Powieść Timura Vermesa "On wrócił", opisująca fikcyjny powrót Hitlera jako medialnego celebryty, stała się bestsellerem nie tylko w Niemczech. W czwartek na ekrany niemieckich kin wchodzi filmowa wersja przetłumaczonej na 41 języków książki.
Tylko w Niemczech sprzedano 2,3 mln egzemplarzy wydanej w 2012 roku powieści Vermesa, która do dziś dostępna jest w księgarniach. Przez wiele miesięcy satyra zajmowała pierwsze miejsce na listach bestsellerów.
Pisarz "przywrócił" Hitlera do życia w roku 2011. Wódz III Rzeszy budzi się w krzakach w pobliżu bunkra, gdzie 30 kwietnia 1945 roku popełnił samobójstwo. Zagubiony we współczesnym Berlinie, spędza pierwsze dni po przebudzeniu w kiosku z gazetami, przygarnięty przez dobrotliwego sprzedawcę. Z gazet dowiaduje się o tym, co wydarzyło się od 1945 roku. Dziwi się, że Polska jeszcze istnieje. "Czyżbym prowadził wojnę na darmo?" - pyta.
Hitler bardzo szybko wzbudza zainteresowanie mediów i staje się bohaterem popularnego talk-show w jednej z prywatnych stacji telewizyjnych. Jego krytyka demokracji parlamentarnej czy propozycje radykalnego rozwiązania problemów społecznych, rodem z lat 30., spotykają się z aprobatą widzów. Oglądalność programu bije rekordy, a Hitler staje się medialną gwiazdą.
Reżyser David Wnendt jest jednak zbyt ambitnym twórcą, by ograniczyć się tylko i wyłącznie do zekranizowania kultowej powieści. W jego filmie przywrócony do życia Hitler także robi zawrotną karierę w telewizji, ponieważ widzowie widzą w nim zdolnego i "politycznie nakręconego komedianta", jednak film demaskuje przede wszystkim niemieckie społeczeństwo - pisze agencja dpa.
Reżyser David Wnendt jest jednak zbyt ambitnym twórcą, by ograniczyć się tylko i wyłącznie do zekranizowania kultowej powieści. W jego filmie przywrócony do życia Hitler także robi zawrotną karierę w telewizji, ponieważ widzowie widzą w nim zdolnego i "politycznie nakręconego komedianta", jednak film demaskuje przede wszystkim niemieckie społeczeństwo - pisze agencja dpa.
Wnendt pokazuje, jak współczesne Niemcy ponownie przyjmują Hitlera, pozwalając mu na poruszanie problemów, które leżą narodowi na sercu - kontynuuje dpa. "Chciałem uwzględnić w filmie rzeczywistość, aby powiedzieć coś o naszym dzisiejszym społeczeństwie" - tłumaczy reżyser.
Film "pokazuje Niemcy, które ciągle jeszcze czekają na Hitlera" - formułuje tę myśl bardziej dobitnie tygodnik "Die Zeit". "To nie +fuehrer+ jest tym prawdziwym duchem z zaświatów, lecz naród" - zaznacza autor recenzji Peter Kuemmel. Niemiecka opinia publiczna, ukazana w filmie, akceptuje Hitlera jako osobę, która wizytuje kraj w charakterze rewizora i "ma zawsze w zanadrzu najsilniejsze argumenty". Przeszłość Hitlera staje się dla ludzi, którzy go teraz spotykają, bez znaczenia - dziwi się Kuemmel.
Współcześni Niemcy nie wybaczą Hitlerowi tylko dwóch wykroczeń - wyrzucenia na łąkę w Alpach papierowego kubka po kawie i zastrzelenia małego pieska, który ugryzł go w nogę. "Wszystko inne, co mówi i robi, nie napotyka na żaden sprzeciw" - czytamy w "Die Zeit".
Reżyser uzupełnił fabułę książki o dokumentalne zdjęcia ilustrujące reakcje zwykłych obywateli na Hitlera. Odtwórca roli "fuehrera" Oliver Masucci objechał z ekipą filmową Niemcy wzdłuż i wszerz, a materiał filmowy ze spotkań z mieszkańcami został wmontowany do filmu.
Recenzenci oceniają, że ten pomysł istotnie zwiększył wartość filmu, choć krytykują, że nie zawsze wiadomo, które sceny są grane przez aktorów, a które są dokumentem.
"Scena, gdy Hitler oddaje swój mundur do czyszczenia w tureckiej pralni i stoi w kalesonach, może być uznana za śmieszną. Jednak gdy młodzi ludzie tłoczą się wokół niego, by zrobić sobie selfie, i przy tej okazji nie tylko pokazują palcami znak zwycięstwa, lecz także - jakby to było coś zupełnie oczywistego - wyciągają prawą rękę w hitlerowskim pozdrowieniu, to należy zastanowić się nad stanem społeczeństwa" - pisze "Berliner Morgenpost". Zbyt często ludzie rozmawiający z filmowym Hitlerem powtarzali wyświechtany slogan: "nie wszystko (w III Rzeszy) było złe" - ocenia recenzent gazety Peter Zander.
Zagadując zwykłych obywateli, filmowy Hitler staje się "Adolfem prowokatorem", który "rzucając hasła wywoławcze, pomaga rozmówcom ujawnić ich prawdziwe poglądy, skrywane dotychczas ze względu na polityczną poprawność" - pisze "Welt am Sonntag".Wchodzi tym samym w rolę niemieckiego Le Pena, Haidera czy Wildersa, których w Niemczech dotychczas nie było.
"Nie możecie się mnie pozbyć, jestem częścią tego społeczeństwa" - mówi w jednej ze scen filmowy Hitler.
Wnendt zaznacza, że w przeciwieństwie do innych reżyserów nie chciał pokazać Hitlera jako "wcielenia zła". "Hitler też był człowiekiem, a nie bestią" - uważa reżyser, dodając: "Bez narodu i ludzi, którzy go dobrowolnie wybrali, Hitler nie doszedłby do władzy".
W końcowej scenie filmu Hitler jedzie w kabriolecie ulicami Berlina. Przechodnie pozdrawiają go, machają do niego z sympatią, robią zdjęcia, a niektórzy wznoszą prawe ramię w nazistowskim pozdrowieniu. Tylko jadący rowerem mężczyzna pokazuje mu z dezaprobatą środkowy palec. Ta scena kompletnie wytrąca z równowagi - pisze "Die Zeit".
Z Berlina Jacek Lepiarz (PAP)
lep/ akl/ ro/