Lot nad Polską przykrytą śniegiem był silnym i niezwykłym przeżyciem. Miałem wrażenie, że widzę świat, który istnieje tylko na chwilę i tylko dla mnie - powiedział PAP fotograf Kacper Kowalski. Premiera jego nowej publikacji odbędzie się we wtorek w warszawskiej Leica Gallery.
PAP: Jest pan licencjonowanym instruktorem paralotniarstwa, który zdobył 50 nagród na międzynarodowych konkursach fotograficznych, m.in.: World Press Photo (3 razy), Picture of The Year International (4 razy), Grand Press Photo (9 razy). Co było pierwsze - fotografia czy paralotniarstwo?
Kacper Kowalski: Najpierw było latanie. Szukałem pretekstu i uzasadnienia dla siebie w powietrzu. To silnie uzależniająca pasja, która trwa od 1996 r. W tym samym czasie studiowałem architekturę, a następnie, po studiach, pracowałem w zawodzie i ścigałem się sportowo. Po czterech latach okazało się, że pasja do latania była silniejsza niż architektura, a latanie zajmowało całą moją świadomość. Był to moment, kiedy zdałem sobie sprawę, że muszę się "odkochać" albo znaleźć dla latania uzasadnienie. Zrobiłem kurs instruktorski, który nie tylko przygotowuje do nauczania, ale również daje silną podstawę do tego, aby zrozumieć latanie jeszcze szerzej. Okazało się jednak, że wolę latać sam niż wypuszczać w powietrze innych pilotów.
PAP: Jednoczesne latanie i fotografowanie nie jest niebezpieczne? Jak wygląda pana praca z technicznego punktu widzenia?
Kacper Kowalski: Z jednej strony każdy pilot w momencie, kiedy poczuje się w powietrzu wystarczająco pewnie, zaczyna fotografować, aby pokazać to co zobaczył. Nieraz słowa okazują się niewystarczające. U mnie też tak było. Latanie jest czynnością bliską medytacji - oznacza to głęboką i silną koncentrację, a z drugiej strony sprawia, że odczuwam powietrze i to co się w nim dzieje całym sobą. Zaczynałem w czasach analogowych. Wtedy fotografia była trudniejsza, ponieważ wiązała się chociażby z wymianą kliszy - wszystko to odbywało się w powietrzu. Dzisiejsza technologia zwiększa możliwości i ułatwia pracę.
PAP: Pana prace mówią o wpływie człowieka na środowisko, a dzięki temu, że są atrakcyjne estetycznie, zwracają uwagę na ważne tematy. Czy ptasia perspektywa nie ogranicza tej wypowiedzi?
Kacper Kowalski: To ciekawe pytanie, ponieważ ja nie zajmuję się fotografią w innych warunkach niż z powietrza. Nie bardzo wiem co ze sobą zrobić, gdy lecę bez aparatu. W górze nie jestem w stanie wejść w relację z uczestnikami wydarzeń, które fotografuję, przez co rzadko przedstawiam na zdjęciach wydarzenia jako takie. To nie jest klasyczna reporterska sytuacja. Poprzez klucz estetyki wywołuję emocje u oglądających. W ten sposób ograniczenia, które wiążą się z fotografowaniem od góry, zamieniły się w metodę pracy.
PAP: W poprzednich przedsięwzięciach pokazywał pan człowieka w sposób bezpośredni lub poprzez efekty jego działalności. W najnowszej publikacji pt. "OVER" nie ma zdjęć ludzi, dlaczego?
Kacper Kowalski: To również jest istotne z punktu widzenia metody i celu w jakim fotografowałem. Wcześniejsze prace bliskie są dokumentowi czy reportażowi. Oznacza to, że musiałem usunąć w cień moje emocje. Aby osiągnąć obiektywizm, rezygnowałem z własnego zdania. Moim tematem byli ludzie, których najchętniej przyłapywałem na gorącym uczynku: jak zmieniają otoczenie, jak wypoczywają na plaży, jak walczą z powodzią.
W wypadku "OVER" zacząłem się zastanawiać, co ja sam czuję będąc w powietrzu. To było silne i niezwykłe przeżycie, gdy przez trzy miesiące latałem nad Polską przykrytą świeżym śniegiem. Miałem świadomość, że widzę świat, który istnieje tylko na chwilę i tylko dla mnie - mam dostęp do warunków przyrodniczych pozwalających mi oddalić się od tu i teraz, aby pokazać prawdę o tym, co dzieje się nie tylko na ziemi.
"OVER" nie dotyczy już tylko ludzi i śladów cywilizacji, które istnieją w środku Europy wokół miejsc, w których żyjemy. To osobista i emocjonalna opowieść, w której użyłem krajobrazu. O ile wcześniej fotografowałem świat z góry, aby opowiedzieć ludziom prawdę o nich samych, tak teraz dałem sobie pretekst, aby zastanowić się nad sensem i zmierzyć się ze sobą samym.
PAP: Czy będąc wysoko nad ziemią zmiany zauważa się w większej skali?
Kacper Kowalski: Lubię wielokrotnie odwiedzać te same miejsca, aby zauważać zmiany. Interesuje mnie styk dwóch środowisk. Wówczas linia podziału jest bardziej wyraźna. Nie jestem jednak w stanie zawisnąć w miejscu. Paralotnia porusza się z prędkością 40 km/h, a ruch jest dla mnie bardzo ważnym elementem procesu: obserwuję, a w odpowiednim momencie mogę "wyciąć" z bezkresu krajobrazu fragment, który mnie interesuje.
"OVER" pozwolił mi na fotografowanie bez jakiegokolwiek celu i zastanawiania nad powodami, dla których decyduję się pokazać to czy inne miejsce. Będąc w górze po prostu podążałem za intuicją. Na wiosnę, gdy zacząłem oglądać wykonane dotychczas zdjęcia, zacząłem się zastanawiać, dlaczego człowiek przestał mnie interesować. Te wszystkie emocje, które tłumiłem w sobie, zaczęły się odzywać, np. świadomość tego, że latanie jest niebezpieczne; że mogę nie wrócić z lotu; wreszcie co po mnie zostanie? Stopklatka pozwala zastanowić się nad tym co może wydarzyć się dalej.
PAP: Zmiany w środowisku zachodzą szybko, ale z dnia na dzień nie jesteśmy w stanie odczuć ich skali. Myśli pan o tym, że za jakiś czas te zdjęcia będą stanowić jedyną dokumentację? Pokazywać jak świat wyglądał wcześniej?
Kacper Kowalski: Ludzie są przekonani, że zmieniając krajobraz, zniszczymy naturę. Nic bardziej mylnego. Ludzie nic nie mogą zrobić naturze. Jeśli dojdzie do katastrofy spowodowanej działalnością człowieka i zniszczymy przyrodę jaką znamy teraz, będzie to równoznaczne ze strzałem w kolano. My wyginiemy, a za milion lat ta przyroda odrodzi się w nieskończonej liczbie form, ale już bez nas. Jedyne co możemy zrobić to zniszczyć samych siebie.
PAP: Na książkę składa się 48 fotografii. Gdzie i kiedy powstały?
Kacper Kowalski: Wszystkie zdjęcia powstały od stycznia do marca 2016 r., czyli w bardzo krótkim okresie i specyficznych warunkach, gdy ziemia przykryta jest świeżym śniegiem, którego ludzie nie zdążyli jeszcze zadeptać. Wówczas zatarte są ślady naszej działalności.
Gdy oglądałem świat z góry widziałem formy abstrakcyjne - wyrywki rzeczywistości. Spod śniegu "wychodziła" prawda o cywilizacji, która istnieje tylko w naszej pysze i świadomości. Gdy zobaczymy z lotu ptaka prekolumbijskie rysunki z Nasca, widzimy fragment czyjejś działalności. Do końca nie wiadomo kto i po co to zrobił. Z pewnością były to fascynujące historie, ciekawe biografie ludzi, którzy za tym wszystkim stali, lecz z perspektywy czasu staje się to nieistotne, zatarte.
Jakiś czas temu trafiłem na badania, w których pytano ludzi terminalnie chorych, o to czego żałują. Większość mówiła o zaniedbaniu relacji z najbliższymi oraz zbyt dużej ilości czasu poświęconej na pracę. W momencie, gdy odchodzili, wszystko inne nie przestawało mieć znaczenie. Ludzie często żyją w przeświadczeniu, że muszą coś zmienić i zostawić po sobie ślad. Jeśli tego nie zrobią, to tak jakby ich naprawdę nie było.
PAP: To słuszne?
Kacper Kowalski: W średniowieczu ludzie stali przed gotyckimi kościołach drapiąc w kamieniu paznokciem, aby wydłubać dziurę - pozostały one do dziś - pozostawić po sobie jakiś ślad. Po to także malowali w grotach. Myślę, że jest to głęboko zakorzenione w ludzkiej naturze, że trzeba coś zrobić. Pojawia się pytanie: po co robi się cokolwiek? gdzie można znaleźć szczęście? To były dla mnie ważne pytania.
Latając podczas mgły, przy złej widoczności, zdawałem sobie jednocześnie sprawę z absurdu sytuacji, w której się znalazłem. Znajduję się blisko 150 m. nad ziemią, na plecach mam silnik spalinowy, za pomocą linek jestem przyczepiony do kawałka materiału. Mimo, że na dole zostali moi bliscy, mam przekonanie, że muszę lecieć bo inaczej jakby mnie nie było.
***
Kacper Kowalski (1977) od ponad 20 lat specjalizuje się w fotografii lotniczej i lata sportowo na paralotni. Jest pierwszym Polakiem, który przeleciał paralotnią bez napędu więcej niż 200 kilometrów, a także laureatem nagród i wyróżnień w polskich i międzynarodowych konkursach fotograficznych: World Press Photo (2009, 2014 i 2015), Picture of The Year International - POYi (2012, 2014, 2015, 2016), Grand Press Photo (9 razy) i wiele innych. W styczniu 2014 r. ukazała się pierwsza debiutancka książka fotograficzna pt. "Efekty uboczne".
Jego prace były prezentowane m.in. w Leica 6x7 Gallery Warszawa, Curator Gallery w Nowym Jorku, Arte Giani we Frankfurcie, Photo 12 w Paryżu i Los Angeles, Biennale Fotografii w Kolumbii.
We wtorek, 19 grudnia w Leica 6×7 Gallery w Warszawie odbędzie się spotkanie autorskie i premiera książki pt. "Over". (PAP)
autor: Marek Sławiński
edytor: Paweł Tomczyk
masl/ pat/aszw/