Prokuratura w Augsburgu uchyliła w środę decyzję o zajęciu cennej kolekcji obrazów niemieckiego marszanda Corneliusa Gurlitta, zawierającej płótna zrabowane prawowitym właścicielom przez III Rzeszę. Kolekcjoner zgodził się na zbadanie pochodzenia kolekcji.
Przedstawiciel augsburskiej prokuratury wyjaśnił, że wiedza zdobyta w toku śledztwa pozwoliła na nową ocenę prawną sprawy. "W chwili zajęcia całej kolekcji, ponad dwa lata temu, prokuratura była bezwarunkowo przekonana o prawomocności podjętych działań" - podkreśliła prokuratura w Augsburgu.
"Gurlitt cieszy się, jest wdzięczny i odczuwa ulgę, że wszystko się wyjaśnia" - powiedział jego adwokat Tido Park. Jak dodał, obecnie nic nie stoi na przeszkodzie, by oddać obrazy kolekcjonerowi.
W poniedziałek Gurlitt zawarł porozumienie z niemieckimi władzami. Zgodził się zwrócić wszystkie dzieła sztuki, które pochodzą z rabunku dokonanego przez III Rzeszę. Powołany przez władze zespół ekspertów (taskforce) musi w ciągu roku wyjaśnić pochodzenie obrazów.
Po tym terminie wszystkie płótna, co do których nie ma roszczeń dawnych właścicieli lub których pochodzenia nie uda się ustalić, mają wrócić do 81-letniego marszanda. Obrazy, co do których nie istnieją podejrzenia, że zostały skradzione lub pozyskane w wyniku szantażu przez niemieckich nazistów, zostaną wcześniej zwrócone Gurlittowi. Władze zachowają jedynie te obrazy, wobec których prawowici właściciele zgłosili roszczenia.
Autor książki "Obrazy są wśród nas" Stefan Koldehoff, zajmujący się od lat tematem skradzionych dzieł sztuki, powiedział PAP, że umowa zawarta z Gurlittem jest bezprecedensowa, ponieważ po raz pierwszy prywatny właściciel kolekcji sztuki zgodził się na jej "prześwietlenie" przez niezależnych ekspertów. Deklaracja Waszyngtońska z 1998 roku, podpisana przez kilkadziesiąt krajów, w tym Niemcy, zaleca krajom skontrolowanie kolekcji sztuki pod kątem obecności skradzionych dzieł. Jednak zalecenie to, będące jedynie "moralnym zobowiązaniem", dotyczy tylko muzeów i placówek publicznych.
W mieszkaniu Corneliusa Gurlitta w Monachium na początku 2012 roku policja zabezpieczyła 1280 dzieł sztuki. Eksperci przypuszczają, że blisko połowa zbioru może składać się z eksponatów zrabowanych przez władze III Rzeszy prawowitym właścicielom, głównie Żydom pozbawionym przez Hitlera po 1933 roku wszelkich praw.
Cornelius Gurlitt odziedziczył zbiory po swoim ojcu, znanym marszandzie Hildebrandzie Gurlitcie. Historyk sztuki handlował na polecenie władz III Rzeszy obrazami uznanymi przez nazistów za "sztukę zdegenerowaną", pochodzącymi z muzeów lub skonfiskowanymi czy też odkupionymi po zaniżonej cenie od prawowitych właścicieli, w większości Żydów. Część obrazów mogła zostać skonfiskowana przez nazistów w okupowanej Francji.
Eksperci z taskforce nie wykluczają, że niektóre skradzione obrazy mogą pochodzić z terenów Polski.
Władze Bawarii ukrywały przez długi czas fakt odnalezienia kolekcji. Dopiero w listopadzie 2013 roku o jej istnieniu poinformowały niemieckie media. Do kolekcji należą głównie dzieła artystów z początków XX wieku - Picassa, Chagalla, Noldego, Mackego, Matisse'a, Liebermanna i Dixa.
W domu kolekcjonera w Salzburgu w Austrii odkryto niedawno dalszych 238 dzieł sztuki, w tym 39 cennych płócien Moneta, Renoira, Courbeta, Gauguina, Toulouse-Lautreca i Liebermanna. Niemieckie władze nie mają prawa do interwencji w sprawie części kolekcji znajdującej się na terenie innego kraju.
Światowy Kongres Żydów i inne organizacje żydowskie oraz prywatni właściciele domagają się zwrotu obrazów oraz zmiany obowiązujących w Niemczech przepisów przewidujących, że nawet skradzione bądź nabyte w złej wierze dzieła sztuki stają się po 30 latach własnością ich obecnych posiadaczy.
Z Berlina Jacek Lepiarz (PAP)
lep/ mc/