Dziesiątki imprez każdego dnia, setki zaproszonych gości, pokazów i koncertów, wydarzenia o różnej tematyce często odległej od wiodącego tematu Expo, czyli żywności i wyżywienia - tak wygląda wystawa w Mediolanie. Temat głodu na świecie zepchnięto na margines.
Po pierwszym miesiącu od inauguracji organizatorzy odnotowali z zadowoleniem, że każdego tygodnia na tereny wystawowe mediolańskiej dzielnicy Rho przybywało po pół miliona ludzi.
Wizyta na Expo to główny cel szkolnych wycieczek z najodleglejszych nawet zakątków Włoch na progu wakacji. Codziennie liczba włoskich uczniów sięga 15-20 tysięcy.
Wraz ze zbliżaniem się sezonu letniego i początkiem szkolnych wakacji, rozpoczynających się w dużej części Włoch 8 czerwca, trwa wielkie odliczanie do masowego napływu zwiedzających. Ale już teraz w godzinach największego ruchu czy zwłaszcza w dni świąteczne trudno sobie wyobrazić, by mogło być ich jeszcze więcej. W czerwcu i lipcu oczekuje się przyjazdu co najmniej 2 milionów cudzoziemców. Łącznie przez pół roku ma być ich około 6-7 milionów.
Cel organizatorów to przekroczenie pułapu 20 milionów gości do końca października. Pierwsze dane świadczące o ogromnym zainteresowaniu wystawą wskazują, że może on być łatwy do osiągnięcia.
Ekspozycja zorganizowana pod hasłem „Wyżywienie planety, energia dla życia”, w której uczestniczy ponad 140 państw, międzynarodowych oraz włoskich organizacji i wielkich koncernów pełna jest paradoksów i niekiedy najbardziej oryginalnych połączeń. Jest to przede wszystkim niespotykany w Europie od lat ogromny pokaz arcydzieł architektury i pomysłowości, jakimi są niektóre pawilony, wykonane z najbardziej oryginalnych materiałów.
Nie sposób ogarnąć całej ekspozycji, jedna wizyta nie wystarczy, ale niestety musi, bo powrót uniemożliwiają wysokie ceny wstępu, sięgające nawet 40 euro od osoby - powtarzają zwiedzający w rozmowach z PAP, którzy przyjechali na Expo z odległych włoskich miast lub z zagranicy.
Teren ponad 1 miliona metrów kwadratowych niemal wszyscy oglądają pobieżnie i w pośpiechu, ograniczając się do zobaczenia zazwyczaj kilku wybranych wcześniej pawilonów.
Ekspozycja zorganizowana pod hasłem „Wyżywienie planety, energia dla życia”, w której uczestniczy ponad 140 państw, międzynarodowych oraz włoskich organizacji i wielkich koncernów pełna jest paradoksów i niekiedy najbardziej oryginalnych połączeń.
Jest to przede wszystkim niespotykany w Europie od lat ogromny pokaz arcydzieł architektury i pomysłowości, jakimi są niektóre pawilony, wykonane z najbardziej oryginalnych materiałów. To czasem połączenie niezwykłego nowoczesnego designu z prostotą i skromnością, poruszającą oszczędnością najbiedniejszych państw. Ich zwykłe, małe konstrukcje sąsiadują czasem z kolosami potęg gospodarczych świata.
"Jeden z afrykańskich pawilonów jest tak smutny, że wydaje się, że jest wielkim wołaniem o pomoc. To jedyne miejsce, w którym pomyślałem o głodzie na świecie, inne pawilony nie dają raczej takiej okazji; zbyt często widzę przepych i autoreklamę" - mówi polski student.
Goście, zwłaszcza Włosi, przychodzą z przygotowanym planem zwiedzania, głównie na podstawie prasowych recenzji, bo – jak tłumaczą - każda chwila jest tak cenna, że nie można tracić czasu na spacer bez opracowanej wcześniej trasy.
Najpopularniejsze i najbardziej atrakcyjne pawilony łatwo dostrzec z daleka, bo ustawiają się przed nimi długie kolejki. Na liście sporządzanych prywatnie rankingów pawilonów, do których spieszą zwiedzający, jest amerykański, odwiedzany średnio przez 20 tysięcy ludzi dziennie.
Jego przebojem są ekrany, na których można obejrzeć zabawne filmy na temat amerykańskiego jedzenia i zdrowego trybu życia. W kolejce do pawilonu, w której stoi się dość krótko dzięki dobrej organizacji, można usłyszeć od personelu, że cała konstrukcja kosztowała 40 milionów dolarów. Całość tej sumy pochodzi z prywatnych źródeł, także od znanych na całym świecie firm - chwalą się organizatorzy.
Rozbawienie budzi wielki napis przy wejściu: „American food”, bo – jak przyznają turyści - hasło to przywołuje całą gamę skojarzeń, od tych niezbyt pozytywnych, dalekich od wyobrażeń o zdrowej kuchni; ale jest w nim też duża dawka zachęcającej ironii. Wchodzą tam zatem i miłośnicy wielkich hamburgerów, jak i ci, którzy chcą zobaczyć, jak Amerykanie podeszli do tematyki tradycji kulinarnej, która wywołuje ambiwalentne uczucia. „Czekamy na przyjazd Pierwszej Damy Michelle Obamy” - mówią.
Zachwyt budzi też pawilon Brazylii, do którego przychodzi codziennie po kilkanaście tysięcy ludzi. Tam największą atrakcją jest rozwieszona wielka trampolina, na której radośnie podskakują dorośli i dzieci.
„Znaleźliśmy miejsce, w którym się odpoczywa, wystarczy usiąść na linowej siatce i rozglądać się wokół, a wszędzie witać skromny przyjazny ogród, symbol szacunku dla środowiska pod znakiem prostoty i umiaru” - podkreślają z zachwytem mieszkańcy Perugii, którzy wyszli po dłuższym relaksie pod brazylijskim dachem.
Paradoksalnie dopiero na trzecim miejscu pod względem popularności jest okazały pawilon gospodarzy, zgodnie oceniany jako jeden z najpiękniejszych i najoryginalniejszych z architektonicznego punktu widzenia. To śmiałe połączenie nieskładnej, wydawać się może, ciężkiej, asymetrycznej bryły z wrażeniem jej koronkowej lekkości.
Wizytówkę Italii odwiedza średnio każdego dnia 10 tysięcy osób. Prezentują się po kolei wszystkie regiony kraju.
Od 8 do 10 tysięcy osób dziennie przyciąga pawilon japoński, atrakcyjny przede wszystkim ze względu na swą oryginalną konstrukcję autorstwa architekta Atsushiego Kitagawary, złożoną z prawie 20 tysięcy drewnianych elementów, przez które w spektakularny sposób przebija światło słoneczne.
Japończycy przyjechali do stolicy Lombardii krzewić kulturę zdrowej żywności oraz taki model odżywiania, który wyklucza marnowanie jedzenia. Warto odstać nawet dwa - trzy kwadranse, by zobaczyć prezentowane w środku oszałamiające wręcz animacje multimedialne.
Z zachwytem, ale i smutkiem zwiedzający patrzą na pawilon Nepalu, uważany za arcydzieło rzemiosła. Rozbudowaną strukturę, przypominającą buddyjską świątynię, wyrzeźbiły całe rodziny nepalskich artystów i cieśli, których większość powróciła jednak do swego kraju na wiadomość o trzęsieniu ziemi. Ukończyli go po godzinach i w wielkim pośpiechu tuż przed inauguracją włoscy robotnicy na znak solidarności z narodem, który doświadczył kataklizmu.
„Dotykałam drewnianych konstrukcji, podziwiałam ten niezwykły projekt wzniesiony z takim pietyzmem ze wzruszeniem myśląc o Nepalczykach, którzy zostali bez dachu nad głową” - powiedziała starsza Amerykanka. Podkreśliła, że uznała przyjście do tego pawilonu za swój etyczny obowiązek.
Po kilku godzinach zwiedzania, zwłaszcza w upalny dzień, łatwo zapomnieć - wśród wielu emocji i atrakcji - wszystkie obejrzane narodowe pawilony. W zwiedzaniu przeszkadza hałas głośnej muzyki z ustawionych scen i kawiarenek pod gołym niebem.
Mieszkająca w Mediolanie Polka mówi, że raz na tydzień wraca do polskiego pawilonu, a przy okazji ogląda też inne. Cały teren wystawowy wydaje jej się wyjątkowo przyjazny. „Za każdym razem odkrywam coś nowego, to obecnie najbardziej kultowe miejsce w naszym mieście” - podkreśla. Wśród mediolańczyków zapanowała moda na jedzenie kolacji na terenie Expo, choć w weekendy trzeba w oczekiwaniu na wejście stać w gigantycznych kolejkach.
Wśród zwiedzających dominuje satysfakcja, że byli na imprezie, o której mówi cały świat.
"Przez wiele ostatnich lat Włochy były pośmiewiskiem, wytykano nas palcami z powodu skompromitowanych polityków i kryzysu. Potem były drwiny, że Włosi nigdy nie skończą wystawy na czas. I oto mamy ten fenomen świetnej organizacji i sukcesu" - mówi młody mediolańczyk, który dorabia do studiów jako kelner w jednej z restauracji.
Z Mediolanu Sylwia Wysocka(PAP)
sw/ ksaj/