Stacjonujący od trzech miesięcy k. Orzysza amerykańscy żołnierze zdążyli już się nauczyć pierwszych polskich słów. Poznają Mazury i chwalą kontakty z mieszkańcami. Cieszymy się, że możemy być częścią tej społeczności - mówi ich dowódca ppłk Steven Gventer.
Zdaniem st. kaprala Piotra Drwala, który jest jednym z trzech żołnierzy polskiego pochodzenia służących w stacjonującym w Bemowie Piskim k. Orzysza oddziale kawalerii pancernej USA, jego amerykańscy koledzy mają bardzo dobre wrażenia z dotychczasowego pobytu i kontaktów z mieszkańcami.
Jak mówił PAP, już pierwsze dni po przyjeździe były miłym zaskoczeniem. Amerykanie nie wiedzieli, jakie warunki czekają ich w nowym miejscu. Podczas pobytu na Łotwie spali w namiotach, więc spodziewali się, że tutaj może być podobnie. Okazało się, że zostali zakwaterowani w budynkach koszarowych, które - w ich ocenie - są bardzo dobrze wyposażone, a miejscowa stołówka szybko dostosowała się do amerykańskich gustów.
Większość czasu spędzają na poligonie i ćwiczeniach. W weekendy mają możliwość wyjścia na przepustki, które początkowo były dla nich głównie okazją, żeby zrobić zakupy i poznać najbliższą okolicę.
Potem zaczęli odwiedzać inne miejscowości na Mazurach, organizować tzw. "wycieczki kulturowe". Wielu zwiedziło "Wilczy Szaniec" w Gierłoży czy Twierdzę Boyen w Giżycku. Kolegów ze swojej baterii Drwal namówił na wyjazd do Białegostoku na mecz Jagiellonii, bo - jak tłumaczył PAP - wcześniej nie wiedzieli zbyt wiele o piłce nożnej.
Wielu amerykańskich żołnierzy nauczyło się już kilku podstawowych słów po polsku. Przyznają, że to dla nich bardzo trudny język, ale tłumacz jest przydzielony do każdej kompanii. Niektórzy zapamiętali nawet fragmenty refrenu polskiego hymnu, bo oddziały z wielonarodowej grupy batalionowej NATO uczestniczyły już w wielu oficjalnych uroczystościach.
Amerykanie podkreślają, że są pod wrażeniem serdeczności ze strony Polaków, których spotykają. "Ludzie są tutaj mili, bardzo przyjaźni. Gdy idziesz do miasta i spotykasz ludzi, to machają do ciebie i odwdzięczają się uśmiechem" - powiedział PAP sierż. Lazarus Mtunguja z Waszyngtonu.
Żołnierze zachwalają też krajobraz Mazur, okoliczne lasy i jeziora. Jak żartują, jedyne, co im się tutaj nie podoba, to komary. "Pogoda jest w zasadzie taka sama jak u mnie w domu. W moich rodzinnych stronach jest natomiast pełno gór. Tu jest trochę płasko" - powiedział sierż. Joshua Hadley, który pochodzi z Vermont.
Dla władz samorządowych Orzysza stacjonowanie oddziałów NATO to szansa na rozwój i promocję tego niewielkiego miasteczka, które w przyszłości chce zyskać miano "wojskowej stolicy Polski".
"Nasze oczekiwania powoli się spełniają. Opinie mieszkańców są bardzo przychylne. Ludzie cieszą się, że jest u nas natowskie wojsko. Żołnierzy widać w sklepach i restauracjach, wzrasta ruch turystyczny, tworzą się nowe obiekty hotelowe i gastronomiczne" - ocenił burmistrz Zbigniew Włodkowski.
Zdaniem burmistrza, dowództwu batalionowej grupy NATO zależy na integrowaniu się żołnierzy z miejscową społecznością. Żołnierze uczestniczyli w wielu uroczystościach patriotycznych, festynach i imprezach organizowanych przez lokalny samorząd. Angażowali się w inne działania służące mieszkańcom; pomogli urządzić place zabaw dla dzieci, prowadzili zajęcia sportowe dla uczniów, ułożyli chodnik przed jedną ze szkół.
Takie przyjazne gesty są obustronne - np. 4 lipca z okazji amerykańskiego Dnia Niepodległości - zgodnie z decyzją burmistrza - na masztach w centrum Orzysza zawisły obok siebie flagi USA, Polski i NATO.
"Po tych trzech miesiącach czujemy się świetnie zintegrowani z mieszkańcami, ludzie są dla nas bardzo dobrzy. Jesteśmy szczęśliwi, że możemy kontynuować nasz pobyt tutaj i być częścią tej społeczności" - powiedział PAP dowódca batalionowej grupy bojowej NATO ppłk Steven Gventer.
Amerykański oficer podkreślał też w rozmowie z PAP świetną współpracę z 15. Giżycką Brygadą Zmechanizowaną. Jak przypomniał, na poligonie w Orzyszu odbyły się wspólne ćwiczenia Puma i Saber Strike, które miały sprawdzić przygotowanie pododdziałów do realizacji zadań bojowych w przypadku zagrożenia.
Według ppłk. Gventera sojusznicze jednostki poznały już nawzajem swoje możliwości sprzętowe i umiejętności żołnierzy, nauczyły się wspomagać swoją siłą. "Polska brygada ma wozy pancerne i czołgi, my z kolei mamy lekką piechotę, więc to wszystko do siebie pasuje, znakomicie się uzupełniamy" - ocenił.
W czwartek ok. 350 żołnierzy batalionowej grupy bojowej z Orzysza pojedzie do Warszawy, by wziąć udział w polsko-amerykańskim pikniku wojskowym z okazji wizyty Prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa w Polsce. w ocenie ppłk. Gventera, to niezwykle ważne wydarzenie, a dla niektórych żołnierzy być może jedyna szansa w życiu, by spotkać prezydenta.
Zdaniem dowódcy 15. Giżyckiej Brygady Zmechanizowanej gen. Jarosława Gromadzińskiego, dotychczasowy pobyt batalionowej grupy bojowej NATO na Mazurach, odbyte razem szkolenia i ćwiczenia na poligonie, wzajemne doskonalenie procedur, pomogły sprawdzić w praktyce gotowość polskiej brygady do współpracy międzynarodowej. "To pokazało, że jesteśmy już przygotowani do przyjęcia każdej ilości wojsk sojuszniczych i współpracowania z nimi" - mówił.
Według generała przyjazd wielonarodowej grupy batalionowej spotkał się z zaciekawieniem ze strony mieszkańców Mazur. Jak mówił, Amerykanie i żołnierze z innych krajów niemal w każdy weekend są zapraszani do udziału w jakichś lokalnych uroczystościach. Nawet zupełnie małe miejscowości dopominają się o ich przyjazd. "Myślę, że dzisiaj wojska NATO stały się po prostu integralną częścią regionu" - ocenił.
Wielonarodowa batalionowa grupa bojowa NATO, której trzon stanowi ok. 800 żołnierzy z amerykańskiego batalionu kawalerii pancernej, stacjonuje na Mazurach od końca marca. W skład tej jednostki wchodzą też oddziały z Rumunii i Wielkiej Brytanii, do których dołączą żołnierze z Chorwacji.
Marcin Boguszewski (PAP)
mbo/ karo/