Cornelius Gurlitt - właściciel unikalnej kolekcji dzieł sztuki, wśród których znajdują się przedmioty zagrabione przez władze III Rzeszy - zapowiedział w niedzielę w rozmowie z tygodnikiem "Der Spiegel", że dobrowolnie nie zwróci żadnego obrazu.
"Dobrowolnie niczego nie oddam" - powiedział 80-letni mieszkaniec Monachium. Zapewnił, że kolekcja ponad 1400 obrazów, zabezpieczona przez policję w jego mieszkaniu, została nabyta przez jego ojca zgodnie z prawem.
"Wymiar sprawiedliwości i opinia publiczna przedstawiają wszystko w sposób nieprawdziwy" - podkreślił Gurlitt. Jak zaznaczył, dowody przekazane przez niego prokuraturze oczyszczają go z wszelkich podejrzeń. Przeciwko niemu toczy się obecnie postępowanie karnoskarbowe.
Gurlitt powiedział "Spieglowi", że odziedziczona po ojcu kolekcja była "treścią jego życia". "Niczego tak nie kochałem, jak moje obrazy" - wtrącił podczas wywiadu. Ustosunkowując się do konfiskaty kolekcji przez władze, powiedział: "Mogli poczekać, aż umrę".
Cornelius Gurlitt odziedziczył zbiory po swoim ojcu, historyku sztuki Hildebrandzie Gurlitcie, który na polecenie władz III Rzeszy sprzedawał za granicę dzieła uznane przez nazistów za przejaw sztuki "zdegenerowanej i narodowo obcej".
Tygodnik "Focus" ujawnił dwa tygodnie temu, że Gurlitt ukrywał w swoim mieszkaniu unikalną kolekcję 1406 obrazów, zawierającą nieznane prace twórców modernizmu klasycznego, a także dzieła pochodzące z wcześniejszych epok. Były wśród nich dzieła Picassa, Chagalla, Noldego, Mackego, Matisse'a, Liebermanna i Dixa o wartości oszacowanej przez media na 1 miliard euro. Jak się okazało, władze Bawarii zabezpieczyły obrazy w lutym 2012 roku, przez ponad półtora roku utrzymując ten fakt w tajemnicy.
Cornelius Gurlitt odziedziczył zbiory po swoim ojcu, historyku sztuki Hildebrandzie Gurlitcie, który na polecenie władz III Rzeszy sprzedawał za granicę dzieła uznane przez nazistów za przejaw sztuki "zdegenerowanej i narodowo obcej", usunięte jako szkodliwe z muzeów lub skonfiskowane czy też odkupione po zaniżonej cenie od prawowitych właścicieli, w większości prześladowanych przez nazistów Żydów.
Hildebrand Gurlitt został po wojnie zatrzymany przez Amerykanów, jednak udało mu się przekonać władze okupacyjne, że był ofiarą prześladowań. Amerykanie zwrócili mu zarekwirowane dzieła sztuki.
Badająca pochodzenie kolekcji historyk sztuki Meike Hoffmann twierdzi, że składa się ona głównie z dzieł zrabowanych przez nazistów po dojściu Hitlera do władzy, są w niej jednak także obrazy innego pochodzenia. Eksperci uważają, że zakwestionowanie praw własności Corneliusa Gurlitta do obrazów będzie procesem skomplikowanym. Konsulat RP w Monachium uważa, że niektóre obrazy mogą pochodzić z polskich zbiorów.
Jak twierdzi "Focus", przedstawiciele urzędu kanclerskiego oraz bawarskiego wymiaru sprawiedliwości chcą nakłonić Gurlitta do dobrowolnego oddania władzom obrazów, z których 590 uważanych jest za pochodzące z rabunku, w zamian za zawieszenie śledztwa.
Z Berlina Jacek Lepiarz (PAP)
lep/ akl/ as/