Laureatka tegorocznej literackiej nagrody Nobla powiedziała PAP w czwartek, że pisanie jest dla niej jak organiczny nawyk. Przyznała też, że wciąż nie może wyjść z zaskoczenia po otrzymaniu informacji o wyróżnieniu.
„Nie dociera to jeszcze do mnie i trudno mi jakoś zestawić moje nazwisko z nagrodą Nobla. Jestem zaskoczona, jaki to ma impakt na świecie. Dostałam mnóstwo telefonów, ale też tutaj w tym malutkim miasteczku zjechało się tylu dziennikarzy” - mówi Olga Tokarczuk PAP w miasteczku Bielefeld, w Nadrenii Północnej-Westfalii, gdzie miała od dawna zaplanowany wieczór autorski poświęcony niemieckiemu wydaniu „Ksiąg Jakubowych”. „I jeszcze jutro będzie się działo, więc mam nadzieję, że sobie poradzę. Prawdę mówiąc, tak najszczerzej, to nie dotarło do mnie i nie wiem dokładnie jak się czuję i co ja czuję” - wyznała.
Polska noblistka nie ukrywa, że uważa się „całkiem dobrą pisarkę”, ale zupełnie nie spodziewała się, że dostanie Nobla. „Wiedziałam, że jestem na liście. Ale co innego jest być na liście - wiele razy w życiu byłam na wielu listach - i nic z tego nie było. Poza tym jestem dość młoda jak na nagrodę Nobla. Wydaje mi się, że jestem jedną z najmłodszych zwyciężczyń. Wiedziałam, że moje nazwisko krąży, ale nie spodziewałam się tego” - podkreśliła Tokarczuk.
Opowiadając o chwili, w której dowiedziała się o tym, że została wybrana przez Szwedzką Akademię, oceniła, że stało się to "pośrodku niczego". „Byliśmy na autostradzie gdzieś między Berlinem a Bielefeldem. O 12:45 ktoś do mnie zadzwonił i zobaczyłam szwedzki numer na ekranie telefonu. Nagle poczułam jak rośnie mi ciśnienie. I to było to. Musieliśmy się zatrzymać na małym parkingu. Dowiedziałam się o nagrodzie Nobla pośrodku niczego, gdzieś na autostradzie. Nawet nie wiem gdzie to było” - mówiła pisarka.
Zdaniem Olgi Tokarczuk, to że współlaureatem literackiego Nobla został Austriak Peter Handke, jest symboliczne - oznacza, że nagroda idzie do Europy Środkowej. „Bardzo się cieszę, że jest nas dwoje. Ta nagroda idzie do Europy Środkowej, co jest niezwykłe. Dla mnie, jako Polki, oznacza to, że mimo problemów z demokracją w naszym kraju, wciąż mamy coś do powiedzenia światu. Mamy bardzo silną literaturę, silną kulturę. Jestem częścią tej siły, która jest w moim kraju i w Europie Środkowej” - podkreśliła.
Pytana dlaczego pisze, odparła wprost: „Nie umiem nic innego robić. Z wykształcenia jestem psychologiem klinicznym. Psychologia bardzo się zmieniła odkąd skończyłam studia. Moje ciało przyzwyczaiło się do tego, że chłonę i muszę oddać. Jestem przekaźnikiem. Nawet gdybym nie miała czytelników, to pewnie i tak bym zapisywała, pisała, wymyślała. Tak pracuje mój umysł. Zdaję sobie sprawę, że mam to szczęście, że uprawiam zawód, który jest oparty w całości na moim hobby i wielkiej przyjemności. Lubię to robić. To jest praca, ale lubię tę pracę”.
Tokarczuk porównała swój stosunek do pisania do oddawania krwi. Organizmy ludzi, którzy robią to regularnie są do tego przyzwyczajone. „To samo jest ze mną. Pisanie jest dla mnie organicznym nawykiem. Muszę oddać myśli, słowa. Nie mogłabym żyć bez pisania, nawet gdyby moi czytelnicy zdecydowali, że jest to głupie i złe, nadal bym pisała” - mówiła.
Zastrzegła jednocześnie, że pisanie nie sprowadza się do stukania w klawiaturę. „Pisanie to jest obserwowanie. To jest aktywne szukanie informacji, zdarzeń, sytuacji. To jest obserwowanie szczegółów. Zbieranie jak pszczółka, albo jak szczur, śmieci różnych z okolicy i składanie tego. To jest ciężka praca analityczna i syntetyczna zarazem. To się dzieje w wielu wymiarach i to się dzieje zawsze, więc ja nigdy nie jestem na żadnym urlopie” - przyznała.
Olga Tokarczuk cieszy się, że literatura - taka jak jej - umiejscowiona w małych wioskach - może stać się uniwersalna i zrozumiała dla ludzi na całym świecie. „Jesteśmy skonstruowani jak tort o wielu poziomach. Na górze jesteśmy tymi pojedynczymi osobami, ale gdzieś głębiej coraz więcej nas łączy. Na powierzchni są te rzeczy, które wydają się nas różnić: kolor skóry, język, kultura z jakiej pochodzimy, ubiór. Gdzieś pod spodem jesteśmy bardzo podobni. Żyjemy tym samym. Literatura ma możliwość dojścia do tego poziomu. Wtedy staje się uniwersalna” - stwierdziła pisarka.
Pytana przez PAP komu chciałaby zadedykować nagrodę, noblistka odparła: „Polakom”. Przypomniała, że dzieli nas kilka dni od wyborów. „Bardzo ważnych wyborów. Te wybory mogą zmienić przyszłość tego kraju. Chciałabym powiedzieć przyjaciołom, ludziom w Polsce, żeby zagłosowali właściwie. Za demokracją” - dodała.
Podczas konferencji prasowej, która odbyła się w Bielefeldzie przed wieczorem autorskim Tokarczuk opowiadała, że wszyscy ją przekonują, że „po Noblu” będzie inaczej. „W tym momencie nie czuje jednak żadnej zmiany. Dalej wykonuję swoją pracę. Jeszcze nie myślałam na co wydam pieniądze z nagrody. Nie wiem nawet ile to jest w złotówkach” - przyznała.
Ujawniła też, że na ceremonię wręczenia nagrody najprawdopodobniej poleci do Szwecji samolotem, mimo że jest znana z proekologicznej działalności.
„Ostatnio pojechałam samochodem do Norwegii i było to bardzo wyczerpujące. Chciałabym móc popłynąć łodzią, ale wydaje mi się, że w grudniu Bałtyk jest wyjątkowo niebezpieczny” - tłumaczy.
Na pytanie PAP, którą ze swoich książek lubi najbardziej odpowiedziała ze śmiechem: „Zawsze tę ostatnią”.
Z Bielefeldu Artur Ciechanowicz (PAP)
asc/ agz/