na tym tle rok 2013, z minimalnym spadkiem rzędu około pół procenta, jest z jednej strony jeszcze gorszy - bo utrzymuje się spadek, z drugiej strony można mówić o pewnej stabilizacji. Jest to jednak stabilizacja na poziomie dużo niższym niż ten sprzed wprowadzenia podatku VAT na książki w roku 2011. Żadne istotne problemy nie zostały w 2013 roku rozwiązane, ale też nie doszło do jakieś kolejnej fazy kryzysu. Spodziewam się, że następne lata będą dość podobne do mijającego roku" - powiedział PAP Łukasz Gołębiewski.
"Wprowadzenie podatku VAT na książki w 2011 roku było dotkliwym ciosem dla branży, zwłaszcza że nałożyło się to na inne problemy. Ludzie zmieniają formy spędzania wolnego czasu, książka przestała być jedyną możliwością podróży w wyobraźni, dzisiaj tą rolę przejęły gry sieciowe ale też rozmaite fora społecznościowe. Z badań wynika, że przeciętny użytkownik Facebooka spędza na korzystaniu z niego miesięcznie porównywalną liczbę godzin, co ci, którzy czytają najwięcej - około 9 godzin tygodniowo" - powiedział.
Zdaniem analityka, w Polsce, ale też na świecie, mamy do czynienia z ogromną nadprodukcją książek. Rocznie w Polsce ukazuje się ponad 30 tys. tytułów, z czego mniej niż jedna trzecia trafia do jakiejkolwiek ogólnopolskiej sieci dystrybucji, reszta rozprowadzana jest regionalnie i nie ma właściwie możliwości zaistnienia na szeroką skalę. "Nie ma wątpliwości, że nie wszystkie książki są potrzebne. Łatwość druku, fakt, że jest on relatywnie tani, powoduje ogromną nadpodaż. Niekorzystnym efektem biznesowym tej sytuacji jest fakt, że książkom, często dobrym i profesjonalnie przygotowanym, trudno w ogóle zaistnieć w sieciach handlowych takich jak Empik czy Matras. Poza tym czas życia nowości jest bardzo krótki, książki po kilku miesiącach są wycofywane ze sprzedaży, przeceniane i trafiają do sieci tanich księgarni, które są ogromną konkurencją dla rynku nowych publikacji. Czytelnicy przyzwyczaili się, że można poczekać kilka miesięcy, aż poszukiwany tytuł będzie można kupić z bardzo dużą przeceną. To zresztą ogólne prawo handlu - żywotność towarów jest bardzo krótka, choć wydawałoby się, że książka jest produktem, który powinien się bronić w tym natłoku zmieniających się mód, dobra fabuła jest czytelniczo atrakcyjna, jak pokazuje historia, nawet po 2 tys. lat. Dystrybutorzy nie dają książkom starszym niż dwa-trzy miesiące szans, żeby poczekały na swojego klienta" - mówił Gołębiewski.
Łukasz Gołębiewski: "Myślę, że do 2020 roku nawet w konserwatywnej Europie co najmniej połowa sprzedawanych książek to będą e-booki, a nie książki papierowe. Tradycyjnie wydana książka stanie się dobrem luksusowym, siłą rzeczy znacznie droższym niż obecnie. Będzie pełnić rolę prezentu, ale też obiektu kolekcjonerskiego".
Ten problem może załagodzić ustawa o książce, nad którą środowisko debatuje już od ponad dekady. Ma ona wprowadzić stałą cenę książki na pewien okres czasu, na przykład na pół roku. "Mamy do czynienia z sytuacją, gdy np. Matras oferuje nowe książki z 25-procentowym rabatem. Zbyt wczesne przeceny szkodzą sprzedaży nowych pozycji, a w przypadku książki obniżki zaczęły mieć charakter programowy, a nie sezonowy. Ta forma promocji została wymuszona w 2011 roku wejściem podatku VAT na książki, kiedy wydawcy czyścili magazyny z książek ze starą stawką podatku. Dzisiaj przeceny stały się złą tradycją rynku" - uważa szef Biblioteki Analiz.
Drugim problemem polskiego rynku książki jest ogromne piractwo. "Przyszłość książki jest związana w ogromnym stopniu z treściami cyfrowymi, bo tego oczekuje młody konsument. Tablety i czytniki są coraz tańsze, coraz więcej czytamy na ekranie, ale czerpiemy treści ze źródeł pirackich, bo one po prostu są łatwo dostępne i w wielkim wyborze. W dodatku polskie państwo nie przeciwdziała tego rodzaju procederowi, co pokazuje przykład niedawnego oddalenia pozwu Polskiej Izby Książki przeciwko chomikuj.pl. Państwo pokazało, że nie zajmuje się ściganiem tego rodzaju naruszeń, co tworzy atmosferę społecznego przyzwolenia na korzystanie z nielegalnych źródeł" - mówi Gołębiewski.
Do korzystania z pirackich serwisów zachęcają też czytelników ceny e-booków. Badania pokazują, że klient, płacąc za legalne treści w formie elektronicznej, oczekuje, że będą one o połowę tańsze od tradycyjnych książek. Tymczasem e-booki traktowane są podatkowo jak usługi świadczone drogą elektroniczną i obłożone podatkiem VAT w wysokości 23 proc. "Okazuje się że marża na książce elektronicznej, mimo że nie ma kosztu jej wydrukowania, jest niższa niż na książce papierowej. To jest sytuacja absurdalna. Wydawcy nie promują książek elektronicznych, bo na nich nie zarabiają. Powstało błędne koło, z którego, mam nadzieję, uda się nam wyrwać w 2014 roku. Premier Tusk zadeklarował, że Polska będzie razem z Francją i Luksemburgiem zabiegać o zrównanie stawek podatku VAT na książki tradycyjne i e-booki. Wiadomo, że zmienia się nastawienie polityków unijnych, coraz powszechniej uznaje się, że książka papierowa i e-book to są te same produkty, służące do czytania. Harry Potter jest cały czas Harrym Potterem, niezależnie od tego, jak został czytelnikowi dostarczony" - podkreśla Gołębiewski.
Biblioteka Analiz szacuje, że łączny obrót polskiego rynku książki za ubiegły rok wyniósł 2 miliardy 650 mln zł. Po raz pierwszy od wielu lat wzrost obrotów zanotowali wydawcy beletrystyki, a także wydawnictw fachowych i książek dla dzieci. W kryzysie są natomiast poradniki oraz przewodniki i mapy - tu media elektroniczne w dużym stopniu zaspokajają potrzeby konsumentów. Tytuły, które w 2013 roku sprzedawały się najlepiej, to cykl "50 twarzy Greya", "Inferno" Dana Browna, nowa książka zmarłej w tym roku Joanny Chmielewskiej "Zbrodnia w efekcie", "Sezon burz" Andrzeja Sapkowskiego i "Ostatnie rozdanie" Wiesława Myśliwskiego.
"Zaliczenie do największych hitów wydawniczych w Polsce oznacza sprzedaż powyżej 100 tys. egzemplarzy, takich książek było w mijającym roku około 10. Należy też odnotować tegoroczny fenomen wydawniczy, choć poza sprzedażą i księgarniami - chodzi o książkę kucharską Pascala i Okrasy, która jest dokładana do zakupów w Lidlu. Opublikowano jej milion egzemplarzy. Ostatni raz książka w tak dużym nakładzie trafiła do polskiego czytelnika w roku śmierci Jana Pawła II, była to "Pamięć i tożsamość". Trudno znaleźć płaszczyznę porównania między tymi publikacjami poza wysokością nakładu" - mówił Gołębiewski.
Przeciętny nakład książki w Polsce to około 5 tys. egzemplarzy, ale podręczniki szkolne i książki sprzedawane w punktach kolportażu prasy, podciągają mocno tę średnią. Tak naprawdę średni nakład beletrystyki w Polsce to około 3,5 tys. egzemplarzy, książki naukowej - 500 egzemplarzy. Jeszcze cztery lata temu średni nakład wynosił około 7,5 tys. egzemplarzy, co pokazuje tendencje rynku.
"Myślę, że do 2020 roku nawet w konserwatywnej Europie co najmniej połowa sprzedawanych książek to będą e-booki, a nie książki papierowe. Tradycyjnie wydana książka stanie się dobrem luksusowym, siłą rzeczy znacznie droższym niż obecnie. Będzie pełnić rolę prezentu, ale też obiektu kolekcjonerskiego. Będziemy zbierać stare książki, tak jak niektórzy zbierają dziś płyty winylowe. Ludzi, którzy mają księgozbiory, albo spodziewają się je odziedziczyć, przestrzegałbym przed pozbywaniem się ich na makulaturę, czy wyprzedawaniem za grosze. Widać już w antykwariatach, jak wartość książki papierowej na przykład z lat 70. rośnie" - dodał Gołębiewski. (PAP)
aszw/ ls/