W Boże Narodzenie Syn Boży przychodzi na ziemię jako człowiek i wychodzi nam na spotkanie. Nie chce już mieszkać w niedostępnej światłości, ale chce być Emmanuelem, Bogiem z nami. Objawia się nam jako prawdziwy człowiek, ma twarz i ręce dziecka: "Albowiem Dziecię się nam narodziło, Syn został nam dany" - powiedział w rozmowie z PAP metropolita lubelski abp Stanisław Budzik.
"Wśród wielu określeń człowieka szczególnie interesująca jest ta, która mówi, że człowiek jest istotą szukającą. Szuka przez całe życie i nigdy nie jest zadowolony z efektów swojego poszukiwania. W sercu człowieka złożone są pragnienia tak wielkie, że nic, co skończone, nie potrafi ich zaspokoić" - podkreślił abp Budzik. Dodał, że "jakże cudownie w ludzkie poszukiwanie Boga wpisuje się uroczystość Narodzenia Pańskiego".
"Jak bardzo podobni jesteśmy do pasterzy z Betlejem, których ogarnęła światłość z wysoka, którzy uwierzyli najradośniejszej Nowinie, jaką kiedykolwiek powiedziano człowiekowi: +Dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel, którym jest Mesjasz Pan+. Pasterze pobiegli z pośpiechem do Betlejem i znaleźli Maryję, Józefa i Niemowlę leżące w żłobie" - powiedział abp Budzik.
Jego zdaniem, należy zadać sobie pytanie, jak się to stało, że do Betlejem nie trafił Herod, wpływowy władca, otoczony gronem biegłych doradców. Dlaczego nie znaleźli żłóbka faryzeusze i kapłani, którzy tak dobrze znali Pisma i przepowiednie o Mesjaszu? Dlaczego tak liczni mieszkańcy Jerozolimy nie otwarli się na Słowo, które stało się Ciałem i zamieszkało między nami. "Na świecie było Słowo – komentuje św. Jan – a świat stał się przez Nie, lecz świat Go nie poznał. Przyszło do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli".
Hierarcha podkreślił jednocześnie, że byli jednak tacy, którzy nie przespali nocy Bożego Narodzenia, którzy odkryli, że dokonało się coś decydującego w dziejach świata i człowieka. "Znaleźli Jezusa pasterze, ludzie prości, pogardzani przez wielkich tego świata. I odkryli Go Mędrcy ze Wschodu, którzy posiadali głęboką wiedzę i byli wytrwałymi poszukiwaczami prawdy. Bo mało wiedzy oddala od Boga. Oddala dla tych, którym się wydaje, że istnieje tylko to, co mieści się w ich ciasnej głowie. Natomiast dużo wiedzy przyprowadza do Boga z powrotem. Uświadamia człowiekowi, jak wiele jeszcze nie wie i jak bardzo wiara poszerza widnokrąg ludzkiego poznania" - podkreślił w rozmowie z PAP abp Budzik.
Dodał, że "wszystkim tym jednak, którzy Je przyjęli, dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi, tym którzy wierzą w imię Jego".
"Syn Boży przychodzi na ziemię. Staje się człowiekiem. Wychodzi nam na spotkanie. Nie chce już mieszkać w niedostępnej światłości, ale chce być Emmanuelem, Bogiem z nami. Objawia się nam jako prawdziwy człowiek, ma twarz i ręce dziecka: +Albowiem Dziecię się nam narodziło, Syn został nam dany+" - powiedział metropolita lubelski.
Dodał, że każde dziecko jest bezcennym darem Bożym: dla rodziców, dla ojczyzny, dla Kościoła i świata. "Dziękujemy dziś rodzinom, zwłaszcza wielodzietnym za ofiarne otwarcie się na dar życia. Dziękujemy Caritas i wszystkim instytucjom i organizacjom społecznym za to, że pochylają się na dziećmi potrzebującym pomocy i wsparcia. Wspieramy materialnie i duchowo dzieła, które wpisały się w atmosferę świąt Bożego Narodzenia i pozwalają zbudować Nowonarodzonemu gospodę pośród ludzkich dróg" - zaapelował abp Budzik.
Przywołał też słowa św. Jana Pawła II, który powiedział kiedyś do młodych, że "każdy powinien mieć swoje Westerplatte, jakiś wymiar zadań, które musi podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić".
Abp Budzik podkreślił, że parafrazując te słowa, możemy powiedzieć, że "każdy z nas powinien mieć swoje Betlejem, swoje miejsce, w którym narodzi się Bóg". I dodał: "Betlejem jest wszędzie tam, gdzie panuje miłość i poświęcenie, gdzie pamięta się o samotnych, chorych, smutnych i wątpiących. Betlejem jest tam, gdzie w potrzebującym człowieku, zwłaszcza dziecku, odkrywa się oblicze Chrystusa. Iść do Betlejem, to iść do swego sumienia, do swego serca. Zaprośmy więc Jezusa do naszego wnętrza" - zachęcił w rozmowie z PAP metropolita lubelski.
Boże Narodzenie to - według teologów - najważniejsze po Wielkanocy święto w roku. Jest to święto chrześcijańskie, wprowadzone dla uczczenia tajemnicy narodzenia Jezusa Chrystusa. Obchodzono je od IV wieku, najpierw w Rzymie.
W tamtym okresie na polecenie cesarzowej Heleny w Betlejem, miejscu narodzenia Jezusa, wzniesiono bazylikę Narodzenia Pańskiego. Później upowszechnił się zwyczaj budowania stajenki na pamiątkę, że Jezus narodził się właśnie w tym miejscu.
Pierwsza informacja o święcie Bożego Narodzenia obchodzonym 25 grudnia pochodzi z 356 roku.
Wcześniej dzień narodzin Jezusa obchodzono prawdopodobnie 6 stycznia. 25 grudnia ustanowiono dniem świątecznym jako przeciwwagę do pogańskiego święta słońca.
Podobnie jak dzień, nieznany jest dokładny rok narodzin Jezusa, ale wiadomo już prawie na pewno, że nie jest to rok tzw. zerowy, wymieniany w Nowym Testamencie. Król Herod zmarł w 4 roku p.n.e., dlatego niektórzy badacze skłaniają się do przyjęcia właśnie tego roku jako daty narodzin Jezusa; inni sądzą, że gwiazda betlejemska, towarzysząca narodzinom, była kometą Halleya widoczną w 12 roku p.n.e. lub kometą opisaną przez chińskich kronikarzy w 5 roku p.n.e.
W średniowieczu święto Bożego Narodzenia było obchodzone niezwykle hucznie i wesoło. Dopiero w XVII wieku zaczęła się kształtować tradycja, jaką znamy do dziś - święta radosnego, ale też pełnego zadumy nad życiem, śmiercią i zbawieniem.
Charakterystyczne dla Bożego Narodzenia są trzy msze święte wywodzące się z liturgii rzymskiej, które odprawia papież: o północy (pasterka - na pamiątkę wizyty pasterzy w stajence), o brzasku i w ciągu dnia.
W przeszłości Boże Narodzenie było nazywane w Polsce Godami, Godniami lub Godnymi Świętami - od starosłowiańskiego słowa god, czyli rok. Jak pisze Barbara Ogrodowska w książce "Święta polskie", nazwa ta pochodzi od zaślubin (godów) starego i nowego roku oraz nocy i dnia, gdyż czas Bożego Narodzenia zbiegał się z zimowym przesileniem.
Dawniej w Polsce pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia, czyli 25 grudnia, rozpoczynało poranne nabożeństwo. Potem czas spędzano przy suto zastawionym stole, na rozmowach, śpiewaniu kolęd, modlitwie i odpoczynku. Tego dnia powstrzymywano się od wszelkiej pracy, nie wolno było sprzątać, rąbać drewna, przynosić wody ze studni, a nawet gotować. Tradycja zakazywała również czesania się, przeglądania w lustrze i spania w ciągu dnia, zwyczajowo nie urządzano w tym dniu wesel ani zabaw, nie składano i nie przyjmowano wizyt poza spotkaniami z najbliższą rodziną.
Drugi dzień świąt jest dniem poświęconym męczeństwu św. Szczepana. W przeszłości popularnym zwyczajem, związanym prawdopodobnie z wczesnochrześcijańskimi praktykami zaklinania urodzaju, było obrzucanie się ziarnem. Podczas składania sobie życzeń sypali nim domownicy i sąsiedzi, dzieci używały go podczas powrotu z nabożeństwa do psot i zabaw, a kawalerowie nie szczędzili ziarna do obsypywania dziewcząt. Podobnie jak w pierwszy dzień świąt, nie pracowano, za to popularne było składanie wizyt rodzinie i sąsiadom.
Jeszcze na początku XX wieku żywa była tradycja, że drugi dzień świąt rozpoczynał dwanaście tzw. szczodrych dni (zwanych też czasem Godami), które trwały aż do Trzech Króli. Świętowano je podobnie jak Boże Narodzenie - nie należało pracować, za to trzeba było bawić się, jeść i odpoczywać.(PAP)
Stanisław Karnacewicz
skz/ mark/