Film „Popioły” irytował, bo był niezgodny z nową narodową a nawet nacjonalistyczną retoryką komunistycznych władz PRL – mówi dr Łukasz Jasina z Muzeum Historii Polski. 24 września mija 50 lat od premiery tego obrazu Andrzeja Wajdy.
PAP: „Popioły” w reżyserii Andrzeja Wajdy już w momencie premiery wywołały kontrowersje. Dlaczego?
Dr Łukasz Jasina: Z prostego powodu. Film po raz pierwszy pokazano w 1965 roku. W tym czasie część komunistycznego establishmentu coraz częściej próbowała wykorzystywać polskie uczucia narodowe, a nawet odwoływać się do nacjonalistycznych nastrojów.
Grupa tzw. „partyzantów” pod wodzą ówczesnego szefa Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, Mieczysława Moczara, starała się tym samym zdobyć sympatię tych, których wcześniej prześladowała władza komunistyczna. Natomiast „Popioły” - jako dzieło artystyczne – wywodziły się nie z tradycji pocieszania serc i dumy narodowej, ale raczej z tego nurtu polskiej refleksji historycznej, która skupiała się na „rozdrapywaniu ran”.
Jest więc zrozumiałe, że film Wajdy nie mógł wywołać entuzjazmu w środowisku moczarowskim. Polacy w tym obrazie nie są bowiem pokazani w dobrym świetle. Tak samo - będący elementem polskiego mitu narodowego - udział Polaków w epopei napoleońskiej nie jest tutaj przedstawiony korzystnie.
Łukasz Jasina: Jest zrozumiałe, że film Wajdy nie mógł wywołać entuzjazmu w środowisku moczarowskim. Polacy w tym obrazie nie są bowiem pokazani w dobrym świetle. Tak samo - będący elementem polskiego mitu narodowego - udział Polaków w epopei napoleońskiej nie jest tutaj przedstawiony korzystnie.
PAP: Jaka była ta filmowa wizja Polaków w „Popiołach”, która tak zirytowała „partyzantów”?
Dr Łukasz Jasina: Był to obraz Polaków podzielonych, nie mających w sobie narodowej solidarności i nie jednoczących się w chwili próby. W filmie Wajdy arystokracja, szlachta i chłopstwo są sobie obce, nie współpracują ze sobą. Ponadto, pokazana została współpraca Polaków z zaborcami. No i „Popioły” są też opowieścią o tym, jak Polacy dali się uwieść Napoleonowi, a potem wykrwawiali się na różnych europejskich polach bitew, ostatecznie nie otrzymując nic w zamian.
Film szokował też wprowadzeniem na ekrany mocnej tematyki erotycznej. W polskim kinie bohater mógł być, co najwyżej, jak Pan Wołodyjowski w filmie Jerzego Hoffmana – bez skazy i zmazy, a już na pewno nie powinien wdawać się w skandalizujące romanse.
PAP: Co charakteryzowało tę moczarowską narodowo-komunistyczną narrację o polskości, którą tak zranił swoim filmem Wajda?
Dr Łukasz Jasina: Była to mieszanka elementów przedwojennej endecji, myślenia pozytywistycznego nakierowanego na współpracę z Rosją i dążenia do budowania uczuć patriotycznych w społeczeństwie. Ta narracja – w swej warstwie historycznej – miała służyć pokazywaniu raczej polskich sukcesów, aniżeli klęsk.
PAP: Władza stawiała też zarzuty, że film jest niezgodny z książkowym pierwowzorem, powieścią Stefana Żeromskiego...
Dr Łukasz Jasina: Po premierze filmu pojawiały się w prasie różne „błyskotliwe” analizy, pokazujące niezgodność „Popiołów” Żeromskiego z „Popiołami” Wajdy. Nierzadko były one śmieszne, bo wystarczy przeczytać powieść Żeromskiego, by zobaczyć, że – w gruncie rzeczy – Wajda zrobił bardzo wierną adaptację jego książki.
Zaznaczam też, że jakoś w 1965 roku nikomu nie przyszło do głowy, by krytykować Jerzego Kawalerowicza za odstępstwa od powieściowego „Faraona” Bolesława Prusa, czy Wojciecha Jerzego Hasa za różnice między jego filmową wersją „Lalki” a książkowym oryginałem...
PAP: Niektórzy jednak bronili filmu Wajdy...
Dr Łukasz Jasina: Bronili go przede wszystkim ludzie zajmujący się literaturą, tacy jak Marian Brandys. Zresztą, możemy go uznać za jednego z najwybitniejszych specjalistów od XIX stulecia, który właśnie w tamtym czasie zaczynał publikować swoją wielką serię historyczną dotyczącą epoki napoleońskiej - „Koniec świata szwoleżerów”. Bronili go więc ludzie, którzy doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że robienie z Andrzeja Wajdy wroga polskości tylko dlatego, że pokazał polskie wady narodowe, jest po prostu śmieszne i głupie.
Proszę też zauważyć, że za Wajdą wstawiały się nazwiska, które dziś znamy – Brandys, czy Szczepański. A kto dziś pamięta o atakującym Wajdę płk Zbigniewie Załuskim, ideologu moczarowców, którego największym zawodowym osiągnięciem była konsultacja polskich scen w radzieckim filmie historycznym.
PAP: Jak to się w ogóle stało, że władza wydała zgodę na nakręcenie obrazu, który wzbudził po premierze takie kontrowersje? Przecież w PRL decyzja o robieniu lub nierobieniu jakiegoś filmu była w PRL decyzją polityczną, a ktoś uprzednio musiał zaakceptować scenariusz...
Dr Łukasz Jasina: Trzeba pamiętać o tym, że polska produkcja filmowa była trochę inna niż w Związku Radzieckim. W ZSRR nie można było odstępować od zaakceptowanego przez czynniki polityczne scenariusza. Tam nawet na planie filmowym był zawsze ktoś, kto pilnował, czy przypadkiem reżyser nie oddala się od tego, co zostało już ustalone.
Tymczasem w Polsce film często ostatecznie różnił się od tego, co zapisano w scenariuszu. Stąd takim piekłem dla twórców była tzw. kolaudacja – komisyjny odbiór filmu, podczas którego szczególną rolę zwracano na jego wymowę polityczną. Zdarzało się, że po takiej komisyjnej prezentacji film, zamiast do kin, wędrował na półkę w magazynie.
Decyzja o kręceniu „Popiołów” - wbrew pozorom – była zrozumiała. Gdy zapadała, to środowisko „partyzantów” nie było jeszcze tak silne. Mocno trzymała się jeszcze ekipa związana z Władysławem Gomułką, której nie dało się zaliczyć do nacjonal-komunistów i która była raczej wrogo nastawiona do polskiego mitu narodowego.
W tamtym czasie, wszyscy polscy reżyserzy zabierali się za realizację jakiejś wielkiej produkcji historycznej – zrobił to więc i Wajda. No i też nikt nie spodziewał się, że „Popioły” wywołają aż takie kontrowersje.
PAP: Czy afera wokół „Popiołów” zaszkodziła Wajdzie w karierze reżyserskiej?
Dr Łukasz Jasina: W 1965 roku Wajda był już na tak wysokiej fali wznoszącej, że nie mógł mu się przydarzyć żaden poważniejszy kryzys. Wprawdzie po kilku miesiącach od premiery „Popiołów” wyjechał na Zachód, gdzie zrealizował jeden ze swoich bardziej zapomnianych filmów - „Bramy raju” na podstawie powieści Jerzego Andrzejewskiego – ale po pewnym czasie wrócił do Polski.
Nie zaszkodziły mu również zawirowania roku 1968. W drugiej połowie lat 60. okazało się, że siła talentu Wajdy i jego znaczenie są tak duże, że żadna władza nie jest w stanie pozbawić go możliwości robienia filmów. Jej przedstawiciele mogli, co najwyżej, ograniczyć się jedynie do słownych ataków na reżysera.
Łukasz Jasina: Najmocniejszym przykładem filmu zniszczonego przez „partyzantów” jest „Długa noc” Janusza Nasfetera. Choć film zrealizowano w 1967 roku, to swoją premierę miał dopiero w wolnej Polsce, w 1996 roku. W czasach PRL „Długa noc” nie miała szans na to, by zobaczyli ją widzowie, bo dotykała problemu polskiego antysemityzmu podczas II wojny światowej.
PAP: Czy w tym czasie powstały jeszcze jakieś inne dzieła filmowe - innych twórców - które spowodowały podobne kontrowersje?
Dr Łukasz Jasina: W latach 60. każde polskie dzieło o historii – zwłaszcza adaptacja znanej powieści – wywoływało potężne debaty. Ta wokół „Popiołów” była zdecydowanie największą w połowie tej dekady. Jednak znacznie większą temperaturę sporów wywoływały filmy o czasach bliższych, współczesnych.
Najmocniejszym przykładem filmu zniszczonego przez „partyzantów” jest „Długa noc” Janusza Nasfetera. Choć film zrealizowano w 1967 roku, to swoją premierę miał dopiero w wolnej Polsce, w 1996 roku. W czasach PRL „Długa noc” nie miała szans na to, by zobaczyli ją widzowie, bo dotykała problemu polskiego antysemityzmu podczas II wojny światowej.
Nasfeterowi zabroniono dotykania się „dorosłej” tematyki. Po latach odnalazł się jako reżyser filmów dziecięcych. Nota bene, dzięki temu zakazowi, zrealizował chyba najlepsze polskie filmy dziecięce. Żaden z jego kolegów po fachu nie był w stanie tak pokazać dziecięcej psychologii, jak on.
PAP: Wróćmy na koniec do „Popiołów”. Czy ten film – ze swoim krytycznym podejściem do polskości i polskiego mitu bohaterskiego – nadal pozostaje aktualny?
Dr Łukasz Jasina: „Popioły” się nie zestarzały. Jeśli chodzi o realizację, to są nadal bardzo nowoczesnym filmem, choć od premiery minęło już 50 lat. Przy współczesnych sporach Polaków dotyczących polskości i charakteru narodowego, ten film wciąż zachowuje aktualność.
Warto obejrzeć go również z tego powodu, że nie znajduje się on w czołówce najbardziej rozpoznawalnych filmów Wajdy. Wielu krytyków zachodnich – z powodu pewnego podobieństwa tytułów - myli go z produkcją „Popiół i diament” na podstawie powieści Jerzego Andrzejewskiego.
Pamiętajmy też, że w dorobku naszego wieszcza narodowego – jakim niewątpliwie jest Andrzej Wajda – znajduje się wiele filmów, które warto przypominać. Myślę, że po odkryciu „Popiołów” czas na wspomniane „Bramy raju”, „Krajobraz po bitwie” na podstawie Tadeusza Borowskiego, czy „Smugę cienia” - jedną z najlepszych w historii adaptacji prozy Josepha Conrada.
Róbmy to, póki mistrz z nami jest i może nam o tym wszystkim opowiedzieć.
Rozmawiał Robert Jurszo (PAP)
jur/ ls/